– Nie wiem – odparł po chwili Damien.
– To oznacza, że szukamy kogoś, kto miał klucz. To Mark, doktor Hunt albo ty. A doktor Hunt ma alibi.
Damien uniósł lekko rękę, jakby był w szkole i chciał zadać pytanie.
– Hm, ja też. To znaczy mam alibi.
Spojrzał na nas z nadzieją, ale obydwoje pokręciliśmy głowami.
– Przykro mi – odezwała się Cassie. – W tym czasie twoja matka spała, nie może za ciebie ręczyć. A poza tym matki… – Wzruszyła ramionami z uśmiechem. – Twoja mama na pewno jest uczciwa, ale matki powiedzą cokolwiek, byle tylko ich dzieci nie miały kłopotów. Chwała im za to, lecz to oznacza, że tak naprawdę nie możemy traktować ich słów poważnie w ważnych kwestiach.
– Mark ma taki sam problem – dodałem. – Mel mówi, że z nim była, ale ona jest jego dziewczyną, a na nich można polegać mniej więcej w takim samym stopniu jak na matkach. Odrobinkę bardziej, aczkolwiek niewiele. Zatem tak przedstawia się sytuacja.
– A jeśli ty masz nam coś do powiedzenia – wtrąciła Cassie – to teraz jest właściwa chwila.
Cisza. Napił się 7-Up, a następnie spojrzał na nas z bezgranicznym zdumieniem przejrzystymi, błękitnymi oczami i pokręcił głową.
– Dobra – powiedziałem. – W porządku. Chciałbym, żebyś coś zobaczył. – Z namaszczeniem przewertowałem materiały zebrane w teczce – wzrok Damiena z niepokojem podążał za moją dłonią – i wyjąłem kilka fotografii. Położyłem je przed nim, jedną po drugiej, najpierw dokładnie się każdej przyglądając, tak aby musiał czekać.
– Katy z siostrami w Boże Narodzenie – rzuciłem. Plastikowa choinka, ozdobiona czerwonymi i zielonymi lampkami, Rosalind w środku, w błękitnym aksamicie, z szelmowskim uśmieszkiem skierowanym w stronę kamery, obejmuje bliźniaczki, Katy wyprostowana i uśmiechnięta, ma na sobie kamizelkę z koziej skóry, i Jessica uśmiechająca się niepewnie. Damien nieświadomie też się uśmiechnął. – Katy na rodzinnym pikniku dwa miesiące temu. – Ujęcie na zielonej trawie z kanapką.
– Wygląda na szczęśliwą, prawda? – rzuciła w moją stronę Cassie. – Miała iść do szkoły baletowej, wszystko się właśnie zaczynało… dobrze wiedzieć, że była szczęśliwa, zanim…
Jeden z polaroidów z miejsca zbrodni: pełne ujęcie skulonej postaci na kamiennym ołtarzu.
– Katy zaraz po tym, jak ją znalazłeś. Pamiętasz? – Damien poruszył się na krześle, napiął mięśnie i znieruchomiał.
Kolejne zdjęcie z miejsca przestępstwa, tym razem zbliżenie: zaschnięta krew na nosie i ustach, lekko otwarte oko.
– To samo: Katy w miejscu, gdzie porzucił ją zabójca.
Jedno ze zdjęć z sekcji.
– Katy następnego dnia. – Damien wypuścił powietrze. Wybraliśmy najgorsze zdjęcie, jakie mieliśmy: skóra twarzy ściągnięta i odsłonięta czaszka, dłonie w rękawiczkach z metalową linijką przy pęknięciu nad uchem, włosy z zakrzepłą krwią i odłamki kości.
– Trudno na to patrzeć, co? – szepnęła Cassie jakby do siebie. Jej palce unosiły się nad zdjęciami, przenosiły się na zbliżenia z miejsca zbrodni, gładziły policzek Katy. Spojrzała do góry na Damiena.
– Tak – szepnął.
– Widzisz, według mnie – powiedziałem, odchylając się na krześle i stukając w zdjęcie z sekcji – tylko szaleniec mógłby zrobić coś takiego małej dziewczynce. Jakieś zwierzę bez sumienia, które podnieca się, krzywdząc najbardziej bezbronnego człowieka, jakiego uda mu się znaleźć. Ale ja jestem tylko detektywem. Natomiast detektyw Maddox studiowała psychologię. Wiesz, kim jest specjalista od tworzenia portretów psychologicznych?
Krótkie potrząśnięcie głowy. Nie odrywał wzroku od fotografii, ale byłem pewien, że ich nie widzi.
– Ktoś, kto zajmuje się tym, jakiego rodzaju osoba popełnia daną zbrodnię, mówi policji, kogo powinni szukać. Detektyw Maddox jest u nas specjalistą od tworzenia portretów i ma swoją teorię na temat tego, jakiego rodzaju człowiek popełnił tę zbrodnię.
– Damien – odezwała się Cassie – coś ci powiem. Cały czas, od samego początku, twierdziłam, że to zrobił ktoś, kto tak naprawdę nie chciał tego robić. Ktoś, kto nie był agresywny, nie był zabójcą, nie podobało mu się zadawanie bólu, ktoś, kto to zrobił, ponieważ musiał. Nie miał wyboru. To właśnie mówiłam od momentu, gdy dostaliśmy tę sprawę.
– To prawda, potwierdzam – dorzuciłem. – My twierdziliśmy, że chyba upadła na głowę, ale ona się uparła: to nie jest psychopata, seryjny zabójca czy gwałciciel dzieci. – Damien się żachnął, na moment drgnęła mu broda. – Co o tym myślisz, Damien? Myślisz, że trzeba być jakimś chorym bydlakiem, żeby zrobić coś takiego, czy uważasz, że mogło się to przydarzyć jakiemuś normalnemu facetowi, który nie chciał nikogo skrzywdzić?
Usiłował wzruszyć ramionami, ale miał napięte mięśnie i wyszedł mu tylko groteskowy skurcz. Wstałem i przeszedłem się powoli wokół stołu, a następnie oparłem się o ścianę za jego plecami.
– No cóż, nigdy nie możemy być pewni, chyba że nam to powie. Ale załóżmy przez chwilę, że detektyw Maddox ma rację. W sumie to ona właśnie ma wykształcenie psychologiczne, jestem skłonny przyznać, że może mieć trochę racji. Załóżmy, że ten człowiek nie jest typem agresywnym, nigdy nie chciał nikogo zamordować. Tak się po prostu stało.
Damien wstrzymywał oddech. Wypuścił go, z lekkim westchnieniem znów nabrał powietrza do płuc.
– Już widywałem takich ludzi. Wiesz, co się z nimi później dzieje? Załamują się. Nie potrafią dalej żyć. Już nieraz to widzieliśmy.
– Nie jest to przyjemne – miękko odezwała się Cassie. – Wiemy, co się zdarzyło, sprawca wie, że wiemy, ale boi się przyznać. Myśli, że więzienie to najgorsze, co może się mu przytrafić. I tu się myli. Przez resztę życia będzie się budził każdego ranka, a wspomnienie będzie go atakować tak samo jak poprzedniego dnia. Co noc będzie się bał zasnąć, żeby nie śniły się mu koszmary. Myśli, że będzie lepiej, ale nigdy nie jest.
– I prędzej czy później – dodałem, stojąc w cieniu za jego plecami – przeżyje załamanie nerwowe i spędzi kilka kolejnych lat w wykładanej materacami celi, w piżamie, naćpany lekami. Albo pewnego dnia założy sobie na szyję sznur i powiesi się. Częściej, niż ci się to wydaje, Damien, sprawcy po prostu nie umieją stawić czoła kolejnemu dniowi.
Wszystko to oczywiście były bzdury. Z tuzina morderców, którzy nie zostali skazani, a których mógłbym wam wymienić od ręki, tylko jeden się zabił, ale on od początku miał problemy psychiczne i nigdy się nie leczył. Reszta żyje mniej więcej tak samo jak zawsze, mają pracę, chodzą do pubu i zabierają dzieci do zoo, a jeśli od czasu do czasu ogarnie ich strach, to się z tym nie zdradzają. Dobrze wiem, że ludzie potrafią się przyzwyczaić do wszystkiego. Wraz z upływem czasu nawet najbardziej nieprawdopodobne rzeczy żłobią sobie w umyśle niszę i stają się wspomnieniem czegoś, co po prostu kiedyś się wydarzyło. Lecz Katy była martwa zaledwie od miesiąca i Damien nie miał jeszcze czasu, by się przekonać, że jednak można żyć ze świadomością, iż popełniło się zbrodnię. Siedział sztywno na krześle, wpatrywał się w puszkę 7-Up i oddychał ciężko, jakby był ranny.
– Wiesz, kto przeżywa? – Cassie oparła się o stół i dotknęła palcami jego ramienia. – Ci, którzy się przyznają. Ci, którzy odsiedzą swój wyrok. Przykładowo siedem lat później jest po wszystkim, wychodzą z więzienia i mogą zacząć od nowa. Nie muszą patrzeć na twarz ofiary za każdym razem, gdy zamkną oczy. Nie muszą spędzać każdej sekundy przerażeni, że pewnego dnia zostaną złapani. Nie podskakują za każdym razem, gdy zobaczą policjanta albo ktoś zapuka do drzwi. Wierz mi, na dłuższą metę to właśnie im się udaje.
Читать дальше