– Jeszcze nie wiemy – odparłem. Nie chciałem się w to wdawać.
– Jeśli coś wyjdzie… – Wbił ręce jeszcze głębiej w kieszenie spodni. – Cokolwiek, o czym chciałbym wiedzieć. Zadzwonisz do mnie?
– Jasne. – Cały dzień nic nie miałem w ustach, ale jedzenie było ostatnią rzeczą, o której myślałem, chciałem już wrócić do Damiena i miałem wrażenie, że zamawianie pizzy trwa wieki. – Spoko.
***
Damien napił się 7-Up z puszki, ale odmówił pizzy, oświadczył, że nie jest głodny.
– Na pewno? – spytała Cassie, usiłując złapać niteczki sera w palce. – Boże, jak byłam studentką, nigdy nie rezygnowałam z darmowej pizzy.
– Ty nigdy nie rezygnujesz z jedzenia i tyle – wtrąciłem. – Jesteś jak odkurzacz. – Cassie, nie mogąc odpowiedzieć z pełnymi ustami, wesoło pokiwała głową i uniosła do góry kciuki. – No dalej, Damien, częstuj się. Musisz mieć siłę, trochę tu zabawimy.
Szeroko otworzył oczy. Machnąłem w jego kierunku kawałkiem, ale tylko pokręcił głową, więc wzruszyłem ramionami i zająłem się jedzeniem.
– Dobra – odezwałem się – porozmawiajmy o Marku Hanlym. Jaki jest?
Damien zamrugał.
– Mark? W porządku. Raczej wymagający, tak myślę, ale chyba taki powinien być. Nie mamy za dużo czasu.
– Widziałeś, żeby kiedykolwiek był agresywny? Stracił panowanie nad sobą? – Machnąłem ręką w stronę Cassie, żeby rzuciła mi chusteczkę.
– Tak, nie… To znaczy tak, czasem się wkurza, jeśli ktoś się wygłupia, ale nigdy nie widziałem, żeby kogoś uderzył.
– A myślisz, że mógłby to zrobić, gdyby się wystarczająco rozzłościł? – Wytarłem dłonie i przekartkowałem notes, usiłując nie zatłuścić kartek.
– Ale z ciebie flejtuch – rzuciła mi Cassie, w odpowiedzi pokazałem jej środkowy palec. Damien patrzył na nas wytrącony z równowagi.
– Co? – spytał w końcu niepewnie.
– Czy myślisz, że Mark mógłby się zrobić agresywny, gdyby został sprowokowany?
– Chyba tak. Nie wiem.
– A ty? Zdarzyło ci się kogoś uderzyć?
– Co… nie!
– Powinniśmy byli zamówić pieczywo czosnkowe – rzekła Cassie.
– Nie będę siedział w jednym pokoju z dwójką ludzi i czosnkiem. Myślisz, że co by się musiało stać, żebyś kogoś uderzył, Damien?
Otworzył usta.
– Nie wyglądasz na agresywnego, ale każdy ma jakiś czuły punkt. Uderzyłbyś kogoś, gdyby na przykład obraził twoją matkę?
– Ja…
– Albo dla pieniędzy? Albo w samoobronie? Co by to musiało być?
– Ja nie… – Damien mrugał szybko. – Nie wiem. To znaczy ja nigdy… ale chyba wszyscy, tak jak mówiliście, każdy ma czuły punkt, nie wiem…
Kiwnąłem głową i skrzętnie to zanotowałem.
– Może masz ochotę na jakąś inną? – spytała Cassie, przyglądając się pizzy. – Osobiście uważam, że najlepsza jest z szynką i ananasem, ale w pokoju obok mają jakąś męską pizzę z pepperoni i kiełbasą.
– Co? Nie, dzięki. Kto jest…? – Czekaliśmy, jedząc. – Kto jest w pokoju obok? Czy wolno mi pytać?
– Jasne – odparłem. – Mark. Seana i doktora Hunta wysłaliśmy już do domu, ale nie możemy jeszcze puścić Marka.
Patrzyliśmy, jak Damien coraz bardziej blednie, w miarę jak przetwarza w głowie informację i to, co z niej wynika.
– Dlaczego? – zapytał słabo.
– Nie mogę o tym mówić – odpowiedziała Cassie, sięgając po kolejny kawałek pizzy. – Przykro mi. – Damien spojrzał na jej rękę, później twarz, aż w końcu na mnie.
– Mogę ci tylko powiedzieć – odezwałem się, wskazując w jego stronę kawałkiem pizzy – że traktujemy tę sprawę bardzo, bardzo poważnie. W swojej pracy widziałem już wiele złych rzeczy, ale to… Nie ma na świecie gorszej zbrodni niż zamordowanie dziecka. Całe jej życie się skończyło, lokalna społeczność jest przerażona, jej przyjaciele nigdy nie przejdą nad tym do porządku, rodzina jest zdruzgotana…
– Załamana – dodała niewyraźnie Cassie. Damien głośno przełknął ślinę, spojrzał w dół na puszkę z 7-Up, jakby o niej zapomniał, i zaczął bawić się odstającą blaszką.
– Ktokolwiek to zrobił… – Potrząsnąłem głową. – Nie wiem, jak może z tym żyć.
– Zetrzyj sobie sos – rzuciła mi Cassie i pokazała na kącik ust. – Nigdzie nie można cię zabrać.
***
Skończyliśmy prawie całą pizzę. Nie miałem na nią ochoty – sam zapach tłuszczu był nie do zniesienia – ale za to Damien robił się coraz bardziej podenerwowany. Przyjął w końcu kawałek, siedział, żałośnie wybierając z wierzchu fragmenty ananasa i pogryzając je, poruszał głową, patrząc to na mnie, to na Cassie, jakby śledził mecz tenisowy z bliskiej odległości. Pomyślałem o Samie: Mark raczej nie da się ogłupić pepperoni i serem.
W kieszeni zawibrowała mi komórka. Sprawdziłem na ekranie: Sophie. Wyszedłem na korytarz, za moimi plecami odezwała się Cassie:
– Detektyw Ryan opuszcza pokój przesłuchań.
– Cześć, Sophie.
– Hej. Najnowsze wiadomości: żadnych śladów włamania. A rydel to broń, którą dokonano gwałtu. Wygląda na to, że został umyty, ale znaleźliśmy w pęknięciach ślady krwi. Znaleźliśmy także sporą ilość krwi na plandece. W dalszym ciągu sprawdzamy rękawiczki i plastikowe worki, będziemy je tak sprawdzać do emerytury. Pod plandekami znaleźliśmy też latarkę. Są na niej ślady, choć niewielkie, ma też nalepkę Hello Kitty, więc założę się, że należała do waszej ofiary, tak samo jak i odciski. Jak sobie radzicie?
– W dalszym ciągu pracujemy nad Hanlym i Donnellym. Callaghan i Hunt zostali wypuszczeni.
– Teraz mi to mówisz? Na litość boską, Rob. Wielkie dzięki. Zbadaliśmy cały cholerny samochód Hunta. Nic, co oczywiste. Brak też krwi w samochodzie Hanly’ego. Za to jest z milion włosów, włókien i tak dalej; jeśli ją tam trzymał, to nie przejął się zbytnio sprzątaniem, więc może uda nam się znaleźć coś pasującego. Szczerze mówiąc, wątpię, żeby kiedykolwiek go czyścił. Jeśli skończą mu się kiedyś stanowiska archeologiczne, może zacząć prace pod przednim siedzeniem.
***
Zatrzasnąłem za sobą drzwi.
– Detektyw Ryan wchodzi do sali przesłuchań – powiedziałem w stronę kamery i zabrałem się do sprzątania po pizzy. – Dzwonili z laboratorium – powiedziałem do Cassie. – Potwierdzili dowód, który znaleźliśmy. Damien, skończyłeś już? – Wrzuciłem kawałek pizzy bez ananasa z powrotem do pudełka, zanim zdążył odpowiedzieć.
– Takie wiadomości lubimy – odparła, sięgnęła po chusteczkę i wytarła blat stołu. – Damien, potrzebujesz czegoś, zanim wrócimy do pracy?
Damien patrzył pozbawionym wyrazu wzrokiem, usiłując nadążyć, wreszcie potrząsnął głową.
– Świetnie. – Rzuciłem pudełko w kąt i wysunąłem krzesło. – W takim razie zacznijmy od tego, co dziś odkryliśmy. Jak myślisz, dlaczego wezwaliśmy tutaj waszą czwórkę?
– Chodzi o tę dziewczynkę – odpowiedział słabo. – Katy Devlin.
– No tak, oczywiście. Ale jak myślisz, dlaczego wezwaliśmy tylko waszą czwórkę? Dlaczego nie wezwaliśmy reszty?
– Powiedział pan… – Damien ścisnął w dłoni puszkę 7-Up, jakby się bał, że i ją mu zabierzemy. – Pytał pan o klucze. Kto miał klucze do szop.
– Bingo! – Cassie pokiwała głową. – Właśnie.
– Czy, hm…? – przełknął. – Czy znaleźliście coś w jednej z szop?
– Tak jest – odpowiedziałem. – Znaleźliśmy coś w obydwu szopach, ale byłeś blisko. Nie możemy podać żadnych szczegółów, ale mamy dowody na to, że Katy została zabita w szopie na znaleziska w poniedziałkową noc i schowana w szopie na narzędzia na cały wtorek. Nie było włamania. Jak myślisz, co to oznacza?
Читать дальше