Stopniowo do mnie docierało, jak wiele postawiłem na jedną kartę. Mogłem przecież zadzwonić do Sophie i poprosić, żeby tu przyjechała i sprawdziła szopę na znaleziska, w razie gdyby to nie wypaliło, nie musiałem nikomu nic mówić. Zamiast tego zająłem całe wykopaliska i wyciągnąłem praktycznie wszystkich, którzy mieli coś wspólnego ze śledztwem, a jeśli okaże się, że to fałszywy trop, to nawet nie chcę myśleć, co powie O’Kelly.
Po chwili, która wydała mi się godziną, usłyszałem:
– Rob! – Poderwałem się z podłogi, rozrzucając wokół papiery. To był głos Cassie: czysty, chłopięcy, podekscytowany. Wpadła na schody, chwyciła klamkę od drzwi i popchnęła je, otwierając na oścież.
– Rob, mamy rydel. W szopie na narzędzia, pod plandekami. – Była zarumieniona i zdyszana i najwyraźniej zapomniała, że prawie ze sobą nie rozmawiamy. Sam o tym na chwilę zapomniałem, na dźwięk jej głosu poczułem w sercu dawną iskierkę ciepła.
– Zostań tutaj – poleciłem Sweeneyowi – i szukaj dalej. – Sam ruszyłem za nią. Już biegła z powrotem do szopy z narzędziami, przeskakując zgrabnie przez koleiny i kałuże.
W szopie z narzędziami panował bałagan: taczki stały w najdziwniejszych pozycjach, kilofy i łopaty oraz rydle kłębiły się pod ścianami, dookoła leżały wielkie, chwiejące się stosy powgniatanych metalowych wiader oraz pianki do klęczenia i kamizelki odblaskowe (ktoś napisał WŁÓŻ NOGĘ TUTAJ ze strzałką wskazującą dół tyłu leżącej na wierzchu kamizelki), wszystko pokryte było warstwami wyschniętego błota. Kilka osób trzymało tutaj swoje rowery. Cassie i Sam przeszukiwali szopę od lewej do prawej. Wygląd lewej strony bez wątpienia wskazywał, że została już przetrząśnięta – była uporządkowana.
Sam klęczał wewnątrz szopy pomiędzy zepsutymi taczkami a stertą zielonych plandek, w dłoni, na której miał rękawiczkę, trzymał róg jednej z nich. Ruszyliśmy pomiędzy narzędziami i wcisnęliśmy się w wolną przestrzeń za jego plecami.
Rydel leżał wepchnięty za stertę plandek, pomiędzy nimi a ścianą, wciśnięto go tak mocno, że wyrwał dziurę w twardym materiale. Brakowało tutaj żarówki i nawet przy otwartych na oścież drzwiach niewiele było światła, ale Sam poświecił latarką na rączkę: SC, duże, nierówne litery o gotyckich zakrętasach, głęboko wypalone w polakierowanym drewnie.
Nastąpiła długa chwila ciszy, z oddali dobiegało tylko szczekanie psa i alarm samochodowy, dźwięczący z nieustającą, mechaniczną determinacją.
– Powiedziałbym, że plandeki nie są zbyt często używane – cicho odezwał się Sam. – Były pod innymi rzeczami, pod popsutymi narzędziami i resztą. A czy Cooper nie powiedział, że Katy została prawdopodobnie w coś owinięta, zanim została znaleziona?
Wstałem i otrzepałem z brudu kolana.
– Tutaj – powiedziałem. – Jej rodzina szukała jej jak oszalała, a ona cały czas była tutaj. – Za szybko wstałem i przez chwilę miałem wrażenie, że szopa zachwiała się i rozmazała, w uszach usłyszałem szum.
– Kto ma aparat? – spytała Cassie. – Musimy to sfotografować, zanim zapakujemy.
– Ludzie Sophie – odparłem. – Trzeba ich tu zawołać.
– Popatrz – rzucił Sam. Poświecił latarką na część szopy znajdującą się po prawej stronie, wyłowił dużą, plastikową torbę pełną gumowych rękawiczek i zielonych rękawiczek ogrodowych z wełnianymi grzbietami. – Gdybym potrzebował rękawiczek, wziąłbym sobie po prostu parę stąd i wrzucił je tam z powrotem.
– Detektywi! – wrzasnęła Sophie gdzieś na zewnątrz. Drgnąłem.
Cassie zaczęła się podnosić, rzuciła okiem na rydel.
– Ktoś chyba powinien…
– Ja zostanę – zaproponował Sam. – Wy idźcie.
Sophie stała na schodach do szopy ze znaleziskami, w dłoni trzymała czarną latarkę.
– Tak, to na pewno wasze miejsce zbrodni – oznajmiła. – Starał się je sprzątnąć, ale… Chodźcie zobaczyć.
Dwoje techników wcisnęło się w kąt, chłopak trzymał dwie wielkie butelki ze sprayem, Helen stała z kamerą wideo, spod maski wyzierały wielkie, pełne zaskoczenia oczy. Szopa na znaleziska była za mała dla pięciu osób, technicy zmienili ją w coś w rodzaju prowizorycznej, partyzanckiej sali tortur: okna oklejone papierem, kołyszące się nad głowami żarówki, zamaskowane postaci w rękawiczkach, które czekają tylko na odpowiednią chwilę, by ruszyć do akcji.
– Zatrzymajcie się przy biurku – poleciła Sophie – z dala od półek. – Zatrzasnęła drzwi – wszyscy się wzdrygnęli – i przycisnęła taśmę z powrotem do szczeliny.
Luminol wchodzi w reakcję nawet z najmniejszą ilością krwi, sprawia, że w świetle ultrafioletowym zaczyna się świecić. Można obryzganą ścianę pomalować, wyczyścić dywan, aż będzie wyglądał jak nowy, a luminol i tak wskrzesi zbrodnię w każdym najmniejszym szczególe. Gdyby Kiernan i McCabe go mieli, mogliby zarekwirować samolot do opryskiwania pól i luminol rozpylić nad lasem, pomyślałem i przez chwilę walczyłem z histerycznym śmiechem. Razem z Cassie przycisnęliśmy się do biurka, kilka centymetrów od siebie. Sophie dała znak technikowi, żeby podał jej spray, włączyła latarkę i wyłączyła żarówkę. W ciemnościach słyszałem, jak wszyscy oddychamy, pięć par płuc wciąga zakurzone powietrze.
Syk sprayu, błyskające czerwone światełko włączonej kamery. Sophie przykucnęła i zbliżyła latarkę do podłogi, w pobliżu półek.
– Tutaj – powiedziała.
Usłyszałem, jak Cassie gwałtownie wciąga powietrze. Podłoga zaświeciła szalonym, białoniebieskim wzorem, który przypominał jakieś groteskowe, abstrakcyjne malowidło: krwawe łuki w miejscach, gdzie rozlała się krew, okręgi plam, gdzie utworzyła kałuże i zaczęła schnąć, rozłożyste ślady szorowania, gdzie ktoś, sapiąc, z desperacją starał się ją zetrzeć. Lśniła pomiędzy szczelinami w podłodze, wżarta głęboko w chropowate słoje desek. Sophie przesunęła światło latarki do góry i po raz kolejny użyła sprayu: drobne krople rozsiane były wzdłuż spodu metalowych półek, tworzyły smugę, która przypominała pismo szaleńca. Ciemność pochłonęła niepoukładane papierzyska i torby pełne potłuczonych naczyń glinianych i sprawiła, że zawiśliśmy w smolistej przestrzeni, byliśmy tylko my i morderstwo: błyszczące, wyjące, odgrywające się nieustannie na naszych oczach.
– Jezus Maria – powiedziałem. – Katy Devlin zmarła na tej podłodze. Siedzieliśmy w tej szopie i przesłuchiwaliśmy zabójcę dokładnie w miejscu zbrodni.
– Nie ma szans, żeby to był jakiś wybielacz – rzekła Cassie. Luminol z dodatkiem utleniacza – siarczanu miedzi – daje fałszywy wynik pozytywny dla wszelkiego rodzaju domowych wybielaczy, ale obydwoje wiedzieliśmy, że Sophie by nas tutaj nie wzywała, gdyby nie była pewna.
– To na pewno krew – rzekła Sophie.
W głębi duszy myślę, że zwątpiłem już, czy ta chwila nadejdzie. Przez ostatnie kilka tygodni dużo myślałem o Kiernanie, jak siedzi wygodnie na emeryturze na wybrzeżu, nawiedzany przez sny. Tylko najszczęśliwszy z detektywów przeżywa całą swoją zawodową karierę bez co najmniej jednej tego typu sprawy, a jakaś część mojej duszy od samego początku żywiła przekonanie, że Operacja Westalka – ostatnia, jaką sam bym kiedykolwiek wybrał – będzie taką sprawą dla mnie. Z pełnym bólu skupieniem zdałem sobie sprawę, że nasz człowiek nie jest już archetypem bez twarzy, który bierze udział w zbiorowym koszmarze, by po chwili rozpłynąć się w ciemności. Siedział w kantynie, zaledwie kilka metrów obok, miał na sobie zabłocone martensy i pił herbatę, obserwowany uważnie przez O’Gormana.
Читать дальше