Zobaczyłem, jak Rosalind rzuca szybkie spojrzenie w stronę kamery, był to błyskawiczny ruch, ale zimny uśmieszek się nie zmienił.
– Myślę, że dobrze pani wie, że bardzo chętnie pomogę w śledztwie. Po prostu nie mam ochoty z panią rozmawiać i jestem pewna, że doskonale pani wie dlaczego.
– Powiedzmy, że nie wiem.
– Och, przecież to było oczywiste od samego początku, że moja siostra nic pani nie obchodzi. Interesowało panią tylko flirtowanie z detektywem Ryanem. A czy nie jest wbrew zasadom sypianie ze swoim partnerem?
Poczułem świeży atak furii, tak silny, że prawie zabrakło mi tchu.
– Jezus Maria! To o to chodzi? Myślałaś, że jej powiedziałem – Rosalind strzelała na oślep, nigdy nie wspomniałem o tym słowem ani jej, ani nikomu innemu, a jeśli Cassie myślała, że tak zrobiłem, i postanowiła się w ten sposób zemścić, nawet mnie nie pytając…
– Zamknij się – odezwała się zimno za moimi plecami. Ścisnąłem ręce i patrzyłem na telewizor. Byłem tak zły, że prawie nic nie widziałem.
Na ekranie Cassie nawet nie drgnęła, kiwała się na krześle i kręciła ze zdumieniem głową.
– Panno Devlin, mnie nie tak łatwo zbić z tropu. Obydwoje z detektywem Ryanem podchodzimy w ten sam sposób do śmierci pani siostry: chcemy znaleźć jej mordercę. Więc dlaczego tak nagle nie chce pani o tym rozmawiać?
Rosalind się roześmiała.
– W ten sam sposób? Nie sądzę. On jest w szczególny sposób związany z tą sprawą, nieprawdaż?
Nawet mimo niewyraźnego obrazu widziałem, jak Cassie zamrugała ze zdziwienia, a na twarzy Rosalind pojawił się wyraz dzikiej satysfakcji, gdy zdała sobie sprawę, że tym razem udało jej się trafić.
– Och – odezwała się słodkim głosikiem. – To znaczy, że pani nie wie?
Umilkła na ułamek sekundy, wystarczająco, by podkreślić efekt, ale dla mnie zdawało się to trwać całe wieki, ponieważ wiedziałem, z nieuchronną pewnością, co powie za chwilę. Myślę, że to właśnie muszą czuć kaskaderzy, kiedy coś idzie nie tak, albo dżokeje spadający z konia w pełnym galopie, dziwnie spokojny ułamek sekundy chwilę przedtem, nim ciało uderzy o ziemię, gdy w głowie pojawia się tylko pewność: to teraz. Nadchodzi.
– To on jest tym chłopcem, którego przyjaciele zaginęli w Knocknaree dawno temu – poinformowała Rosalind. Jej głos brzmiał wysoko, jak w musicalu, był wręcz znudzony, ale słyszałem w nim cień zadowolenia. – Adam Ryan. Wygląda na to, że nie o wszystkim pani mówił, prawda? – A jeszcze kilka minut temu wydawało mi się, że nie ma szans, bym poczuł się gorzej i przeżył.
Cassie na ekranie postawiła krzesło na podłodze i podrapała się w ucho. Ugryzła się w wargę, żeby ukryć uśmiech, lecz ja już nie zastanawiałem się, co robi.
– A pani powiedział?
– Tak. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy, naprawdę.
– A powiedział także, że miał brata, który zmarł, gdy miał szesnaście lat? Że dorastał w sierocińcu? Że jego ojciec był alkoholikiem?
Rosalind się w nią wpatrywała. Uśmiech już zniknął, teraz tylko mrużyła oczy.
– Czemu pani pyta? – spytała.
– Tak tylko sprawdzam. Czasem tak robi, to zależy. Rosalind – rzekła Cassie tonem, który wyrażał coś między rozbawieniem a zażenowaniem – nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale czasami, kiedy detektywi usiłują stworzyć relację ze świadkiem, mówią rzeczy, które tak naprawdę nie są prawdą. Rzeczy, które ich zdaniem mogą pomóc świadkowi poczuć się bezpiecznie, na tyle, by podzielił się informacjami. Rozumiesz?
Rosalind patrzyła bez ruchu.
– Posłuchaj – łagodnie dodała Cassie – wiem, że detektyw Ryan nigdy nie miał brata, że jego ojciec jest bardzo miłym człowiekiem, który nie ma pociągu do alkoholu, i że dorastał w Wiltshire… stąd akcent… a nie w pobliżu Knocknaree. Ani nie w sierocińcu. Ale cokolwiek ci powiedział, wiem, że po prostu chciał w jakiś sposób ułatwić ci pomaganie nam w znalezieniu mordercy Katy. Nie miej o to do niego pretensji, dobrze?
Drzwi otwarły się z trzaskiem – Cassie podskoczyła, Rosalind się nie poruszyła, nawet nie oderwała wzroku od twarzy Cassie – a do pomieszczenia wpadł O’Kelly, kamera ustawiona była pod takim kątem, że rozpoznałem go tylko dzięki pożyczce.
– Maddox – powiedział szorstko. – Na słówko.
Przypomniałem sobie, że kiedy wyprowadzałem Damiena, widziałem O’Kelly’ego w pomieszczeniu obserwacyjnym, kiwał się na piętach, gapił niecierpliwie przez szybę. Nie mogłem już dłużej patrzeć. Złapałem pilot i wcisnąłem „stop", wpatrywałem się teraz w wibrujący, błękitny kwadrat.
– Cassie – odezwałem się po długiej chwili.
– Spytał mnie, czy to prawda – rzekła spokojnie, jak gdyby czytała raport. – Powiedziałam, że nie, i nawet gdyby tak było, to już na pewno jej byś o tym nie mówił.
– Nie powiedziałem – bąknąłem. Chciałem, żeby Cassie o tym wiedziała. – Nie powiedziałem. Mówiłem tylko, że kiedy byłem dzieckiem, zginęła dwójka znajomych… chciałem, żeby wiedziała, że rozumiem, przez co przechodzi. Nigdy nie pomyślałem, że dowie się o Peterze i Jamie i że złoży wszystko do kupy. Nigdy mi to do głowy nie przyszło.
Cassie czekała, aż skończę.
– Oskarżył mnie, że cię kryję – odezwała się, gdy umilkłem – i dodał, że już dawno powinien nas rozdzielić. Obiecał, że porówna twoje odciski z tymi ze starej sprawy, nawet gdyby miał wyciągnąć specjalistę od odcisków z łóżka. Jeśli będą się zgadzały, to módlmy się, żebyśmy nie stracili pracy. Kazał mi odesłać Rosalind do domu. Przekazałam ją Sweeneyowi i zaczęłam do ciebie dzwonić.
Gdzieś w głowie usłyszałem kliknięcie, ciche i nieodwołalne. Pamięć wyolbrzymia je do odbijającego się echem huknięcia, lecz prawda jest taka, że właśnie przez to, iż było tak ciche, wydawało się okropne. Długo siedzieliśmy bez słowa. Wiatr zacinał deszczem o okno. Usłyszałem, jak Cassie głęboko wciąga powietrze, i pomyślałem, że płacze, ale kiedy się odwróciłem, na jej twarzy nie ujrzałem łez, była blada, cicha i bardzo, bardzo smutna.
Kiedy Sam przyszedł, jeszcze siedzieliśmy.
– Co się stało? – spytał, drapiąc się po głowie, i włączył światło.
Cassie drgnęła i podniosła głowę.
– O’Kelly chce, żebyśmy jeszcze raz spróbowali odkryć motyw Damiena. Mundurowi go doprowadzą.
– Świetnie – rzekł Sam – zobaczymy, czy nowa twarz go wytrąci z równowagi – ale równocześnie obrzucił nas szybkim spojrzeniem, a ja zastanawiałem się, ile zgadł, po raz pierwszy zastanawiałem się, ile przez cały czas wiedział, tylko się do tego nie przyznawał.
Przysunął krzesło do krzesła Cassie i zaczęli omawiać, jak dobrać się do Damiena. Nigdy wcześniej nikogo razem nie przesłuchiwali, rozmawiali nieśmiało, poważnie, pozostawiali sobie otwarte pytania: Myślisz, że powinniśmy…? A co, jeśli…? Cassie ponownie zmieniła kasety w magnetowidzie i puściła Samowi kawałki z wczorajszego przesłuchania. Faks wydał z siebie kilka dziwnych dźwięków i wypluł billingi telefoniczne komórki Damiena; pochylili się nad kartkami z mazakami w dłoni.
Kiedy wreszcie wyszli – Sam skinął mi przelotnie głową – czekałem w pustym pokoju operacyjnym do chwili, gdy miałem pewność, że zaczęli już przesłuchanie, a wtedy poszedłem ich poszukać. Byli w głównym pokoju przesłuchań. Wcisnąłem się ukradkiem do pomieszczenia obserwacyjnego, czułem, że płoną mi uszy, jakbym się zakradł do księgami z książkami dla dorosłych. Wiedziałem, że to ostatnia rzecz, jaką miałbym ochotę oglądać, ale nie mogłem się powstrzymać.
Читать дальше