Bachi odrzucił do tyłu głowę i zaśmiał się.
– Skądże znowu! Ten człowiek nie potrafiłby czytać nawet po angielsku, choćby stał przy nim Noah Webster [73]! Przyjmował mnie zawsze w niebieskim jankeskim mundurze ze złotymi guzikami i chciał tylko jednego: Dantego, Dantego, Dantego. Nie przyszło mu do głowy, że najpierw musi nauczyć się języka. Che stranezza! [74]
– Czy pożyczał mu pan swój przekład? – zapytał Longfellow.
Bachi pokręcił głową.
– Miałem nadzieję zachować to przedsięwzięcie w całkowitym sekrecie. Jestem pewny, że wszyscy w tym gronie zdajemy sobie sprawę, jak pan Fields traktuje każdego, kto próbuje rywalizować z jego autorami. W każdym razie starałem się zaspokoić dziwne życzenia signora Galvina. Sugerowałem, że powinniśmy odbyć wstępne lekcje włoskiego, wspólnie czytając Commedia wers po wersie, ale było to jak czytanie jakiemuś tępemu zwierzęciu. Potem Galvin zapragnął, abym wygłosił mu kazanie o Piekle, lecz odmówiłem stanowczo. Powiedziałem, że jeśli chce mnie zatrudnić jako nauczyciela, musi uczyć się włoskiego.
– Powiedział mu pan, że nie będzie pan dalej udzielał mu lekcji? – spytał Lowell.
– Uczyniłbym to z największą radością, professore, lecz to on pewnego dnia przestał mnie wzywać. Od tego czasu nie udało mi się go znaleźć, nie otrzymałem także należnych mi pieniędzy.
– Signore – zwrócił się do niego Longfellow. – To bardzo ważne. Czy pan Galvin mówił kiedykolwiek, że wyobraża sobie kogoś współczesnego, kogoś z naszego miasta w związku z Dantem? Niech się pan zastanowi, czy kiedykolwiek w ogóle kogoś wspomniał. Może osoby związane w jakiś sposób z uniwersytetem, zainteresowane zdyskredytowaniem Dantego?
Bachi pokręcił głową.
– On w ogóle ledwo co mówił, signor Longfellow. Był tępy jak wół. Czy to ma coś wspólnego z obecną kampanią uniwersytetu przeciwko pańskiej pracy?
– Co panu wiadomo na ten temat? – ożywił się Lowell.
– Nawet ostrzegałem pana przed tym, gdy przyszedł pan spotkać się ze mną, signore – odparł Bachi. – Powiedziałem panu, aby uważał pan na swoje zajęcia z Dantego, nieprawdaż? Czy przypomina pan sobie ten dzień, przed paroma tygodniami, gdy mijaliśmy się na dziedzińcu uniwersytetu? Otrzymałem wówczas wiadomość, że pewien dżentelmen chciałby odbyć ze mną poufną rozmowę. Och, byłem pewny, że to ktoś z Harvardu chce, abym powrócił na swoje stanowisko! Proszę sobie wyobrazić moją głupotę! Człowiekowi, który spotkał się ze mną, ktoś kazał zbierać dowody wskazujące na negatywny wpływ zajęć z Dantego na studentów! I ten łotr chciał, abym mu pomagał!
– Simon Camp – wycedził Lowell przez zaciśnięte zęby.
– Mogę pana zapewnić, że niemal rozwaliłem mu gębę – wyznał Włoch.
– Szkoda, że pan tego nie zrobił, signor Bachi – odparł Lowell, wymieniając z nim uśmiech. – On może jeszcze narobić nieodwracalnych szkód. Co mu pan odpowiedział?
– A cóż mogłem mu odpowiedzieć? „Idź do diabła!", to była cała moja odpowiedź. Podczas gdy mnie, po tylu latach pracy na Harvardzie, ledwo stać na kupno chleba, ktoś w administracji zatrudnia takiego bałwana!
Lowell prychnął.
– A któż by inny, jak nie doktor Mann… – zatrzymał się nagle i spojrzał znacząco na Longfellowa. – Doktor Manning!
Caroline Manning zmiatała stłuczone szkło.
– Jane! Potrzebna jest szczotka! – po raz drugi zawołała na pokojówkę, zirytowana widokiem kałuży sherry na dywanie w bibliotece męża.
Gdy wyszła z pokoju, u drzwi rozległ się dźwięk dzwonka. Pani Manning odchyliła nieznacznie zasłonę i jej oczom ukazał się Henry Wadsworth Longfellow. Co mogło go sprowadzać o tej porze? W ostatnich latach ledwie parokrotnie widywała go w Cambridge. Trudno pojąć, jak zdołał stawić czoło nieszczęściu, jakie nań spadło. Wydawał się niepokonany. I oto ona przyjmuje go z szufelką w dłoni, niczym gospodyni domowa.
– Męża nie ma w domu – wyjaśniła pani Manning. – Wcześniej spodziewał się gościa i prosił, aby mu nie przeszkadzać. Musieli wyjść na spacer, chociaż trzeba przyznać, że przy takiej pogodzie to dość osobliwy pomysł. Na podłodze w bibliotece znalazłam rozbite szkło. Ale jak pan wie, mężczyźni czasem lubią sobie wypić.
– Czy wzięli powóz? – spytał Longfellow.
Pani Manning odparła, że to wykluczone. Ze względu na zagrożenie końską zarazą doktor Manning surowo zakazał wyprowadzania koni. Zgodziła się jednak pójść z Longfellowem do stajni.
– Na litość boską! – zawołała, gdy nie znaleźli śladu powozu i koni. – Coś się dzieje, prawda, panie Longfellow?
Poeta milczał.
– Na litość boską! – powtórzyła kobieta. – Co się z nim stało? Proszę mi natychmiast powiedzieć!
– Musi pani pozostać w domu i czekać – Longfellow cedził słowa. – Pani mąż wróci bezpiecznie, pani Manning. Jestem pewien.
Gwałtowny poryw wiatru od strony Cambridge boleśnie smagnął ich twarze.
– Doktor Manning – powiedział dwadzieścia minut później Fields, wbijając wzrok w dywan w gabinecie Longfellowa.
Po wyjściu z domu Galvina znaleźli Nicholasa Reya. Posterunkowy załatwił im zdrowego konia i powóz policyjny, którym dojechali do Craigie House.
– Od samego początku był naszym największym adwersarzem. Dlaczego Teal nie ruszył go wcześniej?
Holmes stał oparty o biurko Longfellowa.
– Właśnie dlatego, mój drogi Fields. W kolejnych kręgach piekielnych spoczywają grzesznicy winni coraz ohydniejszych zbrodni, a zarazem coraz mniej skruszeni z powodu tego, co zrobili. Aż po Lucyfera, który zapoczątkował całe zło w świecie. Healey, pierwszy ukarany, był niemal nieświadomy swojej odmowy. Taka była natura jego „grzechu", który polega na obojętności.
Posterunkowy Rey stał pośrodku gabinetu.
– Panowie, musicie zrobić przegląd kazań, jakie wygłaszał pan Greene w ostatnim tygodniu, abyśmy mogli ustalić, dokąd Teal mógł zabrać Manninga.
– Greene zaczął tę serię kazań od hipokrytów – wyliczał Lowell – potem przeszedł do oszustów, w tym fałszerzy, a wreszcie, w kazaniu, którego ja i Fields wysłuchaliśmy, zajął się zdrajcami.
– Manning nie był hipokrytą – zaprotestował Holmes. – Nie krył się ze swoją niechęcią wobec Dantego. Zdrajcy rodziny także nie wchodzą tu w grę.
– Pozostają nam zatem fałszerze i zdrajcy narodu – rzekł Longfellow.
– Manning nie popełnił żadnego oszustwa – zauważył Lowell. – Ukrywał przed nami swoje działania, zgoda, lecz nie posunął się do fałszerstwa. Wiele cieniów w Piekle Dantego miało na sumieniu niezliczone przewinienia, lecz tym, co determinuje los każdego z nich, jest grzech najbardziej dla nich typowy. Fałszerze udają kogoś, kim nie są, jak Grek Sinon, który oszukał Trojańczyków, wprowadzając do ich miasta drewnianego konia.
– Zdrajcy narodu działają na szkodę swych ziomków – powiedział Longfellow. – Znajdujemy ich w dziewiątym kręgu, najniższym.
– W tym wypadku chodzi o walkę z naszymi projektami związanymi z Dantem – stwierdził Fields.
Holmes zastanowił się nad tym.
– Otóż to! Wiemy, że Teal wdziewa swój mundur, gdy zajmuje się „dantejskimi sprawami", a więc czy to studiując Dantego, czy to przygotowując swoje morderstwa. To rzuca światło na stan jego umysłu: w obłędzie zamienił obronę Unii na obronę Dantego.
– Teal był świadkiem knowań Manninga, pracując jako stróż w University Hall – rzekł Longfellow. – Skarbnik jest dla niego najgorszym spośród zdrajców sprawy, której on sam zdecydował się bronić. Teal zachował Manninga na koniec.
Читать дальше