Nicholas Rey zjawił się w pełnym umundurowaniu w niebieskim wojskowym płaszczu i bluzie. Przyznał, że jego poszukiwania nie przyniosły skutku, lecz poinformował jednocześnie, że sierżant Stoneweather postawił na nogi kilka oddziałów policji, aby odnaleźć Benjamina Galvina.
– Rada Zdrowia Publicznego ogłosiła, że największe zagrożenie zarazą już minęło, i uwolniła kilka tuzinów koni z kwarantanny.
– Wspaniale! Zatem dostaniemy zaprzęg i zaczniemy poszukiwania – stwierdził Lowell.
– Profesorze, panowie – powiedział Rey, gdy usiadł. – Odkryliście tożsamość mordercy. Ocaliliście życie człowieka, a być może także życie innych ludzi, których nazwisk nigdy nie poznamy.
– Tyle że gdyby nie my, w ogóle nie powstałoby zagrożenie – westchnął Longfellow.
– Nie, panie Longfellow. To, co Benjamin Galvin odnalazł w Dantem, i tak odkryłby w swoim życiu. Nie popełniliście żadnej z tych zbrodni. A wasze osiągnięcia dokonane w ich cieniu są niezaprzeczalne. Na szczęście jesteście już bezpieczni. Teraz, dla bezpieczeństwa wszystkich, musicie pozwolić policji zakończyć tę sprawę.
Holmes spytał Reya, dlaczego ma na sobie mundur.
– Gubernator Andrew wyprawia dziś w Domu Stanowym kolejny bankiet dla swoich żołnierzy. Jasne jest, że Galvin nadal uważa się za żołnierza. Być może się pojawi.
– Oficerze, nie wiemy, jak Galvin zareaguje na to, że uniemożliwiono mu dokonanie ostatniego morderstwa – zauważył Fields. – A co, jeśli spróbuje znów wymierzyć karę ludziom, których uznał za zdrajców? Co, jeśli powróci do Manninga?
– Posterunkowi strzegą domów wszystkich członków Korporacji Harwardzkiej oraz Rady Nadzorczej, w tym doktora Manninga. Sprawdzamy również wszystkie hotele, pytając o Simona Campa, na wypadek gdyby Galvin i jego uważał za zdrajcę Dantego i chciał go ukarać. W sąsiedztwie Galvina kręci się kilku ludzi, którzy uważnie obserwują jego dom.
Lowell podszedł do okna i spojrzał na chodnik przed domem Longfellowa. Nagle dostrzegł człowieka w ciężkim niebieskim płaszczu, który przeszedł obok bramy. Po chwili mundurowy zawrócił i ponownie minął bramę.
– Także tutaj ma pan swojego człowieka? – spytał Lowell.
Rey skinął głową.
– Przed domem każdego z was, panowie. Sądząc po ofiarach, zdaje się, że Galvin uważa się za waszego obrońcę. Może więc wpaść na pomysł, by spotkać się z wami, chcąc ustalić, co robić w obliczu ostatnich wydarzeń. Jeśli tak uczyni, złapiemy go.
Lowell zbliżył cygaro do ognia. Nagle uleganie własnym zachciankom wywołało u niego niesmak.
– Oficerze, myślę, że to kiepska propozycja. Nie możemy tak po prostu bezczynnie siedzieć w tym pokoju przez cały dzień!
– Wcale tego nie sugeruję, profesorze Lowell – odparł Rey. – Powróćcie do swoich domów, spędźcie czas z rodzinami. Obowiązek chronienia miasta spoczywa na mnie, panowie, a waszej obecności bardzo brakuje gdzie indziej. Wasze życie musi znów zacząć toczyć się normalnie, profesorze.
Lowell spojrzał zdumiony.
– Ale…
Longfellow się uśmiechnął.
– Szczęście w życiu często zapewnia nam nie udział w bitwach, mój drogi Lowell, lecz ich unikanie. Mistrzowski unik jest sam w sobie zwycięstwem.
– Spotkajmy się tutaj znowu wszyscy wieczorem – zaproponował Rey. – Przy odrobinie szczęścia będę miał dla panów dobre wieści. Zgoda?
Uczeni zgodzili się, odczuwając zarazem żal i wielką ulgę.
Tego popołudnia posterunkowy Rey w dalszym ciągu werbował policjantów. W przeszłości wielu z nich z rozmysłem go unikało, on jednak z daleka wiedział, z kim ma do czynienia. Rozpoznawał natychmiast, czy człowiek patrzył na niego po prostu jak na drugiego człowieka, a nie jak na „czarnucha". Wystarczało jedno spojrzenie w oczy.
Jeden z policjantów zwerbowanych przez Reya strzegł frontowej części ogrodu domu doktora Manninga. Gdy Mulat rozmawiał z posterunkowym, stojąc pod drzewem, z bocznego wejścia wyskoczył nagle Augustus Manning.
– Poddaj się! – ryknął skarbnik, wyciągając pistolet. Rey odwrócił się w jego stronę.
– Jesteśmy z policji, doktorze Manning.
– Zobaczyłem przez okno pana wojskowy mundur, oficerze. – Manning drżał na całym ciele, jak gdyby nadal znajdował się pod lodem. – Pomyślałem, że to znowu ten szaleniec…
– Nie musi się pan obawiać – zapewnił go Mulat.
– Pan… pan mnie ochroni? – zapytał Manning.
– Dopóki będzie trzeba – powiedział Rey – ten oto funkcjonariusz będzie strzegł pańskiego domu. Jest dobrze uzbrojony.
Policjant rozpiął płaszcz, aby pokazać rewolwer.
Manning wyraził aprobatę lekkim skinieniem głowy i z wahaniem wyciągnął ramię, pozwalając Mulatowi odprowadzić się do domu.
Następnie Rey odjechał powozem do Cambridge. Nie ujechał daleko, gdy na drodze zauważył dorożkę, która blokowała przejazd. Dwie postacie pochylały się nad kołem. Rey skręcił na pobocze i zeskoczył na ziemię. Skierował się w stronę pojazdu, aby dowiedzieć się, czy może pomóc w kłopocie. Kiedy jednak zbliżył się, obydwaj mężczyźni niespodziewanie powstali. Czarnoskóry policjant usłyszał hałasy za sobą, a gdy się odwrócił, ujrzał, że obok jego powozu zatrzymuje się inny zaprzęg. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn w rozwianych płaszczach. Prawie przez dwie minuty cała czwórka stała nieruchomo, obserwując go.
– Panowie detektywi – Rey przerwał w końcu ciszę. – Czym mogę panom służyć?
– Pomyśleliśmy, że warto by zamienić z tobą słówko na posterunku, Rey – odezwał się jeden z nich.
– Obawiam się – odparł Mulat – że nie mam w tej chwili czasu.
– Doszło do naszych uszu, s i r, że zajmuje się pan sprawą bez odpowiednich uprawnień – rzekł drugi i postąpił krok naprzód.
Rey milczał przez chwilę.
– Nie wydaje mi się, żeby to był pański rewir, detektywie Henshaw – odpowiedział w końcu.
Henshaw w zakłopotaniu pocierał o siebie dwa palce. Drugi detektyw zbliżył się do Mulata z groźną miną.
– Służę w policji stanowej – ostrzegł go Rey. – Atakując mnie, atakujesz stan Massachusetts.
Pięść detektywa wylądowała na brzuchu Reya. Po chwili drugi cios trafił policjanta w szczękę. Rey zgiął się wpół, kryjąc twarz w kołnierzu płaszcza. Krew buchnęła mu z ust, gdy mężczyźni wlekli go do swojego powozu.
Doktor Holmes siedział w wielkim skórzanym fotelu na biegunach, szykując się do wyjścia na umówione spotkanie u Longfellowa. Przyćmione światło padało na stół zza częściowo odsunictych zasłon. Wendell junior pędził po schodach na pierwsze piętro.
– Wendy, mój chłopcze! – zawołał za nim Holmes. – Dokąd tak gnasz?!
– Jak się masz, tato? – Junior zatrzymał się i wolno zawrócił. – Nie zauważyłem cię.
– Nie możesz usiąść na chwilę?
Junior usadowił się na oparciu zielonego fotela.
Doktor Holmes zapytał syna, jak mu idzie nauka. Junior odpowiadał niechętnie, obawiając się, że za chwilę nastąpią zwykłe utyskiwania na temat kierunku jego studiów, jednak nie doczekał się ich.
– Nigdy nie potrafiłem wniknąć w tę dziedzinę, choć próbowałem tego na studiach – przyznał Holmes. – Mam jednak nadzieję, że w drugim wydaniu znikną braki pierwszej edycji.
Spokojne tykanie zegara odmierzało sekundy ich milczenia.
– Nigdy się nie bałeś, Wendy? – spytał doktor po długiej chwili ciszy. – Znaczy… tam, na wojnie…
Junior zerknął na ojca spod ciemnych brwi i posłał mu ciepły uśmiech.
– To czyste szaleństwo, tato. Ogarnia każdego, gdy musi kogoś zabić lub samemu zginąć. W walce nie ma poezji.
Читать дальше