– Tak, Holmes? – zapytał poeta łagodnie.
Pod powiekami doktor miał nadal wyraźne obrazy ze swego snu i lękał się spojrzeć na przyjaciela. Bał się, że mógłby nagle wypalić: „Właśnie widziałem idącą do nas Fanny!"
– Zapomnieliśmy policyjnej terkotki.
Fields położył uspokajająco dłoń na drobnym ramieniu doktora.
– Uncja odwagi jest teraz więcej warta niż wszystkie bogactwa ziemi, mój drogi Wendell.
Lowell przyklęknął na jedno kolano. Obserwował przez lunetę pobliski staw, znajdujący się na wprost przed nimi. Usta zadrżały mu w przerażeniu. Z początku myślał, że zobaczył jakichś chłopców łowiących ryby w przerębli. Ale potem, gdy lepiej ustawił ostrość, ujrzał bladą twarz swojego studenta, Pliny'ego Meada: tylko twarz.
Głowa Meada wystawała z wąskiej przerębli pośrodku skutego lodem jeziora. Reszta jego nagiego ciała ze związanymi stopami była zanurzona w lodowatej wodzie. Zęby studenta gwałtownie szczękały. Nagie ramiona spoczywały na tafli lodu, związane mocno kawałkiem sznura, który ciągnął się od nadgarstków do stojącego opodal powozu doktora Manninga. Gdyby nie ów sznur, półprzytomny Mead ześlizgnąłby się do przerębli na pewną śmierć. Dan Teal, odziany w wojskowy mundur, wydobywał właśnie z powozu drugą nagą postać. Podniósł ją i zaczął iść po zdradliwym lodzie. Dźwigał Augustusa Manninga, którego głowa zwisała bezwładnie na wątłą klatkę piersiową. Nogi i biodra skarbnika Korporacji spętane były sznurem, a jego zwiotczałe blade ciało drżało, gdy Teal przemierzał gładką powierzchnię stawu.
Nos Manninga był ciemnorubinowy; pokrywała go gruba warstwa zaschniętej krwi. Teal wsunął stopy swej ofiary do drugiej przerębli, tuż obok Meada. Szok spowodowany zetknięciem z lodowatą wodą przywrócił Manninga do życia; doktor zaczął się szaleńczo miotać i chlapać wodą. Teal uwolnił teraz z więzów ramiona Pliny'ego Meada. Obaj nadzy mężczyźni mogli uniknąć ześlizgnięcia się pod lód, tylko mocno chwytając się dłońmi, co też natychmiast instynktownie pojęli.
Teal stanął na nabrzeżu, aby przyglądać się ich zmaganiom, gdy nagle rozległ się strzał. Kula trafiła w korę drzewa tuż za mordercą. Lowell ruszył do przodu, ściskając kurczowo broń i ślizgając się po lodzie.
– Teal! – zawołał.
Złożył się do następnego strzału. Longfellow, Holmes i Fields biegli za nim.
– Panie Teal! – krzyknął wydawca. – Proszę to przerwać!
Lowell nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył ponad lufą. – Teal nawet nie drgnął.
– Strzelaj, Lowell, strzelaj! – wrzasnął Fields.
Lowell uwielbiał celować podczas wypraw myśliwskich, lecz nigdy nie przepadał za strzelaniem. W tej chwili wschodzące słońce rozlało swój blask nad rozległą krystaliczną powierzchnią. Odbite światło na moment oślepiło mężczyzn. Zanim ich oczy przywykły do blasku, Teal znikł. Jego szybkie kroki odbijały się echem w lesie. Lowell wypalił w gąszcz zarośli.
Tymczasem Pliny Mead, który drżał gwałtownie, całkowicie opadł z sił. Uderzył głową o lód, a jego ciało z wolna zaczęło się zanurzać w wodzie. Manning desperacko zaciskał palce na gładkich ramionach chłopca, potem na jego nadgarstkach, wreszcie na dłoniach, lecz chłopiec był zbyt ciężki. Mead tonął. Doktor Holmes ruszył naprzód, ślizgając się po lodzie. Dotarł do przerębli, zanurzył ramiona w lodowatej wodzie i złapał Meada za włosy i uszy. Pociągnął go w górę, potem chwycił jego tors i dźwignął, aż udało mu się wydobyć chłopca ponad powierzchnię lodu. Fields i Longfellow podnieśli Manninga za ramiona i pomogli mu wydostać się z wody. Uwolnili z więzów jego nogi i stopy.
Holmes usłyszał strzał z bicza. Odwróciwszy się, ujrzał Lowella na siedzeniu woźnicy porzuconego powozu. Poeta chciał pognać konie do lasu, lecz Holmes skoczył na równe nogi i pobiegł ku niemu.
– Jamey, nie! – krzyknął doktor. – Musimy ich gdzieś zabrać, żeby się ogrzali, inaczej umrą!
– Teal nam ucieknie, Holmes!
Lowell zatrzymał konie i zapatrzył się na żałosną postać Augustusa Manninga, który leżał niezgrabnie na powierzchni zamarzniętego stawu jak ryba wyłowiona z wody. Doktor Manning naprawdę spoglądał śmierci w oczy i Lowell żywił dla niego w tej chwili jedynie współczucie. Lód ugiął się pod ciężarem członków Klubu Dantego i niedoszłych ofiar mordercy, a woda bulgotała w nowych szczelinach, gdy szli po zamarzniętej powierzchni. Lowell zeskoczył z powozu właśnie w tym momencie, gdy jeden z trzewików Longfellowa przebił słabą taflę lodu. Lowell podbiegł, aby złapać przyjaciela.
Doktor Holmes zdjął rękawiczki i kapelusz, a potem płaszcz i surdut i zaczął wdziewać je na Pliny'ego Meada.
– Ubierzcie ich we wszystko, co macie! Okryjcie im głowy i szyje!
Zdarł swój halsztuk i owinął go wokół szyi chłopca. Potem zrzucił z siebie buty i skarpetki i wsunął je na stopy Meada. Inni patrzyli na poruszające się w błyskawicznym tempie dłonie Holmesa i poszli za jego przykładem.
Manning chciał coś powiedzieć, lecz wydobył z siebie tylko niewyraźny jęk. Próbował podnieść się z lodu, lecz był całkowicie zdezorientowany, gdy Lowell wciskał mu na głowę swój kapelusz.
– Upewnijcie się, czy są przytomni! – krzyczał doktor Holmes. – Jeśli przysną, stracimy ich!
Z trudnością donieśli skostniałe ciała do powozu. Lowell, rozebrany do koszuli, powrócił na stanowisko woźnicy. Zgodnie z instrukcją Holmesa Longfellow i Fields nacierali szyje i barki ofiar i podnosili ich stopy w celu zapewnienia lepszego krążenia krwi.
– Szybko, Lowell, szybko! – wołał doktor.
– Szybciej się już nie da, Wendell!
Holmes od razu rozpoznał, że Mead jest w o wiele gorszym stanie. Rana z tyłu głowy, prawdopodobnie zadana przez Teala, dodatkowo osłabiała organizm wystawiony na śmiertelne zimno. Doktor starał się jak mógł pobudzić u niego krążenie krwi podczas krótkiej drogi powrotnej do miasta, lecz ciało Meada było tak zimne, że samo jego dotykanie sprawiało ból.
– Chłopiec był stracony, zanim jeszcze przybyliśmy do Fresh Pond. Nie mogliśmy zrobić nic więcej. Sam o tym wiesz najlepiej, mój drogi doktorze.
Holmes przesuwał w palcach tam i z powrotem kałamarz podarowany Longfellowowi przez Tennysona, ignorując Fieldsa. Końce palców miał poplamione atramentem.
– A Augustus Manning zawdzięcza ci życie – rzucił Lowell, po czym dodał: – A mnie mój kapelusz. Z całą powagą, Wendell, bez twojej pomocy Manning byłby już martwy. Gzy tego nie pojmujesz? Udaremniliśmy plany Lucyfera. Wyrwaliśmy człowieka ze szczęk diabła. Tym razem wygraliśmy, ponieważ ty byłeś na miejscu, drogi przyjacielu.
Trzy córki Longfellowa, w ciepłych ubraniach, gotowe do wyjścia, zapukały do drzwi gabinetu. Pierwsza weszła Alice.
– Tato, Trudy i wszystkie inne dziewczynki jeżdżą na sankach na wzgórzu. Możemy pójść?
Longfellow spojrzał na przyjaciół, którzy tkwili w fotelach rozstawionych po całym pokoju. Fields się wzdrygnął.
– Inne dzieci też tam będą? – spytał Longfellow.
– Z całego Cambridge! – oznajmiła Edith.
– Bardzo dobrze – powiedział Longfellow, lecz gdy potem popatrzył na nie ponownie, zwyciężyła w nim druga myśl. – Annie Allegra, może zostaniesz tutaj z panną Davie?
– Och, proszę, tato! Ubrałam moje nowe buty! – Annie podniosła nogę na dowód, że nie kłamie.
– Moja droga Panzie – Longfellow uśmiechnął się do córki – obiecuję, że tylko tym razem.
Dwie pozostałe dziewczynki wybiegły z domu, a mała Annie wyszła do hallu, by odnaleźć guwernantkę.
Читать дальше