– A skąd to wiesz?
– Mimi, nie nadużywaj prawa do przerywania mojej wypowiedzi. Kłódka to nie igła w stogu siana. Wiem i tyle. Myślą jednak, że może to być maskarada, że inżynier, po dostarczeniu synowi pożywienia, zamknął go w środku, chcąc stworzyć wrażenie, że w domu nikogo nie ma. Wypuści go, kiedy sprawa przycichnie i skończy się cały ten burdel. W pewnej chwili jeden z funkcjonariuszy widzi Maurizia, który próbuje się ukryć. Otaczają grotę. Maurizio wychodzi, trzymając coś w ręku. Jeden z policjantów, bardziej nerwowy od pozostałych, myśli, że to broń, strzela i zabija biedaka. Kiedy się orientują, że trzymał w ręku prawy but, którego nie mógł włożyć, bo miał skręconą nogę…
– A skąd to wiesz?
– Mimi, albo przestaniesz pytać, albo nie skończę tej historii. Kiedy widzą, że to był but, zdają sobie sprawę, że wpadli w gówno po uszy. Błyskotliwa akcja Ernesta Panzacchiego i jego parszywej półdwunastki może skończyć się wielkim smrodem. Drapią się w głowę, aż wpadają na pomysł, że powinni upierać się przy wersji, że Maurizio naprawdę był uzbrojony. No i dobrze, ale niby w co miałby być uzbrojony? I tu szef oddziałów specjalnych ma przebłysk geniuszu: granat!
– Dlaczego nie pistolet? Przecież to prostsze.
– Za Panzacchim nie nadążysz, Mimi, nawet nie próbuj. Szef oddziałów specjalnych wie, że inżynier Di Blasi nie ma pozwolenia na broń i nie zgłosił nigdy faktu jej posiadania. Ale pamiątki wojennej, takiej, na którą patrzysz sobie codziennie, nie można uznać za broń. Po jakimś czasie wynosi się ją po prostu na strych i zapomina o niej.
– Czy mogę coś powiedzieć? W tysiąc dziewięćset czterdziestym trzecim inżynier Di Blasi miał pewnie pięć lat i jeśli biegał z pistoletem, to był to korkowiec.
– A jego ojciec? Wujek? Kuzyn? Dziadek? Jego pradziadek? Jego…
– No dobrze już, dobrze…
– Problem w tym, skąd wziąć granat, który pochodziłby z czasów wojny.
– Z magazynów kwestury – powiedział spokojnie Mimi Augello.
– Znakomicie. I czasu im nie brak, ponieważ doktor Pasquano zostaje wezwany dopiero cztery godziny po śmierci Maurizia.
– Skąd to wiesz?… No już dobrze, przepraszam.
– Czy wiesz, kto odpowiada za magazyn?
– Tak, i znamy go obaj: to Nene Lofaro. Przez jakiś czas pełnił u nas służbę.
– Lofaro? Z tego, co pamiętam, to nie należy on do osób, którym można powiedzieć: „Daj klucz, bo potrzebny mi granat”.
– Warto by się zorientować, jak było naprawdę.
– To jedź do Montelusy i się dowiedz. Ja nie mogę, jestem na celowniku.
– Zgoda. Aha, Salvo, czy mogę wziąć jutro dzień wolny?
– Masz oko na jakąś kurwę?
– Nie na kurwę, tylko na przyjaciółkę.
– Nie możesz się z nią spotkać wieczorem, po pracy?
– Wyjeżdża jutro po obiedzie.
– Cudzoziemka? No, to wszystkiego najlepszego. Ale najpierw musisz załatwić sprawę tego granatu.
– Bądź spokojny. Dzisiaj po obiedzie pojadę do Montelusy.
Miał ochotę pobyć trochę z Anną, ale za mostem ruszył prosto przed siebie.
W skrzynce na listy była duża koperta. Listonosz złożył ją na pół, żeby się zmieściła. Nie było na niej nazwiska nadawcy. Montalbanowi zachciało się jeść, otworzył lodówkę: ośmiorniczki i najzwyklejszy sos ze świeżych pomidorów.
Widocznie Adelina nie miała czasu albo ochoty na nic bardziej pracochłonnego. Czekając, aż zagotuje się woda na spaghetti, wziął kopertę. W środku był kolorowy katalog Eroservice: kasety porno, z uwzględnieniem wszelkich osobniczych i osobliwych gustów konsumentów. Podarł i wrzucił do kosza. Zjadł, poszedł do łazienki. Zaraz jednak z niej wybiegł z rozpiętymi spodniami. Wyglądał jak Ridolini w jednej ze swoich komedii. Jak mógł o tym nie pomyśleć od razu? Że też potrzeba było dopiero katalogu kaset porno! Numer znalazł w książce telefonicznej Montelusy.
– Halo, mecenas Guttadauro? Mówi komisarz Montalbano. Właśnie pan jadł? Tak? Przepraszam.
– Słucham, komisarzu.
– Pewien przyjaciel, wie pan, jak to bywa przy okazji rozmowy na inne tematy, powiedział mi, że ma pan spory zbiór kaset wideo kręconych podczas polowań.
Długie milczenie. Mózg adwokata musiał pracować na najwyższych obrotach.
– To prawda.
– Czy mógłby mi pan którąś pokazać?
– Wie pan, jestem bardzo zazdrosny o moje kasety. Ale moglibyśmy się jakoś dogadać.
– To właśnie chciałem od pana usłyszeć.
Pożegnali się jak starzy przyjaciele. Już wiedział, co się stało. Przyjaciele Guttadaura, i to co najmniej kilku, są świadkami śmierci Maurizia. Następnie, kiedy widzą, jak jeden z funkcjonariuszy pędzi samochodem na łeb, na szyję, zdają sobie sprawę, że Panzacchi uruchomił machinę, która ma uratować mu twarz i karierę. Jeden z przyjaciół biegnie więc po kamerę i wraca na czas, żeby nakręcić scenę z funkcjonariuszami, którzy przykładają palce zmarłego do granatu. Teraz również przyjaciele Guttadaura są w posiadaniu granatu, tyle że innego rodzaju, prawdziwej bomby, i zamierzają wyciągnąć zawleczkę. Sytuacja śliska i niebezpieczna, której należało absolutnie zaradzić.
– Inżynier Di Blasi? Mówi komisarz Montalbano. Muszę z panem natychmiast porozmawiać.
– Dlaczego?
– Dlatego, że mam wiele wątpliwości co do winy pańskiego syna.
– Jego i tak już nie ma.
– Tak, ma pan rację, inżynierze. Chodzi o jego pamięć.
– Niech pan robi, co chce.
Był załamany. Trup, który oddychał i mówił.
– Będę u pana najpóźniej za pół godziny.
Zdziwił się, gdy drzwi otworzyła mu Anna.
– Mów cicho. Pani Di Blasi udało się wreszcie zasnąć.
– Co ty tu robisz?
– To dzięki tobie. Nie miałam odwagi zostawić jej samej.
– Jak to samej? Nie wezwali nawet pielęgniarki?
– Owszem, wezwali, ale ona chce mnie. Wejdź już.
Salon był zaciemniony jeszcze bardziej niż w czasie jego pierwszej wizyty. Montalbano czuł, że serce mu się ściska na widok Aurelia Di Blasi, wyciągniętego w poprzek na fotelu. Miał zaciśnięte powieki, ale musiał wyczuć obecność komisarza, bo się odezwał.
– Czego pan chce? – spytał przerażającym, martwym głosem.
Montalbano wyjaśnił mu, o co chodzi. Mówił przez bite pół godziny, obserwując, jak inżynier powoli się prostuje, otwiera oczy, patrzy na niego i słucha z zaciekawieniem. Zrozumiał, że dopiął swego.
– Czy ludzie z oddziałów specjalnych mają klucze do domu?
– Tak – odpowiedział inżynier innym, mocniejszym już głosem. – Ale kazałem dorobić trzeci komplet. Maurizio trzymał go w swojej szafce. Pójdę po nie.
Nie dał rady wstać z fotela, komisarz musiał mu pomóc.
Do komisariatu wpadł jak burza.
– Fazio, Gallo, Giallombardo: za mną.
– Bierzemy samochód?
– Nie, pojedziemy moim. Mimi Augello wrócił?
Nie wrócił. Ruszyli na pełnym gazie. Fazio nie pamiętał, żeby komisarz jechał kiedyś tak szybko. Trochę się martwił, nie miał wielkiego zaufania do sprawności Montalbana w tej roli.
– Może ja poprowadzę? – spytał Gallo, który wyraźnie miał te same obawy co Fazio.
– Odwalcie się, nie ma czasu.
Odcinek z Vigaty do Raffadali pokonał w dwadzieścia minut. Wyjechał z miasteczka, skręcił w wiejską drogę. Inżynier dokładnie mu wytłumaczył, jak dotrzeć do domu. Rozpoznali go wszyscy, przecież w kółko był pokazywany w telewizji.
– Mam klucze. Wejdziemy do środka – powiedział Montalbano – i dokładnie przeszukamy. Mamy jeszcze kilka godzin do zmroku, musimy je wykorzystać. To, czego szukamy, powinniśmy znaleźć przed zmierzchem. Nie możemy włączać światła, ktoś mógłby zobaczyć je z zewnątrz, jasne?
Читать дальше