Policyjne radiowozy były już na Sunset East. Jechały jeden za drugim z migającymi światłami alarmowymi. Na postoju dla ciężarówek kilku kierowców przestało się na chwilę interesować podgrzewanymi w kuchenkach mikrofalowych tortillami, cheeseburgerami i piwem. Gapili się przez szklane ściany, obserwując, co dzieje się na końcu parkingu, gdy tymczasem między drzewami widać już było migające niebieskoczerwone światła.
– Niech mnie, on ma strzelbę – powiedziała Betsy, przeżuwając kęs jedzenia.
– Tak, też to widzę – przyznał Al.
– Może powinniśmy pójść i pomóc.
– Pomóc komu? – spytał Tex.
Zastanawiali się jeszcze chwilę, aż policyjne wozy podjechały bliżej i słychać już było warkot helikoptera.
– Mnie się wydaje, że to Bubba zaczął – stwierdził Pete.
– Więc powstrzymajmy go.
– Słyszałeś, że ma broń?
– Przecież nas nie zastrzeli.
Argument był dyskusyjny. Bubba zorientował się, że otaczają go armie wroga, i wpadł w popłoch.
– Wyłazić, ale to już, albo stracę cierpliwość! – krzyknął, wkładając nabój do komory, gdzie był już jeden.
– Nie strzelaj – Virginia podniosła ręce, widząc, że załadował broń. – Już otwieram drzwi, w porządku?
– Natychmiast! – ryknął i wycelował w nią lufę.
Virginia przyjęła najlepszą pozycję i oparła stopę na drzwiach. Następnie nacisnęła dłonią na klamkę i z całych sił uderzyła napastnika drzwiami, dokładnie w tym samym czasie, kiedy osiem radiowozów z wyjącymi syrenami i migającymi światłami wjechało na pełnym gazie na parking, zakłócając ciszę nocną. Mężczyzna otrzymał cios w brzuch i przewrócił się na plecy. Strzelba wypadła mu z ręki i potoczyła się po asfalcie. Virginia błyskawicznie wyskoczyła z auta i usiadła na Bubbie, zanim jeszcze zdążyła dotknąć stopami ziemi. Nie czekała na posiłki. Nie zwracała też uwagi na wybiegających z baru kierowców ciężarówek, którzy w końcu zdecydowali się pomóc napadniętym. Brazil także wypadł z samochodu i wspólnie przewrócili pojmanego na tłusty brzuch, a następnie skuli go kajdankami. Mieli wielką ochotę dać mu potężny wycisk, ale się powstrzymali.
– Ty cholerny skurwysynu, ty gówniany kutasie! – krzyczał Brazil.
– Rusz się tylko, a rozwalę ci łeb! – wtórowała mu Virginia West, przyciskając pistolet do szyi Bubby.
Policjanci zabrali przestępcę, nie korzystając z pomocy kierowców, którzy wrócili do swoich posiłków i papierosów. Virginia i Andy siedzieli przez chwilę w milczeniu w jej samochodzie.
– Zawsze pakujesz mnie w kłopoty – powiedziała, zapalając silnik.
– Hej! – zdziwił się Brazil. – Dokąd jedziemy?
– Odwożę cię do domu.
– Ja już nie mieszkam w domu.
– Od kiedy? – Starała się nie okazać po sobie, że jest mile zaskoczona.
– Od przedwczoraj. Wynająłem mieszkanie w Charlotte Wood, na Woodlawn.
– No to tam cię zawiozę – oświadczyła.
– Ale tu jest mój samochód – przypomniał jej.
– A ty piłeś cały wieczór – powiedziała, zapinając pasy. – Wrócimy tu po twój wóz, gdy wytrzeźwiejesz.
– Ja jestem trzeźwy – upierał się Andy.
– Jak co? Jutro nie będziesz o niczym pamiętał.
Nie. Przez resztę swojego umęczonego życia Brazil będzie pamiętał każdą sekundę tego, co się wydarzyło. Ziewnął jednak i ostentacyjnie zaczął rozcierać sobie kostki.
– Chyba masz rację – przyznał, bo podejrzewał, że dla niej nie miało to większego znaczenia.
A więc dla niego także nie.
– Oczywiście, że mam rację.
Uśmiechnęła się do siebie. Natychmiast zauważyła obojętność Brazila. Jeszcze jeden typowy dupek. A ona kimże w końcu była, jeśli nie mającą nie najlepszą figurę kobietą w średnim wieku, która nigdy nie widziała większego lub bardziej interesującego miasta niż to, gdzie pracowała, odkąd skończyła college? Po prostu sprawdzał, na ile może sobie z nią pozwolić, przeprowadzając swój pierwszy test na starym, zdezelowanym samochodzie, którego nie byłoby mu szkoda, gdyby popełnił jakiś błąd. Miała ochotę zatrzymać się i kazać Brazilowi iść na piechotę. Wreszcie stanęła na parkingu pod blokiem i czekała, aż wysiadł, nie żegnając go żadnym ciepłym słowem.
Andy stał chwilę przed samochodem, trzymając rękę na klamce, i patrzył na Virginię.
– No to o której jutro?
– O dziesiątej – rzuciła krótko.
Trzasnął drzwiami i szybko odszedł, dotknięty i zirytowany. Wszystkie kobiety były takie same. Przez chwilę ciepłe i cudowne, bardzo podniecone i chętne, później wpadały w zły humor, robiły się obojętne i nie przywiązywały wagi do tego, co się stało. Nie rozumiał, jak po czymś tak wyjątkowym, co przeżyli wspólnie na parkingu, ich wzajemne stosunki do tego stopnia się ochłodziły, jakby nawet nie byli ze sobą po imieniu. Wykorzystała go, to wszystko. Dla niej nie miało to najmniejszego znaczenia i z pewnością zawsze się tak zachowywała. Była starsza, miała pozycję i doświadczenie, nie mówiąc już o urodzie i figurze, która przyprawiała go o zawrót głowy. Virginia West mogła zabawiać się z każdym, kto wpadł jej w oko.
Podobnie myślała żona Blaira Mauneya EL Polly Mauney martwiła się, że jej mąż mógłby się w coś wplątać w Charlotte, dokąd leciał następnego dnia samolotem USA-ir lot numer 392 z Asheville, gdzie mieszkali w pięknym domu w stylu Tudorów. Blair Mauney pochodził ze starej, zamożnej rodziny i właśnie wrócił do domu po wyczerpującym meczu tenisowym, prysznicu, masażu i kilku drinkach z kolegami. Jego rodzina od kilku pokoleń zajmowała się bankowością, poczynając od dziadka, Blaira Mauneya, który był założycielem American Trust Company.
Ojciec Blaira Mauneya III, Blair Mauney Jr., został wiceprezesem spółki, gdy American Commercial połączył się z First National z Raleigh. Ogólnokrajowy system bankowy się rozwijał i wkrótce powstały kolejne fuzje, aż w końcu założono North Carolina National Bank. Interesy kwitły, a pod koniec lat osiemdziesiątych, w wyniku kryzysu S &L, te banki, które nie zostały jeszcze sprzedane, oferowano po niezwykle atrakcyjnych cenach. NCNB stał się czwartym co do wielkości bankiem w kraju i zmienił nazwę na US-Bank. Blair Mauney HI znał każdą minutę niezwykłej historii swojego znakomitego banku. Wiedział, ile zarabiał prezes, przewodniczący rady, wiceprezes, a także księgowy i dyrektor.
Sam piastował stanowisko wiceprzewodniczącego seniora US-Banku w obu stanach Karolina i rutynowo odbywał co pewien czas służbowe podróże do Charlotte. Bardzo mu to odpowiadało, ponieważ kiedy tylko chciał, mógł się oderwać od żony i nastoletnich dzieci, co najlepiej rozumieli jego koledzy, rezydujący w swoich podniebnych biurach. Tylko oni rozumieli strach, wdzierający się do serca każdego bankiera, że pewnego dnia Cahoon, który nie był tolerancyjny, może poinformować takich wyrobników jak Mauney, iż wypadli z łask. Blair rzucił torbę tenisową na podłogę w swojej zmodernizowanej ostatnio kuchni i otworzył drzwi lodówki, mając ochotę na kolejne amstel light.
– Kochanie? – zawołał, otwierając puszkę.
– Tak, mój drogi? – Żona weszła do kuchni. – Jak tenis?
– Wygraliśmy.
– Świetnie! – ucieszyła się Polly.
– Whitersi dwadzieścia razy popełnili podwójne faule. – Przełknął piwo. – Odbijali też na spalonym, ale tego nie liczyliśmy. Co dzisiaj było na obiad? – Ledwo spojrzał na Polly Mauney, swoją małżonkę od dwudziestu dwóch lat.
– Spaghetti bolognese, sałata i chleb siedem ziaren. – Zajrzała do jego torby i wyjęła przepocone szorty, koszulkę oraz skarpetki. Zawsze to robiła i będzie robić.
Читать дальше