– Po prostu oszalał, to wszystko – powiedziała. – Ciągle gapi się w okno, wyciąga rzeczy z pralki, gryzie mnie. Wydaje z siebie jakieś dziwne dźwięki.
– Czy to coś nowego w jego zachowaniu? – zapytał Brazil tonem psychologa.
– Tak.
– A jakie dźwięki wydaje? – interesował się dalej.
– Coś w rodzaju yowl-owl-owl. Potem milknie i po chwili znowu to samo. Zawsze trzy sylaby.
– Według mnie Niles próbuje ci coś przekazać, lecz ty go nie słuchasz. Być może wskazuje ci coś, co jest pod twoim nosem, ale ty jesteś zajęta czymś innym albo nie chcesz go zrozumieć. – Najwyraźniej był z siebie zadowolony.
– Od kiedy jesteś kocim psychoanalitykiem? – Spojrzała na niego i znowu doznała przyprawiającego ją o zawrót głowy uczucia ucisku w jelitach, jakby wykluwały się tam kijanki.
Andy wzruszył ramionami.
– Wszystko dotyczy natury ludzkiej lub zwierzęcej. Możesz to nazwać, jak chcesz. Jeśli tylko poświęcimy trochę czasu i spróbujemy spojrzeć na rzeczywistość z perspektywy kogoś innego, z odrobiną zrozumienia, wtedy wszystko może wyglądać inaczej.
– Ha! – rzuciła, wyjeżdżając przez Sunset East.
– Właśnie minęłaś parking dla ciężarówek. I co znaczyło to „ha”?
– Sądzisz, że wyuczyłeś się swojej roli perfekcyjnie, prawda, chłopcze? – Roześmiała się w nieprzyjemny sposób.
– Nie jestem chłopcem, szkoda, że jeszcze tego nie zauważyłaś – odparł i nagle po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że Virginia West się boi. To go zaskoczyło. – Jestem dorosły i nie uczę się żadnej roli. Musiałaś spotkać w swoim życiu wielu złych ludzi.
Jego uwagi szczerze ją rozbawiły. Śmiała się, a deszcz padał coraz bardziej. Włączyła wycieraczki i radio. Brazil obserwował błąkający się na jej ustach uśmiech, chociaż doprawdy nie miał pojęcia, co takiego śmiesznego powiedział.
– Czy spotkałam wielu złych ludzi? – Z trudem udało jej się coś wykrztusić między kolejnymi wybuchami śmiechu. – A jak ja, na litość boską, zarabiam na życie? Pracuję w piekarni, sprzedaję lody czy może układam kwiaty? – Znowu się roześmiała.
– Nie miałem na myśli twojej pracy – wyjaśnił Andy.- Źli ludzie, których spotykasz jako policjantka, tak naprawdę nie są w stanie cię zranić. Chodzi mi o tych spoza pracy. No wiesz, przyjaciół, rodzinę.
– Tak. Masz rację. – Virginia spoważniała. – Dobrze o tym wiem. I co z tego? – Spojrzała na niego. – Nie masz o niczym pojęcia. Nie wiesz o mnie nic, nie wyobrażasz sobie, przez jakie gówna musiałam przejść, najmniej się tego spodziewając.
– I dlatego nie wyszłaś za mąż ani z nikim nie jesteś – dodał.
– I dlatego zmienimy temat. A poza tym, to ty masz mówić.
Rozkręciła głośniej radio, a deszcz walił o dach jej prywatnego auta.
Judy Hammer patrzyła na deszcz przez okno w szpitalnym pokoju męża, podczas gdy Randy i Jude siedzieli sztywno na krzesłach przy jego łóżku. Wpatrywali się w monitory, obserwując każdą zmianę pulsu i rytm, w jakim ojciec wdychał tlen. Z godziny na godzinę odór gnijącego ciała był coraz większy, a chwile świadomości Setha przypominały niesione wiatrem, leciutkie nasionka, które nie mogły się zdecydować, czy lecieć dalej czy gdzieś wylądować. Dryfował w nieświadomości, a jego rodzina nie miała nawet pojęcia, czy wiedział o ich przybyciu i trosce. Było to szczególnie gorzkie dla jego synów. Ciągle to samo. Ojciec aż do końca nie miał dla nich uznania.
Deszcz zacinał w szyby, zmieniając świat na szary i mokry, a Judy niemal cały ranek stała w tej samej pozycji: ręce skrzyżowane na piersiach, czoło oparte o szybę. Czasami o czymś myślała, czasami się modliła. Jej rozmowa z Bogiem nie zawsze dotyczyła męża. Prawdę mówiąc, Judy bardziej martwiła się o siebie. Wiedziała, że dotarła do rozstajnych dróg i czekało ją coś nowego, coś, co wymagało o wiele więcej wysiłku, niż mogła z siebie dać, mając u boku ciągnącego ją w dół Setha, jak to było przez wszystkie minione lata. Dzieci były już na swoim. Niedługo zostanie całkiem sama. Nie potrzebowała specjalisty, aby jej to uświadomił, gdy patrzyła, jak choroba żarłocznie pochłaniała ciało jej męża.
Zrobię wszystko, co będziesz chciał – zwróciła się do Wszechmogącego. – Cokolwiek miałoby to być. Ale tak naprawdę, co to znaczy? To fakt, że nie byłam najlepszą żoną. Przyznaję, że nie wykazałam się w tej dziedzinie talentem. Zresztą, być może także jako matka. Teraz jednak chciałabym to wszystkim wynagrodzić. Tylko powiedz mi jak.
Wszechmocny, który poświęcił Judy Hammer więcej czasu i był z nią bardziej związany, niż zdawała sobie z tego sprawę, z zadowoleniem słuchał tych słów, ponieważ miał wobec niej wielkie plany. Nie teraz, później, gdy nadejdzie czas. Sama się przekona. To może się okazać dość zaskakujące. W tym czasie Randy i Jude przyglądali się matce, jakby zobaczyli ją tego dnia po raz pierwszy. Widzieli jej głowę, rysującą się na tle szyby, jej niezwykły spokój, zadziwiający dla kogoś, kto w zasadzie zawsze był w ruchu. Przepojeni głęboką miłością i szacunkiem do matki podeszli obaj i objęli ją ramionami.
– Wszystko będzie dobrze, mamo – powiedział cicho Randy.
– Jesteśmy z tobą – zapewnił Jude. – Chciałbym być jakimś sławnym prawnikiem, lekarzem, finansistą lub kimś w tym stylu, abym mógł się tobą zaopiekować.
– Ja też – poparł go Randy. – Ale jeśli się nas nie wstydzisz, zostaniemy przynajmniej najlepszymi przyjaciółmi, dobrze?
Nie mogła powstrzymać łez. Wszyscy troje mocno się obejmowali, a serce Setha biło coraz słabiej. Nie miało już sił albo Seth Bridges jakąś częścią swojej świadomości uznał, że może odejść właśnie teraz. Odszedł jedenaście minut po jedenastej i ani lekarze, ani urządzenia medyczne nie zdołali przywołać go z powrotem.
Virginia świadomie przejechała zjazd Sunset East. Nie zamierzała jeszcze zajmować się samochodem Brazila. Dochodził kwadrans po jedenastej i większość ludzi siedziała w kościołach, modląc się, aby pastor jak najszybciej zakończył mszę. Porucznik West była wyraźnie przygnębiona. Czuła się tak, jakby przytłaczał ją potworny ciężar. Nie potrafiła sobie wytłumaczyć tego stanu, chciało jej się płakać i winiła za to ów szczególny okres, który co miesiąc pojawiał się w życiu kobiety.
– Wszystko w porządku? – Brazil wyczuł jej nastrój.
– Nie wiem – powiedziała bezradnie.
– Wyglądasz na przygnębioną – zauważył.
– To naprawdę niesamowite. – Spojrzała na prędkościomierz i rozejrzała się, czy w pobliżu nie ma drogówki. – Ogarnęło mnie nagle złe samopoczucie, jakby działo się coś naprawdę strasznego.
– Mnie też się to czasami zdarza – wyznał. – Jakbym przechwycił nie wiadomo skąd jakąś informację, wiesz, co mam na myśli?
Doskonale wiedziała, ale nie rozumiała, dlaczego. Nigdy nie uważała się za podatną na przeczucia.
– W ten sposób często orientowałem się, jaki był stan mojej matki – mówił dalej Brazil. – Zanim jeszcze wszedłem do domu, już wiedziałem, że jest w kiepskiej formie.
– A teraz?
Virginia była zdziwiona tym, co się z nią działo. Uważała się za kobietę pragmatyczną i mającą wszystko pod kontrolą. Teraz zaś odbierała pozaziemskie sygnały i rozmawiała o tym z dwudziestodwuletnim dziennikarzem, z którym niedawno pieściła się w policyjnym wozie.
– Moja matka od dawna nie bywa w dobrej formie. – Jego głos był twardy. – Już dłużej nie chcę przewidywać, co się z nią dzieje.
Читать дальше