Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Prawo Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Prawo Śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Prawo Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prawo Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Prawo Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prawo Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Jedno spojrzenie wystarczyło, aby stwierdzić, że dla księcia nie było już ratunku. Dziecko zwyciężało śmierć tylko wtedy, gdy ciało pozostawało w całości. Tutaj nie było co zbierać. Roztrzaskana głowa przestała istnieć. Żołnierze rzucili się do drzwi i próbowali je sforsować. W końcu ktoś z zewnątrz przekręcił klucz i wydostali się z komnaty. Czytacz z Migopu leżał omdlały na posadzce, a Jag stał w oknie i zastanawiał się, jak powinien postąpić. Kiedy wbiegła Uka i rozległ się jej krzyk, czytacz odwrócił głowę i stwierdził:
– To prawdziwa śmierć. Będzie boleć…
– Kto, kto go zabił? – powtarzała zapłakana dziewczyna, klęcząc nad ciałem. – Gdzie byli żołnierze? Zdradziłeś go…
– Waldo – powiedział cicho Jag. – Ten pies skundlony z barbarzyńcami uwolnił się i przyszedł tu…
Czytacz z Migopu otworzył oczy i nieprzytomnie rozejrzał się dookoła. Powoli zaczął wstawać. Widać było, że jeżeli jeszcze raz spojrzy na zakrwawioną posadzkę, to zemdleje ponownie. Jag podał mu nóż księcia z ostrzem w kolorze palonej pomarańczy. Czytacz z lękiem cofnął dłonie.
– Zaraza albo śmierć, bracie – uśmiechnął się krzywo Jag. Nazwał go bratem, co miało podkreślić przynależność obu do rzadkiej i wymierającej rasy starych czytaczy.
Tamten zamknął na chwilę oczy, wziął nóż, zacisnął szczęki i z całej siły wbił ostrze w brzuch Jaga.
– Jeszcze raz… – wykrztusił Jag z zaciśniętymi z bólu zębami. Tym razem ostrze trafiło go dokładnie w serce.
W tym samym momencie Waldo zbiegł po schodach i znalazł się na dziedzińcu. W zamku unosiły się kłęby dymu. W olbrzymich garach gotowała się woda, na ogniskach obok pieczono owce, a kadzie ze smołą do strzał śmierdziały już z daleka. Wszędzie kręciło się mnóstwo ludzi. Kobiety opatrywały rannych, żołnierze nie ustawali w strzelaniu do atakujących barbarzyńców, a pozostali mieszkańcy wnosili na mury kamienie i ciskali nimi w dół. Wszędzie było pełno krwi, jęków i nawoływań. Waldo ściągnął z trupa żołnierza z roztrzaskaną głową ubranie i przebrał się. Teraz przypominał oficera jazdy księcia Syriusa. Broń, którą znalazł u boku tamtego, również sobie przypasał.
Regularna bitwa, jaka od kilku dni toczyła się w zamku, powoli słabła. Obie strony zaczynały odczuwać zmęczenie. Mutanty, które ginęły pod murami całymi tysiącami, straciły większość swoich dowódców. Brak rąk do grzebania zwłok zabitych w każdej chwili groził zarazą. Nad okolicą zaczynał unosić się mdły odór rozkładających się ciał. Szczurom nie pomogło nawet nagłe wsparcie od morza. Barbarzyńcy, którzy zaatakowali o świcie kilkudziesięcioma łodziami, rozbili się o gąszcz płonących strzał i kamieni. Początkowa liczebna przewaga atakujących wyrównała się, kiedy zabici w walce ludzie Syriusa odzyskiwali życie. Tantra z dzieckiem na ręku nie próżnowała. Pojawiała się zawsze, ilekroć była wzywana. Mieszkańcy zamku przyzwyczaili się do jej obecności i tajemniczej siły dziecka. Początkowo omijali oboje w milczeniu, stopniowo jednak uznawali ich poświęcenie i odmienność za normalne. Czasami całowali matkę w rękę i dotykali czołami jej butów. Mimo walki i niedostatku czuli się bezpieczni. Życia nie odzyskiwali tylko nieliczni. Ci, którzy zostali rozrąbani lub ściągnięci z murów i rozdarci hakami na kawałki.
Waldo nie wiedział, że od strony Kreporu uderzyły w tyły wojsk mutantów zebrane oddziały królestwa. Szczury musiały wycofać większą część swoich żołnierzy i ponownie odzyskiwać Krepor. Tym razem nie było to łatwe. Zdrada nie skutkowała, a nagłe ataki nie wchodziły w grę, ponieważ wszystko znajdowało się w ich rękach. Teraz żołnierze Kreporu znienacka odzyskiwali stracone osady i zamki.
Waldo wszedł na mury z wielkim kamieniem i udawał, że zamierza go zrzucić na wspinających się barbarzyńców. Podstępnie zepchnął w dół dwóch żołnierzy księcia, a trzeciego zranił nożem w plecy. Kiedy obrońcy zorientowali się, że mają przy sobie zdrajcę, rzucili się w jego stronę. Handlarz nie mógł dłużej czekać. Odbił się i skoczył w morze. Zetknięcie z wodą o mało go nie zabiło. Zimne fale przeniknęły go aż do kości i prawie natychmiast wywołały dreszcze. Przeklinał w duszy tę drogę ucieczki, ale nic lepszego nie wymyślił. Wynurzył się tuż przed dziobem podpływającej pod mur łodzi. Znów zanurkował i po chwili chwycił się za burtę.
– Gdzie, psie Syriusa! – Usłyszał ryk brodatego barbarzyńcy z ustami przypominającymi rozdeptany placek. Zanim ostrze miecza odcięło mu dłonie, cofnął się, po czym błyskawicznie uderzył przedramieniem w opadające na burtę ostrze. Pękło jak drzazga nadepnięta butem.
– Stój, jestem Waldo! – ryknął, widząc kolejny zamach barbarzyńcy.
– A ja jestem Janos i odrąbię ci łeb! – odpowiedział mu z pogardą barbarzyńca i wykonał drugie cięcie.
Handlarz odpłynął od łodzi i próbował dostrzec sylwetkę Abotta. Król barbarzyńców stał na największej łodzi i klął, miotając się z wściekłości we wszystkie strony. Wymachiwał przy tym toporem i raz po raz nakazywał swoim ludziom wspinać się na mury. Nie obchodziło go to, że już przeszło połowa z nich leżała martwa na dnie morza. Waldo płynął w jego stronę i modlił się, aby nikt go nie zauważył. Kilkakrotnie omal nie zginął od kamieni ciskanych z góry. Kiedy podpłynął pod łódź i chwycił za drabinkę prowadzącą na pokład, zobaczył wychylającego się Abotta z toporem gotowym do rzutu.
– To ja, Waldo! – okrzyk przypominał spazm w chwili agonii.
Ręka barbarzyńskiego króla znieruchomiała w ostatnim momencie. Poznał handlarza i na jego twarzy pojawił się wredny uśmiech. Waldo wspiął się na pokład i opadł przed tamtym na kolana.
– Gdzieś się podziewał, wszawy kundlu? – warknął Abott. Jego ludzie spode łba przyglądali się przybyszowi. – Co to za parszywe łachy masz na karku? Z Syriusem teraz trzymasz?
– Panie, uciekłem od niego – tłumaczył pospiesznie Waldo. Wiedział, że w każdej chwili cierpliwość barbarzyńcy może się skończyć i nastąpi wówczas wybuch szału.
– Miałeś mi przywlec dzieciaka… – przypomniał ponuro Abott. – Może stary Syrius cię przepłacił, co?
– Panie, on nie żyje – zawołał histerycznie Waldo. Był sprytny i potrafił udawać.
– Kto? – zainteresował się barbarzyńca.
– Książę Syrius… Ubiłem go toporem.
Na łodzi zapanowała cisza. Barbarzyńcy z ciekawością zaczęli przyglądać się handlarzowi. Nie ufali mu.
– Powiadasz, żeś ubił Syriusa… – powiedział głośno Abott. – Toporem… A coś tam robił, śmierdzielu?
– W ciemnicy byłem – odparł nieco pewniejszym tonem handlarz. – Na chlebie i wodzie… Nie przykuli mnie, to i strażnika obaliłem. Łeb mu wywichnąłem i zadeptałem na miazgę…
– Dziecko w zamku? – zapytał podejrzliwie Abott.
– Podobno – odparł ostrożnie Waldo. – Nie widziałem…
Kopniak, który otrzymał od króla barbarzyńców, odjął mu mowę. Jego krocze zafalowało z bólu, a w ustach pojawiła się gwałtowna suchość. Upadł na deski łodzi, nie wydając z siebie głosu. Tylko przyspieszony, świszczący oddech zdradzał, że jeszcze żył. Czuł pod palcami, że moszna zaczyna mu nabrzmiewać.
– Ty padlino! Ty ścierwi pomiocie! Ty gadzie oślizły… – charczał z pianą na ustach Abott. – Miałeś mi przywlec dzieciaka. W zamku byłeś i własną rzyć ratowałeś? Ty wyrodku zasrany! Bez dzieciaka…
– Panie… – wysyczał wreszcie Waldo. – Przysięgam na gardło, że nie było jak…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Prawo Śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prawo Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Prawo Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.