– Co to takiego? – zapytał Dean.
– Gdy wchodziłem do jego celi, czułem się jak zahipnotyzowany. Miałem wrażenie, że nie zdołam oprzeć się jego woli, jeśli nawet będę próbował.
– Nie bardzo mi się to podoba – stwierdził Harry, wiercąc się nerwowo na krześle.
– Zapytałem, czego chce, a on odpowiedział: “Tylko pomóc”. Pamiętam to bardzo wyraźnie. A kiedy było już po wszystkim i poczułem się lepiej, on o tym dobrze wiedział. “Pomogłem”, stwierdził. “Pomogłem, prawda?”.
Brutal pokiwał głową.
– Tak samo było z tą myszą. “Pomogłeś”, powiedziałeś mu, a Coffey powtórzył za tobą jak papuga: “Pomogłem myszy Dela”. Czy wtedy już się domyśliłeś? To było wtedy, prawda?
– Tak, chyba wtedy. Pamiętałem, co oświadczył zastępcy McGee, kiedy ten spytał go, co się stało. Przytaczali to prawie w każdej relacji o morderstwie. “Nie mogłem nic pomóc. Próbowałem to cofnąć, ale było za późno”. Facet wielki jak dom mówi to, trzymając w rękach dwie martwe dziewczynki, białe i jasnowłose. Nic dziwnego, że opacznie to sobie wytłumaczyli. Zrozumieli to w sposób, który zgadzał się z tym, co widzieli, a to, co widzieli, było czarne. Myśleli, że Coffey przyznaje się do winy, że mówi o wewnętrznym przymusie, który kazał mu porwać te dziewczynki, zgwałcić je i zabić. I o tym, że w pewnym momencie oprzytomniał i próbował się opanować…
– Ale wtedy było już za późno – mruknął Brutal.
– Tak. W rzeczywistości jednak chciał im powiedzieć, że odnalazł je i próbował uzdrowić, ale po prostu mu się nie udało. Zbyt długo już były martwe.
– Naprawdę w to wierzysz, Paul? – zapytał Dean. – Naprawdę, z ręką na sercu, w to wierzysz?
Zajrzałem jeszcze raz w swoje serce, najgłębiej, jak mogłem, i pokiwałem głową. Wierzyłem w to od dawna; podświadomie zdawałem sobie sprawę, że coś jest nie w porządku z Johnem Coffeyem, już od samego początku, gdy Percy wprowadził go na blok, wrzeszcząc wniebogłosy: “Idzie truposz”. Uścisnąłem mu rękę, nieprawdaż? Nigdy dotąd nie uścisnąłem ręki żadnemu skazańcowi przybywającemu na Zieloną Milę, ale podałem ją Johnowi Coffeyowi.
– Jezu – wyjąkał Dean. – Dobry Jezu Chryste.
– Twój but to jedno – powiedział Harry. – A ta druga rzecz?
– Na krótko przed znalezieniem Coffeya i dziewczynek grupa pościgowa wyszła z lasu niedaleko południowego brzegu Trapingus River. Znaleźli tam wygniecioną trawę, mnóstwo krwi i strzępy nocnej koszuli Cory Detterick. Psy trochę się pogubiły. Większość chciała iść na południowy wschód, w dół rzeki, ale dwa z nich… mieszańce zwane murzyńskimi kundlami… ciągnęły w drugą stronę, w górę rzeki. Bobo Marchant, który prowadził psy, podsunął im pod nosy nocną koszulę i wtedy poszły razem z innymi.
– Tym kundlom coś się pomyliło, prawda? – zapytał Brutal. Na jego wargach igrał dziwny szyderczy uśmiech. – To nie są typowe myśliwskie psy i zapomniały, czego się od nich wymaga.
– Tak.
– Nie rozumiem – stwierdził Dean.
– Kundle zapomniały, co podtykał im pod nos Bobo na samym początku – zaczął tłumaczyć Brutal. – Gdy dotarły do brzegu rzeki, tropiły zabójcę, a nie dziewczynki. Nie stanowiło to problemu, dopóki zabójca i dziewczynki byli razem. Ale…
W oczach Deana zaświtało zrozumienie. Harry załapał już wcześniej.
– Kiedy się nad tym zastanowić – powiedziałem – nie mieści się w głowie, jak ktokolwiek, nawet przysięgli, którzy chcieli za wszelką cenę obarczyć winą czarnego włóczęgę, mogli chociaż przez chwilę uwierzyć, że John Coffey jest sprawcą. Sam pomysł, żeby uciszyć psa kiełbasą, a potem skręcić mu kark, zdecydowanie go przerasta. Myślę, że w ogóle nie podszedł do farmy Dettericków bliżej niż na sześć, siedem mil. Wędrował po prostu brzegiem rzeki, mając być może zamiar złapać jakiś pociąg towarowy… przed mostem zwalniają i można do nich łatwo wskoczyć. I wtedy usłyszał dobiegający od północy hałas.
– To był zabójca? – domyślił się Brutal.
– Zabójca. Może zgwałcił je już wcześniej, a może właśnie to robił. Tak czy owak, ta pokrwawiona trawa była miejscem, w którym dokończył dzieła; rozbił im głowy i uciekł.
– Uciekł na północny zachód – dodał Brutal. – Tam, gdzie zwietrzyły trop murzyńskie kundle.
– Zgadza się. John Coffey przeszedł przez olszynę, która rośnie na południowy wschód od miejsca, gdzie leżały dziewczynki, i znalazł je. Jedna z nich mogła jeszcze żyć; niewykluczone, że obie, ale nie trwało to zbyt długo. Gdyby nawet nie żyły, John Coffey nie zdawałby sobie z tego sprawy, to jasne. Wiedział tylko, że ma uzdrawiającą moc w rękach i próbował się nią posłużyć, uratować Corę i Kathe Detterick. Kiedy to się nie udało, załamał się i dostał ataku histerii. W tym właśnie stanie go znaleźli.
– Dlaczego nie został tam, gdzie je znalazł? – zapytał Brutal. – Dlaczego przeniósł je dalej na południe? Potrafisz to jakoś wyjaśnić?
– Jestem pewien, że na początku tam został – odparłem. – Podczas rozprawy stale mówiono o dużym polu zdeptanej, zgniecionej trawy. A John Coffey jest dużym mężczyzną.
– To pierdolony wielkolud – mruknął Harry tak cicho, że moja żona nie usłyszałaby brzydkiego słowa, gdyby nawet podsłuchiwała za drzwiami.
– Może wpadł w panikę, kiedy zobaczył, że jego zabiegi nic nie dają. A może pomyślał, że zabójca wciąż ukrywa się w lesie i go obserwuje. Coffey jest wielki, ale niezbyt odważny. Przypominasz sobie, Harry, jak pytał, czy zostawiamy zapalone światło po kolacji?
Harry sprawiał wrażenie wstrząśniętego i zaintrygowanego.
– Tak – odpowiedział. – Pamiętam, jak pomyślałem, że to śmieszne, biorąc pod uwagę jego rozmiary.
– Skoro nie on zabił te dziewczynki, kto to zrobił? – zapytał Dean.
– Ktoś inny – stwierdziłem, potrząsając głową. – Przypuszczam, że jakiś biały. Prokurator rozwodził się długo na temat siły, jakiej wymagało zabicie tak dużego psa jak ten, którego mieli Detterickowie, ale…
– To bzdura – mruknął Brutal. – Skręcić kark psu potrafi silna dwunastoletnia dziewczynka, pod warunkiem że uda jej się go zaskoczyć i wie, gdzie chwycić. Jeśli Coffey tego nie zrobił, mógł to być dosłownie każdy… to znaczy każdy mężczyzna. Najprawdopodobniej nigdy się tego nie dowiemy.
– Chyba że zrobi to ponownie – dodałem.
– Jeśli zrobi to w Teksasie albo w Kalifornii, też się tego nie dowiemy – oświadczył Harry.
Brutal odchylił się do tyłu, przetarł oczy pięściami, niczym zmęczone dziecko, po czym położył je z powrotem na kolanach.
– To koszmar – powiedział. – Mamy faceta, który może być niewinny… który prawdopodobnie jest niewinny, a mimo to przejdzie Zieloną Milę. Jest to tak samo pewne, jak to, że Bóg stworzył małe rybki i wysokie drzewa. I co możemy w tej sprawie zrobić? Jeśli zaczniemy opowiadać o tych jego cudownych dłoniach, wszyscy nas wyśmieją, a on i tak wyląduje na opiekaczu.
– O to będziemy się martwili później – stwierdziłem, ponieważ nie miałem najmniejszego pojęcia, co mu odpowiedzieć. – W tej chwili musimy postanowić, co robimy… albo nie robimy w sprawie Melly. Chciałbym wam dać trochę czasu na zastanowienie, ale obawiam się, że z każdym dniem maleją szansę na to, żeby mógł jej pomóc.
– Pamiętasz, jak wyciągnął ręce po tę mysz? – mruknął Brutal. – “Niech pan mi ją da, póki jest jeszcze czas”, powiedział. “Póki jest jeszcze czas”.
Читать дальше