Parę minut później stanęli przed biurkiem Helen Rafferty.
Dix zdjął okulary przeciwsłoneczne i uśmiechnął się do Helen, która wyglądała na zdenerwowaną.
– Muszę z tobą pomówić, Helen – powiedział, nachylając się nad nią. – Za pięć minut w świetlicy?
– Ja… cóż, rozumiem, że to nie może czekać, szeryfie?
– Raczej nie. To bardzo ważne.
W świetlicy dla personelu siedziały dwie osoby pochylone nad zielonym blatem stołu, z paczką czipsów między nimi. Dix pokazał odznakę i poprosił ich o wyjście.
Ruth usiadła obok Helen i przyglądała jej się przez kilka chwil, próbując ocenić jej nastrój, po czym powiedziała swoim głosem od przesłuchań, łagodnym i zachęcającym:
– Proszę nam opowiedzieć o doktorze Holcombe i Erin BushnelI, pani Rafferty.
Helen przeniosła spojrzenie z Ruth na Dixa, który stał oparty o ścianę, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, i wybuchnęła łzami.
Filadelfia
Środa
Savich i Sherlock siedzieli na przeciwko Elsy Bender w nowoczesnym salonie Jona Bendera na Linderman Lane. Mimo, że w pokoju było bardzo ciepło, kobieta przykryła nogi kaszmirowym pledem, a na zgarbione ramiona narzuciła gruby, wełniany sweter. Brązowe włosy miała związane w niski węzeł na karku. Co chwila nerwowo składała i rozkładała leżące na kolanach dłonie. Savich zauważył, że nie nosiła obrączki. Salon był jasno oświetlony, ale Elsa Bender wydawała się siedzieć w głębokim cieniu.
Na oczach nie miała już bandażu tylko ciemne okulary. Była zbyt chuda i chorobliwie blada, jakby w ogóle nie wychodziła na zewnątrz. Jednak zauważyli, że uśmiecha się do byłego męża, który stał obok z ręką na jej ramieniu. W dokumentach wyczytali, że John Bender był odnoszącym sukcesy sprzedawcą nieruchomości, który dwa lata wcześniej zamienił żonę na młodszy model, dokładniej mówiąc, na własną sekretarkę, ale nigdy się z nią nie ożenił. A teraz był tutaj, wielki mężczyzna, krępy, o silnie zarysowanej szczęce, a niewidoma była żona znów mieszkała w jego domu.
Savich przedstawił siebie i Sherlock i powiedział bez zbędnych wstępów:
– Stary człowiek i ta młoda dziewczyna, którzy chwalili się przede mną, że panią porwali… Nazywają się Moses Grace i Claudia. Nie znamy jeszcze nazwiska dziewczyny ani nie wiemy, co łączy ją ze starcem, ale to ci sami ludzie, którzy pochowali mojego przyjaciela Pinky'ego Wormacka w starym grobie na cmentarzu w Arlington.
Pan Bender przeniósł wzrok z Savicha na Sherlock, najwyraźniej zastanawiając się, czy ma powód do zdenerwowania. Skinął powoli głową.
– Słyszeliśmy o tym. Nie mieliśmy pojęcia, dopóki pan nie zadzwonił dziś rano… Cóż, przynajmniej macie imiona. Domyślam się, że rozmawialiście już z lokalną policją?
– Tak, rozmawialiśmy. Przyszliśmy tutaj, bo potrzebujemy pani pomocy, pani Bender. Tylko pani może nam ich opisać. – Elsa wciąż nic nie pamięta, więc nie będzie mogła wam pomóc – odpowiedział za żonę pan Bender.
Savich usiadł na podnóżku u stóp Elsy. Ujął w swe wielkie ręce jej lewą dłoń i poczuł, jak chłodną miała skórę. Zamknęła się w sobie, pomyślał, a to nie było dobre rozwiązanie.
– Dziękuję, że zgodziła się pani spotkać z nami tak szybko.
Czy mogę mówić pani po imieniu? – Gdy skinęła lekko głową, mówił dalej: – Wiem, że ci ludzie bardzo cię skrzywdzili, Elso. Nie musimy o tym mówić. Wiem, że chcesz, żeby ci łajdacy zostali złapani i ukarani za to, co ci zrobili. Innym ludziom też wyrządzili wiele krzywd. Ty miałaś szczęście: przeżyłaś. Musisz nam pomóc, żeby inni też mogli przeżyć.
– Nie nazwałabym tego życiem – powiedziała gorzko Elsa, a Savich ścisnął jej dłoń.
– A ja tak. Jest jeszcze coś, Elso. Ludzie, którzy cię skrzywdzili, wydzwaniają do mnie, chcą mnie zabić. Grozili też mojej żonie i małemu synkowi. Bez twojej pomocy nie uda mi się ich ochronić.
Elsa zadrżała.
– To było dla mnie niewyobrażalnie bolesne przeżycie, agencie Savich. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie myśleć o tym, co się stało. Nie chcę znowu stanąć twarzą w twarz z tymi potworami.
– Ona nie może jeszcze raz przez to przechodzić, agencie Savich. – Pan Bender wyglądał, jakby był gotów wyrzucić Savicha za drzwi. – Już dosyć wycierpiała. Przykro nam, że pan i pańska rodzina jesteście w niebezpieczeństwie, ale Elsa nie może panu pomóc. Chcielibyśmy, żebyście już wyszli.
Savich nie odrywał wzroku od Elsy.
– Lekarze pewnie powiedzieli ci, żebyś nie starała się blokować tego, co zaczniesz sobie przypominać. Pamiętanie, mówienie o tym zmniejszy twój ból. Opowiedz nam o tym, Elso, mów o tym i zamknij ten rozdział, pozostaw go w przeszłości, do której należy. Przeżyłaś. Nigdy o tym nie zapominaj.
Ku zaskoczeniu Savicha Elsa zareagowała.
– Jon należał do przeszłości – powiedziała. – A jednak jest teraz ze mną. Czy to nie dziwne?
Savich zobaczył, jak Bender drgnął, mówiąc:
– I nigdzie się nie wybieram – ale nie miał pojęcia, czy Elsa zrozumiała słowa męża.
– My też mamy dzieci, agencie Savich, Jon i ja. Ale nie mogę mówić o tym, co mi zrobili, po prostu nie mogę.
– Nie musisz, Elso, chociaż jestem pewien, że to by ci pomogło.
– Tak naprawdę pamiętałam prawie wszystko. – Usłyszała, jak jej mąż łapie szybko powietrze, ale nie zamilkła. – Ta dziewczyna, Claudia, nazywała go korniszonkiem. On był obmierzłym staruchem, zanosił się kaszlem. W tej brudnej ciężarówce związała mi ręce na plecach i powiedziała, że on chciał zobaczyć ją z kobietą i że wybrali mnie, bo jestem do niej podobna, mogłabym być jej mamą i czy to nie super? Wtedy on jej kazał, żeby udawała, że robi to z własną matką. Staruch zawiązał mi oczy, a dziewczyna… – Zaczęła cicho płakać. Przełknęła głośno i wyszeptała: – Najdziwniejsze jest to, że oczy zaczęły mnie boleć dopiero później, na ostrym dyżurze.
– Byłaś w szoku, to dobrze.
– Chyba tak. – Uniosła lekko okulary, tylko na tyle, by otrzeć kąciki oczu białą chusteczką z monogramem. – Już tak mnie nie boli, kiedy płaczę.
– Opowiedz im o tym rolniku, Elso – zachęcił ją mąż.
– Ten farmer, który mnie znalazł, codziennie odwiedzał mnie w szpitalu i przynosił róże. Siadał przy moim łóżku i opowiadał, jak uprawia jęczmień i owies. Wtedy przyszedł Jon i trzy dni później przywiózł mnie tutaj, do naszego starego domu. Tyle że nie mogę zobaczyć, co w nim pozmieniał.
– Spytaj go, Elso. Po prostu go spytaj.
Jon Bender wyglądał, jakby miał wybuchnąć płaczem.
– Nic nie zmieniłem, Elso.
– Dobrze. – Po raz pierwszy uśmiechnęła się lekko. – Nie cierpię wymyślnych ozdób. Cieszę się, że zostawiłeś wszystko tak, jak było. – Przez kilka następnych minut odpowiadała na pytania Savicha i próbowała opisać Mosesa i Claudię najlepiej, jak potrafiła. Zgodziła się na spotkanie z rysownikiem portretów pamięciowych. Powiedziała, że Claudia rzeczywiście wyglądała jak jej córka.
– Jon, daj im zdjęcie Annie, jak rzuca piłką plażową. Pamiętasz, wysłałam ci odbitkę. Podobieństwo jest naprawdę uderzające.
Kiedy pan Bender wyszedł, poprosiła:
– Opowiedz mi coś więcej o swoim synku, agencie Savich.
– Nazywa się Sean i jest jak pistolet. – Savich wciąż trzymał jej dłoń w swoich i opowiadał o przyjęciu z okazji trzecich urodzin Seana, na którym jego siostra, Lily, ganiała w ogromnych butach clowna dwudziestkę maluchów. Mówił, jak Sean uwielbia wskakiwać na niego każdego wieczoru, gdy wraca z pracy. Elsa, słuchając, uśmiechała się, jej oddech stał się lżejszy.
Читать дальше