Zastanawiam się nad własnymi uczuciami, stwierdziła w duchu.
– Powiedziałam ci, że u Michaela wszystko dobrze. Nie potrzebuje mnie teraz.
– A ty musiałaś spełnić swój obowiązek.
– Zamknij się. – Głos jej drżał. – Staram się ci współczuć. Teraz nic ci nie mogę zrobić. Ale zapamiętam to sobie i po¬czekam, aż wyjdziesz ze szpitala.
– Powiedz, dlaczego jesteś miła dla wszystkich, oprócz mnie?
_ Byłam miła… kiedy byłeś nieprzytomny.
_ l myślałaś, że umieram. Następnym razem pozwól mi nacieszyć się tą stroną twojej osobowości, kiedy będę przytom¬ny. – Zamknął oczy – Teraz się prześpię. Muszę szybko dojść do siebie. Musimy tyle rzeczy ustalić między nami, będę potrzebował dużo siły.
– Śpij. Potrzebujesz snu.
Przez chwilę milczał.
_ Dlaczego zostałaś ze mną, zamiast jechać do Michaela?
– Potrzebowałeś mnie.
– l?
– Ocaliłeś mi życie.
– l?
_ Śpij – powiedziała załamującym się głosem. – Niczego więcej ze mnie nie wydusisz.
_ Dobrze. Ale jeszcze zobaczysz…
Ustalić tyle rzeczy, powiedział. Nawet teraz ją badał. Jak mogli cokolwiek ustalać? Oboje byli ofiarami Sanbome'a i Bo¬cha. W tej chwili nie potrafiła jasno myśleć. Była tak zmęczona, że w ogóle ledwo mogła zebrać myśli.
Ale czuła. Och, tak, czuła.
Wyciągnęła rękę i delikatnie odgarnęła mu włosy z czoła.
Kiedy go dotknęła, poczuła witalność, która wracała. Był tak jej bliski…
Otworzył oczy.
_ Złapałem cię na gorącym uczynku – wyszeptał.
Starała się ukryć łzy pod powiekami.
– Udawałeś martwego.
_ Mężczyzna musi robić swoje. – Przekręcił głowę i dotknął policzkiem jej dłoni. Znowu zamknął oczy. – Nie przestawaj.
_ Nie przestanę. – Pogłaskała go po policzku i dodała: – Nie wiem, co musiałbyś zrobić, żebym przestała…
MacDuff's Run
Sześć miesięcy później
– Sophie.
Idzie!
Odwróciła twarz od morza i zobaczyła Royda idącego ścież¬ką w jej stronę. Szedł szybkim krokiem, niecierpliwie, z napię¬tym wyrazem twarzy. Serce waliło jej tak mocno, że przez chwilę nie mogła wymówić słowa.
– Bardzo dobrze wyglądasz – powiedziała, opanowując drżenie głosu. – Jak się czujesz?
– Jestem wściekły. Obudziłem się następnego ranka w szpitalu i powiedziano mi, że wyjechałaś z kraju. Dlaczego?
– Zdałam sobie sprawę, że nie mogę zostać.
– Michael.
– To był jeden z powodów. Potrzebował mnie bardziej niż ty.
– Na pewno. Jak się ma?
– Dobrze. W zeszłym miesiącu miał jedynie dwa ataki. Myślę, że wychodzi z tego.
– Świetnie. Jaki jest ten drugi powód, dla którego mnie zostawiłaś?
– Ten drugi powód był bardziej osobisty. Nie wiedziałam, co myśleć. Potrzebowałam czasu, żeby sobie wszystko ułożyć w głowie.
– Beze mnie.
_ Bez ciebie – przytaknęła. – Nie mogłabym skupić myśli, gdybyś był w pobliżu.
– To dobrze.
Spojrzała na niego.
_ Ty też potrzebowałeś czasu. Musiałeś mieć szansę, żeby zapomnieć o mnie. Zapomnieć o wszystkich złych rzeczach, które cię przeze mnie spotkały.
_ Dzięki tobie doświadczyłem też wiele dobrych rzeczy. Jak długo będę musiał cię przekonywać, że jesteśmy kwita? – Nie czekając na odpowiedź, dodał: – Więc poprosiłaś MacDuffa, żeby przywiózł tu ciebie i Michaela, i kazałaś mu powiedzieć mi, żebym trzymał się od ciebie z daleka.
_ Dopóki nie będę gotowa. – Uśmiechnęła się• – Musiałam też załatwić kilka innych rzeczy. Razem z lane MacGuire zebrałyśmy wystarczającą ilość pieniędzy, żeby odbudować zbiorniki wodne na San Torrano. To niesamowita kobieta.
_ Słyszałem. – Umilkł i dodał po chwili. – Wiesz, chciałem zorganizować zespół komandosów, żeby zdobyć do miejsce. – Ale tego nie zrobiłeś.
_ Chciałem dać ci jeszcze miesiąc. Może jednak jestem cywilizowany.
_ Ani trochę. Ale jesteś inteligentny i wiesz, że miałam prawo do takiego zachowania.
_ Ty potrzebowałaś czasu, ja nie. Wiem, czego chcę• – Spojrzał jej głęboko w oczy. – Dostanę to?
_ A o co ci chodzi? O seks?
_ Tak. Chcę, żebyś mówiła do mnie, chcę cię poznawać. Chcę, żebyśmy mieszkali razem i robili zwykłe rzeczy. Chodzi¬li do kina, do sklepu, na mecze Michaela.
_ Michael. Wiesz, że musisz mnie wziąć z całym dobrodziejstwem inwentarza?
_ Nie jestem idiotą. Damy sobie radę• On jest częścią ciebie. Tak jak ja chcę być częścią ciebie. W każdej chwili. Czy to cięprzeraża?
– A czy przeraża ciebie?
_ Na początku, kiedy zacząłem coś do ciebie czuć. Teraz już się przyzwyczaiłem. – Wziął głęboki oddech i wyznał: – Ko¬cham cię. Boże, było ciężko. Mam nadzieję, że było warto.
Wypełniła ją radość.
– Było warto.
_ Nie musisz mi mówić tego samego. Miłość dla każdego znaczy co innego. Musisz do mnie przywyknąć. Pogadamy o tym za rok.
_ Jaki jesteś wspaniałomyślny. – Ujęła jego twarz w dłonie i uśmiechnęła się promiennie. – Ale chyba porozmawiamy o tym teraz.
***