Iris Johansen - Zabójcze sny
Здесь есть возможность читать онлайн «Iris Johansen - Zabójcze sny» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Остросюжетные любовные романы, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zabójcze sny
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zabójcze sny: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zabójcze sny»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zabójcze sny — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zabójcze sny», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wzruszyła ramionami.
– Jeśli coś pójdzie nie tak, może być już po mnie. Niepotrzebny mi będzie podsłuch.
– To nie jest zabawne – powiedział ostro.
– Przepraszam. Jak masz zamiar dostarczyć mi tę pluskwę?
– Umieszczę ją w niewielkiej odległości od głównej bramy. Tuż pod powierzchnią tak, że wystarczy tylko lekko odgarnąć ziemię.
Zmarszczyła czoło.
– O czym ty mówisz?
– Wyhodowałem kilka żółtych kwiatów, takich, jakie rosną na wyspie. Tak naprawdę to są chwasty, ale bardzo ładne. Zerwij kilka kwiatków i ukryj między nimi pluskwę. Nie będzie większa od paznokcia. Noś ją zawsze przy sobie. Jeśli okaże się, że sytuacja wymyka się spod kontroli, przyjdę po ciebie.
– To byłoby głupie. Mogą cię zabić. Poczekaj, aż dam ci znak.
– Zobaczymy.
– Nie. Musisz poczekać na mój znak. Nie po to nadstawiam karku, żeby nie móc dyktować warunków.
Przez chwilę milczał.
– Poczekam. Do chwili, w której uznam, że nie mogę dłużej czekać.
– Marne zapewnienie.
– To dużo – powiedział szorstko. – Nigdy nikomu tak nie poszedłem na rękę. – Zjechał na pobocze – Wysiadaj. Nie mogę jechać dalej i ryzykować, że mnie z tobą zobaczą. Żeby dojść do placu Bolivara, musisz iść prosto tą ulicą. Plac jest dwie przecz¬nice dalej. Musisz iść dalej sama.
Sama. Starała się nie dać po sobie poznać, jakie wrażenie na niej zrobiły ostatnie jego słowa. Spodziewała się ich. Byłaby na niego wściekła, gdyby powiedział, że się rozmyślił. Niemniej rzeczywistość ją przerażała.
– Dobrze. – Próbowała się uśmiechnąć, wysiadając z samochodu – Cóż, chyba po prostu będziemy w kontakcie.
Kiedy wyszła z samochodu, odwróciła się jeszcze do Royda.
– Chciałabym cię o coś zapytać.
– Pytaj.
– Jeśli coś mi się stanie, zaopiekujesz się moim synem?
Dopilnujesz, żeby był szczęśliwy?
– Cholera.
– Obiecasz mi?
– Nic ci się nie stanie.
– Obiecaj mi.
Po chwili milczenia powiedział:
– Obiecuję.
– Dziękuję. – Zamknęła drzwi.
– Poczekaj.
Spojrzała na niego.
Nie mówił nic, tylko patrzył na nią z taką intensywnościq, że serce zaczęło jej szybciej bić.
_ Pamiętasz, jak powiedziałem ci, że mógłbym dla ciebie zabić?
Skinęła głową.
_ Myślałem o tym. To się zmieniło. Jest jeszcze silniejsze. _ Głos mu zadrżał. – Myślę, że mógłbym dla ciebie oddać życie.
Zanim zdążyła coś powiedzieć, Royd odjechał.
Royd widział w lusterku wstecznym, jak Sophie stała jeszcze przez chwilę, patrząc za odjeżdżającym samochodem, po czym odwróciła się i poszła szybkim krokiem w przeciwną stronę• Cholera. Cholera. Cholera.
Zacisnął ręce na kierownicy. Musiał się opanować. Nie mógł pozwolić, żeby emocje wzięły teraz nad nim górę.
Nie dawała tego po sobie poznać, ale czuła się bardzo samotna. Czy można ją było winić? Wkładała głowę w paszczę lwa.
Nie ucierpi w tym starciu. Już on tego dopilnuje. Sięgnął po telefon i wybrał numer Kelly' ego.
_ Wysiadła. Spotkajmy się w dokach.
– Jak się czuje?
_ A jak ma się czuć? – żachnął się. – Pełna woli walki, ale przestraszona, zastanawia się pewnie, czy wyjdzie z tego żywa.
Rozłączył się•
Zadzwonić do MacDuffa. Powstrzymać chęć, żeby zabrać stąd Sophie, zanim dopadnąją ludzie Sanborne' a. Nie zgodziła¬by się na to teraz, kiedy zobowiązała się wykonać plan. Nie robi tego tylko dlatego, że on przekonał ją, że to najlepsze wyjście. Miał przynajmniej nadzieję, że nie był to jedyny powód. W cześ¬niej oskarżał ją o nieustanne poczucie winy, ale teraz role się odwróciły.
Wybrał numer MacDuffa.
San Torano
Kiedy motorówka zbliżała się do pomostu, na którym czekał Sanborne, Sophie pomyślała, że w ten ciepły wieczór wyspa wyglądała zupełnie normalnie. Pomost był bardzo długi i w pew¬nym momencie doznała l uczucia dejiJ vu, które sprawiło, że przeszedł ją dreszcz. To właśnie na takim pomoście zginęli jej rodzice i rozpoczął się koszmar.
Sanborne był przystojnym mężczyzną trochę powyżej pięć¬dziesiątki. Włosy miał szpakowate, a twarz opaloną. Zdawał się idealnie pasować do tej wyspy. Jeśli w ogóle się zmienił od czasu, kiedy razem pracowali, to wyglądał młodziej i bardziej wytwornie. Uśmiechał się i pomachał do niej.
Poczuła ukłucie w żołądku. Dlaczego zdaje się tak przyjaz¬ny? Dlaczego przez te kilka miesięcy, kiedy dla niego praco¬wała, nie zdołała odkryć, jakim potworem jest Sanborne? Przez ten czas, nigdy nie był nieuprzejmy. Może była tak zajęta pracą, że nie miało to dla niej żadnego znaczenia.
Ale później zaczęło mieć. Zrujnował jej życie i zabił ludzi, których kochała.
Kiedy dobili do pomostu, Sanborne podszedł do motorówki.
– Moja droga Sophie, nareszcie razem! – Rzucił okiem na prowadzącego motorówkę. – Jakieś problemy, Mont y?
Mężczyzna potrząsnął głową.
– Przyszła sama. Nikt nas nie śledził.
– Dobrze – mruknął Sanborne i wyciągnął rękę do Sophie.
– Pozwól, że ci pomogę.
Ignorując ten gest, Sophie weszła na pomost.
– Dam sobie radę.
– Zawsze niezależna – powiedział. – Odzwyczaiłem się.
Dzięki tobie wielu ludzi stało się potulnymi i posłusznymi. – To ci się na pewno podoba.
– Och, tak.
– Masz wszystko, Sanborne. Pieniądze, wpływy. Dlaczego musisz jeszcze niszczyć ludzi dokoła siebie?
– Jeśli nie rozumiesz, wytłumaczę ci. Siłą napędową Bocha są pieniądze. Dla mnie taką rzeczą jest panowanie nad ludźmi. Nic innego nie zapewnia mi takiego dreszczu. Chodź, pokażę ci, gdzie będziesz mieszkała i pracowała. Chcę, żebyś zaczęła od razu.
– Gdzie mam pracować?
– Na wyspie wybudowałem dom, tam znajduje się laboratorium. Był tu kiedyś Gorshank, została po nim aparatura.
– Na pewno nie będę mogła podjąć pracy Gorshanka szybko.
Najpierw muszę przestudiować jego formuły i przeprowadzić kilka eksperymentów, żeby zobaczyć, gdzie tkwi błąd. Może w ogóle formuła jest niewłaściwa. Może się okazać, że nie zdołam nic z niej wykrzesać.
– Och, formuła jest bardzo ograniczona. Gorshank mnie o tym zapewnił, poza tym, od kiedy tu jestem, sam przeprowa¬dziłem kilka eksperymentów.
Spojrzała na niego przestraszona.
– Na tubylcach?
– Jeszcze nie. Na załodze "Constanzy" – spojrzał na przycumowany statek. – I tak miałem ich wyeliminować. Nie mogliś¬my ich puścić, kiedy dowiedzieli się o wyspie.
– I zostali wyeliminowani?
– Straciliśmy ośmiu z załogi, w dzień po tym, jak wypili wodę z kadzi. To była bolesna śmierć. Kapitan i pierwszy oficer, którzy dostali podwójne dawki, umierali w mękach. Pozostali byli nawet podatni na sugestie. Pracują w ogrodzie na tyłach domu, pilnują ich tam strażnicy, dopóki nie upewnimy się, jak długo będzie trwał ich stan posłuszeństwa. Byłoby idealnie, gdyby zmiany zachodziły w mózgu na trwałe, ale chyba oczekuję zbyt wiele. Musimy po prostu co jakiś czas podawać im wodę z kadzi.
Mówił to zwyczajnym głosem, bez śladu skrupułów.
– To potrwa – powtórzyła Sophie. – Nie będę eksperymen¬towała na niewinnych ludziach, dopóki nie upewnię się, że ich nie skrzywdzę.
– Bardzo chwalebne. Ale eksperymenty muszą zostać prze¬prowadzone. – Twarz wykrzywił mu grymas. – W kwestii dokładności eksperymentów opinia moja i Bocha trochę się różni. Wydaje mi się, że klienci Bocha są w stanie zaakcep¬tować pewien procent wypadków śmiertelnych, ale oni po¬trzebują posłusznych im ludzi, a nie martwych ciał. Jeśli zastosują to w zbiornikach wodnych w Stanach, nie chcą, żeby z powodu jakichś widocznych objawów zakażenie zostało odkryte. Oni chcą…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zabójcze sny»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zabójcze sny» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zabójcze sny» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.