Casey szarpała się z Ronniem i to wtedy Eve zaczęła działać.
Jej córka trzymała w ręce nóż do papieru.
Eve podbiegła do łóżka i wyrwała nóż z jej ręki.
Musiała powstrzymać Ronniego. Wiedziała o incydencie w budce na narzędzia i o jego obrażeniach. Były poważne, ale na pewno nie śmiertelne.
Teraz będzie inaczej.
Bez dalszego namysłu Eve zatopiła tępe ostrze w szyi Ronniego i pomyślała, że zwymiotuje. Krew tryskała na wszystkie strony. Ciało Ronniego drgnęło po raz ostatni, potem opadło bezwładnie na Casey.
Przed chwilą dziewczyna zemdlała. Eve umieściła w jej dłoni nóż do papieru, prawie nie myśląc, co robi, i poszła na dół zadzwonić do Roberta.
– A wszystkie te lata, kiedy pozwalałaś, żeby Robert nakazywał doktorowi Macklinowi faszerować mnie lekarstwami, abym sobie niczego nie przypomniała? – Słowo „szok” nie wystarczało na opisanie uczuć wstrząsających Casey.
Eve patrzyła na córkę, nagle postarzała.
– I to by się udawało, gdyby doktor Macklin nie został oczyszczony z zarzutów. Nadal przepisywałby ci lekarstwa, jak kazał mu Robert. John już długo nie pociągnie, potem wszystko to będzie nasze.
Oczy Eve znów się zaszkliły.
– Mamo, a jeśli Robert nie będzie miał szczęścia? Jeśli umrze, co wtedy?
– Wtedy ja będę miała to wszystko. Też o tym myślałam. Kiedy Norma wyszła z gabinetu Roberta wczoraj wieczorem, pojechałam za nią. Zobaczyłam, jak wyrzuca pistolet na pobocze drogi. Do diabła, omal nie przejechała jakiegoś biedaka.
Dewitta, pomyślała Casey.
– Mamo, ktoś musi ci pomóc. Może Blake albo Adam znają jakiegoś dobrego lekarza. – Casey podeszła do matki, która stała na końcu dziobu.
– Nie, to się nigdy nie stanie! Jestem Eve Worthington, najważniejsza kobieta w rodzinie. Jestem teraz kimś, czy tego nie widzisz? – Łzy płynęły obficie po twarzy Eve. Prom zbliżał się do wybrzeża, własne łzy zamazały jednak Casey ten widok.
– Nie jestem już tamtą białą biedaczką! Czy tego nie rozumiesz?! Nigdy nie będę musiała nosić używanych sukienek, nigdy nie będę musiała zwieszać głowy ze wstydem. Nigdy! Jestem teraz kimś! Jestem Eve Worthington! – Krzyki Eve były żałosne.
Casey zrobiła krok w stronę matki, z wyciągniętą dłonią, chcąc ująć jej rękę.
– No, mamo, zejdźmy na dół. Jesteśmy już prawie na drugim brzegu.
– Nie! Nigdy nie dam się wysłać w takie miejsce! – krzyknęła jej matka, unosząc wysoko pięści. – Nigdy!
Zanim Casey zdążyła chwycić matkę za rękę, Eve skoczyła w czarnozieloną głębię poniżej burty promu.
Przejrzyste koronkowe firanki falowały od chłodnego jesiennego wietrzyka, wpadającego przez częściowo otwarte okno. Cichy szum liści tworzył tło dla żab i świerszczy, które wtórowały harmonijnie.
Płaczliwy krzyk obudził kobietę leżącą w łóżku. Obróciła się i wyciągnęła rękę w stronę drugiej poduszki. Gdy stwierdziła, że jest pusta, całkowicie się ocknęła. Wsunęła stopy w czerwone kapcie stojące na podłodze obok łóżka i udała się na poszukiwanie źródła tego dźwięku.
– Powinieneś spać – powiedziała Casey do Blake’a. – Za często zostajesz do późna w szpitalu. No, już dobrze – zagruchała, sięgając do kołyski po niemowlę, i przytuliła je do siebie.
– Trudno w to uwierzyć, prawda? – Usiadła w bujanym fotelu obok kołyski, którą Adam podarował swojemu synowi chrzestnemu w dniu, kiedy dziecko przyszło na świat. Huśtała Jonathana Adama Blakely Huntera, aż jego płacz ustał.
Casey trzymała syna blisko siebie i wdychała jego czysty niemowlęcy zapach. Patrzyła na uśpioną twarzyczkę i zdumiewało ją to, że jest matką tego maleństwa. Syn miał czarne kręcone włosy i ciemne oczy Blake’a. Pomyślała, że w przyszłości będzie łamał kobiece serca.
– Pierwszy raz od narodzin Johna wezmę udział w towarzyskim spotkaniu. Czekam niecierpliwie – powiedziała Casey. – To już dwa miesiące!
– Ja też. Według Julie, Flora i Mabel przygotowały ucztę. Mówiła, że nigdy nie widziała tyle jedzenia na chrzcinach niemowlęcia.
– Cóż, jestem pewna, że kiedy ty i mój przybrany brat wkroczycie do akcji, nic nie zostanie. – Casey roześmiała się.
– Cieszę się, że tak dobrze się rozumiecie z Adamem. Mówiłem ci, że on jest w porządku. – Blake przesunął ręką po policzku syna, potem pocałował koniuszek jego palca i musnął wargami czubek nosa Casey.
– Staliśmy się sobie naprawdę bliscy przez ten ostatni rok. John traktuje mnie jak córkę. Czuję się wielką szczęściarą, Blake. Mimo… cóż, mimo tego wszystkiego.
– Ja też czuję się szczęściarzem i nie pozwólmy, żeby przeszłość kładła się cieniem na naszej przyszłości.
– Zgadzam się z tobą, ale tak wielu ludzi ucierpiało z powodu chciwości mojej matki i Roberta Bentleya. – Casey popatrzyła przez okno, przypominając sobie, jak Robert próbował ją przejechać, a także przerażające telefony, szkło, które matka włożyła do słoika z balsamem w nadziei, że jej córka zwariuje i będą mogli odesłać ją z powrotem do szpitala; Hanka, który uderzył ją w głowę. Casey myślała też o dziecku, które kiedyś w sobie nosiła, spłodzonym przez Ronniego, i wiedziała, że poronienie było błogosławieństwem losu.
Pamiętała też dobre chwile. Wspominała swoją babcię Gracie i wszystkie te radosne dni, które przeżyła ze swoim ojcem i z Florą. Wspominała nawet Kyle’a i ich tak zwany związek, ciesząc się, że nigdy go nie skonsumowali. Miłość do Blake’a była cały czas jasnym światełkiem na końcu długiego, ciemnego tunelu. Nie wiedziała, czy bez niej dałaby radę. Z pomocą Adama znalazła dobrą terapeutkę, która była zdumiona postępami Casey; powiedziała jej to podczas ostatniej wizyty.
– Przestań i pomyśl, kochanie, ile mieli szczęścia. Robert i Norma oboje przeżyli, chociaż jestem pewien, że Robert wolałby być gdzie indziej. Sądzę, że nie zdoła się przystosować do więziennego życia.
– Wiem i naprawdę cieszę się, że przeżył, chociaż wtedy chciałam, żeby umarł. Maczał we wszystkim palce, prawda?
Blake stanął za żoną, która tuliła ich syna w ramionach.
– Rzeczywiście. Szkoda jednak, że Dewitt tak skończył. Chyba nie mógł znieść myśli, że zostanie ukarany za zabicie tej biednej dziewczyny. To było nieoczekiwane, że powiesił się, i to w tym samym budynku, w którym ją zabił.
– Szkoda. I biedny doktor Macklin, jego kariera została zrujnowana. Wiesz, myślałam, że będę go nienawidzić za to, że pozwalał Bentleyowi faszerować mnie lekarstwami przez te wszystkie lata, ale tak nie jest. Chociaż słyszałam w zeszłym tygodniu na mieście, jak jacyś ludzie o nim rozmawiali. Mówili, że całkiem dobrze radzi sobie w Europie.
– To właśnie w tobie kocham. Jesteś wyrozumiała, dobra i masz wspaniałe serce, jesteś kochającą żoną i matką, a w dodatku jesteś piekielnie seksowna.
– Mów dalej – zachęciła go Casey.
– Czy masz cały dzień dla siebie?
– I dlatego tak ciebie kocham. Zaczęliśmy od szorstkich słów, prawda?
– A potem wszystko szło już gładko. Ale jeśli teraz nie zaczniesz się zbierać, to się spóźnimy. – Blake wziął od niej Johna i delikatnie ułożył śpiącego synka w kołysce.
– Nadal chcesz jechać sama? – zapytał.
– Jeśli w ogóle mam zamknąć ten rozdział, muszę to zrobić. Mam syna, który potrzebuje mojej opieki, męża, który potrzebuje mojej miłości. Jestem teraz kimś. – Casey przypomniała sobie słowa matki.
Читать дальше