– Wiedziałam, że rozpoznaję to nazwisko! – wykrzyknęła Casey. – Skóra mi ścierpła na jego widok. Pamiętam, że Bentley wymówił jego nazwisko, kiedy pewnego razu czekałam na doktora Macklina przed jego gabinetem.
– Czy myślisz o tym samym co ja? – Blake zwrócił się do Adama.
– Pewnie. Teraz musimy to udowodnić.
– Co udowodnić? – spytała Casey.
– Bentley szantażował Macklina.
– To najgłupsza rzecz, jaką słyszałam w życiu.
– Jeśli Bentley miał coś, co dawało mu władzę nad doktorem Macklinem, to czy Macklin nie musiałby robić tego, co mu kazał? Żeby utrzymać się na posadzie? – spytał Adam.
– Ale co takiego miałby robić Macklin na żądanie Bentleya? Gdyby chodziło o narkotyki, Bentley mógłby korzystać z zapasów szpitala, nie potrzebował do tego Macklina. – Casey wstała i zaczęła chodzić po biurze.
Adam i Blake popatrzyli na siebie, potem na nią. Blake odezwał się pierwszy.
– Casey, czy nie mówiłaś, że spędziłaś ostatnie dziesięć lat w zamroczeniu?
– Tak, z powodu lekarstw. Czasami, kiedy o tym pamiętałam, nie połykałam tabletek, które mi dawali. Gdy wydawało się, że nie jestem już taka otumaniona, jeden z sanitariuszy robił mi zastrzyk na polecenie lekarza. – Kiedy to powiedziała, szybko zrozumiała, do czego zmierzają. – Czy to znaczy, że przez ostatnie dziesięć lat Robert Bentley szantażował doktora Macklina, żeby ten stale faszerował mnie lekarstwami?
– Nie uwierzycie w to! – wykrzyknął Parker, wpadając przez drzwi.
– Zaraz się przekonamy – powiedział Blake.
– Norma Bentley właśnie rozbiła swój samochód przed szpitalem. Nic jej nie będzie, ale ciekawi mnie, czy wie, że Robert jest operowany z powodu rany postrzałowej.
– Ta noc jest pełna niespodzianek – stwierdził Adam i poinformował Parkera o wszystkim, co odkryli pod jego nieobecność.
– Myślę, że moje usługi już się nie przydadzą, Rolandzie – odezwał się Walter.
– Jestem za tym, żebyśmy zakończyli ten wieczór. Muszę pilnować więźnia, a polowe łóżko w moim biurze zaczyna wyglądać zachęcająco. Jest trzecia w nocy i nie wiem jak wy, ale ja nie pamiętam, żeby tyle się działo w Sweetwater od czasu…
* * *
Casey ciężkim krokiem zeszła na dół. Zapach świeżo zaparzonej kawy sprawił, że pośpieszyła do kuchni. Omal nie zemdlała, kiedy zobaczyła, że jej matka siedzi przy długim drewnianym stole i rozmawia z Florą.
– Co tutaj robisz? – Casey wiedziała, że w jej głosie słychać nienawiść, ale się tym nie przejęła.
– Widzę, że jesteś w złym nastroju. Mieszkam tutaj, jeśli przypadkiem zapomniałaś.
– Przepraszam. To była niespokojna noc. Dzień dobry, Floro. – Nalała sobie kubek kawy i popatrzyła gniewnie na matkę. – Jestem zaskoczona, że cię widzę. Sądziłam, że będziesz z Robertem. W szpitalu. – Miała nadzieję, że wywoła jakąś reakcję.
Eve nie okazała żadnych emocji.
– Dziś rano podano tę wiadomość w radiu – powiedziała. – Kiedy obudziłam się i to usłyszałam, omal nie umarłam. A potem się dowiedziałam, że biedna Norma miała wypadek samochodowy, więc nie jestem pewna, czy uda mi się przetrwać ten dzień. Najpierw John, teraz Robert i Norma.
– Czy wiadomo coś o stanie Bentleya?
– Jest pod stałą obserwacją lekarzy, tak informują w telewizji i w radiu – odparła Flora. – Jestem pewna, że pan Adam i pan Blake dadzą nam znać, jeśli czegoś się dowiedzą. Stan Normy jest stabilny, ma złamaną nogę i pęknięte trzy żebra. Podobno była pijana.
– Wczoraj, kiedy wychodziła z lunchu, ledwie trzymała się na nogach – powiedziała Eve. – Casey, mówiłam ci, że kiedy przyjdzie na to pora, zajmiemy się twoimi włosami i wybierzemy się do salonu kosmetycznego. Właśnie ta pora nadeszła. Możemy zjeść razem lunch. Spędzić ten dzień na robieniu „dziewczyńskich rzeczy”. Co o tym myślisz?
Casey zrozumiała, że to jej matkę powinni zamknąć w szpitalu psychiatrycznym.
– Mówisz poważnie? Dzisiaj?
– Mała wycieczka dobrze ci zrobi, Casey. Jedź z mamą i baw się dobrze. – Flora uśmiechnęła się do niej. – Potrzebujesz tych dziewczyńskich rzeczy, o których mówi twoja mama.
– Masz rację, Floro. Mama i ja już dawno powinnyśmy pobyć trochę razem. – Casey popatrzyła zwężonymi oczami na matkę i zmusiła się do uśmiechu.
Spędzenie tego dnia z matką było ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę. Liczyła jednak na to, że może, choć istniało tylko niewielkie prawdopodobieństwo, Eve wyjaśni, dlaczego pozwalała pasierbowi krzywdzić swoje jedyne dziecko.
* * *
Prom był pusty, bo prawie wszyscy mieszkańcy wyspy zgromadzili się na parkingu szpitala Memorial. Casey i jej matka oraz dwie starsze kobiety były jedynymi pasażerami płynącymi do Brunswicku.
Casey wpatrywała się w wybrzeże, ale czuła, jak przeszywa ją lodowate, pełne nienawiści spojrzenie stojącej obok niej matki.
– Wiesz, możesz przestać udawać – powiedziała Eve.
Casey odwróciła się gwałtownie i zobaczyła na twarzy matki grymas w niczym nie przypominający słodkiego, głupawego uśmiechu lekko pomylonej dystyngowanej damy z Południa ze znakomitej rodziny, która wypiła o jedną szklaneczkę za dużo, chociaż Eve udawała kogoś takiego.
– Nie wiem, o czym mówisz – powiedziała niepewnie, przerażona nagłą zmianą nastroju matki.
– Och, myślę, że wiesz. Powiedz mi coś, Casey. – Eve poszła w stronę dziobu, a córka powlokła się za nią. Eve zatrzymała się znienacka, prawie doprowadzając do tego, że Casey zderzyłaby się z jej plecami. – Ta twoja luka w pamięci, jak jest duża? – Porywisty podmuch zmierzwił fryzurę Eve, krótkie kosmyki zasłoniły jej oczy. Odgarnęła je ręką, jej gniewne spojrzenie ani na moment nie złagodniało. – A więc jak?
Casey rozejrzała się przestraszona. Dwie starsze kobiety zdążyły już zejść pod pokład, a załogi nie było nigdzie widać.
– Przypomniałam sobie coś niecoś, ale nic ważnego, przynajmniej ja tak uważam – odparła Casey, uznając, że to nie jest odpowiednia pora na konfrontację.
Na twarzy Eve odmalowała się ulga.
– Jeśli po latach brania leków wróci ci pamięć, prawdopodobnie i tak nigdy nie będziesz wiedziała, co jest, a co nie jest prawdą. Tak będzie dla ciebie najlepiej.
W głowie Casey rozległy się sygnały ostrzegawcze. Jak mogła być taka głupia? Już miała zadać matce pytanie, zapominając o strachu sprzed paru chwil, kiedy strumień wspomnień zalał jej mózg.
Ogarnął ją zupełny spokój. Pozwoliła, by nią zawładnął. Szybowała na poziomie przedtem dla niej nieosiągalnym i wznosząc się, dotarła do królestwa świadomości w innym świecie.
Wtedy sobie przypomniała. Wcześniej była z Ronniem w budce na narzędzia. Walczyli. Potem uciekła do swojego pokoju. Po paru godzinach cień. Ktoś nieokreślony wtargnął do jej przestrzeni. Okrył ją płaszcz ciemności. Zapewne straciła przytomność.
– O Boże! – Casey nagle przycisnęła rękę do ust. Popatrzyła na matkę i zaczęła przyglądać się jej zwężonymi oczami, cofając się powoli w stronę dziobu, chcąc zwiększyć odległość między nimi.
– O co chodzi, Casey? – Matka zbliżyła się, zmuszając ją do zrobienia kolejnego kroku w tył.
– Byłaś tam. – Ręce Casey drżały, gdy wycofywała się w stronę dziobu. – W moim pokoju…!
Matka zaśmiała się demonicznie.
– A jednak miałam rację. Pamiętasz! – Eve wydawała się toczyć w myślach bitwę ze sobą, zanim skupiła zimne niebieskie spojrzenie na córce. – Tak, byłam tam tego wieczoru. Powinnaś się z tego cieszyć. Gdyby mnie tam nie było, nie wiadomo, jak daleko posunąłby się Ronnie.
Читать дальше