– Casey, wydaje się, że niczego nie robię jak trzeba, kiedy jestem blisko ciebie. Obiecałem ci coś i popatrz na mnie. Nadal zachowuję się jak uczniak.
– Przestań – powiedziała, kładąc mu palec na ustach. – Lubię uczniaków. Słuchaj, Błake – dodała, opierając ręce na jego barkach – przestań przepraszać za każdym razem, kiedy mnie dotkniesz. Ten pocałunek sprawił mi taką samą przyjemność jak tobie. Nie powstrzymałam cię przecież. – Rozejrzała się wokół. – Wygląda na to, że „Królowa Georgii” jest gotowa do snu. Myślę, że też powinniśmy już iść.
Blake chwycił jej ręce.
– Masz rację. Casey, chcę, byś wiedziała, że nie było mi tak przyjemnie z żadną kobietą… do diabła, znowu to robię. Chciałem powiedzieć, że…
– Ciii, wiem. Ja też to czuję. – Opuścili statek objęci i zadowoleni.
Sen pojawił się znowu, nie mogła nad nim zapanować. Dryfowała na krawędzi uśpienia, a potem ostatecznie zanurkowała w nicość, gdzie rządziła podświadomość, a najważniejszą rolę odgrywały sny.
Była znów w tej szafie. Z tyłu miała kurtki i swetry. Wcisnęła się w kąt, przyciągnęła nogi do siebie i położyła głowę na kościstych kolanach. Wiedziała, że przyjdą po nią niedługo. Obiecała sobie, że nie będzie krzyczeć i płakać. Nie tym razem. To nigdy nie miało znaczenia. Pozwoliliby, żeby tu umarła. Nienawidziła ich. Pragnęła, żeby jej mama zachowywała się tak jak Flora. Pragnęła, żeby piekła jej ulubione ciasteczka z masłem orzechowym i się z nią bawiła. I on! Jak go nienawidziła! Zawsze patrzył na nią w ten sposób, gdy mamy nie było w pobliżu. Pot spływał jej między łopatkami. Minęło dużo czasu, odkąd mama wyszła. Może tym razem naprawdę pozwolą, żeby umarła. Może tym razem ona naprawdę ją zostawi. Mówił jej to cały czas, mając nadzieję, że ją przestraszy. Cóż, na pewno była bardzo przestraszona. Jej dolna warga drżała i w oczach wzbierały łzy, chociaż obiecała sobie nigdy już nie płakać.
To znów tam było. Rybie oczy. Wybrzuszyły się, jakby ktoś sięgnął za nie i szturchnął je, żeby wystawały.
Znów trudno oddychać. I ten zapach, czuła go już wcześniej. Metaliczny. Jakaś gęsta, mokra substancja przylgnęła do jej białej bawełnianej sukienki. Odciągnęła materiał od skóry. Siniaki i obtarcia. Czy znowu spadła z roweru? Rozejrzała się po szafie. Otworzyła drzwi. Chciała krzyknąć do mamy, ale czyjaś ręka zakryła jej usta.
Nie mogła oddychać!
On naprawdę chciał ją zabić!
Popatrzyła na niego w górę ze swojej kryjówki i szybko coś sobie obiecała: Jeśli przeżyje, jeśli on pozwoli jej żyć dalej, opowie Florze o tym, jak Robert Bentley przyszedł do jej pokoju.
Casey obudziła się przerażona. Kolejny zły sen. Przewróciła się na drugi bok i zasnęła znowu, ale dopiero po odmówieniu modlitwy, w której prosiła Boga, żeby pozwolił jej zapomnieć o koszmarze, który przed chwilą jej się śnił.
* * *
Zaplątana w prześcieradła Casey gwałtownie usiadła, serce waliło jej jak młotem. Przez chwilę nie mogła sobie przypomnieć, gdzie jest, i się przestraszyła. Potem sobie przypomniała. Gastonian Inn. Savannah.
Wkrótce złoży wizytę doktorowi Dewittowi i pozna odpowiedzi na swoje pytania.
Spojrzała na budzik na nocnym stoliku. Szósta trzydzieści. Weźmie prysznic i poczeka na Blake’a. Gdy odsunęła prześcieradła, aby wstać z łóżka, odniosła niejasne wrażenie, że o czymś zapomniała. Uporządkowała myśli i skierowała się do łazienki.
Pulsujący strumień ciepłej wody uśmierzył ból w ramionach i przegonił resztki snu. Pozostało jednak to dojmujące wrażenie zapomnienia o czymś.
Myła włosy, piana od szamponu wpadała do odpływu, gdy nachyliła się pod strumień wody z prysznica.
Wtedy uderzyło ją to jak obuchem.
Sen!
Owinęła się w gruby hotelowy płaszcz kąpielowy, a potem okręciła ręcznikiem włosy, siadając na brzegu wanny, żeby pomyśleć o swoim przerażającym śnie. Czy rzeczywiście były to tylko senne majaki? Nabrała przekonania, że było to coś więcej. To kolejne wspomnienie wypływało na powierzchnię. Musiała poświęcić mu uwagę.
To ona była małą dziewczynką, chowającą się w szafie. To ona została przez kogoś skrzywdzona. Może przez matkę? Nie, to nie mogła być matka, choć tam była. I ten Bentley! Dlaczego miałaby o nim śnić? Czy to on ją skrzywdził? Czy to przez niego popadła w obłęd? A Ronnie, jej przyrodni brat, jakie miejsce zajmował w tej układance?
Z silnym postanowieniem, że znajdzie odpowiedzi na dręczące ją pytania, szybko się ubrała i zeszła na dół w poszukiwaniu kawy.
Zobaczyła, że Blake siedzi przy narożnym stoliku i czyta gazetę, jego włosy wciąż jeszcze były wilgotne po prysznicu. Miał na sobie ciemnozielone spodnie i kremową sportową koszulę. Pasuje to do niego, pomyślała. Wygląda jak lekarz – taka była jej druga myśl. Lekarz, który ma wolny dzień. Rozluźniony, ale przygotowany, na wszelki wypadek.
Musiał poczuć na sobie jej spojrzenie, bo podniósł głowę, a potem pokazał jej gestem, żeby do niego dołączyła.
– Pomyślałem, że pozwolę ci pospać. Późno wróciliśmy. – Blake napełnił filiżankę kawą i podał ją Casey.
– Mmmm, potrzebowałam tego. – Wypiła mały łyk gorącego naparu i poczuła się o wiele lepiej. – Jesteś rannym ptaszkiem. – Umilkła i popatrzyła na niego, niepewna, czy powinna niepokoić go o tak wczesnej porze. – Znów śnił mi się ten koszmar.
– Jaki koszmar? – zapytał, dopełniając zawartość ich filiżanek.
– Śni mi się od czasu do czasu od lat. Czasami myślę, że to tylko sen. Kiedy indziej, że to moja pamięć powraca na krótko, chcąc pobudzić moją świadomość do przypomnienia sobie przeszłości. Zawsze jestem w szafie. Mam nie więcej niż dziewięć albo dziesięć lat. I tak bardzo boję się, że nie będę mogła oddychać. Myślę, że ktoś chyba próbuje mnie udusić. – Zaśmiała się ironicznie, patrząc na Blake’a. On się nie roześmiał. Wydawał się rozgniewany.
– Dobry Boże, Casey! Czy zdajesz sobie sprawę, co mówisz? – Nachylił się i ujął jej dłoń.
– Wiem, że to brzmi wariacko, ale nie przychodzi mi na myśl żadne inne wytłumaczenie tego, co w tym śnie odczuwam. Oddycham z wysiłkiem. Coś na mnie leży. – To brzmiało nieprawdopodobnie nawet dla niej. Jej matka nigdy by nie pozwoliła, żeby coś takiego jej się przydarzyło. Tym bardziej Flora.
Blake zamyślił się, po czym powiedział:
– Dzisiaj poznamy prawdę. – Wypił duży łyk kawy i spojrzał na zegarek.
– Nie wierzysz mi? – Nagła zmiana jego nastawienia zaniepokoiła Casey.
– Nie chodzi o to, czy ci wierzę. Nie mogę sobie wyobrazić, że to, o czym śnisz, spotkałoby dziecko, a rodzice by o tym nie wiedzieli.
– Też o tym myślałam. Nie sądzę, żeby Eve wiedziała. Trudno mi natomiast zrozumieć, skąd Robert Bentley wiedział, że byłam zamknięta na klucz w szafie. – Drgnęła, kiedy zobaczyła reakcję Blake’a.
– Zwolnij na chwilę! – krzyknął, a potem ściszył głos, rozglądając się dokoła, by się upewnić, że inni goście nie zwrócili na nich uwagi. – Bentley przychodził do ciebie? – zapytał Blake z niedowierzaniem.
– Jestem tego pewna. We śnie pamiętam, że go nienawidziłam i nie mogłam zrozumieć, dlaczego zjawia się o takich dziwnych porach.
Z całych sił pragnęła, żeby Blake jej uwierzył.
– Nic tu do siebie nie pasuje, Casey. Nie dostrzegam żadnego wyjaśnienia. Jedynie twoja matka wiedziałaby, czy Bentley tam był, czy nie. Jeśli był, to chciałbym wiedzieć po co.
Читать дальше