Wziął ją w ramiona. Szlochała i czuła, że jej łzy moczą jego koszulę. Wciągnęła powietrze, rozkoszując się zapachem Blake’a. Ciekawiło ją, czy się kochała. Zabawne było to, że nie mogła nikogo o to zapytać. Co by powiedziała? „Och, przepraszam, masz chyba mniej więcej tyle lat co ja. Nie wiesz, czy spałam z narzeczonym, którego nie mogę sobie przypomnieć?” Zaśmiała się ironicznie.
– Nie będzie lepiej, prawda, Blake?
– Cichutko, już dobrze, maleńka. Obiecuję, że wszystko będzie dobrze.
Blake wpływał na nią kojąco. Gdy przytulał ją mocno do siebie, czuła się bezpiecznie. Mogłaby do tego przywyknąć. Westchnęła i odsunęła się.
– Proszę, Blake. Muszę wiedzieć. Zmienił pozycję i mówił dalej.
– Jak już wspomniałem, Flora wiedziała, że coś złego się dzieje. Mogła cię jedynie obserwować. Bywało, że zachowywałaś się zwyczajnie przez pewien czas, a potem nagle się wyłączałaś. Flora mówiła, że czasami przez wiele dni nie wypowiadałaś nawet słowa. To trwało całymi latami.
Casey pomyślała, że jej zachowanie było zapewne typowe dla ofiary molestowania. Kto chciałby być przyjacielski i wylewny, kiedy jest w rozpaczy?
– Któregoś dnia twoja matka powiedziała tobie i Ronniemu, że ustalona została data jej ślubu z Johnem. Biedna Eve, była taka podekscytowana, pamiętam to dokładnie. Adam nadal bardzo niechętnie odnosił się do tego pomysłu, ale minęło wystarczająco dużo czasu i jego smutek po śmierci matki nie był już tak świeży i dotkliwy. To stało się wtedy. Zaraz po tym, jak Eve ogłosiła, że się zaręczyła. Akurat w Halloween. Może to był omen zapowiadający przyszłe zdarzenia, kto wie? Śmierć Ronniego zmieniła bieg kilku spraw. Oczywiście John i Eve odłożyli ślub na później. Twoja matka wolała, żeby pozostali przy wcześniejszych planach, ale John nie chciał o tym słyszeć. Adam bardzo się ucieszył.
Casey nie mogła się powstrzymać od pytania, musiała się dowiedzieć.
– Dlaczego Adam nie lubił mojej matki?
– Jak mówiłem, stracił własną. Nie chciał, żeby ktoś próbował zająć jej miejsce.
– Ale właśnie powiedziałeś, że był już starszy, przyzwyczaił się do myśli o powtórnym ożenku ojca.
– Będziesz musiała sama go zapytać. Może myślał, że Eve pragnie wyjść za jego ojca z ukrytych pobudek.
– Jakie pobudki mogłyby kierować moją matką?
– Casey, proszę. Nie zajmujmy się tym. Porozmawiaj z Adamem, jestem pewien, że potrafi wytłumaczyć, co wtedy czuł. Czy chcesz, żebym mówił dalej? – zapytał.
– Oczywiście.
– Sweetwater nie widziało wcześniej niczego takiego. Szeryf Parker nie był wtedy o wiele starszy ode mnie. Dopiero co objął stanowisko i jestem pewien, że to, co zobaczył tamtego dnia, zmieniło go na zawsze. Grady Wilcox, poprzedni szeryf, nawet nie chciał się ubiegać o powtórny wybór. Powiedział, że jest za stary, a Sweetwater potrzebuje świeżej krwi. Wspominam to i myślę, że Roland popełnił pierwszy błąd, kiedy nie poprosił Grady’ego o pomoc. Jego poprzednik nie był już młodzieńcem, ale znał swój zawód. Stał na straży prawa od niepamiętnych czasów. Roland jednak nie zwrócił się do niego i nikt nawet nie zapytał dlaczego. – Blake westchnął i ścisnął końcami palców grzbiet swojego nosa. – Flora mówiła, że zachowywałaś się przedtem dziwniej niż kiedykolwiek. Nawet myślała, że może byłaś pod wpływem narkotyków. Marihuana, LSD, mówiła, że nie wie. Nie znam innego sposobu, żeby ci to powiedzieć, Casey, odwlekałem to tak długo, jak mogłem. Wyrzucę to z siebie i zniosę twój gniew.
Uśmiechnął się smutno. Ujął jej rękę i poczuła jego ciepło, mocny, a zarazem delikatny uścisk. Popatrzyła na dłonie Blake’a. Były ładne. Paznokcie krótkie i równo przycięte. W jego głosie brzmiała udręka, gdy mówił dalej.
– Dzień, o którym Sweetwater tak usilnie chce zapomnieć, Casey, to dzień, w którym prawdopodobnie zabiłaś swojego przyrodniego brata.
„Prawdopodobnie zabiłaś swojego przyrodniego brata”. Prawdopodobnie zabiłaś swojego przyrodniego brata. Prawdopodobnie zabiłaś swojego przyrodniego brata!
W głębi serca przeczuwała, że to musiało być coś takiego. Miała wrażenie, jakby niewidzialna ręka zaciskała się na jej szyi i utrudniała jej oddychanie. Ogarnęła ją panika niepodobna do niczego, co dotąd znała, sprawiając, że wypowiadanie słów stało się niemożliwe. Objęła się ramionami i zaczęła kołysać się w przód i w tył, gdy mrożące krew w żyłach obrazy tworzyły się w jej umyśle.
Znieruchomiała. Własne myśli sparaliżowały ją. Nie! Mylił się. Mylili się. Na pewno!
– Casey. – Głos Blake’a zabrzmiał tak, jakby przechodził przez tunel.
Wpatrywała się w ścianę. I kołysała się. Coraz szybciej, żeby to znikło.
Ubrania, które jej dali, były sztywne i zbyt szorstkie dla jej delikatnej skóry. Było jej zimno. Wszędzie. Mgiełka zamazywała jej oczy, sprawiając, że wszystko zdawało się płynąć w powietrzu. Spojrzała na swoje nadgarstki. Skóra, jakby pas. Zbyt mocno zaciśnięty. Ramiona były przywiązane pasami do jej boków. Dlaczego? Nagle usłyszała głosy.
– Doktor Hunter mówi, że będzie spała przez jakiś czas. Mam nadzieję, że to, co jej dał, oszołomi ją porządnie. Mój Boże, nigdy nie widziałam czegoś takiego.
– Taak, cóż, poczekaj tylko, aż zobaczysz chłopaka, wtedy to powiedz. Człowiek nie powinien nigdy musieć patrzeć na to, co widzieliśmy tam dzisiaj. I ta biedna matka. Straciła dwoje dzieci. Chociaż bardzo niechętnie to mówię, ta dziewczyna powinna smażyć się w piekle.
Było jej zimno, nie mogła się smażyć. Czy nie wiedzą tego? I kim właściwie są? Próbowała przypatrzeć się dokładniej, ale widziała tylko ich plecy.
– Cholera, Casey! Posłuchaj mnie! – krzyknął Blake.
Szarpnęła się do przodu i odwróciła w stronę Blake’a. Jej głos brzmiał chrapliwie.
– Hm?
Cała była odrętwiała. Nie mogła na niego patrzeć. Jak mógł jej to zrobić po wszystkim, co przeszła w tym krótkim czasie, odkąd wróciła do domu? Był jak wszyscy inni. Podły i okrutny. Żałowała, że nie została w szpitalu.
– Posłuchaj mnie – mówił. – Doznałaś szoku. Dam ci coś.
– Nie! Nie chcę niczego. Jesteś dokładnie taki jak oni. – Sięgnęła po tenisówki, wcisnęła w nie stopy, nie zawracając sobie głowy sznurówkami, i pobiegła do drzwi.
Blake chwycił ją za ramię i przytrzymał.
– To ostatnia rzecz, jaką spodziewałaś się usłyszeć, wiem. Może to był błąd. Przepraszam, ale trzeba to było powiedzieć. Proszę, Casey, zaufaj mi.
Miał rację. W jakim celu coś takiego by wymyślił? Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej sensownie to brzmiało. Dlaczego, jeśli nie z tego powodu, przebywałaby w szpitalu przez dziesięć lat?
– Przepraszam. Nie mogę… – wyrzuciła ramiona przed siebie.
– Wiem. Trudno się z tym pogodzić. Pomogę ci. Możemy się tym zająć, Casey. Obiecuję. Kiedy porozmawiamy z doktorem Dewittem, on ci pomoże. Potem będziesz mogła pozostawić to za sobą i żyć dalej.
Powiedział „my”. Czy to znaczyło, że będzie ją wspierał, nawet jeśli była morderczynią?
Skinęła głową i usiadła. Te dziwne spojrzenia, z którymi się spotykała od czasu powrotu. Nieuprzejma ekspedientka, Brenda. Wszystko to miało teraz sens.
Była morderczynią. Zabiła z zimną krwią, umyślnie.
Co by jej to dało, gdyby sobie przypomniała? Najwyraźniej była wtedy obłąkana, zabiła biednego Ronniego i dzięki Bożej łasce jej wspomnienia o tamtym dniu zostały całkowicie wymazane z pamięci. Powinna to po prostu tak zostawić. Jednak sumienie nie dawało jej spokoju. Pomyśli o tym później. Teraz chciała tylko oswoić się z tym, co powiedział jej Blake.
Читать дальше