— Towarzyszu Stalin, a jeżeli ktoś rzeczywiście zajmie węzły…
— Jak gramy, to gramy, towarzyszu majorze. Jeżeli je ktoś zajmie, strzelajcie, nacierajcie czołgami i róbcie, co uważacie za stosowne. Czegoś was chyba nauczyli w tej akademii?
Pieresypkin wyszczerzył zęby.
— Czemu się śmiejecie?
— Wreszcie jakaś konkretna robota, towarzyszu Stalin.
— Ja też, towarzyszu majorze, wolę konkrety… Nie zawiedziecie?
— Nie zawiodę.
— A skoro o konkretach mowa, to trzeba załatwić jeszcze jedną sprawę. Towarzysz Berman mówił tu o was w samych superlatywach, że jesteście zdolni i że macie przed sobą wielkie perspektywy. Towarzysz Berman zna wasze personalia w najdrobniejszych szczegółach. Prawda, towarzyszu Berman?
— Mhm… — Berman wepchnął za kołnierzyk całą dłoń.
— A więc naradziliśmy się tutaj z towarzyszem Bermanem i postanowiliśmy na początek awansować was na pułkownika. Tak, żeby grę trochę urealnić. Oto wasze dystynkcje. — Stalin wyjął z wewnętrznej kieszeni bluzy szeleszczącą, nie zaklejoną kopertę. Wysypał z niej naszywki pułkownika wojsk łączności i wręczył Pieresypkinowi.
— Ku chwale Związku Radzieckiego, towarzyszu Stalin!
— Możecie iść, pułkowniku. Działajcie. Całemu kierownictwu Komisariatu Łączności na czas trwania gry operacyjnej udzielcie bezterminowego urlopu i nie wpuszczajcie do gmachu. Jesteście podporządkowani bezpośrednio mnie osobiście i wypełniacie tylko moje rozkazy. A jeśli jakiś drań będzie chciał was zwerbować do swojej siatki, strzelajcie bez ostrzeżenia.
Svm talin wziął do ręki słuchawkę.
— Co z towarzyszem Jeżowem?
— Towarzyszu Stalin, towarzysz Jeżow… Jak by to powiedzieć… jednym słowem, jest trochę pijany.
— Budziliście go?
— Od półtorej godziny nie możemy się go dobudzić…
— W porządku. Nie budźcie, niech śpi.
— Tak jest.
— A jak się obudzi, powiedzcie mu, że niejaki towarzysz Dupalin przekazuje pozdrowienia i chce z nim mówić. W pilnej sprawie…
IX
Budzik tak hałasuje nad uchem, że starszy major bezpieczeństwa państwowego Boczarow miałby ochotę go rozstrzelać. Nie czyni tego z tej prostej przyczyny, że nie jest w stanie się przebudzić. Dyżurny szarpie go za ramię.
— Towarzyszu starszy majorze… towarzyszu starszy majorze…
Boczarow słyszy pierwsze trzy słowa i zasypia. Znowu słyszy trzy słowa. I znowu zasypia…
Dyżurny zmoczył ręcznik zimną wodą i przyłożył mu do twarzy.
— Towarzyszu starszy majorze bezpieczeństwa państwowego, Moskwa na linii!
Boczarow wlepił wzrok w aparaty telefoniczne, nie mogąc sobie uprzytomnić, do którego podłączono budzik. Dopiero po dłuższej chwili wpadł na to, że tak szaleńczo może dzwonić nie tylko budzik, ale i telefon. Teraz już tylko wystarczyło uświadomić sobie, którą słuchawkę podnieść…
Spojrzał na zegarek. Siódma trzynaście. W Moskwie — szósta trzynaście. Telefon wciąż się wścieka. Wreszcie dociera do Boczarowa: to nie z Kremla, nie od Stalina. Dzwoni ten z Łubianki. W porządku. Z Łubianką zawsze można się dogadać.
Podniósł słuchawkę i usłyszał głos Stalina.
X
Jedzie NACZSPECREMBUD, a w nim Nastia. Pociąg łoskocze na mostach. Nie ma końca tym mostom. Może wszystko jest jednym wielkim mostem? Nastia zakrywa twarz. Chołowanow jest obok i chce białym szalem zasłonić jej oczy. Tak, Chołowanow, zasłoń mi oczy. Nie, ty nie jesteś Chołowanow. Jesteś Gryf. Śmieszna ksywka. Śmieszna. Ciech Ciechowicz burczy coś w kącie. Nie pozwala Chołowanowowi zasłonić jej oczu. Jaki zły człowiek z tego Ciech Ciechowicza. Trzeba go wyśmiać. Cha-cha-cha! Strasznie jesteście zabawni, towarzyszu Ciech Ciechowicz. Ale gdzie podziewa się towarzysz Stalin?
XI
Towarzyszu Boczarow, mówi Dupalin.
— Poznaję was, towarzyszu Stalin. Mam jakieś zniekształcenie na linii. Witajcie, towarzyszu.
— Dzień dobry, towarzyszu Boczarow. Niepokoję was tak wcześnie rano, bo dowiedziałem się właśnie, że nigdy dotąd nie spotkaliście się z towarzyszem Jeżowem na gruncie prywatnym. Więc uradziliśmy z towarzyszami, żeby was obu zaprosić w gości.
— Dziękuję, towarzyszu Stalin.
— Nie widywaliście się prywatnie również z towarzyszami Bermanem i Frynowskim. Jak się o tym dowiedziałem, nie spałem całą noc, wciąż tylko myślałem, jakby tu was zebrać wszystkich pod jednym dachem. Z towarzyszem Jeżowem, Bermanem i Frynowskim nie było żadnych problemów. Są już na miejscu. Nie zastaniecie ich pod telefonem ani w domu, ani w pracy. Brakuje tylko was, towarzyszu Boczarow. A zatem przyjeżdżajcie.
— Towarzyszu Stalin, tylko że pociąg kurierski relacji Kujbyszew-Moskwa odszedł godzinę temu. A następny będzie dopiero jutro.
— Pomyślałem o tym, towarzyszu Boczarow. I kazałem go zawrócić. Za dwadzieścia trzy minuty będzie z powrotem u was w Kujbyszewie. Szefowi milicji poleciłem przydzielić wam samochód z ochroną i zablokować ruch w mieście na odcinku od Zarządu NKWD do dworca. Tak więc w sam raz zdążycie na towarzyskie spotkanie. W końcu trzeba się trochę rozerwać, zabawić.
— Wedle rozkazu, towarzyszu Stalin. Ale czy jest po temu jakaś szczególna okazja?
— Jest, towarzyszu Boczarow. W waszej jednostce specjalnej odbyła praktykę niejaka Anastazja Strzelecka. Właśnie u was potwierdziła doskonałe umiejętności wywiadowcze. Jestem pewien, że nawet Hitler nie ma takiego asa. Uznaliśmy tu z towarzyszami, że należy jej się nagroda. Tylko jeszcze nie wiemy, jaka. Będziecie akurat mieli okazję pogratulować jej w imieniu Zarządu NKWD w Kujbyszewie. Oprócz tego, towarzyszu Boczarow, jest sporo spraw do obgadania…
XII
Ktoś się pochylił nad Nastią i zapytał łagodnym głosem:
— Gdzie jest walizeczka? Gdzie teczka Dupalina?
— O, nie! — roześmiała się Nastią. — To mogę powiedzieć tylko towarzyszowi Stalinowi.
— Ale to ja jestem Stalin.
— Nie. — Nastią nie przestaje się śmiać. — Ja znam Stalina. Ty nie jesteś Stalin.
Nastię to bawi. Bawi do łez. Nie wierzę ci, wąsaczu. Jaki z ciebie Stalin?
Stalin wziął rozpaloną dłoń Nasti w swoje dłonie. Jakby w ten sposób chciał ją przekonać.
I
— Towarzyszu Stalin, nauka nie może w tym przypadku stwierdzić niczego z całą stanowczością.
— Niczego?
— Niczego, towarzyszu Stalin.
— To strasznie niepewna ta wasza nauka.
— Towarzyszu Stalin, to przypadek naprawdę wyjątkowy. Wszystko związane jest z pamięcią. Przeciętny osobnik wykorzystuje mniej niż setną część swoich zdolności zapamiętywania. Ale są i tacy, którzy wykorzystują połowę, trzy czwarte, a nawet więcej swojego potencjału. To kwestia stałego treningu. Im więcej zapamiętujemy, tym więcej potrafimy zapamiętać. Zdarzają się jednak fenomeny. Na każdy milion mieszkańców przypadają trzy, cztery osoby z niezwykłą pamięcią. A raz na siedemdziesiąt, osiemdziesiąt milionów, z pamięcią, której granic nie da się wyznaczyć.
— I właśnie w jej wypadku wam się to nie udało?
— Staraliśmy się określić granice jej pamięci, kiedy zaczęła pracować w klasztorze. Bezskutecznie. Nie dlatego, że coś zaniedbaliśmy. Tylko dlatego, że te granice po prostu nie istnieją. To niezwykle rzadki przypadek. Może mamy w kraju jeszcze jedną taką osobę. Rachunek prawdopodobieństwa wyklucza możliwość istnienia u nas trzeciego takiego osobnika. I właśnie te szczególne osoby dotyka czasem dziwna przypadłość, kiedy pod wpływem maksymalnego wysiłku fizycznego i napięcia nerwowego patologicznie wyostrza się percepcja. Tykanie zegarka odbierają jak walenie młotem w kowadło tuż nad uchem. Najsłabsze światło wydaje się gwałtownym rozbłyskiem potężnego reflektora, skierowanego prosto w twarz. Taka osoba czuje zapach kwiatów w sąsiednim mieszkaniu. Trzymamy teraz tę dziewczynę w idealnie zaciemnionym i dźwiękoszczelnym pomieszczeniu. Nie przyjmowała pokarmów, bo zapach jedzenia po prostu ją dusił. Mamy nadzieję, że choroba minie sama. Wskazują na to pewne symptomy. Co prawda dziewczyna nie odzyskała jeszcze przytomności, ale udało się zbić gorączkę. Podajemy kroplówkę, więc nie grozi jej wyniszczenie fizyczne. Do pomieszczenia, w którym przebywa, tytułem eksperymentu wstawiliśmy kwiaty i nie zaobserwowaliśmy pogorszenia stanu. Jednakże percepcja bodźców świetlnych i dźwiękowych…
Читать дальше