Doskonale rozumiem, co czuła ta dziwna kobieta. Sam w końcu poznałem się na podłym Rosjaninie. To straszny człowiek, niebezpieczny szaleniec opanowany przez potworne, bestialskie fantazje. Jak mogłem okazywać mu zaufanie i szacunek! Niewiarygodne!
Doprawdy nie wiem, jak Pani o tym napisać, kochana Emily. Z wściekłości nie mogę utrzymać pióra w dłoni... Początkowo chciałem to przed Panią zataić, ale wówczas nie zrozumiałaby Pani, dlaczego tak zmieniłem swój stosunek do Fandorina.
Wczoraj w nocy, po wszystkich opisanych powyżej wstrząsających wydarzeniach, odbyliśmy z Fandorinem bardzo nietypowa rozmowę, która doprowadziła mnie do pasji i pełnej dezorientacji. Rosjanin podszedł do mnie, podziękował za uratowanie statku i z fałszywym współczuciem, jąkając się co pół słowa, zaczął wygadywać jakieś niewyobrażalne, skandaliczne bzdury. Powiedział co następuje - zapamiętałem słowo w słowo: „Wiem, jakie nieszczęście pana spotkało, sir Reginald. Komisarz Gauche dawno już wszystko mi opowiedział. To oczywiście nie moja sprawa i długo nie mogłem zdecydować się na szczerą rozmowę, ale widzę, jak pan cierpi, i nie chcę przyglądać się temu obojętnie. Odważyłem się na tę rozmowę, ponieważ mnie również przydarzyła się podobna tragedia. Tak jak pan bliski byłem popadnięcia w szaleństwo. Zachowałem jednak zdrowie psychiczne i nawet je wzmocniłem, ale okupiłem to stratą dużej części serca. Proszę mi wierzyć, w naszej sytuacji nie ma innego wyjścia. Niech pan nie odwraca się od prawdy, nawet tej najgorszej, niech pan nie ucieka w iluzje. A przede wszystkim - niech się pan nie katuje. To nie pańska wina, że konie poniosły, a pańska ciężarna żona wypadła z powozu i zginęła. To ciężki egzamin, który zgotowało nam życie. Nie wiem, kto i dlaczego wystawia człowieka na tak okrutną próbę, ale wiem jedno: trzeba ją przejść. Inaczej zgubimy swoje dusze”.
Początkowo nie byłem pewien, o czym ten podlec mówi. A potem zrozumiałem! Ubzdurał sobie, że Pani, najdroższa Emily, nie żyje! Że to pani - ta ciężarna kobieta - wypadła z powozu i zginęła! Gdybym nie był tak zdenerwowany, pewnie roześmiałbym się szalonemu dyplomacie prosto w twarz! Jak mógł powiedzieć coś podobnego akurat teraz, kiedy czeka Pani na mnie pod lazurowym niebem rajskich wysp! Z każdą godziną jestem bliżej Pani, słodka Emily. Już nikt i nic mnie nie zatrzyma.
Dziwne tylko, że nijak nie mogę sobie przypomnieć, jak i po co znalazła się Pani na Tahiti, w dodatku sama, beze mnie? Pewnie zresztą były po temu jakieś istotne powody. Nieważne. Kiedy się spotkamy, kochana przyjaciółko, wszystko mi wyjaśnisz.
Ale wracam do rzeczy.
Panna Clebere wyprostowała się na całą wysokość (dotąd jej takiej nie widziałem; niesamowite, jak wiele zależy od postawy i sposobu noszenia głowy) i zwracając się wyłącznie do Fandorina, powiedziała:
„Wszystko, co pan tu naplótł, to czyste wymysły. Nie ma żadnych dowodów, żadnych poszlak. Wyłącznie przypuszczenia i bezpodstawne hipotezy. Tak, rzeczywiście nazywam się Maria Saintfontaine, lecz jeszcze żaden sąd na świecie nie zdołał przedstawić mi aktu oskarżenia. Często rzucano na mnie oszczerstwa, wrogowie intrygowali, nieraz sam los płatał mi niemiłe niespodzianki, ale Maria Saintfontaine ma mocne nerwy i niełatwo ją złamać. Winna jestem tylko jednego: bez pamięci zakochałam się w przestępcy i szaleńcu. W tajemnicy wzięliśmy ślub, noszę pod sercem jego dziecko. Jeżeli to przestępstwo, jestem gotowa za nie odpowiedzieć przed ławą przysięgłych, ale zapewniam pana, domorosły detektywie, że doświadczony adwokat bez trudu odeprze pańskie chimeryczne oskarżenia. Co właściwie może mi pan zarzucić? To, że wychowałam się w klasztorze szarytek i niosłam ubogim ulgę w cierpieniu? Owszem, robiłam zastrzyki, i co z tego? Musiałam się konspirować, co fatalnie wpływało na moją psychikę, ponadto źle tolerowałam ciążę - i w końcu popadłam w uzależnienie od morfiny; ale też potrafiłam się uwolnić od tego strasznego nałogu. Mój mąż (nikt nie wiedział, że jest moim mężem, ale ślub wzięliśmy całkiem oficjalnie) nalegał, żebym podczas rejsu używała fałszywego nazwiska. Tak pojawił się mityczny szwajcarski bankier Clebere. Męczyło mnie to kłamstwo, ale czy mogłam odmówić ukochanemu? Przecież nic nie wiedziałam o jego podwójnym życiu, o jego zgubnej pasji, o jego szalonych planach!
Charles powiedział, że jako pierwszemu oficerowi nie wypada mu zabierać w rejs żony, nie może jednak znieść rozstania ze mną, a poza tym martwi się o zdrowie naszego dziecka, więc lepiej będzie, jeśli popłynę razem z nim pod wymyślonym nazwiskiem. Sami powiedzcie: czy to przestępstwo?
Widziałam, że Charles jest jakiś nieswój, że szarpią nim nieznane mi uczucia, ale oczywiście nawet w najkoszmarniejszym śnie nie mogłam przypuszczać, że to on popełnił tę straszną zbrodnię na rue de Grenelle! Nie miałam pojęcia, że jest synem indyjskiego radży. To okropne - mój syn będzie w jednej czwartej Hindusem. Biedna kruszynka, syn szaleńca. Jestem pewna, że Charles w ostatnich dniach po prostu zwariował. Czy zdrowy psychicznie człowiek próbowałby zatopić statek? Nie! I oczywiście nic o tym strasznym planie nie wiedziałam!”
Tu Fandorin jej i z paskudnym uśmieszkiem zapytał: „A pani płaszcz, zapobiegliwie spakowany do walizki przerwał?”
Mrs Clebere - nie, miss Saintfontaine - to znaczy madamme Regnier... A może madamme Bagdassar? Sam już nie wiem, jak ją nazywać. Dobrze, niech zostanie panią Clebere, jak kiedyś. Więc pani Clebere odpowiedziała inkwizytorowi z wielką godnością: „Widać mąż przygotował wszystko do ucieczki i planował obudzić mnie w ostatniej chwili”.
Fandorin nie ustępował. „Przecież pani nie spała - powiedział zarozumiale. - Widzieliśmy panią na korytarzu. Kompletnie ubraną i nawet z szalem na ramionach”.
„Tak, jakaś dziwna trwoga nie dawała mi zasnąć - odparła pani Clebere. - Widać serce przeczuwało coś złego... Drżałam z zimna i nie mogłam się rozgrzać, narzuciłam szal. Czy to przestępstwo?”
Ucieszyłem się, widząc, jak samozwańczy prokurator traci rezon. A oskarżona spokojnie i pewnie ciągnęła: „Podejrzenie, że katowałam drugiego wariata, monsieur Gauche’a, przekracza już wszelkie granice prawdopodobieństwa. Powiedziałam prawdę. Stary bałwan oszalał z chciwości i groził, że mnie zabije. Sama nie wiem, jak mi się udało ani razu nie chybić. Czysty przypadek. Widać Opatrzność kierowała moją ręką. Nie, mój panie, tak też się panu nie uda”.
Po zarozumialstwie Fandorina nie zostało ani śladu. „Pani pozwoli! - zniecierpliwił się. - Przecież znaleźliśmy chustę! To pani ukryła ją pod dywanem!”
„Nic mi pan nie udowodni - osadziła go pani Clebere. - Chustę schował Gauche zaraz po tym, jak ją ukradł memu nieszczęsnemu mężowi. To oczywiste. I mimo wszystkich podłych insynuacji dziękuję, że zwrócił mi pan moją własność”.
Mówiąc to, spokojnie wstała, podeszła do stołu i wzięła chustę!
„Jestem prawowitą żoną prawowitego spadkobiercy Szmaragdowego Radży - oświadczyła ta niezwykła kobieta. - Mam świadectwo ślubu. Wkrótce urodzę wnuka Bagdassara. Tak, mój nieboszczyk mąż popełnił szereg ciężkich przestępstw, ale jaki to ma związek ze mną i z naszym spadkiem?”
Wówczas miss Stamp poderwała się i spróbowała odebrać jej chustę.
Читать дальше