Komisarz pokazał madamme Clebere, gdzie jej miejsce. „Proszę nie przeszkadzać, droga pani - powiedział surowo. - Posłuchajmy, co jeszcze wymyślił szanowny dyplomata...”
Fandorin-san: „Cała historia ma sens jedynie pod warunkiem, że zrabowana chusta przedstawia jakąś wyjątkową wartość - to raz. Ze słów profesora wnioskuję, że sama w sobie nie jest zbyt cenna, nie chodzi zatem o kawałek jedwabiu, tylko o coś z nim związanego - to dwa. Wiemy, że chusta miała coś wspólnego z ostatnią wolą radży Bagdassara, wraz z którym przepadł brahmapurski skarb - to trzy. Proszę powiedzieć, profesorze, czy radża był gorliwym wyznawcą Proroka?”
Sweetchild-sensei (po krótkim namyśle): „Nie jestem pewien... Nie budował meczetów, nie wspominał w mojej obecności o Allahu. Lubił ubierać się po europejsku, palił kubańskie cygara, czytał francuskie romanse... Ach, tak, do obiadu pił koniak! Czyli nie traktował zbyt poważnie zakazów religijnych”.
Fandorin-san: „A zatem cztery: nieszczególnie bogobojny Bagdassar przekazuje synowi jako jedyną spuściznę akurat Koran, i to nie wiedzieć czemu zawinięty w chustę. Przypuszczam, że właśnie chusta stanowiła zasadniczą część przesłania. A Koran został dołożony dla zachowania pozorów... Albo też w odręcznych notatkach na marginesach znajdują się instrukcje Bagdassara, pozwalające odnaleźć skarb za pomocą chusty”.
Sweetchild-sensei: „Dlaczego niby za pomocą chusty? Radża mógł zaszyfrować tajemnicę po prostu na marginesach!”
Fandorin-san: „Mógł, ale tego nie zrobił. Dlaczego? Odsyłam was do argumentu numer jeden: gdyby chusta nie była wyjątkowo cenna, nikt nie zabiłby z jej powodu dziesięciorga ludzi. Chusta jest kluczem do pięciuset milionów rubli, równowartości pięćdziesięciu milionów funtów Sądzę, że to największy skarb w dziejach ludzkości. A właśnie, komisarzu, powinienem pana uprzedzić: jeśli morderca rzeczywiście znajduje się na „Lewiatanie”, mogą paść kolejne ofiary. Niebezpieczeństwo rośnie, w miarę jak zbliża się pan do rozwiązania zagadki. Stawka jest zbyt wielka i zbyt wysoką cenę zapłacono za klucz do tajemnicy”.
Zapanowało grobowe milczenie. Logika Fandorin-sana zdawała się nie do zbicia i jestem przekonany, że wielu z nas mróz przeszedł po kościach.
Pierwszy przyszedł do siebie komisarz. Powiedział z nerwowym chichotem: „Ależ pan ma fantazję, monsieur Fandorin! Jednak niebezpieczeństwo jest całkiem realne. Tyle że państwo możecie spać spokojnie. Zagrożony jest jedynie stary posokowiec Gauche, a on doskonale o tym wie. Taki już mam zawód. Ale gołymi rękami mnie nie wezmą!” I omiótł groźnym spojrzeniem całe towarzystwo, jakby wyzywał nas na pojedynek.
Zabawny stary grubas. Dałby radę co najwyżej ciężarnej madamme Clebere. Przed oczami stanął mi fascynujący obrazek: zaczerwieniony komisarz powala młodą wiedźmę na podłogę i dusi ją włochatymi paluchami-parówkami, a madamme Clebere w agonii wybałusza oczy i wywala swój paskudny języczek.
- Darling, I am scared! - zapiszczała cieniutko doktorowa, zwracając się do męża, który uspokajająco pogładził ją po ramieniu.
Z ciekawą prośbą wystąpił czerwonowłosy i brzydki M.-S.-san (za długie nazwisko, żeby je zapisywać w całości): „Profesorze, proszę dokładniej opisać nam chustę. Ptak z dziurką zamiast oka, trójkąt - jeszcze coś szczególnego?”
Muszę odnotować, że ten dziwny dżentelmen włącza się do rozmowy niemal równie rzadko jak ja. A jeśli już coś powie, to, podobnie jak autor niniejszych notatek, z całą pewnością nie w porę. Tym godniejsza pochwały przytomność umysłu, jakiej dowiódł, zadając powyższe pytanie.
Sweetchild-sensei: „Jeśli dobrze pamiętam, nic takiego oprócz dziurki i niespotykanego kształtu. Chusta jest wielkości dużego wachlarza, ale zwinięta mieści się w naparstku. W Brahmapurze tak cienkie tkaniny nie należą do rzadkości”.
„A zatem kluczem jest oko ptaka i trójkątny kształt” - z imponującą pewnością siebie podsumował Fandorin-san.
Był naprawdę wspaniały.
Im dłużej myślę o jego tryumfie i w ogóle o całej tej historii, tym większą mam ochotę pokazać im wszystkim, że i Hintaro Aono nie marnuje czasu. A miałbym się czym pochwalić. Mógłbym na przykład opowiedzieć komisarzowi co nieco o incydencie z Murzynem. Nawet mądry Fandorin-san przyznał, że nie rozwiązał jeszcze tej zagadki do końca. On nie rozwiązał, a tu nagle „dziki Japończyk” - bach, i rozwiązuje. Ciekawe, prawda?
Wczoraj, obrażony i wytrącony z równowagi, na jakiś czas straciłem jasność myśli. Potem uspokoiłem się, zestawiłem fakty i skonstruowałem w głowie cały wywód logiczny, który zamierzam podrzucić policjantowi. Dalej niech myśli sam. A powiem mu, co następuje.
Najpierw wspomnę o nieuprzejmości madamme Clebere wobec mojej osoby. Ciężko mnie obraziła, w dodatku publicznie. I to akurat w chwili, kiedy chciałem powiedzieć o swoich spostrzeżeniach. Czy nie zamierzała przypadkiem zamknąć mi ust? Czy to nie podejrzane, panie komisarzu?
Idźmy dalej. Dlaczego udaje osłabioną, chociaż jest zdrowa jak wojownik sumo? Powie pan, że to drobiazg, głupstwo. A ja powiem panu, panie detektywie, że człowiek, który ciągle udaje, na pewno coś ukrywa. Na przykład ja. (Cha, cha! To oczywiście pominę).
Potem zwrócę uwagę komisarza na fakt, że europejskie kobiety mają bardzo cienką, białą skórę. Dlaczego silne palce Murzyna nie zostawiły na niej najmniejszego śladu? Czy to nie dziwne?
A na koniec, kiedy już komisarz pomyśli, że nie mam mu do zakomunikowania nic oprócz czczych podejrzeń zrodzonych w mściwej azjatyckiej głowie, ujawnię rzecz, która nim wstrząśnie.
„Monsieur Gauche - powiem z uprzejmym uśmiechem - nie dysponuję tak wybitnym umysłem jak pan i nie zamierzam mieszać się do śledztwa (gdzież mi, laikowi!...), ale uważam za swój obowiązek zwrócić pańską uwagę na pewien ciekawy szczegół. Mówi pan, że morderca z rue de Grenelle znajduje się wśród nas. Monsieur Fandorin przedstawił przekonująca wersję rozwoju wypadków tamtego wieczoru. Podanie służbie lorda Littleby rzekomej szczepionki przeciw cholerze było znakomitym pomysłem. Dowodzi też, że przestępca umie posługiwać się strzykawką. A jeżeli do willi na rue de Grenelle zawitał nie mężczyzna, tylko kobieta, pielęgniarka? Przecież wzbudziłaby jeszcze mniej podejrzeń niż mężczyzna, prawda? Zgodzi się pan? Proszę zatem dyskretnie przyjrzeć się rękom madamme Clebere, kiedy siedzi, podpierając dłonią swoją żmijową główkę, a szeroki rękaw zsuwa się na stół. W zgięciu łokcia zobaczy pan maleńkie kropki. To ślady po igle, panie komisarzu. Proszę zapytać doktora Truffo, czy robił madamme Clebere jakieś zastrzyki. Szacowny medyk odpowie panu to samo, co dziś odpowiedział mnie - nie, nie robił, ponieważ w ogóle nie uznaje tego sposobu podawania lekarstw. Dodaj więc dwa do dwóch, roztropny Gauche-sensei nie, a będzie nad czym łamać siwą głowę”. Tak właśnie powiem komisarzowi, a on już weźmie madamme Clebere w obroty.
Europejski rycerz uznałby, że postępuję głupio, i w ten sposób dowiódłby własnej ograniczoności. Oto dlatego rycerze wyginęli, a samuraje mają się całkiem dobrze. Nawet jeżeli cesarz prowadzi politykę równych szans i zakazuje nam nosić przy pasie dwa miecze, oznacza to nie likwidację stanu samurajskiego, tylko wręcz odwrotnie - awansowanie do tego stanu całego narodu japońskiego, żebyśmy nie przechwalali się przed sobą nawzajem drzewami genealogicznymi. Teraz jesteśmy razem przeciw reszcie świata. O szlachetny europejski rycerzu (istniejący pewnie tylko w romansach)! Walcząc z mężczyzną, używaj męskiego oręża, walcząc z kobietą - kobiecego. Tak każe samurajski kodeks honorowy i nie ma w tym niczego niestosownego, jako że kobiety potrafią walczyć nie gorzej od mężczyzn. Samuraj plami swój honor, walcząc z kobietą męskim orężem, a z mężczyzną - kobiecym. Nigdy nie zniżyłbym się do czegoś podobnego.
Читать дальше