Odprowadził Clebere-san do drzwi kajuty i pożegnał się, życząc miłego wieczoru. Nie zdążył jednak zrobić dwóch kroków, kiedy usłyszał jej rozpaczliwy krzyk.
Clebere-san.
Weszła, zapaliła lampę elektryczną i zobaczyła obok toaletki wielkiego czarnego człowieka, trzymającego w dłoniach jej korale (faktycznie, widziałem je potem na podłodze). Murzyn w milczeniu rzucił się na nią i potężnymi łapskami chwycił za gardło. Krzyknęła.
Pierwszy oficer:
Wpadł do kajuty, zobaczył przerażającą (powiedział „fantastyczną”) scenę i w pierwszej chwili zupełnie stracił orientację. Złapał Murzyna za ramiona, ale nie zdołał go ruszyć choćby o cal. Wówczas uderzył napastnika butem w głowę, też bez skutku. Dopiero później, w obawie o życie madamme Clebere i jej dziecka, dobył kordzika i wymierzył jeden jedyny cios.
Pomyślałem, że oficer spędził pewnie burzliwą młodość w tawernach i burdelach, gdzie od umiejętności posługiwania się nożem zależy, kto następnego dnia wytrzeźwieje, a kogo poniosą na cmentarz.
Przybiegli kapitan Cliff i doktor Truffo. W kajucie zrobiło się ciasno. Nikt nie pojmował, jak Afrykańczyk trafił na „Lewiatana”. Fandorin-san uważnie obejrzał tatuaże pokrywające tors denata i oświadczył, że spotkał już takie. Podczas ostatniego konfliktu bałkańskiego trafił do tureckiej niewoli i widział tam czarnoskórych z identycznymi zygzakowatymi znakami, ułożonymi koncentrycznie wokół sutków. To rytualny wzór plemienia Idanga, odkrytego niedawno przez arabskich handlarzy niewolników w samym sercu Afryki równikowej. Mężczyźni Idanga są bardzo poszukiwani na rynkach wschodnich.
Miałem wrażenie, że Fandorin-san mówi to wszystko z niewyraźną miną, jakby coś go niepokoiło. Mogę się jednak mylić, dziwaczna mimika Europejczyków bardzo różni się od naszej.
Wówczas okazało się, że ostatnio niektórym z obecnych w tajemniczy sposób zniknęły z kajut rozmaite przedmioty. Oczywiście nie przyznałem się, że też coś niecoś straciłem. Dalej ustalono, że kilka osób widziało nawet wielki czarny cień (miss Stamp) albo zaglądającą przez okno czarną twarz (Mrs Truffo). Teraz wiadomo już, że to nie halucynacje ani wytwór kobiecej fantazji.
Zażądaliśmy od kapitana wyjaśnień. Przez wszystkie te dni nad każdym z pasażerów wisiało śmiertelne niebezpieczeństwo, a załoga niczego nie podejrzewała. Cliff-san zaczerwienił się ze wstydu. Trzeba przyznać, że to dla niego straszna hańba. Odwróciłem się, żeby mniej przeżywał utratę twarzy.
Następnie kapitan poprosił świadków o przejście do salonu „Winsdor” i wygłosił mowę pełną siły i godności. Przede wszystkim przepraszał za zajście. Prosił też, żebyśmy nikomu nie wspominali o tym „ubolewania godnym wypadku”, ponieważ na statku może wybuchnąć zbiorowa psychoza. Obiecał, że marynarze niezwłocznie przeszukają wszystkie luki, grodzie denne, schowki, magazyny i nawet pomieszczenia na węgiel. Dał gwarancję, że na jego okręcie nie pojawi się już żaden czarnoskóry.
Porządny człowiek z tego kapitana. Wilk morski. Mówi nieskładnie, krótkimi zdaniami, ale widać, że duszę ma silną i lubi swoją pracę. Słyszałem, jak Truffo-sensei opowiadał komisarzowi, że kapitan Cliff jest wdowcem i świata nie widzi poza jedyną córką, oddaną na jakąś pensję. To bardzo wzruszające.
Zdaje się, że powoli dochodzę do siebie. Piszę równo, ręka mi już nie drży. Przechodzę do najgorszego.
Podczas pobieżnego badania madamme Clebere stwierdziłem brak siniaków. Poczyniłem też kilka innych spostrzeżeń, którymi zamierzałem podzielić się z kapitanem i komisarzem. Przede wszystkim jednak pragnąłem uspokoić ciężarną kobietę, wciąż roztrzęsioną i na skraju histerii.
Najdelikatniej, jak umiem, powiedziałem:
- Może ten czarnoskóry wcale nie chciał pani zabić, madamme. Weszła pani tak nagle, włączyła światło, a on się po prostu przestraszył. Przecież...
Nie dała mi skończyć.
- Przestraszył się? - zasyczała z nieoczekiwaną wściekłością. - A może to pan się przestraszył, panie Azjato? Myśli pan, że nie widziałam, jak wyściubia pan zza cudzych pleców tę swoją żółtą mordkę?
Nikt nigdy tak mnie jeszcze nie obraził. Nie byłem w stanie udawać, że to tylko głupia uwaga rozhisteryzowanej idiotki, nie umiałem się odgrodzić pogardliwym uśmiechem. Clebere-san trafiła w mój najczulszy punkt!
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Cierpiałem, a ona patrzyła na mnie z grymasem obrzydzenia na złej, zapłakanej twarzy. Gdybym mógł w tamtej chwili zapaść się pod ziemię, do osławionego chrześcijańskiego piekła, bez wahania nacisnąłbym dźwignię. A najstraszniejsze, że na oczy opadła mi czerwona zasłona furii; tego stanu boję się ponad wszystko. Właśnie w furii samuraj popełnia czyny zgubne dla jego karmy. Potem cale życie pokutuje za to, że na mgnienie oka stracił nad sobą kontrolę. Można narobić takich głupstw, że nawet „seppuku” ich nie zmaże.
Wyszedłem z salonu w obawie, że nie zdołam się powstrzymać i zrobię ciężarnej kobiecie coś strasznego. Nie wiem, co by się stało, gdyby coś podobnego powiedział mi mężczyzna.
Zamknąłem się w kajucie i wyciągnąłem worek z egipskimi tykwami, które kupiłem na bazarze w Port Saidzie. Są maleńkie, wielkości głowy, i bardzo twarde. Zaopatrzyłem się w pół setki.
Żeby zmyć z oczu purpurową zasłonę, musiałem przećwiczyć proste uderzenie kantem dłoni. Byłem zbyt zdenerwowany, tykwy rozłupywały się nie na dwie równe połowy, lecz na siedem, osiem kawałków.
Niedobrze.
Hintaro Aorto
7. dnia 4. miesiąca, Aden
Rosyjski dyplomata jest człowiekiem wielkiego, niemal japońskiego rozumu. Fandorin-san potrafi, jak żaden Europejczyk, widzieć zjawiska w całej ich pełni, nie grzęźnie w drobiazgach i technicznych szczegółach. Europejczycy są niedoścignionymi ekspertami we wszystkim, co dotyczy wiedzy, doskonale wiedzą jak. Natomiast my, Azjaci, posiadamy mądrość, ponieważ wiemy po co. Dla kudłatych podróż jest ważniejsza od jej celu, my zaś nie spuszczamy oczu z błyszczącej w oddali gwiazdy przewodniej; stąd często brak nam czasu, żeby rozejrzeć się wokół siebie. To dlatego biali zawsze zwyciężają w drobnych potyczkach, a żółta rasa zachowuje niewzruszony spokój, doskonale wiedząc, że idzie o głupstwa niewarte uwagi. W najważniejszym, w tym, co jedynie istotne, tak czy inaczej zwyciężymy.
Nasz cesarz odważył się na ogromny eksperyment: połączenie wschodniej mądrości z zachodnią wiedzą. My, Japończycy, pokornie uczymy się od Europejczyków, jak ujarzmiać codzienność, nie zapominamy jednak o ostatecznym celu ludzkiego życia - o śmierci i następującej po niej wyższej formie bytu. Rudowłosi są zbyt wielkimi indywidualistami, drogocenne „ja” przesłania im świat, wypacza jego obraz i nie pozwala poznawać sytuacji z różnych punktów widzenia. Dusza Europejczyka przybita jest do jego ciała żelaznymi gwoździami, nie potrafi wzlecieć.
Jeśli Fandorin-san umie przyjąć oświecenie, zawdzięcza to na wpół azjatyckiej naturze swojej ojczyzny. Rosja podobna jest do Japonii: to również Wschód garnący się do Zachodu. Tyle że w odróżnieniu od nas Rosjanie zapominają o gwieździe, na którą trzyma kurs ich statek, i nazbyt rozglądają się na boki. Wyeksponować swoje „ja” albo rozpuścić je w potężnym „my” - na tym właśnie zasadza się przeciwieństwo Europy i Azji. Myślę, że Rosja ma dużą szansę porzucić pierwszą drogę i wkroczyć na drugą.
Читать дальше