- O potędze naszej królowej stanowią nie zasoby jej prywatnego skarbca, lecz bogactwo poddanych - zauważyła surowo Clarissa, nieco urażona tą uwagą.
- Oczywiście - zgodził się Sweetchild, który nie panował już nad sobą. - Jednak bogactwo brahmapurskich radżów było szczególne. Nie gromadzili złota, nie napełniali skrzyń srebrem, nie budowali pałaców z różowego marmuru. Przez trzysta lat mieli jedną tylko pasję - drogocenne kamienie. Czy wiecie państwo, co to takiego „brahmapurski standard”?
- Zdaje się jakiś rodzaj szlifu diamentów - rzucił niepewnie doktor Truffo.
- „Brahmapurski standard” to termin jubilerski, który oznacza oszlifowany w specjalny sposób diament, szafir, rubin albo szmaragd wielkości orzecha włoskiego, co odpowiada stu szesnastu tandułom, czyli osiemdziesięciu karatom wagi.
- Ogromny kamień - zdumiał się Regnier. - Bardzo rzadko się takie spotyka. Jeśli mnie pamięć nie myli, nawet diament „Regent”, duma francuskiego skarbca narodowego, waży niewiele więcej.
- Nie, szanowny panie, diament „Pitt”, czyli „Regent”, jest prawie dwukrotnie większy - autorytarnie poprawił oficera profesor. - Ale osiemdziesiąt karatów, szczególnie w przypadku kamieni bez skaz, to bardzo dużo. Tak więc, panie i panowie, wyobraźcie sobie, że Bagdassar miał takich kamieni, i to najwyższej jakości, aż pięćset dwanaście!
- Nieprawdopodobne! - krzyknął sir Reginald. A Fandorin zapytał:
- D-dlaczego akurat pięćset dwanaście?
- Osiem to święta liczba - wyjaśnił z zapałem Sweetchild. - Osiem razy osiem razy osiem równa się pięćset dwanaście, ósemka w trzech wymiarach, do trzeciej potęgi, tak zwana „idealna liczba”. Widać tu wyraźny wpływ buddyzmu, który oddaje ósemce wielką cześć. W północno-wschodnich Indiach, gdzie leży Brahmapur, religie w przedziwny sposób wymieszały się ze sobą. Ale najciekawsze, gdzie i jak przechowywano ten skarb.
- No więc gdzie? - zapytała zaciekawiona Renata Clebere.
- W zwykłej glinianej skrzyni pozbawionej jakichkolwiek ozdób. W 1852 roku, jeszcze jako młody archeolog, byłem w Brahmapurze i spotkałem się z radżą Bagdassarem. Na terytorium księstwa, w dżungli, odnaleziono ruiny starożytnej świątyni i jego wysokość zaprosił mnie, żebym ocenił wartość odkrycia. Przeprowadziłem niezbędne badania i... jak państwo myślą? Okazało się, że świątynię zbudowano jeszcze za czasów Ćandragupty, kiedy to...
- Stop-stop-stop! - przerwał uczonemu komisarz. - O archeologii opowie nam pan innym razem. A teraz wróćmy do radży.
- Ach, tak! - Profesor zatrzepotał rzęsami. - Rzeczywiście, po kolei. Ogólnie biorąc, radża był ze mnie zadowolony i w dowód szczególnej laski pokazał mi swoją legendarną skrzynię. Nigdy nie zapomnę tego widoku! - Sweetchild przymknął oczy. - Wyobraźcie sobie ciemny loch, w którym przy wejściu płonie jedna jedyna pochodnia, umieszczona w spiżowym uchwycie. Byliśmy sami - radża i ja, dworzanie zostali za solidnymi, strzeżonymi przez tuzin zbrojnych drzwiami. Nie obejrzałem jak należy wnętrza skarbca, oczy nie zdążyły przyzwyczaić się do półmroku. Słyszałem tylko, jak jego wysokość szczęka jakimiś zamkami. Potem Bagdassar odwrócił się w moją stronę i zobaczyłem w jego rękach ziemistego koloru skrzynkę, na oko dość ciężką. Była wielkości... - Sweetchild otworzył oczy i rozejrzał się. Wszyscy słuchali jak zaczarowani, a Renata Clebere nawet po dziecięcemu otworzyła usta. - Sam nie wiem. Powiedzmy, kapelusza miss Stamp, gdyby włożyć go do kwadratowego pudelka. - Wszyscy jak na komendę z ciekawością wbili wzrok w tyrolski kapelusik z bażancim piórem. Clarissa zniosła „public scrutiny”z pełnym godności uśmiechem, tak jak uczono ją w dzieciństwie. - Skrzynka najbardziej chyba przypominała zwykłą glinianą cegłę, używaną w tamtej okolicy. Później jego wysokość wyjaśnił mi, że ordynarna, gładka powierzchnia gliny znacznie lepiej podkreśla blask kamieni niż złoto czy kość słoniowa. Miałem okazję się o tym przekonać. Bagdassar wolno zbliżył upierścienioną dłoń do wieka, zdecydowanym gestem je otworzył i... oślepłem! - Głos profesora zadrżał. - To... Tego się nie da opowiedzieć słowami. Wyobraźcie sobie tajemniczy, nierówny, wielobarwny blask, wypływający falą z ciemnej skrzynki i rozpościerający się tęczą na czarnym sklepieniu lochu! Okrągłe kamienie ułożone były w ośmiu warstwach, każda po sześćdziesiąt cztery kunsztownie oszlifowane źródła obłędnego blasku! Efekt wzmagał dodatkowo rozedrgany płomień jedynej pochodni. Wciąż jeszcze mam przed oczami twarz radży Bagdassara, oświetloną od dołu czarodziejską łuną... Uczony znów zamknął oczy i zamilkł.
- A ile mniej więcej kosztują te kolorowe szkiełka? - rozległ się skrzypiący głos komisarza.
- Dobre pytanie, ile? - podchwyciła wyraźnie ożywiona madamme Clebere. - W przeliczeniu, powiedzmy, na wasze angielskie funty?
Clarissa słyszała, jak Mrs Truffo głośno szepnęła do męża:
- She’s so vulgar! - Jednak odrzuciła za ucho bezbarwne kosmyki, żeby nie uronić ani jednego słowa.
- Widzicie państwo - Sweetchild uśmiechnął się dobrodusznie - interesowałem się tą kwestią. Pytanie nie jest łatwe, jako że cena szlachetnych kamieni zmienia się w zależności od sytuacji na rynku, niemniej na dzień dzisiejszy...
- Tak, tak, niech będzie na dzień dzisiejszy, pomińmy epokę Ćandragupty - burknął Gauche.
- Hmm... Nie wiem dokładnie, ile radża miał diamentów, ile szafirów i ile rubinów. Wiem jednak, że najbardziej lubił szmaragdy, stąd zwano go Szmaragdowym Radżą. W latach jego panowania nabyto siedem szmaragdów brazylijskich i cztery uralskie, przy czym za każdy z nich Bagdassar dał w zamian diament i jeszcze dopłacił. Każdy z jego przodków miał swój ukochany kamień i na swój sposób go faworyzował. Magiczną liczbę „pięćset dwanaście” osiągnął już dziadek Bagdassara i odtąd głównym celem kolejnych władców stało się nie zwiększanie ilości kamieni, ale wzrost ich jakości. Jeżeli klejnot nie był w pełni doskonały albo z jakichś powodów nie podobał się aktualnemu księciu, sprzedawano go - i tak „brahmapurski standard” powoli przyjmował się na całym świecie. W zamian do skrzyni wkładano nowy, cenniejszy nabytek. Maniakalne przywiązanie przodków Bagdassara do „brahmapurskiego standardu” stało się czystym szaleństwem! Jeden z nich kupił od szacha perskiego Abbasa Wielkiego żółty szafir o wadze trzystu tandułów, płacąc za ten cud dziesięcioma karawanami kości słoniowej, a że klejnot był większy, niż trzeba, jubilerzy radży przyszlifowali go do właściwych rozmiarów!
- Okropność - powiedział komisarz. - Wróćmy jednak do ceny.
Ale tym razem indolog nie poddał się tak łatwo.
- Niech pan poczeka z tą ceną! - zgasił nieuprzejmie detektywa. - Czy tu chodzi o cenę? Kiedy mówimy o klejnocie takiej wielkości i jakości, pomyślmy nie o pieniądzach, tylko o magicznych właściwościach przypisywanych mu od wieków. Diament na przykład uważany jest za symbol czystości. Nasi przodkowie, chcąc sprawdzić, czy żony są im wierne, wkładali śpiącej kobiecie diament pod poduszkę. Jeśli żona jest wierna, natychmiast odwróci się do męża i obejmie go przez sen. Jeżeli natomiast zdradza, zacznie się wiercić i spróbuje zrzucić kamień na podłogę. Diament gwarantuje też niezwyciężoność. Starożytni Arabowie wierzyli, że bitwę wygrywa wódz, który ma większy diament.
- Arabowie myriri się - niespodziewanie przerwał natchnionemu oratorowi Hintaro Aono.
Читать дальше