Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wszyscy jesteśmy podejrzani
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wszyscy jesteśmy podejrzani: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszyscy jesteśmy podejrzani»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wszyscy jesteśmy podejrzani — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszyscy jesteśmy podejrzani», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Stefan stał przy drugiej szafie z rysunkami i mamrocząc jakieś przekleństwa, wydłubywał z salcesonu ozorki, resztę ze wstrętem wyrzucając za siebie. Anka z Andrzejem i Monika z Wiesiem twardo tańczyli twistem wszystko, cokolwiek rozbrzmiewało przez radio. Alicja zrezygnowała z polki, wyciągnęła Kacpra na korytarz i oboje runęli w kierunku drzwi wyjściowych, rycząc strasznym głosem mazura. Ryszard, siedzący dotąd melancholijnie przy stoliku, ocknął się nagle jak na dźwięk pobudki, wypchnął mnie z pokoju i poszliśmy za ich przykładem.
Wpadliśmy do pokoiku Matyldy w momencie, kiedy pierwsza para zawracała już od drzwi. Równocześnie umierający łabędź, to znaczy Leszek, zerwał się z krzesła, na którym oddawał ducha, i trafił w sam środek szaleńczego mazura. Oszołomiony chciał się cofnąć, dostał dubla od Ryszara, wpadł na Alicję i Kacpra i całe towarzystwo wylądowało na biurku Matyldy. Małe, lekkie biureczko, mające cienkie, wdzięczne nóżki i szuflady tylko po jednej stronie, nie wytrzymało tego ciosu, trzasnęło, zgrzytnęło i runęło.
Hałas był najzupełniej dostateczny, żeby zwabić do pokoju Matyldy większość rozbawionego personelu. Malownicza grupa, jęcząc radośnie, pozbierała się z podłogi, na której został tylko Leszek i biurko z rozbitym szkłem i jedną nogą wyłamaną. Było widać, mimo pozorów kruchości, solidne wykonanie, bo nic więcej się nie rozpadło, nie puścił też żaden zamek, szuflady zostały na swoim miejscu i skądś, ze środka, wyleciał na podłogę tylko jeden klucz.
Nie dalej jak dwa dni temu nabrała rozgłosu sprawa tajemniczego zamknięcia sali konferencyjnej. Nie dalej jak dwa dni temu roztrząsano powiązania Jadwigi z kluczem od drzwi gabinetu. Od dwóch dni klucz stał się dla nas nie tylko potężną sensacją, ale także symbolem przestępstwa.
Nic dziwnego, że teraz wszyscy zamarli, ucichli i znieruchomieli, wpatrzeni w znany nam dobrze klucz, który wyleciał z zamkniętego biurka Matyldy. Nie wiadomo, jak długo trwalibyśmy tak w charakterze żywego obrazu, gdyby nie to, że nagle otworzyły się drzwi wejściowe i stanął w nich kapitan.
Stanął i również zastygł, rażony zapewne dziwnym widokiem, jaki przedstawił się jego oczom. Otworzył usta, ale słowa mu na nich zamarły, spojrzał kolejno na nas wszystkich, na Leszka, a potem na leżący pośrodku podłogi klucz.
— Sokole!... — powiedział nagle Leszek, któremu widać pomieszała się cała ornitologia.
Wyrwany tym okrzykiem z osłupienia kapitan podszedł szybko do klucza, wyjął z kieszeni chustkę i przez tę chustkę bardzo ostrożnie podniósł go z podłogi.
— Skąd to się wzięło? — spytał ostro.
— Opatrzność zesłała — odparł uroczyście Leszek i stanął wreszcie nieco chwiejnie na nogach.
— Wyleciał z biurka? — spytał z żywym zainteresowaniem Wiesio, spoglądając na mnie.
— A może komuś z kieszeni? — powiedziała niepewnie Monika.
— No więc? — powtórzył kapitan równie ostro, jak poprzednio, — Co to było? Co tu się w ogóle dzieje?
— Stypa — wyjaśniła uprzejmie Alicja. — Wyprawiamy stypę...
Kapitan patrzył na nas wzrokiem pełnym potępienia. Wahał się przez chwilę i prawdopodobnie zastanawiał się, co można zrobić w obliczu takiej gromady pijanych świadków. Istniała duża szansa, że po wytrzeźwieniu nikt nic nie będzie pamiętał.
— Proszę się nie ruszać — rozkazał. Przeszedł do gabinetu, zostawiając za sobą szeroko otwarte drzwi, i nie spuszczając z nas wzroku, podniósł słuchawkę. Aparat Matyldy leżał na podłodze w charakterze drobnych szczątków.
Wezwał stosowne posiłki i wrócił. Przyjrzał się uważnie trwającym posłusznie w bezruchu uczestnikom stypy i zwrócił się do mnie.
— Pani jest też pijana?
— Nie — odparłam z żalem. — Ja po alkoholu dostaję zapaści. Obawiam się, że jestem prawie zupełnie trzeźwa.
— Chwała Bogu — mruknął. Westchnął ciężko i dodał: — Proszę opisać, co tu się działo.
— Tańczyliśmy mazura w dwie pary. Leszek konał na krześle i odżył w niestosownym momencie, w związku z czym wszystko wpadło na siebie oraz na biurko. Skutki pan widzi.
— Co to za klucz i skąd się tu wziął?
— Z całą pewnością to jest klucz od którychś drzwi wewnętrznych, zna pan już przecież nasze zamki...
Urządzana niegdyś pieczołowicie przez pierwszego dyrektora pracownia wszystko miała oryginalne. Lampy, robione na zamówienie we Wrocławiu, specjalnie dla nas projektowane meble, specjalnie kombinowane instalacje elektryczne i oczywiście nietypowe zamki. Klucze od tych zamków miały część z ząbkami nie płaską, a trójkątną, i część, za którą się trzyma, nie okrągłą z dziurką, tylko właśnie płaską i ośmioboczną. Wszystko na odwrót. Nie było wątpliwości, od czego jest ten klucz.
— Natomiast skąd się wziął, nie jestem pewna — ciągnęłam dalej. — Są tylko dwie możliwości: albo wyleciał z tego biurka, albo komuś z kieszeni. Wątpię, czy mógł się znajdować w aparacie telefonicznym.
Jeżeli z kieszeni, to komu?
Rozejrzałam się po współpracownikach.
— Pięć sztuk tu się poniewierało, reszta wpadła później. Alicja, Ryszard, Kacper, Leszek i ja.
Spojrzenie kapitana powędrowało po naszych twarzach i zatrzymało się na Ryszardzie. No tak, wyniki ich dochodzeń musiały być przecież takie same, jak moich. Kacper odpadł, z potencjalnych posiadaczy klucza pozostał tylko Ryszard...
Ryszard, stojący dotąd bezmyślnie, zaczai nagle grzebać po kieszeniach i wyciągnął z nich pęk kluczy. Obejrzał wszystkie i schował z powrotem.
— Żadnego klucza nie miałem — powiedział stanowczo i bez sensu, wobec uczynionej przed chwilą demonstracji,
— Dobrze, dobrze — odparł kapitan, nieco zniecierpliwiony. — Proszę wrócić do pokoju. Tu nie wolno niczego dotykać.
— O co chodzi? — zawołała z gniewem Monika. — Zabraliście Jadwigę i jeszcze wam mało? Chcecie dowieść, że udusiło go pięć osób równocześnie?
— Nie, wystarczy nam jedna. Proszę wrócić do pokoju!
W piętnaście minut potem na miejscu była już cała ekipa techniczna i prokurator, a zamknięty w środkowym pokoju personel wykańczał resztki alkoholu.
Po jakimś czasie wezwano mnie do przedpokoju. Wokół rozbitego biurka Matyldy stało kilka zakłopotanych osób. Biurko było już dokładnie wybebeszone, szuflady, wyjęte, spoczywały na kupie pod ścianą, a stos dokumentów na drugiej kupie.
Spojrzałam na to wszystko i powiedziałam ze zgrozą:
— Panowie, co robicie! Matylda jutro padnie trupem na miejscu.
— Co pani może powiedzieć o tym meblu? — spytał stanowczo kapitan.
— Słucham pana? Nie rozumiem...
— Proszę, żeby pani powiedziała wszystko, cokolwiek pani wie o tym meblu. Skąd pochodzi, za ile, co się z nim działo... No, nie wiem, co jeszcze.
Zdziwiłam się nieco, ale posłusznie wyjawiłam, co wiem.
— Było robione na zamówienie. Nie wiem, za ile, pewnie są gdzieś jakieś kwity. Było zaprojektowane, tak jak wszystkie nasze meble, przez byłego dyrektora i Witka. Unikat, drugiego takiego samego nie ma. Chodziło o to, żeby mogło być łączone ze stolikiem pod maszynę, który w związku z tym ma tylko dwie nogi, a nie cztery. Jak jest złożony i odczepiony, to leży na tej szafie, bo tu jest ciasno. Z tyłu ma zawiaski do tego przyczepiania, o tu, widzi pan? Na wierzchu leżała szklana płyta. Matylda zamykała je na cztery spusty, żebyśmy jej czegoś nie ukradli. Nie wiem, kto to robił, pewnie jakaś wytwórnia mebli, Witek będzie wiedział...
— To wszystko?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wszyscy jesteśmy podejrzani» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.