Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Wszyscy jesteśmy podejrzani» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Иронический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wszyscy jesteśmy podejrzani
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wszyscy jesteśmy podejrzani: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszyscy jesteśmy podejrzani»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wszyscy jesteśmy podejrzani — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszyscy jesteśmy podejrzani», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Sądzisz, że były jakieś przesłanki? — spytałam z wahaniem. — Że coś się kłuło w pracowni i ja to dostrzegłam podświadomie?
— Oczywiście! A przy tym weź pod uwagę, że rozgłosiłaś to. Może by go wcale nie dusił paskiem, gdybyś mu nie poddała tej myśli, tylko wepchnął pod pociąg? Zwróciłaś jego uwagę na motywy, które właściwie mieli wszyscy. Mordując faceta na terenie pracowni, zyskiwał prawie stuprocentową bezkarność, zważywszy nadmiar podejrzanych!
— Czyli dajesz mi do zrozumienia, że ja tu jestem najbardziej winna! Dziękuję ci bardzo za tę pociechę.
— Już się rozpędziłem, żeby cię pocieszać. Denerwujesz mnie, zraziłaś do siebie prokuratora.
— O nie, mój drogi! — powiedziałam stanowczo. — Nic z tego. Nawet dla stu prokuratorów nie zmienisz mi charakteru. Nie byłam świnią, nie jestem i nie będę! Gdybym w tej chwili wiedziała, kto jest prawdziwym zabójcą, poszłabym do niego i namawiała, żeby się sam przyznał. Nie leciałabym z jęzorem do władz śledczych!
— Ale pomagać chcesz?
— Chcę, bo jest bydlęciem w stosunku do Jadwigi. Słusznie zabił Tadeusza, ale niesłusznie pozwolił na jej przymknięcie!
— No to jak chcesz pomagać, to idź i powiedz o skrytce. Ja ci radzę, idź, powiedz...
Siedział i kusił jak prawdziwy diabeł, aż wreszcie uległam. Poszłam do sali konferencyjnej, gdzie akurat nie było żadnego podejrzanego, tylko sama władza, i godnie spytałam, czy zechcą mnie wysłuchać. Widocznie nie wszystko im szło jak po maśle, bo wyrazili zgodę z dużym zapałem. Pomyślałam sobie, że jeśli mam z siebie robić idiotkę, to przynajmniej niech będę w dobranym towarzystwie.
— Mam nadzieję, że panowie pamiętają, od czego się to wszystko zaczęło? — powiedziałam bardzo sztywno.
— Pamiętamy — odparł prokurator niesłychanie uprzejmie. — Od pani jasnowidzenia.
Przyjrzałam mu się uważnie i przeciągle i być może nawet trochę zaczepnie, bo w jego oczach coś mignęło, po czym ciągnęłam dalej:
— Pragnę panów poinformować, że moje jasnowidzenia trwają nadal. Doszłam do wniosku, że notes Tadeusza nie był całym jego majątkiem, że musiał mieć jeszcze jakieś materiały i musiał je gdzieś trzymać
— Bardzo interesujące — powiedział prokurator jadowicie, kiedy zatrzymałam się w celu zaczerpnięcia oddechu.
Zignorowałam jego uwagę.
— I zastanawiałam się, gdzie. W trakcie tego zastanawiania znalazłam się w mieszkaniu nieboszczyka które znam, bo tam kiedyś byłam...
Nie wdając się w rozgraniczanie fantazji i rzeczywistości, zrelacjonowałam im moją całą dramatyczną wizję, z okrzykiem Alicji na zakończenie włącznie. Po czym zamilkłam.
Przedstawiciele władzy siedzieli nieruchomo z bardzo dziwnym wyrazem twarzy. Pomyślałam sobie, że pewnie uważają mnie za niespełna rozumu, ale było mi to już obojętne.
— Tak... — powiedział powoli kapitan. — Czy można wiedzieć, skąd pani to wszystko wie?
— Zdawało mi się, że na wstępie powiedziałam to dość wyraźnie — odparłam zimno i nagle zawartość wnętrza przewróciła mi się kilkakrotnie do góry nogami! Pojęłam sens jego pytania!
— Na litość boską! — krzyknęłam, zrywając się z miejsca. — Nie powie pan chyba, że to wszystko prawda?!
— Ależ skąd! — odparł natychmiast prokurator, czyniąc jakiś gwałtowny gest. — To są, oczywiście, pani wyobrażenia? Dobrze to zrozumiałem?
— Tak — powiedziałam słabo, siadając na powrót. — Wielki Boże, mam nadzieję, że istotnie to są tylko moje wyobrażenia?...
— Tak, naturalnie, bardzo pani dziękujemy — powiedział kapitan pośpiesznie. — Czy jeszcze ma pani dla nas jakieś informacje?
Nie byłam w stanie mówić, więc tylko pokręciłam głową. Potem domyśliłam się, że czekają, żebym sobie poszła. Poszłam zatem, w żywe kamienie przeklinając idiotycznego diabła.
Niemrawa atmosfera panowała aż do wyjścia Witka. Przedstawiciele prawa opuścili pracownię już wcześniej, prawie zaraz po moich rewelacjach.
Kto pierwszy wyciągnął pierwsze pół litra, nie mam pojęcia. Nie wiem też, kto postanowił, że stypa ma się odbyć właśnie tego dnia. Możliwe, że sprawił to ponury nastrój. Dość, że do naszego pokoju zajrzał nagle Stefan.
— Na co czekacie? — warknął. — Tam już lecą toasty. Jazda, za zdrowie nieboszczyka!...
Przyjęcie składało się z bułki paryskiej, kilograma salcesonu i potwornej ilości wódki. Kawa była w pracowni zawsze. Kilka osób musiało wyjść, ale większość została. Przy pierwszym litrze było nam jeszcze bardzo smutno i wszyscy trzeźwi przytomnie i rozsądnie rozpatrywali sytuację, mieszając tylko przewidywany upadek pracowni z podejrzeniami na temat Jadwigi. Przy drugim zaczęliśmy dochodzić do wniosku, że właściwie żyć można wszędzie, pracować też i nie pozostaje nam nic innego, jak tylko intensywnie się pocieszać. A przy trzecim nastrój uległ już radykalnej zmianie.
Ktoś nastawił radio, które nadawało akurat muzykę taneczną. Równocześnie Włodek zaczął grać na organkach z początku rzewnie, a potem coraz bardziej skocznie. Litry płynęły dalej, mieszane z kawą, Leszek ruszył do tańca z okrzykiem:
— Raz się żyje! Panowie bracia, tańczymy na wulkanie!
W tym momencie musiałam opuścić pokój na chwilę, ponieważ usłyszałam, że dzwoni telefon. Byłam chyba najtrzeźwiejsza ze wszystkich, bo z uwagi na dolegliwości sercowe nie bardzo mogłam pić, co mnie napełniało głębokim żalem. Bez trudu jednak dostosowałam się do panującego nastroju.
Po drugiej stronie telefonu wisiał Witek, mający miły zwyczaj sprawdzać, co się dzieje w pracowni w godzinach nadliczbowych. Z wielkim trudem przekonałam go, że zostało kilka osób, które ciężko pracują. Kiedy wróciłam do środkowego pokoju, stypa była już w pełni rozkwitu.
Leszek szalał w dzikich skokach po całym pomieszczeniu, obijając się o stoły i szaty, co miało oznaczać, że tańczy charlestona.
— Zabierzcie to! — charczał. — Zabierzcie te meble! Nie ma dla mnie przeszkód! Jestem orzeł!
Dlaczego dźwięki charlestona przemieniły go akurat w orła, nie wiadomo, zwłaszcza że tej metamorfozy nie dawało się dostrzec na zewnątrz. Monika z Wiesiem tańczyli twista, Wiesio umiał, a Monika nie. Leszek nagle zmienił zdanie i oświadczył, że jest umierającym łabędziem, przy czym dziwne wygibasy również zmieniły nieco charakter. We wdzięcznych przegięciach wypadł na korytarz aż do pomieszczenia Matyldy, gdzie skonał, przewieszony przez krzesło, wydając z siebie co jakiś czas niesamowite skrzeczenie, które miało obrazować łabędzi śpiew.
Włodek siedział na szafie z rysunkami i nie zważając na konkurencję Polskiego Radia, grał przeraźliwie na organkach oberka. Alicja, doskonale zaprawiona, żądała, żeby zagrał polkę, bo ona musi zatańczyć. Poparłam ją solidarnie, ale Włodek zaprotestował, między jednym dźwiękiem a drugim wyjaśniając nam, że w organkach brakuje mu a-moll, które do polki jest niezbędne. To wyjaśnienie nie trafiło nam do przekonania.
— Graj polkę, bo ci to rozbiję na głowie — zagroziłam, biorąc do ręki szklankę z fusami do kawy. Włodek nadal grał oberka, udając, że nie słyszy, więc poczułam się zmuszona spełnić groźbę i chlusnęłam na niego resztkę kawy z fusami. Następnie poprawiłam wodą z wazonika do kwiatów.
— Megiera — powiedział Włodek z urazą, zgarnął nieco z siebie fusy i nadal grał oberka. Alicja przyjrzała mu się z dużym zainteresowaniem.
— Ona leje, to i ja! — oświadczyła stanowczo. Wzięła ze stołu wielki wazon z kwiatami i chlusnęła na Włodka całą zawartością. Muzyk obraził się, zlazł z szafy i wyrzucił organki za okno.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszyscy jesteśmy podejrzani» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wszyscy jesteśmy podejrzani» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.