Knutas włączył magnetofon i porządkował swoje papiery, przyglądając się jednocześnie Davidowi Mattsonowi. Był ubrany w dżinsy i bluzę, siedział na krześle z szeroko rozstawionymi nogami, ręce miał splecione. Więc to była twarz mordercy, twarz dwudziestotrzyletniego chłopaka, który mieszkał z dziewczyną na północnych przedmieściach Sztokholmu. Studiował na uniwersytecie, nie figurował w rejestrze karnym.
Knutas i Karin zrobili wszystko, co było w ich mocy, by wydobyć z niego, gdzie znajdowała się Elin, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu. David nie puścił pary z ust. Uważał, że to Johan powiedział policji o ich spotkaniu i tym samym złamał obietnicę. Dlatego nie chciał opowiedzieć, co zrobił z jego córką. Nie miały żadnego znaczenia zapewnienia policji, że to Emma powiadomiła ich o miejscu spotkania i że Johan nie miał z tym nic wspólnego.
Dość szybko policjanci zorientowali się, że David nie wiedział o śmierci ojca. Podczas przesłuchania lekarz sądowy przysłał również wstępne wyniki sekcji zwłok. Wszystko wskazywało na to, że Erik Mattson zmarł z przedawkowania kokainy.
Wittberg poprosił na zewnątrz Karin i Knutasa, którzy na chwilę przerwali przesłuchanie. W kilku słowach przekazał im wiadomość.
– Musimy coś ci powiedzieć – zaczęła Karin, gdy wrócili do pokoju przesłuchań.
David Mattson ledwo zaszczycił ich spojrzeniem. Uparcie wpatrywał się w swoje splecione, spoczywające na kolanach ręce. Krótko odpowiadał na pytania i ciągle prosił o zimną wodę. Karin wiele razy napełniała karafkę stojącą na stole.
– Twój tata nie żyje.
David pomału podniósł głowę.
– Kłamiesz.
– Niestety nie. Został znaleziony dziś rano w swoim mieszkaniu. Leżał w łóżku, według lekarza sądowego przedawkował kokainę. Znaleźliśmy również Umierającego dandysa wiszącego nad łóżkiem. Są na nim twoje odciski palców.
David Mattson wpatrywał się w nią przez długą chwilę, jakby nie rozumiał, co do niego mówiła. W sali przesłuchań zapanowała ciężka cisza. Knutas zastanawiał się, czy dobrze postąpili, informując go o śmierci ojca, zanim dowiedzieli się, gdzie jest Elin.
– Kiedy spotkałeś Erika po raz ostatni? – spytała Karin.
– W sobotę wieczór – odpowiedział głucho. – Byłem u niego na kolacji. Dostał ode mnie prezent. Dużo rozmawialiśmy, bardzo dużo. Potem tata się zdenerwował i poszedłem stamtąd…
Głos zamarł, wyraz twarzy zupełnie się zmienił. Opadła z niej nagle gruba maska lekceważenia i David Mattson, nie wydając z siebie żadnego dźwięku, przewrócił się na stojący przed nim stół.
Johana odwieziono natychmiast do szpitala w Visby, gdzie podano mu środki uspokajające w oczekiwaniu na rozmowę z psychologiem. Pielęgniarka opuściła salę, zapewniając go, że za chwilę wróci. W tym czasie Johan odpoczywał i dochodził do siebie. Czuł się w środku pusty i odrętwiały, tak jakby to wszystko nie działo się naprawdę. Gdy drzwi otworzyły się ponownie, myślał, że była to pielęgniarka, lecz zamiast niej zobaczył w drzwiach twarz Emmy.
– Cześć – powiedział i spróbował się uśmiechnąć. Czuł, jakby jego twarz była zesztywniała i spuchnięta, wydawało mu się, że nic nie było na swoim miejscu. Oczy na brodzie, nos przy lewej skroni. Nie miał ust, w ich miejscu znajdowała się sucha dziura.
Emma nie odpowiedziała na jego pozdrowienie. Stanęła niedaleko łóżka i przyglądała mu się ze wstrętem w oczach.
– Nic mi nie powiedziałeś o tym zdjęciu w redakcji – wysyczała. – Śledziłeś kogoś, kto twoim zdaniem był mordercą, tylko dlatego, że uważałeś, że jest to fajne, nie myśląc w ogóle o nas, o mnie i Elin, o naszym bezpieczeństwie. A teraz nie ma jej, mojej Elin, moja kochana Elin została porwana i to jest twoja wina. Twoja cholerna wina. Gdybyś nie robił tego, co robiłeś, nigdy by się to nie stało.
Johan zupełnie zszokowany jej niespodziewanym atakiem próbował protestować.
– Emmo, posłuchaj – powiedział słabym głosem.
– Zamknij się.
Podeszła zupełnie blisko do jego łóżka. Stała pochylona nad nim i uparcie wpatrywała mu się w oczy.
– Wszedł do mojego mieszkania, do mojego domu, i chodził po nim, gdy ja brałam prysznic. Wziął moją córkę i wyszedł. Możemy tylko mieć nadzieję, że policji uda się z niego wydobyć, co zrobił z Elin, i że nie jest martwa, że nadal żyje.
– Tak, ale…
– Ona ma tylko osiem miesięcy, Johan – osiem miesięcy!
Ściągnęła z palca obrączkę zaręczynową i rzuciła ją w niego.
– Nigdy ci tego nie wybaczę – krzyknęła.
Z całej siły zatrzasnęła za sobą drzwi.
Johan siedział na łóżku, ogłuszony, zmiażdżony, nie będąc w stanie zrozumieć nic z tego, co przed chwilą przeżył.
Było to nie do pojęcia, zupełnie nie do pojęcia.
Poszukiwania Elin na kempingu Snäck trwały nieprzerwanie. Patrole z psami przeszukały każdy kąt budynków: kawiarnię, sklep spożywczy, budynek recepcji, toalety i prysznice. Dziewczynki nigdzie nie było i zaczęto się obawiać, że porywacz zamordował ją i gdzieś ukrył ciało. Sprawdzono samochód Davida Mattsona, ale nie było w nim żadnych wyraźnych śladów.
Kihlgård, który razem z Wittbergiem brał udział w poszukiwaniach, zaczął mimowolnie powątpiewać. Jeśli Elin znajdowałaby się gdzieś na kempingu, powinni byli już ją znaleźć.
Gdy rozglądając się dookoła, zobaczył osiedle mieszkaniowe Snäck, przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Jeśli David Mattson był pewien tego, że dojdzie do wymiany, mógł zostawić dziecko kawałek dalej, wskazać miejsce Johanowi i potem uciec samochodem, który zaparkował obok budynku z toaletami.
– Chodź – zawołał Wittberga.
Kolega wkrótce go dogonił.
– Dokąd idziemy?
– Mam pewne przeczucie – powiedział Kihlgård. – Czy to nie są mieszkania spółdzielcze?
– Tak – odpowiedział Wittberg zdyszany.
– Czy zimą mieszkają w nich ludzie?
– Myślę, że tak, płacą za tygodnie, w których chcą tu przebywać, ale prawdopodobnie są i tacy, którzy chcą tu mieszkać cały rok na okrągło.
Wspięli się po zboczu pagórka i znaleźli przy niewielkim osiedlu mieszkaniowym o przepięknym położeniu, z widokiem na morze.
– Myślisz, że ją tutaj ukrył? – spytał Wittberg.
– Dlaczego nie? Potrafił dostać się do Waldemarsudde, powinien też umieć się włamać tutaj.
Nie znaleźli w okolicy nic podejrzanego. Wkrótce przyłączyli się do nich inni policjanci, którzy przejęli poszukiwania.
Wittberg zwrócił się do Kihlgårda.
– Chodź, sprawdzimy tam.
– Gdzie?
– Na samym szczycie wzgórza znajdują się domki letniskowe. Mógł się włamać do jednego z nich.
– Jak daleko to jest? Może powinniśmy wziąć samochód?
– Zajmie nam więcej czasu wrócenie na dół po samochód niż dojście piechotą do tych domków. Chodź, idziemy.
Wittberg zaczął biec truchtem pod górę.
– Zwolnij – wydyszał Kihlgård.
Trudno mu było dotrzymać kroku młodszemu koledze.
Gdy znaleźli się na szczycie wzgórza, zobaczyli niewielką ścieżkę, która prowadziła do małego lasku. Domki letniskowe stały rozrzucone między drzewami. Były to bardzo proste budynki na niewielkich działkach. Okolica była odludna. Każdy z nich poszedł w inną stronę i zaczęli szukać jakichś śladów, które wskazywałyby na niedawną obecność człowieka. Nie minęło wiele czasu, gdy dało się słyszeć wołanie Wittberga.
– Martin, chodź tutaj! Myślę, że coś znalazłem!
Читать дальше