Lód był gruby, lecz Hugo Malmberg wybrał drogę wzdłuż przystani, gdzie nawet o tej porze roku stały w rzędzie przycumowane stare kutry. Gdy spojrzał w stronę mostu Västerbron, przypomniał sobie o mężczyźnie, którego spotkał w piątkową noc. Dziwne zdarzenie.
Odwrócił się od mostu i poszedł raźnym krokiem w przeciwnym kierunku, minął leżący tuż nad brzegiem wody na wyspie Kungsholmen dumny ratusz, zbudowany na początku ubiegłego stulecia w stylu romantyzmu narodowego. Romantyzm narodowy był, jego zdaniem, najbardziej interesującym okresem w historii szwedzkiej sztuki. Psy dziko bawiły się na śniegu. Ze względu na nie przeszedł przez lód na wyspę Gamla Stan, uwielbiały galopować po otwartej przestrzeni, jaką dawał im lód.
Wiele razy tego dnia wydawało mu się, że widzi mężczyznę z mostu Västerbron. Raz przed galerią zatrzymał się młody chłopak. Miał na sobie pikowaną kurtkę i taki sam fason czapki. W następnej chwili już go nie było. Czy był to ten sam mężczyzna, który szedł za nim w piątkową noc? Odrzucił tę myśl. Na pewno tylko to sobie wmawiał, może w głębi duszy miał nadzieję znowu spotkać tego przystojnego młodzieńca o przenikliwym spojrzeniu. Możliwe, że chłopak był zainteresowany, ale potem się rozmyślił.
Tuż przed obiadem zadzwonił telefon. Był wówczas w galerii sam. Gdy podniósł słuchawkę, nikt nie odpowiadał.
– Halo? – powtórzył, ale nie otrzymał odpowiedzi.
– Kto tam? – próbował jeszcze raz, wyglądając przy tym na ulicę.
Cisza.
Słyszał tylko czyjś oddech.
Gdy w poniedziałek po południu grupa śledcza zebrała się na spotkaniu, w pomieszczeniu dawało się wyczuć w duże napięcie. Wszyscy słyszeli już o gotlandzkiej rzeźbie, którą zostawiono w muzeum Waldemarsudde i chcieli się dowiedzieć więcej na ten temat. Nawet Kihlgård siedział cicho i skoncentrowany wpatrywał się w Knutasa, gdy ten zajął miejsce u szczytu stołu.
– Słyszeliście już z pewnością najnowsze wieści – rozpoczął. – Ta sprawa staje się coraz bardziej skomplikowana, istnieje z pewnością powiązanie między morderstwem i dokonaną tej nocy kradzieżą obrazu w Waldemarsudde.
Streścił to, co mu opowiedział Kurt Fogestam.
– I do tego są jeszcze skradzione obrazy znalezione w domu Egona Wallina – dodała Karin. – Musi istnieć między tymi kradzieżami jakiś związek. Czy jest to jakiś niezadowolony szef grupy przestępczej, z którym Wallin robił interesy i który nie otrzymał zapłaty, więc zamordował Wallina i teraz chce w ten sposób to wyrazić?
– A co innego mogłoby to być? To oczywiste, że kluczem do zagadki jest handel kradzionymi obrazami – powiedział Wittberg.
– Ale dlaczego zadowolił się tylko jednym obrazem?
Kihlgård spojrzał na swoich kolegów.
– Jeśli są to rzeczywiście złodzieje sztuki, którzy ryzykują włamanie do jednego z najbardziej strzeżonych muzeów Szwecji, dlaczego ukradli tylko jeden obraz? I nawet nie ten najcenniejszy? Nic z tego nie rozumiem – powiedział i otworzył opakowanie czekolady, którą przyniósł ze sobą.
Wokół stołu zrobiło się cicho, wszyscy zastanawiali się nad tajemniczym powiązaniem między sprawami.
– Tak naprawdę to nic nie wiemy o handlu kradzionymi obrazami Egona Wallina – powiedziała Karin. – Na jaką skalę był zakrojony ten proceder i od jakiego czasu Egon Wallin tym się parał. Żadne przesłuchanie tu, na Gotlandii nic nam nie dało, a wydaje się, że i w Sztokholmie Egon Wallin jest zupełnie nieznany wśród złodziei sztuki i paserów. Dobry Boże, musimy znaleźć choć jedną osobę, która wie coś o jego nieczystych interesach. Obrazy, które miał w domu, to nie były przecież pierwsze lepsze dzieła sztuki.
– Tak naprawdę to powinniśmy się cieszyć z kradzieży w Waldemarsudde – stwierdził sucho Norrby. – Mamy nowy trop, a tego doprawdy potrzebowaliśmy.
– Tak – zgodził się Knutas, uciskając brodę. – Ale dlaczego złodzieje chcieli poinformować nas o tym powiązaniu w taki sposób? Nie mogę z tego nic zrozumieć.
Nikt nie miał na to dobrej odpowiedzi.
– Innym pytaniem jest to, dlaczego złodziej wybrał właśnie Umierającego dandysa. Nie próbował nawet zakamuflować swojego wyboru przez kradzież jeszcze jednego obrazu.
– Myślę, że nie miał na to zbyt wiele czasu – wtrąciła Karin. – Włączył się przecież alarm.
– To prawda, ale pozostaje pytanie, dlaczego właśnie Umierający dandysi
– Mogła to być kradzież na zamówienie – zaproponował Wittberg. – Jakiś fanatyczny kolekcjoner, który wynajął kogoś do skradzenia dzieła sztuki. Podobno tego obrazu nie da się sprzedać, przynajmniej nie w Szwecji. Co wiemy o Umierającym dandysie?
Lars Norrby spojrzał w swoje papiery.
– Sprawdziłem trochę na ten temat. Został namalowany w 1918 roku przez Nilsa von Dardela albo raczej przez Nilsa Dardela. Pochodził on z rodziny szlacheckiej, ale odrzucił przyimek szlachecki „von”, gdy dorósł. Tak, udało mi się znaleźć trochę ciekawostek.
Uśmiechnął się zadowolony. Jego koledzy patrzyli na niego, nic nie rozumiejąc.
– Dardel zaczął tworzyć pod koniec dziewiętnastego wieku, ale jego najlepszy czas przypada na lata dwudzieste i trzydzieste dwudziestego wieku. Obraz Umierający dandys był w posiadaniu różnych prywatnych osób, aż na początku lat dziewięćdziesiątych został zakupiony przez Muzeum Sztuki Współczesnej od finansisty Thomasa Fischera. Został również sprzedany pewnego razu na aukcji w firmie Bukowskis za rekordową sumę. Może to pamiętacie, w gazetach dużo wówczas pisano o tej sprzedaży.
Bukowskis, pomyślał Knutas. Ciekawe, że znowu pojawia się ta nazwa w toku śledztwa. W głowie pojawiło mu się nazwisko Erika Mattsona. Ciągle jeszcze nie otrzymał od niego wyjaśnienia, dlaczego nie powiedział nic o tym, że był na wernisażu Egona Wallina. Coś się tu nie zgadzało. Musi pamiętać o tym, żeby skontaktować się z Mattsonem. Zapisał to w swoim notesie.
– Jakie osoby w Szwecji interesują się szczególnie Nilsem Dardelem? Może powinniśmy zacząć od tego końca? – zaproponowała Karin.
– Ale co ma wspólnego Egon Wallin z Nilsem Dardelem? To chyba w żaden sposób się nie wiąże? – powątpiewał Wittberg.
– Na razie nic o tym nie wiemy, ale jest to jeden z tropów, którymi musimy pójść – powiedział Knutas. – Jak by nie było, myślę, że najlepiej będzie, jeśli ktoś z nas pojedzie od razu do Sztokholmu i spotka się z tamtejszą policją, odwiedzi Waldemarsudde i spróbuje dowiedzieć się czegoś więcej o handlu kradzionymi obrazami. Może warto spotkać się z tym tam Sixtenem Dahlem i Hugonem Malmbergiem na ich własnym terenie.
– Ja mogę jechać – zaproponował Kihlgård.
– W takim razie chciałbym, aby pojechał też ktoś z naszych – powiedział Knutas.
– Ja mogę – zgłosiła się Karin pospiesznie. – Chętnie pojadę.
– Dobrze, niech będzie – zgodził się Knutas i obrzucił ją niezadowolonym spojrzeniem. Dlaczego właśnie ona?
I on?
Dębową podłogę podłużnej sali domu aukcyjnego Bukowskis Auktioner pokrywał gruby, wzorzysty dywan. Rzędy czarnych krzeseł ze stali i plastiku wypełniały całe pomieszczenie aż do wejścia, gdzie znajdowała się recepcja i garderoba. W głębi sali, nad podium, wisiało duże białe płótno z podobizną Henryka Bukowskiego. Był to poważny mężczyzna w okularach, o wysokim czole, z brodą i wąsami. Wzrok miał skierowany lekko w bok i do góry, tak jakby spoglądał w nieznaną przyszłość. Ten polski szlachcic wyemigrował do Szwecji w 1870 roku i założył tu dom aukcyjny Bukowski, który wraz z upływem lat stał się największym i najbardziej poważanym domem aukcyjnym w Skandynawii.
Читать дальше