Mårten przekrzywił głowę i przyglądał jej się jak musze, która złapała się w sieć. Serce jej waliło, ale nie miała siły się bronić. Dokąd miałaby uciekać? Najprościej będzie się poddać. Nie bała się śmierci, pójdzie do Vincenta. Ale było jej strasznie żal. Że Mårten się załamał i że nadzieje na przyszłość rozpłynęły się w powietrzu.
Kiedy się pochylił i złapał ją za szyję, spokojnie spojrzała mu w oczy. Miał ciepłe dłonie. Ich dotyk był taki znajomy, kiedyś często pieściły jej skórę. Ściskał coraz mocniej. Poczuła, że serce zaczyna bić szybciej. Zobaczyła płatki pod powiekami. Jej ciało się broniło, walczyło o tlen, ale odprężyła się siłą woli. Ogarniał ją mrok, pogodziła się z losem. Vincent czekał na nią.
Gösta został w sali konferencyjnej. Ochłonął. Minęło podniecenie, które go ogarnęło, kiedy odkryli, że brakuje jednego paszportu. Pewnie jest starym niedowiarkiem, ale nie mógł się oprzeć wrażeniu, że może go nie być z co najmniej kilku powodów. Mógł zostać zniszczony albo się zagubić. A może przechowywano go gdzie indziej i zaginął, gdy sprzątano dom. Oczywiście brak paszportu mógł być ważną wskazówką, ale niech się tym zajmie Patrik. On jeszcze raz dokładnie wszystko przejrzy. Jest to winien Ebbie. Mogli coś przeoczyć albo zbagatelizować.
Maj-Britt by mu nie darowała, gdyby nie zrobił wszystkiego, żeby pomóc dziewuszce. Ebba wróciła na Valö. Może ją tam spotkać coś strasznego. Musi temu zapobiec.
Od chwili kiedy się do niego przytuliła na Valö, wtedy gdy od nich wyjeżdżała, zajmowała w jego sercu szczególne miejsce. To był jeden z najgorszych dni w jego życiu. Nigdy nie zapomni tamtego ranka, kiedy kobieta z opieki społecznej przyszła ją zabrać do nowej rodziny. Maj-Britt ją wykąpała, pięknie uczesała i zawiązała kokardkę we włosach. Ubrała ją w śliczną białą sukieneczkę wiązaną pasie. Uszyła ją dla niej. Ślęczała nad tym kilka wieczorów. Ebba wyglądała w niej tak ślicznie, że nie mógł na nią patrzeć bez bólu.
Bał się, że przy pożegnaniu pęknie mu serce. Zamierzał się ulotnić bez słowa, ale Maj-Britt powiedziała, że trzeba się z małą pożegnać. Więc przyklęknął i otworzył ramiona, a Ebba przybiegła. Kokardka na jej głowie podskakiwała, a sukieneczka wydęła się jak żagiel. Objęła go za szyję i ścisnęła mocno, jakby czuła że widzą się ostatni raz.
Wyjął z dopiero co spakowanego kartonu niemowlęce ubranka Ebby. Przełknął ślinę.
– Gösta. – W drzwiach stał Patrik.
Gösta drgnął i odwrócił się. W rękach trzymał biały kaftanik.
– Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkają rodzice Ebby?
Gösta milczał. Chodziły mu po głowie różne odpowiedzi: na przykład że gdzieś ten adres widział i zapamiętał. Pewnie nawet by mu się udało przekonać Patrika, ale tylko westchnął i powiedział:
– To ja wysyłałem te pocztówki.
– G – powiedział Patrik. – Strasznie tępy jestem. Że też mi to nie przyszło do głowy.
– Powinienem ci powiedzieć, nawet próbowałem kilka razy. – Gösta zwiesił głowę. – Ale wysyłałem tylko kartki na urodziny. Ta ostatnia, ta, którą przyniósł Mårten, nie była ode mnie.
– Domyślam się. Szczerze mówiąc, zastanowiło mnie to, bo była zupełnie inna.
– Charakter pisma też nie był podobny do mojego. – Gösta odłożył kaftanik.
– Rzeczywiście, trudno podrobić twoje gryzmoły.
Gösta uśmiechnął się z ulgą. Jak to dobrze, że Patrik postanowił być wyrozumiały. Sam chyba by nie potrafił zachować się tak wielkodusznie.
– Wiem, że to dla ciebie szczególnie ważne – powiedział Patrik, jakby słyszał jego myśli.
– Nic jej się nie może stać. – Gösta znów zaczął grzebać w pudle. Po chwili odwrócił się do wciąż stojącego j drzwiach Patrika. – Gdyby się okazało, że Annelie żyje, wszystko by się zmieniło. Dzwoniłeś do Kreutza? Powiedziałeś mu, że chcemy z nim jeszcze raz porozmawiać?
– Wolałbym go zaskoczyć. Szanse, że zacznie mówić, będą większe, jeśli nam się uda wyprowadzić go z równowagi. – Patrik umilkł, jakby nie był pewien, czy powinien mówić dalej. Po chwili powiedział: – Chyba się domyślam, kto wysłał tę ostatnią kartkę.
– Kto?
Pokręcił głową.
– Poprosiłem Torbjörna, żeby coś sprawdził. Na razie wolałbym nic nie mówić. Ale obiecuję, że tobie powiem pierwszemu.
– Mam nadzieję. – Gösta znów się odwrócił. Zostało mu jeszcze sporo do przejrzenia. Coś mu świtało w głowie i domagało się uwagi. Postanowił nie odpuszczać, dopóki nie dojdzie, co to jest.
Rebecka pewnie nie zrozumie, ale zostawił jej list. Niech wie, że jest jej wdzięczny za spędzone razem lata i że ją kocha. Zdawał sobie sprawę, że poświęcił ją i dzieci, żeby zrealizować swoje marzenie. Wstyd i ból zaślepiły go tak bardzo, że nie zdawał sobie sprawy, ile dla niego znaczą. A mimo to wiernie przy nim trwali.
Do dzieci też napisał. Im też nic nie wyjaśniał. Pożegnał się tylko i wydał dyspozycje. Ważne, żeby pamiętały, że spoczywa na nich odpowiedzialność za wykonanie zadania. Nawet kiedy jego już nie będzie i nie będzie mógł im przypomnieć.
Powoli zjadł jajko. Gotowało się dokładnie osiem minut. Na początku ich małżeństwa, kiedy Rebecka nie starała się wystarczająco mocno, bywało różnie: raz siedem, raz dziewięć minut. Ale to było naprawdę dawno temu. Była dobrą, obowiązkową żoną, jego rodzice też ją lubili. Czasem była zbyt uległa wobec dzieci. Martwiło go to, bo choć były dorosłe, nadal wymagały silnej ręki. Nie miał pewności, że Rebecka sobie z nimi poradzi. Wątpił też, czy będzie dla nich pielęgnować żydowskie tradycje. Ale nie miał wyboru. Jego hańba przywrze do nich, nie pozwoli im iść przez życie z podniesionymi głowami. Dla nich musi złożyć ofiarę z siebie.
W chwili słabości pomyślał o zemście, ale natychmiast odrzucił tę myśl. Wiedział, że zemsta nie przynosi nic dobrego. Pomnaża tylko zło.
Zjadł jajko, starannie wytarł usta i wstał od stołu. Wychodząc z domu po raz ostatni, nie obejrzał się za siebie.
Obudził ją odgłos otwierania ciężkich drzwi. Była kompletnie zdezorientowana. Zmrużyła oczy, patrzyła na padające przez szczelinę światło. Gdzie jest? Łupało ją w skroniach, usiadła z wysiłkiem. Zmarzła, jej nagie ciało okrywało tylko cienkie prześcieradło. Trzęsła się z zimna, objęła się za ramiona. Ogarniał ją coraz większy strach. Mårten. Zaczęła sobie przypominać. Leżeli razem w małżeńskim łóżku. Pili wino, obudziło się w niej pożądanie. Teraz już przypominała sobie wyraźnie, chociaż wolałaby nie pamiętać splecionych ciał w świetle księżyca. Potem zrobiło się ciemno. Nic więcej nie pamiętała. – Halo! – zawołała. Nikt nie odpowiedział. Miała poczucie, jakby to się nie działo naprawdę, jakby była Alicją w krainie czarów i jakby właśnie wpadła do króliczej nory. – Halo! – zawołała. Próbowała wstać, ale nogi się pod nią ugięły i padła na ziemię.
Ktoś wrzucił coś dużego, a potem drzwi zamknęły się z hukiem. Znieruchomiała. Znów zapadła absolutna ciemność. Pomyślała, że mimo wszystko powinna sprawdzić, co to. Pełzła powoli, macała dłońmi. Od zimnej, chropowatej podłogi drętwiały jej palce. Podrapała sobie kolana. Wreszcie na coś trafiła, chyba na tkaninę. Drgnęła, gdy poczuła, że dotyka ciała. Człowiek. Zamknięte oczy. Nie wyczuła oddechu, ale ciało było ciepłe. Dotknęła szyi. Wyczuła palcami słaby puls i bez zastanowienia ścisnęła tego kogoś za nos. Głowę odchyliła do tyłu i objęła wargami usta. Zapach i włosy świadczyły o tym, że to kobieta. Wtłaczała jej do ust powietrze i miała wrażenie, że zna ten zapach.
Читать дальше