– Nie, na razie wyjmujemy to wszystko z pudeł. – Patrik zdmuchnął kurz z kilku albumów ze zdjęciami i położył je na stole.
– Pomóc wam czy zacząć przeglądać?
– Zaraz skończymy opróżniać kartony. Ty zacznij układać. – Odwrócił się i spojrzał na nią. – Mama przyjechała?
– Nie, ale dzieci są już na tyle duże, że mogą zostać same. – Roześmiała się. – No pewnie, że tak. Skąd bym wiedziała, że mam przyjechać?
– Prawdę mówiąc, najpierw próbowałem złapać Annę, ale nie odebrała ani w domu, ani komórki.
– Nie odebrała? Dziwne. – Erika zmarszczyła czoło. Anna raczej nie rozstawała się z komórką.
– Dan i dzieci wyjechali. Pewnie drzemie sobie na leżaku.
– Masz rację. – Postanowiła się nie denerwować i zająć leżącymi przed nią przedmiotami.
Dłuższą chwilę pracowali w ciszy. W pudłach by głównie książki, długopisy, szczotki do włosów, buty i ubrania. Po tylu latach czuć je było stęchlizną i pleśnią.
– Co się stało z meblami i ozdobami? – spytała Erika.
– Zostały w domu. Podejrzewam, że większość znikała wraz z kolejnymi lokatorami. Trzeba spytać Ebbę i Mårtena. Coś jednak powinno zostać, więc może coś znaleźli, kiedy się wprowadzali.
– Właśnie, wczoraj Anna popłynęła do Mårtena. Wzięła naszą motorówkę. Mam nadzieję, że wróciła cała.
– Na pewno wszystko w porządku, ale jeśli masz się niepokoić, zadzwoń do niego i spytaj, o której wypłynęła.
– Chyba rzeczywiście tak zrobię.
Sięgnęła do torebki po komórkę i znalazła numer Mårtena. Rozmawiali chwilę, a potem spojrzała na Patrika.
– Siedziała tam nieco ponad godzinę. Kiedy wypływała, morze było zupełnie spokojne.
Patrik wytarł zakurzone dłonie o spodnie.
– No to już wiesz.
– Tak. Dobrze, że już wiem. – Kiwnęła głową, ale nie pozbyła się wątpliwości. Coś nie dawało jej spokoju. Zdawała sobie jednak sprawę, że jest wobec siostry nadopiekuńcza i że łatwo popada w przesadę. Odsunęła od siebie te myśli i wróciła do przeglądania tego, co leżało na stołach.
– Dziwne – powiedziała, wskazując na kartkę z listą zakupów. – Musiała to napisać Inez, ale jakoś trudno sobie wyobrazić, że żyła normalnie i robiła listę zakupów: mleko, jajka, cukier, dżem, kawa…
Podała kartkę Patrikowi. Spojrzał, westchnął i oddał jej.
– Nie mamy czasu na takie rzeczy. Musimy się skupić na tym, co istotne.
– Okej. – Erika odłożyła kartkę na stół. Przeglądali wszystko po kolei.
– Ten Rune był skrupulatny. – Gösta pokazał im zeszyt, w którym Elvander zapisywał wydatki. Pismo było tak staranne, jakby zapiski robiono na maszynie. – Odnotował każdy wydatek, nawet najmniejszy – powiedział, przewracając kolejne kartki.
– Po tym, co o nim słyszałam, jakoś mnie to nie dziwi – powiedziała Erika.
– Spójrzcie na to. Zdaje się, że ktoś się podkochiwał w Leonie. – Patrik wskazał na zabazgraną kartkę w notesie.
– A serce L – odczytała Erika. – Ćwiczyła przyszły podpis: Annelie Kreutz. Więc Annelie kochała się w Kreutzu. Tak właśnie mi mówiono.
– Ciekawe, co na to tata Rune – powiedział Gösta.
– Gdyby rzeczywiście coś między nimi było, przy tak surowym ojcu mogło się skończyć katastrofą – stwierdził Patrik.
– Pytanie, czy uczucie było odwzajemnione. – Erika przysiadła na stole. – Annelie kochała się w Kreutzu, ale czy on się kochał w niej? Według Johna Holma nie, ale przecież mógł tego nie okazywać.
– Nocne hałasy – przypomniał Gösta. – Mówiłaś, że Ove Linder słyszał jakieś hałasy. Może to Kreutz i Annelie się skradali?
– Może duchy? – dodał Patrik.
– E tam. – Gösta wyszarpnął plik rachunków i zaczął je oglądać. – Czy Ebba wróciła na wyspę?
– Tak, zabrała się łodzią pocztową – odparła Erika nieobecnym głosem. Oglądała album ze zdjęciami. Jedno z nich przedstawiało młodą kobietę z długim i prostymi włosami. Z małym dzieckiem. – Nie wygląda na szczęśliwą.
Patrik zajrzał jej przez ramię.
– Inez z Ebbą.
– Tak, a to pewnie reszta dzieci Elvandera. – Wskazała na trójkę dzieci w różnym wieku i różnego wzrostu. Stały na tle ściany, wyraźnie niezadowolone.
– Ebba będzie przeszczęśliwa, kiedy to zobaczy – powiedziała Erika, odwracając stronę. – To dla niej bardzo ważne. Spójrzcie, to chyba jej babcia Laura.
– Paniusia wygląda na herod-babę – zauważył Gösta. Przystanął z drugiej strony, żeby popatrzeć.
– Ile miała lat, kiedy umarła? – spytał Patrik.
Erika się zamyśliła.
– Musiała mieć pięćdziesiąt trzy. Pewnego ranka znaleźli ją martwą za domem.
– Nic podejrzanego? – spytał Patrik.
– O ile wiem, nie. Słyszałeś coś, Gösta?
Gösta potrząsnął głową.
– Lekarz, który tam był, stwierdził, że wyszła w nocy, dostała zawału i umarła. Wszystko wskazywało na to, że z przyczyn naturalnych.
– Czy to jej matka zniknęła? – spytał Patrik.
– Tak, w 1949 roku.
– Stara pijaczka – powiedział Gösta. – Tak słyszałem.
– To cud, że Ebba jest normalna, choć pochodzi z takiej rodziny.
– Może dlatego, że wychowywała się w Partille, a nie na Valö – powiedział Gösta.
– Z pewnością – odparł Patrik.
Po dwóch godzinach przejrzeli wszystko i spojrzeli po sobie. Byli rozczarowani. Ebba dostanie zdjęcia i osobiste rzeczy swoich krewnych, ale nie znaleźli nic, co mogłoby popchnąć naprzód dochodzenie. Erice prawie chciało się płakać. Wiązała z tymi rzeczami wielkie nadzieje. Tymczasem sterczeli wśród nikomu niepotrzebnych klamotów.
Patrzyła na męża. Coś go nurtowało, ale nie umiał powiedzieć co. Znała tę minę.
– O czym myślisz?
– Sam nie wiem. Coś mnie… nieważne, potem mi się przypomni – powiedział z irytacją.
– Pakujemy wszystko z powrotem – powiedział Gösta i zaczął wkładać rzeczy do najbliższego kartonu.
– Tak, nie pozostaje nam nic innego.
Patrik również zabrał się do sprzątania. Erika stała chwilę. Rozejrzała się jeszcze raz. A nuż zobaczy coś ciekawego. Już miała się poddać, kiedy jej wzrok padł na kilka wyglądających znajomo niedużych czarnych książeczek. Paszporty Elvanderów. Gösta ułożył je w osobną kupkę. Zmrużyła oczy, podeszła bliżej i policzyła. Wzięła je do ręki i ułożyła obok siebie.
Patrik przerwał pakowanie i spojrzał na nią.
– Co robisz?
– Nie widzisz? – Wskazała na paszporty.
– Nie. Co?
– Policz je.
Policzył i szeroko otworzył oczy.
– Cztery – powiedziała. – Nie powinno być pięć?
– Nie, jeśli przyjmiemy, że Ebbie nie zdążyli wyrobić.
Patrik podszedł i wziął paszporty do ręki. Otwierał kolejno, sprawdzał nazwiska i zdjęcia. Potem odwrócił się do Eriki.
– No i? Którego brakuje? – spytała.
– Annelie. Jej paszportu nie ma.
Fjällbacka 1961
Mama wie najlepiej. Dla Inez było to oczywiste. Ojca nie pamiętała. Miała zaledwie trzy lata, gdy dostał udaru i po kilku tygodniach pobytu w szpitalu zmarł. Od tamtej pory były tylko we trzy: ona, mama i Nanna.
Czasem się zastanawiała, czy kocha mamę. Nie miała pewności. Kochała Nannę i misia, z którym spała od wczesnego dzieciństwa, ale mamę? Wiedziała, że powinna, bo inne dzieci ze szkoły kochały swoje mamy. Czasem, rzadko, gdy pozwalano jej się bawić u koleżanki, widziała radosne powitania: córka rzucała się mamie na szyję. Miała wtedy gulę w brzuchu. Potem też tak robiła, kiedy wracała do domu. Rzucała się w zawsze otwarte, ciepłe objęcia Nanny.
Читать дальше