– Zwolnij – prosił. – Jedziesz za szybko.
Nie odpowiedziała, wcisnęła gaz jeszcze mocniej. Mały sportowy samochód ledwo się trzymał drogi. Miała wrażenie, że fruną, i nagle poczuła się absolutnie wolna.
Leon chwycił kierownicę, ale zarzuciło ich jeszcze bardziej. Puścił. Raz za razem prosił, żeby zwolniła, ale strach w jego głosie sprawił, że była szczęśliwa jak nigdy. Samochód prawie leciał.
Zobaczyła drzewo. Poczuła, że przejmuje nad nią władzę dziwna siła. Spokojnie skręciła lekko w prawo, wprost na drzewo. Głos Leona dochodził jakby z oddali, zagłuszał go szum, który miała w uszach. A potem zapadła cisza. Spokój. Nigdy się nie rozstaną, zostaną razem na zawsze.
Zdziwiła się, gdy stwierdziła, że żyje. Obok niej siedział Leon. Miał zamknięte oczy i zakrwawioną twarz. Zobaczyła ogień. Płomienie już dotarły do ich foteli, smród drażnił nozdrza. Musiała się szybko zdecydować: poddać się płomieniom czy ratować siebie i jego. Spojrzała w jego piękną twarz. Ogień lizał mu policzek. Patrzyła jak urzeczona, jak wgryza się w jego skórę. Wtedy podjęła decyzję: należy do niej. I tak już zostało. Od dnia, kiedy go wyciągnęła z płonącego samochodu. Przymknęła oczy, szyba chłodziła jej czoło. Nie chciała brać udziału w tym, co teraz zamierzał. Ale już tęskniła za chwilą, kiedy znów się spotkają.
Anna rozejrzała się po pustym, oświetlonym gołą żarówką pomieszczeniu. Pachniało ziemią i czymś nieokreślonym. Obie próbowały otworzyć drzwi. Bez powodzenia, były zamknięte na klucz.
Pod ścianą stały cztery wielkie skrzynie z żelaznymi okuciami. Nad nimi wisiała flaga. Zobaczyły ją, jak tylko zapaliło się światło. Pociemniała od wilgoci i pleśni, ale od czerwonego i białego tła wyraźnie odcinała się czarna swastyka.
– Może jest tam coś, co mogłabyś na siebie włożyć – powiedziała Ebba, patrząc na Annę. – Aż się trzęsiesz z zimna.
– Oj tak, niechby było cokolwiek, bo zamarznę.
Anna wstydziła się swojej nagości. Należała do osób, które nawet w przebieralniach unikają obnażania się. A odkąd po wypadku ciało miała pokryte bliznami, było jeszcze gorzej. I chociaż w tej sytuacji wstyd wydawał się najmniej ważny, przebił przez chłód i strach.
– Trzy są zamknięte, ale ta jest otwarta. – Ebba wskazała na skrzynię stojącą najbliżej drzwi. Podniosła wieko. Na wierzchu leżał gruby szary wełniany koc. – Trzymaj.
Rzuciła go Annie. Anna, owinięta prześcieradłem owinęła się jeszcze kocem. Cuchnął obrzydliwie, ale grzał i osłaniał.
– Są też konserwy – powiedziała Ebba, wyjmują ze skrzyni kilka zakurzonych puszek. – W najgorszym wypadku przez jakiś czas sobie poradzimy.
Anna spojrzała na nią badawczo. Ebba mówiła to tonem niemal niefrasobliwym. Nie przystawał do sytuacji, nie pasował też do jej wcześniejszego samopoczucia. Najwyraźniej odruch obronny.
– Ale nie mamy wody.
Uwaga Anny zawisła w powietrzu. Bez wody długo nie pożyją. Ebba nie przestawała grzebać w skrzyni. Nie słuchała jej.
Zobacz! – powiedziała. W rękach trzymała jakieś ubranie.
– Nazistowski mundur? Skąd się tu wziął?
– Podczas wojny właścicielem domu podobno był jakiś szalony dziadyga. To pewnie jego.
– To chore – powiedziała Anna. Nie przestawała się trząść. Koc trochę pomógł, ale przemarzła do szpiku mści. Trochę potrwa, zanim się rozgrzeje.
– Skąd się tu wzięłaś? – spytała nagle Ebba, jakby dopiero teraz ją zastanowiło, dlaczego są tu razem.
– Widocznie Mårten mnie też chciał zamordować. – Anna owinęła się szczelniej kocem.
Ebba zmarszczyła brwi.
– Dlaczego? Bez powodu czy stało się coś, co… – Gwałtownym ruchem położyła rękę na ustach. Spojrzała twardo na Annę. – Widziałam tacę w sypialni. Po co właściwie tu wczoraj przypłynęłaś? Zostałaś na kolacji? Co tu się działo?
Jej słowa odbijały się od ścian jak pociski. Anna drżała przy każdym pytaniu, jakby dostawała w twarz. Nie musiała nic mówić. Wiedziała, że odpowiedź ma wypisaną na twarzy.
Oczy Ebby napełniły się łzami.
– Jak mogłaś? Przecież wiesz, przez co przeszliśmy i jak jest między nami.
Annie zaschło w ustach. Zupełnie nie wiedziała, jak się tłumaczyć i jak przeprosić. Ebba dłuższą chwilę patrzyła na nią oczami pełnymi łez. Kilka razy głęboko odetchnęła, a potem spokojnie powiedziała:
– Nie będziemy teraz o tym mówić. Musimy trzymać razem, jeśli mamy się stąd wydostać. Może znajdziemy w tych skrzyniach coś, czym mogłybyśmy wyważyć drzwi. – Odwróciła się plecami do Anny. Z całej jej postaci biła powstrzymywana złość.
Anna z wdzięcznością przystała na zawieszenie broni. Jeśli się stąd nie wydostaną, nie będą musiały sobie niczego wyjaśniać. Przez jakiś czas nikt nie będzie ich szukać. Dan wyjechał z dziećmi, rodzice Ebby na razie też nie będą się niepokoić. Została Erika. Denerwuje się, ilekroć nie może się skontaktować z siostrą. Annę zazwyczaj doprowadzało to do szału. Teraz marzyła o tym, żeby się zaniepokoiła, żeby wypytywała i uparcie drążyła, jak zawsze, kiedy nie mogła się doczekać odpowiedzi. Siostro kochana, bądź wścibska i niespokojna jak zawsze, modliła się w duchu.
Ebba podeszła do drugiej skrzyni i zaczęła kopać w kłódkę. Kłódka ani drgnęła, ale po jakimś czasie obluzował się skobel.
– Chodź, pomóż mi – powiedziała. Wspólnym wysiłkiem udało im się oderwać kłódkę. Chwyciły za wieko i zaczęły je podnosić. Pokrywała je taka warstwa kurzu, że skrzynia musiała być zamknięta od wielu lat. Wreszcie im się udało.
Zajrzały do środka, potem spojrzały na siebie. Na twarzy Ebby Anna zobaczyła przerażenie. Ogarnęło i ją. Usłyszała krzyk. Nie wiedziała, kto krzyczy: ona czy Ebba.
– Cześć, ty jesteś Kjell? – Sven Niklasson podszedł z wyciągniętą ręką i przedstawił się.
– Nie ma fotoreportera? – Kjell rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu z taśmą na bagaże.
– Będzie facet z Göteborga. Przyjedzie własnym mimochodem, spotkamy się na miejscu.
Szli na parking. Niklasson ciągnął za sobą małą kabinową walizkę. Pewnie jest do tego przyzwyczajony: pakuje się szybko i podróżuje z niewielkim bagażem, pomyślał Kjell.
– Myślisz, że jednak powinniśmy poinformować policję z Tanum? – spytał Niklasson, wsiadając do dużego kombi Kjella.
Kjell musiał się zastanowić, ale najpierw skręcił w prawo i wyjechał z parkingu.
– Tak, myślę, że tak. Rozmawiać trzeba z Patrikiem Hedströmem. Z nikim innym. – Zerknął na Niklassona. – Zazwyczaj chyba nie zawracacie sobie głowy tym, który komisariat o czym został poinformowany?
Niklasson się uśmiechnął. Podziwiał krajobraz. Miał szczęście. W letnich promieniach słońca most w Trollhattan przedstawiał się najpiękniej.
– Nigdy nie wiadomo, kiedy będziemy musieli liczyć na przysługę kogoś stamtąd. Umówiłem się z göteborską policją, że będziemy na miejscu, kiedy wkroczą do akcji. W końcu daliśmy im cynk. Co do powiadomienia policji z Tanum – to z naszej strony czysta uprzejmość.
– Göteborska policja by o tym nie pomyślała, więc przy okazji powiem Hedströmowi, komu to zawdzięcza. – Kjell uśmiechnął się szeroko. Był szczerze wdzięczny Niklassonowi, że mógł do niego dołączyć. Chodziło nie tylko o newsa. Chodziło o coś, co mocno namiesza na szwedzkiej scenie politycznej i wstrząśnie całym krajem. – Dziękuję ci, że mogę przy tym być – mruknął z zażenowaniem.
Читать дальше