Niklasson wzruszył ramionami.
– Nie doprowadzilibyśmy tej sprawy do końca, gdyby nie ty.
– Więc udało wam się rozgryźć ten szyfr? – Kjella rozsadzała ciekawość. Niklasson nie zdążył mu powiedzieć wszystkiego przez telefon.
– Był dziecinnie prosty. – Niklasson się zaśmiał. – Moje dzieci dałyby mu radę w kwadrans.
– Jak to?
– Jeden to A, dwa to B i tak dalej.
– Żartujesz. – Spojrzał na Niklassona i omal nie wypadł z drogi.
– Nie żartuję, chociaż może bym wolał. To wiele mówi. Oni nie mają wysokiego mniemania o naszej inteligencji.
– I co z tego wyszło? – Kjell usiłował przypomnieć sobie kombinację cyfr, ale już w szkole nie miał do nich pamięci. Teraz ledwo pamiętał własny numer telefonu
– Stureplan [28]. Chodziło o Stureplan. A dalej data i godzina.
– Rany boskie – powiedział Kjell, wjeżdżając na rondo przy Torp. Skręcił w prawo. – Mogło dojść do masakry.
– Tak, ale policja uderzyła o świcie i zatrzymała zamachowców. Dzięki temu nie mogą nikogo zawiadomić, że my i policja wszystko wiemy. Stąd ten pośpiech. Ludzie z kierownictwa partii wkrótce się zorientują, że z tamtymi nie ma kontaktu. Wtedy szybko położą uszy po sobie. Te kreatury mają kontakty na całym świecie. Bez problemu zeszliby pod ziemię, a my zostalibyśmy z niczym.
– Na swój sposób genialnie to wymyślili – zauważył Kjell. Ciągle myślał o tym, co by się stało, gdyby plan został zrealizowany. Potrafił to sobie wyobrazić. Prawdziwa tragedia.
– Zgadza się. I właściwie powinniśmy się cieszyć, że pokazali swoją prawdziwą twarz. Dla wielu z tych, którzy uwierzyli w Johna Holma, będzie to cholernie przykre przebudzenie. No i całe szczęście. Mam nadzieję, że nieprędko ich znów zobaczymy. Chociaż nie mam złudzeń, bo ludzka pamięć bywa bardzo krótka – powiedział z westchnieniem. – Chcesz dzwonić do tego Hedmana, tak?
– Hedströma. Patrika Hedströma. Tak, już dzwonię. – Zerkając to na drogę, to na telefon, wybrał numer Komisariatu w Tanum.
– Co to za raban? – Patrik z uśmiechem wszedł do pokoju socjalnego. Erika go zawołała.
– Siadaj – powiedział Gösta. – Wiesz, ile razy się przekopywałem przez te akta. Chłopcy byli absolutnie zgodni, ale cały czas miałem dziwne wrażenie, że coś się nie zgadza.
– No i wpadliśmy na to. – Erika weszła mu w słowo.
– Na co?
– Na te makrele.
– Na makrele? – Patrik zmrużył oczy. – Przepraszam, możecie mi to wyjaśnić?
– Nie widziałem ryb, które wtedy złowili – powiedział Gösta. – Sam nie wiem dlaczego, ale nie pomyślałem o tym, kiedy ich przesłuchiwaliśmy.
– Niby o czym? – Patrik się niecierpliwił.
– O tym, że makrele wolno łowić dopiero po nocy świętojańskiej – powiedziała Erika wyraźnie, powoli jak do dziecka.
Do Patrika wreszcie zaczęło docierać.
– A wszyscy zeznali, że łowili makrele.
– Właśnie. Jeden mógłby się pomylić, ale skoro wszyscy mówili to samo, to znaczy, że to uzgodnili. A ponieważ nie znali się na łowieniu ryb, wybrali nie ten gatunek.
– Wpadłem na to dzięki Erice – powiedział Gösta i z nieco zawstydzoną miną.
Patrik posłał jej całusa.
– Jesteś super! – powiedział z entuzjazmem.
W tym momencie zadzwonił telefon. Patrik spojrzał na wyświetlacz. Torbjörn.
– Muszę odebrać. Świetnie się spisaliście! – Pokazał im skierowany w górę kciuk i poszedł do swojego pokoju.
Uważnie słuchał Torbjörna, szybko notował na pierwszej z brzegu kartce. Jego dziwne podejrzenie się potwierdziło. Słuchając Torbjörna, zaczął się zastanawiać, jaki wniosek z tego płynie. Niby wiedział więcej, ale był coraz bardziej zdezorientowany.
Usłyszał ciężkie kroki. Otworzył drzwi. Do jego pokoju zmierzała Paula. Dźwigała przed sobą sterczący brzuch.
– Nie wytrzymuję w domu. Dziewczyna z banku obiecała, że się dzisiaj odezwie, ale jeszcze nie dzwoniła… – Musiała przerwać i nabrać tchu.
Patrik położył jej rękę na ramieniu.
– Oddychaj, na miłość boską! – Poczekał, aż wyrówna uldech. – Dasz radę być na odprawie?
– No pewnie.
– Gdzieś ty się podziewała, do cholery? – Nagle zza jej pleców wychynął Mellberg. – Rita tak się zdenerwowała, kiedy sobie poszłaś, że kazała mi za tobą lecieć. – Otarł pot z czoła.
Paula przewróciła oczami.
– Nic mi nie będzie.
– Dobrze, że i ty jesteś. Mamy kilka spraw do omówienia – powiedział Patrik do Mellberga.
Poszli do sali konferencyjnej, po drodze zabrali Göstę. Patrik się zawahał, a potem wrócił do pokoju socjalnego.
– Ty też możesz przyjść – powiedział do Eriki. Tak jak się spodziewał, aż podskoczyła.
W salce zrobiło się ciasno, ale Patrik chciał, żeby odprawa odbyła się właśnie tu, wśród rzeczy Elvanderów. Miały im przypominać, dlaczego koniecznie muszą powiązać wszystkie nitki.
Pokrótce wyjaśnił Pauli i Mellbergowi, że sporo czasu poświęcili na przeglądanie zawartości pudeł, które przywieźli od Ollego.
– Kilka kawałków układanki udało nam się dopasować. Teraz wspólnymi siłami musimy złożyć resztę. Po pierwsze tajemniczym G, który wysyłał Ebbie kartki urodzinowe, jest nasz Gösta Flygare.
Gösta się zaczerwienił.
– No wiesz, Gösta… – zaczęła Paula. Mellberg zrobił się czerwony. Wyglądał, jakby za chwilę miał eksplodować.
– Tak, wiem, że powinienem o tym powiedzieć wcześniej, ale już to sobie z Hedströmem wyjaśniliśmy. – Gösta spojrzał na niego hardo.
– Do ostatniej kartki Gösta się nie przyznaje. Zresztą niewątpliwie różni się ona od pozostałych – powiedział Patrik, opierając się o stół. – W związku z tym przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Rozmawiałem z Torbjönem. Potwierdza, że odcisk palca, który znalazł pod znaczkiem, pewnie odcisk nadawcy, to ten sam odcisk, który znaleźli na torebce, w jakiej była kartka, którą nam przekazał Mårten.
– Tej torebki nie dotykał nikt poza wami i Mårtenem, prawda? Więc to… – Erika zbladła. Widać było, że przez jej głowę pędzi mnóstwo myśli.
Zaczęła gorączkowo grzebać w torebce. Szukała telefonu. Wszyscy patrzyli, jak wybiera numer. W absolutnej ciszy usłyszeli sygnał, potem włączyła się poczta głosowa.
– Cholera jasna – zaklęła i wybrała kolejny numer. Dzwonię do Ebby.
Sygnał za sygnałem, Ebba nie odbierała.
– Szlag by to trafił – zaklęła znowu i wybrała jeszcze jeden numer.
Patrik nawet nie próbował mówić dalej. Sam się zaniepokoił. Anna cały dzień nie odbierała telefonu.
– Kiedy tam popłynęła? – spytała Paula.
Erika wciąż trzymała telefon przy uchu.
– Wczoraj wieczorem. Od tamtej pory nie mogę się do niej dodzwonić. Natychmiast dzwonię na kuter pocztowy. Wypłynęli przed południem, zabrali Ebbę. Może coś wiedzą… Halo, cześć, mówi Erika Falck… Właśnie. Zabraliście Ebbę… I dowieźliście ją? Widzieliście przy pomoście jeszcze jakąś inną łódź? Drewniana łajba? Przycumowana do pomostu ośrodka kolonijnego? Okej. Dziękuję.
Rozłączyła się. Patrik widział, że trochę jej się trzęsie ręka.
– Nasza łódka, którą Anna wczoraj popłynęła, wciąż tam jest. To znaczy, że obie są na Valö, z Mårtenem. I żadna nie odbiera.
– Pewnie nic się nie stało. Może Anna zdążyła już wrócić do domu – powiedział Patrik. Starał się zachować spokój, chociaż wcale nie był spokojny.
– Ale Mårten mi powiedział, że była tam tylko godzinę. Dlaczego kłamał?
Читать дальше