Shulamit Lapid - Gazeta Lokalna

Здесь есть возможность читать онлайн «Shulamit Lapid - Gazeta Lokalna» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Gazeta Lokalna: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gazeta Lokalna»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Podczas wystawnego przyjęcia wydanego na cześć sędziego okręgowego Pinchasa Hornsztyka zostaje zamordowana jego żona Aleksandra, ambitna kobieta interesu. Uczestnicząca w przyjęciu Lizzi Badihi, "księżniczka miejscowego brukowca", postanawia podjąć prywatne śledztwo. Rozwikłanie zagadkowego zabójstwa staje się dla niej sprawą prestiżową. Frapująca intryga kryminalna, która zadowoli najwybredniejszych koneserów tego gatunku powieści, nie jest jednak jedyną zaletą książki. W miarę rozwoju akcji ciekawym przeobrażeniom podlega też sama jej bohaterka, głównie za sprawą niekonwencjonalnych przygód erotycznych. Czytelnik znajdzie tu też sporo ciekawych obrazków z życia współczesnej izraelskiej prowincji.

Gazeta Lokalna — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gazeta Lokalna», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W milczeniu pokiwał głową. Nie libretta zaprzątały mu teraz umysł. Popatrzył na Lizzi, jakby spodziewał się jakiejś przepowiedni.

– Nahmed był nadwornym poetą króla Faruka. Pisał najpiękniejsze wiersze miłosne w Egipcie. Jego ukochana, Berta Goldman, dla której powstały wszystkie te przecudne liryki, była naszą sąsiadką. Najnudniejsza kobieta pod słońcem! Kiedy otwierała usta, żeby coś powiedzieć, nawet żaby w Nilu zasypiały.

W sklepie czymś cuchnęło. Jakby odchodami wielbłądów.

– Czym tu tak pachnie? – zapytała Lizzi.

– Jakow wpadł na świetny pomysł. Peruka organiczna. Jakow, opowiedz Lizzi.

Istotnie, Jakow nabył od pewnego Beduina wielbłądzią skórę oraz trochę odchodów, którymi posmarował jej wewnętrzną stronę, aby wyschła.

– Ten chłopak z El-Azma, który nam to sprzedał, opowiedział, że łysi mężczyźni z jego plemienia wkładali na głowę skórę wielbłąda i włosy znowu im odrastały. Co ty na to, Lizzi?

Lizzi popatrzyła na wuja Jakowa. Wyglądał jak krasnoludek z wielbłądzim plackiem na głowie.

– Psy szczekają, a karawana idzie dalej – powiedziała.

Oczy ciotki Klary wypełniły się łzami. Zrzuciła kota z kolan, wstała z krzesła i ucałowała Lizzi.

– To najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszeliśmy. Prawda, Jakow?

– Tak.

– Wiesz, że Archimedes Lewi został aresztowany?

– Tak.

– Zostawił u nas dla ciebie butelkę wina. – Klara podała Lizzi pogniecioną papierową torbę. – Przeprosił, że nie jest zapakowana jak trzeba. Bardzo się przestraszyliśmy, widząc policjantów.

– Aresztowali go w sklepie?

– Tak.

– Bencijon Koresz?

– Nie, Ilan Bahut. Był z nim jeszcze jeden policjant. Jakow cały aż drżał. Prawda, Jakow?

– Tak.

Lizzi odpakowała butelkę. Białe wytrawne pinot chardonnay rocznik 1979, w oryginalnym celofanowym opakowaniu. Na etykiecie przylepiony był znaczek z królową Wiktorią o nominale pół pensa.

– Policjanci sprawdzili torbę i oddali ją z powrotem. Nie ma żadnego listu. Mogę dać ci radę, Lizzi?

– Oczywiście, ciociu Klaro.

– Nie otwieraj tej butelki. Poczekaj, aż on wyjdzie z więzienia.

Lizzi pożegnała się z Jakowem i Klarą i podreptała w kierunku parkingu jak robot. Wstawiła butelkę do bagażnika i pojechała do redakcji pisać artykuł o sesji literackiej.

Rozdział 26

A jednak cuda się zdarzają. Przedziwnym zbiegiem okoliczności Szibolet nie siedziała na biurku i nie popijała kawy z plastikowego kubka. Z nadzwyczajną szybkością przepisywała na maszynie reklamę koszernych pieluch, zatwierdzonych przez Naczelny Rabinat. Przywitała się z Lizzi, nie okazując swojej zwykłej wesołości.

– Stało się coś, Szibolet? – zapytała Lizzi.

– Obiecałam Dahanowi, że przepiszę rano ten tekst, i zapomniałam. Jest na mnie zły.

– To się zdarza. Są jakieś wieści? Listy?

– Wszystko jest na twoim biurku.

– Gdzie Dahan?

– Pojechał na spotkanie do tego hotelu naprzeciwko Kasy Chorych.

– Nie wróci tak szybko.

Szibolet wybuchła płaczem. Położyła głowę na blacie biurka i ukryła twarz w ramionach.

– No, Szibolet, już wystarczy. – Lizzi próbowała ją uspokoić. – On nie jest tego wart.

– Ja nie płaczę przez Dahana – zaprotestowała Szibolet, szlochając. Uniosła twarz, popatrzyła na Lizzi ze zdumieniem i tak, cała zalana łzami, roześmiała się głośno. – Lizzi! Naprawdę myślałaś, że kocham się w Dahanie? No nie, zastrzeliłaś mnie!

Wyciągnęła z pudełka papierową chusteczkę, wydmuchała nos i otarła policzki.

– Płakałam, bo… kiedy powiedziałam „hotel” i „pojechał”, przypomniało mi się, że wszystko przepadło.

Lizzi zadała dziewczynie kilka pytań, niektóre z nich nawet powtarzając, zanim zdołała wreszcie zrozumieć, że Szibolet i jej koledzy zmuszeni byli zrezygnować z wymarzonej podróży za granicę.

Na zebraniu ogólnym Szajke i Ido powiadomili mieszkańców kibucu Sade Oznaja o utracie oszczędności i o długach. Nikt nie podawał w wątpliwość ich dobrych intencji, ale wszyscy byli bardzo zagniewani. W tym akurat wypadku dobre chęci doprowadziły do katastrofy. Uczestnicy tego niezwykle burzliwego zebrania zgodnie twierdzili, że od osób na tak odpowiedzialnych stanowiskach wymaga się, aby przynajmniej porozmawiali z innymi, zanim rzucą się w wir finansowych przygód. Przecież nie chodziło tu o prywatne oszczędności. Każdy grosz na tym koncie był owocem ciężkiej pracy rolników. Gdyby chcieli się obracać w towarzystwie spekulantów i oszustów, z pewnością nie wybraliby życia w kibucu. Teraz także Sade Oznaja zostanie zaliczona w poczet gospodarstw tonących w długach. Do prostych ludzi, skromnych i pracowitych, przylgnie etykieta krętaczy. A przecież, korzystając z gorzkiego doświadczenia innych, nie wzięli się do budowy nowych domów, dopóki nie zebrali odpowiedniej sumy, nawet za cenę likwidacji hodowli kaczek, która przecież była ważną częścią ich gospodarki. Wszyscy wiedzą, co to znaczyło dla niektórych osób. Teraz czują się oszukani. Szajke i Ido ich oszukali.

Po pierwszym zebraniu, na którym między innymi padła propozycja usunięcia Szajkego i Idona z kibucu, postanowiono zwołać nazajutrz następne i spróbować znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. W nocy nieznana ręka napisała na ścianie stołówki: DOKĄD ZAPROWADZI NAS HAŃBA? Na murach domów sekretarza i skarbnika ta sama ręka wypisała: ZDRAJCY.

Zawiedli się jednak ci, którzy liczyli, że nastroje się uspokoją. Odwrotnie, oburzenie jeszcze wzrosło. Złościli się starsi, którzy stracili nadzieję na nowe domy, i młodzi, którzy chcieli wprowadzić się do ich mieszkań. Cała ta złość skupiała się na Szajkem i Idonie, „naszych synach”, którzy stanowili przykład porażki wychowawczej. Spór przeniósł się w sferę ideologiczną. Co prawda niczego oficjalnie nie postanowiono, ale Szajke i Ido byli ogólnie bojkotowani. Atmosfera żałoby zapanowała w ich domach i domach ich rodzin. Ludzie, którzy tam zaglądali, zachowywali się, jakby przychodzili z kondolencjami. Rozmawiali szeptem, przynosili owoce. Mieszkańcy kibucu nie wiedzieli, jak reagować, jak się zachowywać, komu zaufać. Willi Achinoam przeniósł swoje posłanie do dawnego pomieszczenia dla kaczek; tam sypiał i nie wychylał nosa na zewnątrz. Jafa zostawiała mu pod drzwiami jedzenie na tacy i termos z herbatą.

Pierwsza praktyczna decyzja głosiła, aby nie prać swoich brudów publicznie. To nasza porażka, nasza hańba i musimy zrobić wszystko, żeby ją jakoś naprawić, uratować to, co zostało. Następnie postanowiono nie dopuścić do tego, by Oznaja stała się „upadającym kibucem”. Nie szukać układów i nie starać się o umorzenie długów. Nie prosić o pomoc instytucji publicznych ani fundacji. Zdecydowano sprzedać ciągnik, bronę, siewnik i cztery samochody osobowe. Oraz – i tutaj zostały pogrzebane marzenia Szibolet – zwołać na miejsce wszystkich członków kibucu na co najmniej rok. Rodzice napisali do dwóch chłopców, którzy pracowali w firmie przewozowej w Nowym Jorku, i do czterech innych, którzy zarabiali w spółdzielni ogrodniczej „Oznaya Gardening” w Los Angeles. Wybrano tymczasowy zarząd, aby zwolnił wynajętych pracowników, poprosił o wstrzymanie poboru do wojska, zwołał z powrotem kibucników, którzy udali się na wakacje, oraz odłożył na rok, dwa lata wszystkie wyjazdy za granicę. Krótko mówiąc: ogłoszono stan wyjątkowy. Ze wstydu i przygnębienia narodziła się determinacja, jakiej mieszkańcy kibucu Sade Oznaja nie zaznali przez trzydzieści siedem lat jego istnienia. W stołówce pojawił się znowu chleb z dżemem! No i – dokończyła Szibolet – żegnajcie, Amazonio i Tajlandio.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Gazeta Lokalna»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gazeta Lokalna» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Gazeta Lokalna»

Обсуждение, отзывы о книге «Gazeta Lokalna» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x