– Skurwysyn.
Miriam zamówiła u zalęknionej kelnerki następną wódkę. Sięgnęła do talerza po któryś ze specjałów Herzla Dahana.
– Kupiła mu mieszkanie i samochód. Czego jeszcze chciał?
– Pieniędzy.
– Kiedy go zobaczyłam, zapytałam ją, czemu ze wszystkich pianistów w Izraelu zaprosiła na przyjęcie Pinchasa akurat tego śmierdzącego głupka, zwłaszcza że Bruchim, jej nowy kochanek, też został zaproszony. „Czy chcesz zebrać ich wszystkich razem?” Odpowiedziała, że Pinchasowi tak czy owak to nie zaszkodzi. A poza tym ma zamiar pozbyć się Jackiego raz na zawsze, jak tylko skończy grać. Myślę sobie, że kiedy ten idiota wstał od fortepianu, Aleks zabrała go do ogrodu na rozmowę w cztery oczy i powiedziała, żeby się wynosił. I wtedy ją zastrzelił.
– Z pistoletu Hornsztyka?
– To nie problem. Broń zawsze była w szufladzie przy łóżku. Szuflada zawsze otwarta. Wszyscy wiedzieli, że Pinchas ma broń i gdzie ją trzyma.
– Była kochanką Jarona Bruchima?
– Ja nie zdradzam żadnych tajemnic, Lizzi. Aleks miała tupet. Młodszy od niej minimum o dziesięć lat. Był chłopakiem tej… jak jej tam… sekretarki w biurze Aleks. Właściwie to ona poleciła tego… jak mu tam… i tak pojawił się w pracowni, prosto z Akademii Bezalel. I wtedy szefowa wzięła go dla siebie. Zabawne, co? Zawsze robiła to, na co miała ochotę. Mało kto by się tak ośmielił.
– I zapłaciła za to drogo.
– Owszem, bardzo drogo.
– Czy rodzina wiedziała o jej kłopotach finansowych?
– Nie. Przynajmniej ja nie wiedziałam. Pinchas też, bo nigdy go w nic nie wtajemniczała. Neeman na pewno nie wiedział. Ani rodzice. Ja dowiedziałam się dopiero w dniu przyjęcia. Kiedy zmyłam jej głowę za Jackiego i Jarona. Oświadczyła, że jest zakochana w Jaronie Bruchimie i postanowiła zacząć życie od nowa. Wziąć rozwód, sprzedać dom, zabrać dzieci i przeprowadzić się do Jarona. Krótko mówiąc, to miało być pożegnalne przyjęcie. Powiedziała, że nie boi się zamieszkać w bloku, że ma mnóstwo długów i że Pinchas z radością się od niej uwolni. Nie było czasu na sprzeczki. Zaczęli nadchodzić goście. Ja stwierdziłam, że w tych okolicznościach najrozsądniej będzie się po prostu upić. Ale to nie do druku.
Miriam roześmiała się i uniosła brwi jak niegrzeczna dziewczynka.
– Zapalono fajerwerki?
– Nie.
Miriam wstrząsnął dreszcz. Wysączyła ostatnią kropelkę ze szklanki. Lizzi zauważyła, że waha się, czy nie zamówić jeszcze jednej wódki, lecz poczucie wstydu zwalczyło tę chęć.
– To było straszne. Pinchas poprosił Neemana, żeby odszukał Aleks. Goście zaczęli się rozchodzić, a on stał w wejściu i się z nimi żegnał…
– Czy Jackie skończył już grać?
– Neeman podszedł do mnie, cały blady, i powiedział, że Aleks siedzi przy basenie, zastrzelona, nie żyje. W takich chwilach zawsze można na mnie liczyć. Zaczęłam krzyczeć.
– Wszyscy słyszeli twój krzyk?
– Oczywiście. Krzyczałam głośno. Pewnie słyszano mnie aż w Ejlacie.
– W takim razie nie było już muzyki.
– Nie, wtedy nie było muzyki. W pokoju zostało może z pięć par, nie licząc członków rodziny, i wszyscy rozmawiali. Znasz ten niewyraźny gwar, który panuje pod koniec imprezy. Moje wrzaski okazały się gwoździem wieczoru.
Pomimo żartobliwego tonu usta Miriam wykrzywiły się, a oczy znowu napełniły łzami.
– Czy to ty zaniosłaś czeki Aleks do banku?
– Jakie czeki?
– Słyszałam coś w biurze. Ktoś podobno zaniósł jej czeki do banku w niedzielę rano.
– To nie ja. Do którego banku?
– Nie mam pojęcia.
– W niedzielę był pogrzeb!
Wydawało się, że Miriam nie ma o niczym pojęcia. Wstała z fotela, popatrzyła na Lizzi.
– Dlaczego pytasz?
Przywołała kelnerkę i poprosiła o rachunek.
– Nie trzeba – odrzekła dziewczyna. Była drobna, o przygarbionych plecach i zatroskanym wyrazie twarzy. Lizzi zastanawiała się, co może studiować.
– Szkoda, że nie wiedziałam tego wcześniej – mruknęła Miriam i odeszła.
Lizzi przyglądała się, jak kroczy westybulem sztywno wyprostowana, żegluje jak łódka bez steru między wypukłościami posadzki i dociera do obrotowych drzwi, które nagle stały się dla niej problemem. Nie – pomyślała Lizzi, czarna tunika nie odmieni Miriam Aszbel. Babcia Dwosza była zapewne niską, okrągłą kobietą o szerokich biodrach. Miriam nawet po ukończeniu kursu malarstwa będzie wyglądała jak żydowska dynia i żadna wróżka nie zamieni jej w księżniczkę.
Lizzi położyła na biurku Dahana notatkę o pokazie mody, naszpikowaną licznymi pochwałami pod adresem poczęstunku przygotowanego przez zdolnego restauratora, Herzla Dahana.
Wzięła do swojego pokoju numery „Czasu Południa” z ostatnich trzech miesięcy i pogrążyła się w lekturze ogłoszeń. Jeśli Aleksandra Hornsztyk istotnie chciała opuścić męża i sprzedać dom, wysoce prawdopodobne, że jej ogłoszenie ukazało się w rubryce „Nieruchomości”. „Czas Południa” istniał dłużej niż „Dziennik”, a jego czytelnicy należeli do zamożnej i ustabilizowanej warstwy społeczeństwa. Dokładnie takiej, jaka mogłaby się zainteresować kupnem willi w Omerze. Lizzi znalazła odpowiedni tekst szybciej, niż się spodziewała. W rubryce „Nieruchomości” w środę, na trzy dni przed morderstwem, pojawiło się ogłoszenie o sprzedaży umeblowanej willi w Omerze, sześć pokoi plus ogród, garaż, klimatyzacja, basen. Od zaraz. W specjalnym zeszycie Dahana Lizzi odszukała według kodu nazwisko ogłoszeniodawcy i nie była zdziwiona, widząc: Aleksandra Hornsztyk, dalej numer telefonu w pracy i adres, również służbowy. Zapłacono z góry. Zgodnie z najnowszymi zasadami ogłoszenie miało się ukazywać, dopóki nie znajdzie się nabywca, jednak nie dłużej niż przez dwa miesiące. Lizzi zajrzała do gazety z następnej środy, ale ogłoszenia nie znalazła. Nie było go również w dzisiejszym dodatku.
– Czemu to ogłoszenie już więcej się nie ukazało? – zapytała Dahana.
– Bo dom został sprzedany.
– Skąd to wiesz?
– Właściciel zadzwonił i powiedział, że dom został już sprzedany i żeby wobec tego zdjąć ogłoszenie.
– To był Hornsztyk?
Dahan otworzył szeroko oczy. Lizzi mogła niemal zauważyć, jak tryby w jego głowie zaczynają się obracać.
– Postaraj się sobie przypomnieć, kiedy zadzwonił.
– Na pewno przed wtorkiem, bo we wtorek zamykam rubrykę. Gdyby zadzwonił we wtorek wieczorem, pamiętałbym, bo te zmiany w ostatniej chwili doprowadzają mnie do szału. A więc albo w niedzielę, albo w poniedziałek. W naszych ogłoszeniach nie ma wiele sześciopokojowych willi z basenem. Ten dom znalazł nabywcę w niecały tydzień po ukazaniu się ogłoszenia. Specjalnie sprawdziłem kod, żeby się dowiedzieć, kiedy zgłoszono tę ofertę. Byłem pod wrażeniem.
– Została zamordowana w sobotę wieczorem. Gdyby Hornsztyk zadzwonił w niedzielę, zapamiętałbyś. Wspominali nazwisko w wiadomościach. Rozmawialiśmy o morderstwie w redakcji, cała Beer Szewa o tym gadała. Jeszcze jak byś pamiętał, gdyby on zadzwonił w niedzielę! Na pewno dzwonił w poniedziałek albo we wtorek rano.
– Niekoniecznie. Wcale nie musiał podawać nazwiska. Wystarczy, jeśli podał kod i poprosił, żeby zdjąć ogłoszenie. Przykro mi, Lizzi.
– Niech ci nie będzie przykro. Nie dotarliśmy do Indii, ale za to odkryliśmy Amerykę.
– Tak?
Dahan nie wyglądał na przekonanego i Lizzi się roześmiała.
– Czy wiesz, że biedny Kolumb aż do śmierci myślał, że dopłynął do Indii?
Читать дальше