– Powiedzieli ci, kogo podejrzewają?
– Nie.
– Powiedzieli, że nie podejrzewają ciebie?
– Nie mają wątpliwości, że nie jestem zamieszany w to morderstwo. Chcieli mnie zawieźć do jakiegoś hotelu w Naharii. Zaproponowałem, że mogę ukrywać się na jachcie. Prawie nikt o nim nie wie, oprócz dwóch przyjaciół, którzy ze mną pływają. Ponieważ nie planowaliśmy w najbliższych tygodniach żadnego rejsu, pomysł wydał się rozsądny. Policja ma pilnować, żeby nikt nie odkrył, że tutaj jestem. Widocznie słabo pilnują. Ty weszłaś bez problemów. Kto ci otworzył furtkę na przystań?
– Przelazłam przez płot.
W końcu się roześmiał. Wspaniale!
– To właściwie jesteś aresztowany czy nie?
– Nie jestem.
– Jak się zakończyło śledztwo?
– Nie byłem na przyjęciu u Hornsztyków. Mam potwierdzone alibi między jedenastą a pierwszą w nocy z soboty na niedzielę. O moich powiązaniach z Aleksandrą dowiedzieli się między innymi z twoich kaset, Lizzi Nie Cytuje Badihi.
– Ukradziono je z mojego mieszkania, kiedy tu byłam poprzednim razem. Nie tylko policja miała do nich dostęp. Także ktoś, kogo nie znamy. Ktoś, kto chciał się czegoś dowiedzieć albo coś ukryć. Ten ktoś tylko nie wiedział, że Bencijon Koresz zdążył przedtem je przegrać. Ostatecznie to nie był taki zły pomysł dać je policji.
– Tak mi się wydaje. O to też mnie pytali. Czy nie ukradłem twoich kaset. Sam albo przy pomocy wspólnika. Nie mówię, że wszystkie moje interesy są nieskazitelnie czyste, ale nie jestem złodziejem. Powiedziałaś komuś, że wychodzisz?
– Kiedy?! Zadzwoniłeś niespodziewanie, a po kwadransie byłam już na dole. Może ktoś ukrywał się pod domem i mnie śledził.
– Ten ktoś pewnie wie też o naszych kontaktach i może dotrzeć na pokład „Neptuna”.
– Przecież pilnuje cię policja.
– Prawda, zapomniałem.
Uśmiechnęli się do siebie, a potem pocałowali. Lizzi zamknęła oczy, oddała się przyjemności, jaką dawały jego wargi, i pomyślała o alibi Archimedesa na sobotni wieczór. Kim była? Stałą przyjaciółką? Przypadkowym gościem? Czy była szczupła i ładna, potrafiła odróżnić burgunda od rieslinga? Objęła go mocno ramionami. Kiedy kładł ją na wąskiej ławie, zdążyła jeszcze zrzucić buty, wyjąć z uszu kolczyki i opleść go swoimi długimi nogami. Potem nie mogła sobie uprzytomnić, jakim cudem dostali się do kajuty na dziobie, kiedy zdążyli się rozebrać ani nawet kto kogo rozebrał. Wszystko stało się tak raptownie. Jego ciało było przesiąknięte słodkim zapachem słońca, a skóra miała smak morza. Wiosło pozostało zanurzone w wodzie, dopóki fale się nie uciszyły i oboje nie dotarli na brzeg rozkoszy. Był taki smakowity! Lizzi miała ochotę jeszcze raz zakosztować jego ciała. Odczuła wielkie rozczarowanie, kiedy wstał z łóżka i pociągnął ją pod prysznic.
Kiedy usiedli z powrotem w kabinie, umyci, zadowoleni i ubrani, Archimedes wyjął z lodówki butelkę i nalał wino do dwóch ochłodzonych kieliszków.
– To był dobry rocznik, sześćdziesiąty pierwszy – powiedział.
– Wywiązała się dyskusja, który jest lepszy, pięćdziesiąty dziewiąty czy sześćdziesiąty czwarty, ale w końcu stanęło na sześćdziesiątym pierwszym.
– Gdzie tak było?
– W sklepie Lubicza. Wiesz, wydaje mi się, że palnęłam głupstwo.
– Ależ skąd! Bardzo trudno jest zdobyć białego burgunda z sześćdziesiątego pierwszego roku.
– Nie to miałam na myśli. Arieli, mój naczelny, postanowił zrealizować swoją groźbę. Wkurzył go artykuł Adulama w „Dzienniku Południa” i postanowił się na mnie zemścić. Jutro rano do Beer Szewy przyjedzie Doron Cement. Po dziesięciu latach odpowiedzialnej pracy – co do tego nikt nie ma wątpliwości – zwalają mi na kark reportera z Tel Awiwu. Od dwóch tygodni zajmuję się sprawą morderstwa Aleksandry Hornsztyk, dodaję szczegół do szczegółu, układam tę łamigłówkę krok po kroku. I gdy w końcu znajdę ostateczne rozwiązanie zagadki, to spadnie ono jak dojrzały owoc prosto w łapy Cementa. Kiedy więc Arieli zadzwonił, żeby mi przekazać tę radosną wiadomość, postanowiłam działać bardziej otwarcie. Prawdopodobnie ze złości, a na pewno zbyt pochopnie. Nie będę czekać, aż coś się zdarzy. Wykurzę lisa z nory.
– Podejrzewasz kogoś?
– Tak, mój drogi.
– Kogo?
Lizzi opowiedziała Archimedesowi, jak doszła do wniosku, że jedynym człowiekiem, który coś zyskał na śmierci Aleksandry Hornsztyk, jest jej mąż, Pinchas. Aleksandra zamierzała sprzedać dom wart ponad ćwierć miliona dolarów. Oprócz tego domu przejął jeszcze sto tysięcy dolarów, które Aleksandra dostała od Archimedesa w piątek. Nie był zobowiązany do spłaty jej długów. Stanowiły dla niego zagrożenie za życia Aleksandry. Jako wdowiec pozostał z willą z ogrodem i ze stu tysiącami dolarów. Nie zapominajmy też, że Aleksandra swoim zachowaniem wystawiała go na plotki i ośmieszała, na co żaden sędzia nie może sobie pozwolić. Zwłaszcza w miasteczku takim jak Beer Szewa, gdzie wszyscy wszystkich znają.
– Czemu myślisz, że moje czeki dostały się w jego ręce?
– Miała olbrzymie długi we wszystkich możliwych bankach. Jedynym dostępnym kontem było konto Pinchasa Hornsztyka, na które przez lata wpływały procenty z handlu winami. Bank nie mógł położyć łapy na pieniądzach z tego konta.
– Można to sprawdzić.
– Jej dłużnikom zależało na tym, żeby żyła i zwróciła pieniądze. Nawet temu szczurowi, Jackiemu Danzigowi, zależało, żeby żyła, bo wtedy mógłby ją szantażować. Tymczasem okazało się, że nawiązała romans z młodym architektem, który u niej pracował. Dlaczego on miałby chcieć ją zamordować? Między Aleksandrą i jej siostrą panowały stosunki typu miłość-nienawiść, ale to zdarza się w wielu rodzinach. Z tego powodu ludzie się nie mordują. Wiemy, że jakaś pani weszła do banku w niedzielę rano, zrealizowała twój czek i w zamian otrzymała czek bankowy. Sądzę, że kiedy odkryjemy tożsamość tej pani, okaże się, że do banku wysłał ją Pinchas Hornsztyk.
– Czemu używasz słowa „pani”?
Lizzi zamyśliła się nad pytaniem. Nie zdawała sobie sprawy, że użyła właśnie tego słowa.
– Opis, który nakreśliła urzędniczka z banku, był bardzo ogólnikowy. Kobieta w średnim wieku, bez żadnych cech szczególnych. Płaszcz przeciwdeszczowy, parasolka, aktówka. Padał deszcz i miała nylonową chustkę na głowie. Urzędniczka powiedziała, że mówiła z lekkim akcentem aszkenazyjskim. Co to może oznaczać? Rodzice z Polski, może z Rumunii. Niewykluczone, że jakiś szczegół w jej wyglądzie na to wskazywał. Spieszyła się i była zdenerwowana, że musi czekać, aż dyrektor banku zadzwoni do ciebie i potwierdzi, że czeki rzeczywiście są twoje. Słyszałeś kiedyś, żeby klienci irytowali się na urzędników? Z reguły bywa odwrotnie. To musi być kobieta przyzwyczajona do szybkiej obsługi i do posłuchu. Wydaje mi się, że jej pewność siebie nie wypływa z bogactwa. Urzędniczka nie wspomniała nic o biżuterii. Sądząc z opisu, ubranie było skromne. W każdym razie odniosłam wrażenie, że mowa o „pani”. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Czy Pinchas Hornsztyk ma siostrę?
– Nie wiem, ale to łatwo sprawdzić. A co to za głupstwo, które palnęłaś?
– Działałam bezmyślnie. Zawsze jestem bardzo ostrożna, Archimedesie… Czy to imię jakoś się zdrabnia?
– Nie.
– Wszyscy myślą, że jestem powolna. Nie jestem powolna, mój drogi, tylko ostrożna. Arieli doprowadził mnie do szału i postanowiłam zostać Matą Hari. Kiedy byłam w sklepie Lubicza, zapytałam, czy Hornsztykowi udało się sprzedać dom. Oczywiście nie mieli pojęcia, o czym mówię. Szwagier Lubicza zaczął przeklinać dziennikarzy w ogóle, a mnie w szczególności. Jestem pewna, że zapytają o to Hornsztyka, a on coś zrobi. Będzie musiał coś zrobić! To właśnie był mój cel: zmusić go do działania. A ja miałam asa w rękawie.
Читать дальше