– Archimedes powiedział, że miała usposobienie hazardzisty.
– Przypuszczamy, że to on był tym pożyczkodawcą. W ostatnich miesiącach zdarzyło się jednak coś, co zmusiło go do gromadzenia pieniędzy, a nie dawania ich Aleksandrze. Potrzebował gotówki, i to szybko. Być może stracił na giełdzie. Może w coś zainwestował. Albo był szantażowany. Krajowy Wydział do spraw Przestępstw Gospodarczych zaczął z nami współpracować i niewykluczone, że już niedługo na coś trafimy. Kiedy mówię, że potrzebował gotówki, mam na myśli, że potrzebował jej wraz z procentem. Nie wiem, o jakich dokładnie sumach może być mowa. Całą stroną finansową zajmują się ci z wydziału. Sądzę, że Ido Gabrielow wiedział o wszystkich poczynaniach pani Hornsztyk, natomiast Szajke zorientował się po fakcie, mimo że jest skarbnikiem. Żaden z nich nie ciągnął osobistych zysków z tej afery. Gabrielow wynajął pokój w mieście i przyjeżdżał tu na koncerty i do teatru. Trudno to określić jako korupcję. Marzyli o tym, żeby zbudować więcej nowych domów, i na tę przynętę złowiła ich pani Hornsztyk. Lecz jakieś trzy miesiące temu poinformowała Gabrielowa i Achinoama, że ów aferzysta uciekł za granicę wraz z trzystoma tysiącami dolarów. Prosiła przy tym, żeby się nie martwili, gdyż ona znajdzie pieniądze. Ale oni bardzo się martwili! Zaczęła na nich naciskać, aby przenieśli pieniądze z konta bieżącego w Banku Rolniczym na specjalne konto w Banku Izrael-Luksemburg, co miało zmniejszyć procent. Nie odważyli się jednak na to i coraz natarczywiej żądali zwrotu pieniędzy. Aleksandra Hornsztyk nie mogła już dłużej ukrywać swoich kłopotów przed wspólnikiem. Długi w banku rosły z dnia na dzień, a jednocześnie wzmagały się naciski ze strony tych wszystkich, którzy nie otrzymali zapłaty: wykonawców, producentów, robotników, no i oczywiście Gabrielowa i Achinoama. Ci z kolei bali się ujawnić prawdę mieszkańcom kibucu. Próbowała namówić Jackiego Danziga, żeby sprzedał mieszkanie i samochód, które mu kupiła, ale się nie zgodził.
– Zaczął ją szantażować.
– Skąd wiesz?
– Z karteczek, które jej posyłał.
– Jakich znowu karteczek?!
– Nie krzycz na mnie.
– Przecież nie krzyczę.
– Nie krzycz na mnie też po tym, co ci powiem.
– Lizzi!
Uśmiechnęła się. Zaczynała powoli rozumieć Georgette. Było coś zabawnego w tym chodzącym ładunku wybuchowym.
– Pod obwolutą służbowego notesu, który leżał na jej biurku w firmie, były trzy karteczki z notatkami określającymi warunki szantażu. Raczej w stylu Jackiego.
– Pamiętasz, co tam było napisane?
Lizzi wyciągnęła notes z torby, przekartkowała go i położyła na stole kuchennym, żeby Benci mógł przeczytać sam.
– Sierżancie Zilha? – szepnął Benci tak cicho, że prawie niedosłyszalnie. Lizzi wiedziała, że dusi się ze złości. Sierżant też wiedział. Popatrzył na Benciego tak, jak patrzy dziecko na pasek w rękach ojca. – Jedź, mój kochany, do biura Hornsztykowej i zajrzyj pod obwolutę notesu, który leży na biurku.
– Wydaje mi się, że go zabraliśmy – powiedział sierżant Zilha.
– Sprawdź. Odszukaj go i zajrzyj pod obwolutę. Zostawiłaś te karteczki tam, gdzie je znalazłaś?
– Tak.
– Jeśli nie ma ich pod obwolutą, sprawdź, kto miał ten notes. Kto się nim interesował. – Wziął notatnik z rąk Lizzi. – Mogę to skopiować?
– Chciałabym zobaczyć się z Archimedesem.
– Zatrzymaliśmy go tylko na czterdzieści osiem godzin.
– Poproś o zezwolenie.
– Opowiesz mi, o czym rozmawialiście?
– Nie. Ale możesz założyć podsłuch.
– Mógłbym zatrzymać twój notatnik do użytku policji.
– Proszę bardzo. Pokaż mi nakaz.
– Dosyć, Lizzi. Jak to się stało, że udało ci się wejść do biura Aleksandry Hornsztyk i skopiować zapiski z jej notesu?
– Dałam im do zrozumienia, że sędzia wie o mojej wizycie.
– Skłamałaś.
– On naprawdę wiedział.
– Dał ci prawo grzebać w jej rzeczach?
– Nie.
– Kto był w biurze?
– Wszyscy. Sekretarka, jej wspólnik Bruno Balfour, młody architekt, kreślarki. Przepisałam to, co było w notesie Aleksandry, i odłożyłam go na miejsce. Kiedy dostanę z powrotem swój?
– Za godzinę, jeśli to pilne. To pilne? Bierz! – rozkazał podkomendnemu. – Skopiuj to!
Lizzi została sam na sam z Bencim i nie była wcale pewna, czy ma się z tego cieszyć. Obawiała się, że zacznie ją wypytywać o związek z Archimedesem.
– Czy w czasie przesłuchania nie powinien być z tobą ktoś jeszcze?
– Chcesz, żebym zadzwonił po Malkę?
– Wszystko mi jedno.
– Dlaczego nie kupujesz nic do jedzenia?
– Nigdy nie mam czasu.
– Mogłabyś raz w tygodniu pojechać do supermarketu i napełnić lodówkę. Kiedy jadasz obiady?
– Kiedy mam okazję. Tu i tam.
– To niedobrze.
– Wiem. Dlaczego uważasz, że to Archimedes pożyczał Aleksandrze Hornsztyk na procent? Nie widywali się od dwudziestu lat.
– Niezupełnie.
Lizzi czekała. Przed oczami miała postać śmiałej i prowokującej kobiety, która obwieszała dom złotem, aby wywrzeć wrażenie na gościach swojego męża. Dawnej ukochanej człowieka, którego mottem był „brak przesady”. Kobiety, która przeszła długą drogę, odkąd poślubiła sędziego Pinchasa Hornsztyka. Zbyt długą drogę.
– Mniej więcej dwa lata temu Aleksandra Hornsztyk i Archimedes Lewi odnowili znajomość. Nie wydaje mi się, by został jej kochankiem. Był to raczej związek dwojga starych wyjadaczy, towarzyszy broni, których drogi rozeszły się dawno temu i skrzyżowały ponownie, kiedy życie dało im się już we znaki. Możliwe, że w jej imieniu spekulował na giełdzie. Sklep filatelistyczny to zaledwie czubek góry lodowej w interesach Archimedesa Lewiego. Jego majątek ocenia się na ponad dwa miliony dolarów. Nikt nie rozumie, co robi w Beer Szewie i czemu zajmuje się właśnie znaczkami. Zakładamy, że większość jego kapitału pochodzi z szarej strefy. Mówiąc wprost, kupuje i sprzedaje pieniądze. Aleksandra i pan Lewi spotykali się co piątek na basenie hotelu „Savoy”, pływali, popijali, rozmawiali. Na tydzień przed morderstwem Archimedes poleciał do Londynu i sprzedał dwa rzadkie znaczki. Jeden z wyspy Mauritius i jeden szwajcarski. Sprawdziliśmy to. I lot, i transakcję. Po powrocie do kraju w trakcie tradycyjnego spotkania w „Savoyu” przekazał Aleksandrze czeki na sumę stu tysięcy dolarów. Mamy świadków tego spotkania. Ponieważ odbyło się po południu, Aleksandra nie zdążyła pójść z czekami do banku. W sobotę zadzwoniła do Idona Gabrielowa z wiadomością, że zdobyła sto tysięcy dolarów i wpłaci je na konto w niedzielę rano. Mamy na to tylko jego słowa, żadnych dowodów. Jak wiadomo, została zamordowana w sobotę wieczorem. W niedzielę, o wpół do dziewiątej rano, zaraz po otwarciu banku, jakaś kobieta przyniosła czeki Lewiego i poprosiła w zamian o czek bankowy. Ponieważ była to ogromna suma, urzędniczka zachowała ostrożność. Czek bankowy to tak jak gotówka. Poprosiła o zezwolenie dyrektora. Ten zbadał sprawę i odkrył, że czeki mają pokrycie na rachunku Archimedesa Lewiego. Na jego polecenie urzędniczka zadzwoniła do pana Lewiego, starego i szanowanego klienta, on zaś oświadczył, że czeki istotnie są jego. Kiedy się dowiedział, że to nie Aleksandra Hornsztyk przyszła do banku, wysunął przypuszczenie, że to jej sekretarka. Nie wiemy, kim była kobieta, która zrealizowała czeki. Cytuję za urzędniczką w banku: średniego wzrostu, około czterdziestu pięciu lat, włosy brązowomysie, lekko siwiejące, brązowe oczy, aszkenazyjski akcent. Żadnych znaków szczególnych. Padało i była ubrana w płaszcz przeciwdeszczowy koloru khaki. Poza tym miała czarną parasolkę, nylonową chustkę na głowie i czarną aktówkę. Nie wyglądała na zdenerwowaną ani przestraszoną. Sprawiała wrażenie sekretarki, która wykonuje powierzone jej zadanie. Trochę się zirytowała, kiedy się okazało, że musi poczekać. Przesłuchaliśmy tę urzędniczkę z banku na wszelkie możliwe sposoby, ale więcej już z niej nie wyciągniemy. Wiemy na razie tylko to, co Archimedes sam nam powiedział i co zostało potwierdzone w banku. Dał Aleksandrze czeki na sumę stu tysięcy dolarów i jakaś inna kobieta je zrealizowała, zanim się dowiedział o morderstwie i zdążył je unieważnić. Kto mógł o nich wiedzieć? Archimedes, Ido, być może jej mąż albo wspólnik. A jeśli Jackie Danzig szantażował Aleksandrę, jak mi opowiedziałaś, to może i on wiedział.
Читать дальше