Dick Francis - Ryzyko

Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Ryzyko» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ryzyko: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ryzyko»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pierwszy z serii „końskich kryminałów” Dicka Francisa.
Roland Britten był utalentowanym dżokejem-amatorem. Był również nieustępliwym księgowym. Zdawał sobie sprawę, że kilku oszustów ostrzy sobie na niego zęby. Nie przypuszczał jednak, że ktoś mógłby porwać go, tym bardziej z toru, tuż po zwycięstwie w Cheltenham Gold Cup! Gdy to się stało, długo nikt nie miał pojęcia, kto i dlaczego uprowadził Brittena. Porwanemu jednak udało się wyrwać ze szponów prześladowców, w czym wydatnie pomogła mu Hilary Pinlock, emerytowana dyrektorka szkoły. I teraz Brittenowi pozostaje wysilić swój logiczny umysł księgowego, by wytropić swoich porywaczy. Nie wie jednak, co oni mają w zanadrzu.

Ryzyko — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ryzyko», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Potem zrobiłem sobie kawę, wyjąłem brandy i wyciągnąłem się na fotelu ze starymi dokumentami obnażającymi machinacje Powysa, Glitberga i Ownslowa.

Swego czasu znalem każdy najdrobniejszy szczegół w tych dokumentach na pamięć, ale upływ czasu zatarł sporo. Znajdowałem zapisane moim charakterem pisma kwestie do wyjaśnienia, o których teraz już zupełnie nie pamiętałem. Znajdowałem też wnioski, które nie pozwalały mi pozostać obojętnym. Szczerze mówiąc byłem naprawdę zdziwiony tym, jaką rzetelną robotę wtedy odwaliłem i dziwnie było patrzeć na to wszystko z dystansu i bardziej obiektywnie, ogarniając całą sprawę świeżym spojrzeniem. Teraz rozumiałem komentarze towarzyszące wykryciu przeze mnie tamtego oszustwa, ale wtedy uważałem, że to, co robię, jest najzupełniej naturalne i że po prostu wykonuję swoje obowiązki najlepiej jak potrafię. Uśmiechnąłem się do siebie przyjemnie zdziwiony. W tamtych odległych czasach musiałem być prawdziwym utrapieniem oszustów. Nie to, co teraz, kiedy dopiero za szóstym razem przejrzałem Denby’ego Cresta.

Natknąłem się na wiele stron notatek poświęconych działaniu komputerów, ale prawie wszystko zapomniałem równie szybko, jak się nauczyłem na jakimś przyspieszonym kursie w firmie elektronicznej podobnej do tej, w jakiej pracował Powys. Odczuwałem wtedy satysfakcję z faktu, że umiałem dojść do tego, jak dokonał oszustwa i dokładnie to wyjaśnić, co go strasznie rozwścieczyło. Pomyślałem, że było to przejawem mojej próżności – i ciągle jeszcze byłem próżny. Podziwianie własnej pracy było jednym z poważniejszych grzechów intelektu.

Westchnąłem. Nigdy nie będę idealny, więc po co się martwić.

W teczce poświęconej Glitbergowi i Ownslowowi nigdzie nie było żadnego dokumentu świadczącego o kupieniu magazynu, ale kiedy zagłębiłem się w papiery, żeby coś znaleźć, wydało mi się wysoce prawdopodobnym, że w gruncie rzeczy magazyn został zbudowany przez Glitberga i Ownslowa i był jedynym naprawdę istniejącym obiektem wzniesionym przez National Construction (Wessex). Każdy, kto mógł wymyślić całe ulice domów, mógł z łatwością zbudować prawdziwy magazyn.

Zastanawiałem się, do czego był im potrzebny, skoro do wszystkiego innego wystarczała tylko sfingowana dokumentacja.

Niesprzedanemu, istniejącemu budynkowi, w którym mnie przetrzymywano, pozwolono zmarnieć. Policję poinformowano, że tam jestem, a ślad, przez biuro nieruchomości, prowadził prostą drogą do Ownslowa i Glitberga.

Dlaczego?

Siedziałem i długo się nad tym zastanawiałem, po czym dopiłem kawę i brandy i poszedłem spać.

Szarego ranka o dziesiątej podjechałem po Jossie i skierowaliśmy się do Portsmouth, żeby złapać wodolot na Isle of Wight.

– Czujesz nostalgię? – spytała Jossie. – Wracamy do pensjonatu? Pokiwałem głową.

– I słonecznej wyspy z dzieciństwa.

– Tak? – Potraktowała moją wypowiedź dosłownie i spojrzała znacząco na zachmurzone niebo.

– To najbardziej słoneczne miejsce w Brytanii – powiedziałem.

– Nie wciskaj mi takich bzdur.

Po dziesięciominutowej przejażdżce wodolotem dotarliśmy na wysokość Spithead i kiedy wysiedliśmy w Ryde, chmury zostały za nami, unosząc się jak szare prześcieradło nad Brytanią.

– To nie fair – powiedziała Jossie, uśmiechając się.

– Często tak bywa.

Miasteczko było całe świeżo odmalowane. Czyste, osiemnastowieczne kamienice lśniły w słońcu. Co roku przed przybyciem urlopowiczów, robiono generalne porządki, a zimą, po ich wyjeździe mieszkańcy zakładali ciepłe papcie i wyglądali na ulice przez pokryte szronem okna.

– Molo w Ryde ma dwa tysiące trzysta pięć stóp długości i zostało oddane do użytku w 1814 r – powiedziałem.

– Nie interesuje mnie to.

– Na tej słonecznej wyspie jest około sześciuset hoteli, moteli i pensjonatów.

– To też nie.

– Dziewięć miast, dwa zamki, mnóstwo flemingów i więzienie Parkhurst.

– To też nie, na miłość boską.

– Mój wuj Rufus był najlepszym stajennym w miejscowej szkole jazdy konnej – powiedziałem.

– Chryste.

– Jako jego przyboczny stajenny skrabałem się na konie już w wieku lat sześciu.

– To ci zostało.

– Kiedy urlopowicze wyjeżdżali, przez całą zimę trenowałem konie i kucyki. I ujeżdżałem nowe. Tak naprawdę nie pamiętam, żebym w ogóle kiedyś nie potrafił jeździć konno, ale oczywiście tutaj nie było żadnych wyścigów. Pierwszy wyścig, w jakim wystartowałem, odbywał się dokładnie naprzeciw Isle of Wight, w Foxhounds, i wtedy spadłem z konia.

Szliśmy wzdłuż promenady, a bryza sprawiała, że długa, zielona chusta Jossie powiewała jak chorągiewka. Machnęła ręką w stronę migocącej wody i powiedziała:

– Dlaczego konie? Dlaczego nie łodzie, na litość boską, skoro miałeś ich pod dostatkiem?

– Miałem chorobę morską. Roześmiała się.

– Coś jak pójść do nieba i mieć alergię na harfy.

Zabrałem ją do znanego mi hotelu, gdzie był nasłoneczniony, osłonięty od wiatru taras. Rozciągał się z niego wspaniały widok na Solent i statki płynące do Southampton. Piliśmy gorącą czekoladę, czytaliśmy kartę dań na lunch i rozmawialiśmy o tym i owym, a czas przepływał nam między palcami.

Po zjedzeniu pieczonej wołowiny i w przypadku Jossie jeszcze szarlotki, lodów i sera, przywołaliśmy taksówkę. Niewiele ich jeździło w kwietniowe, niedzielne popołudnie, ale miejscowi zawsze wiedzą, gdzie znaleźć, co trzeba.

Kierowca mnie znał i z dezaprobatą podchodził do tego, że zdezerterowałem z wyspy i zamieszkałem na lądzie, ale jako że wiedział też, iż znam wszystkie miejscowe drogi na wylot, zawiózł nas na południowo-zachodnie wybrzeże najkrótszą drogą, a nie jakimś wymyślnym objazdem, żeby nas oskubać. Kręciliśmy się tam przez jakąś godzinę, często zatrzymując się i wysiadając z samochodu, żeby przejść się po smaganej wiatrem trawie. Jossie napawała się nieziemsko pięknymi widokami i nie mogła zrozumieć, dlaczego mieszkam z Newbury.

– Wyścigi – powiedziałem.

– No tak, nie pomyślałam.

– Miałabyś coś przeciwko temu, żebyśmy wpadli do mojego znajomego w drodze powrotnej? – spytałem. – Na jakieś dziesięć minut?

– Oczywiście, że nie.

– W takim razie jedziemy do Wootton Bridge – powiedziałem taksówkarzowi. – Do zakładu Fredericka.

– Będzie nieczynne. Dzisiaj jest niedziela.

– Ale spróbujemy.

Wzruszył ramionami, sugerując, że sam będę ponosił konsekwencje swojej głupoty, i ruszył z powrotem przez wyspę, przez Newport i drogą prowadzącą do Ryde w stronę głęboko wcinającego się w ląd morza, gdzie był naturalny port na czterysta niewielkich jachtów.

Pomalowana na biało fasada zakładu nie zdradzała żadnych oznak życia. Drzwi też były zamknięte.

– No właśnie – rzekł taksówkarz. – Mówiłem, że tak będzie.

Wysiadłem z samochodu i podszedłem do drzwi oznaczonych napisem „Biuro”. Zapukałem w nie. Po chwili otworzyły się, a ja uśmiechnąłem się do Jossie i gestem przywołałem ją do siebie.

– Dostałem twoją wiadomość – powiedział Johnny Frederick. – A w niedzielne popołudnia mam zwyczaj drzemać.

– W twoim wieku?

Był w moim wieku, różnica wynosiła zaledwie kilka dni: w szkole siedzieliśmy w jednej ławce i niezliczoną ilość razy śmialiśmy się razem z kawałów. Z krnąbrnego chłopca o okrągłej twarzy wyrósł muskularny, ogorzały mężczyzna o rękach rzemieślnika pałający nienawiścią do papierkowej roboty. Od czasu do czasu do mnie dzwonił, żeby zorientować się, czy jego księgowy wszystko należycie robi i zasypywał potem tego biednego człowieka moimi radami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ryzyko»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ryzyko» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Dick Francis - Straight
Dick Francis
Felix Francis - Dick Francis's Gamble
Felix Francis
Dick Francis - Versteck
Dick Francis
Dick Francis - Todsicher
Dick Francis
Dick Francis - Sporen
Dick Francis
Dick Francis - Rat Race
Dick Francis
Dick Francis - Knochenbruch
Dick Francis
Dick Francis - Gefilmt
Dick Francis
Dick Francis - Festgenagelt
Dick Francis
Dick Francis - Hot Money
Dick Francis
Dick Francis - For Kicks
Dick Francis
Отзывы о книге «Ryzyko»

Обсуждение, отзывы о книге «Ryzyko» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x