Dick Francis - Ryzyko

Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Ryzyko» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ryzyko: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ryzyko»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pierwszy z serii „końskich kryminałów” Dicka Francisa.
Roland Britten był utalentowanym dżokejem-amatorem. Był również nieustępliwym księgowym. Zdawał sobie sprawę, że kilku oszustów ostrzy sobie na niego zęby. Nie przypuszczał jednak, że ktoś mógłby porwać go, tym bardziej z toru, tuż po zwycięstwie w Cheltenham Gold Cup! Gdy to się stało, długo nikt nie miał pojęcia, kto i dlaczego uprowadził Brittena. Porwanemu jednak udało się wyrwać ze szponów prześladowców, w czym wydatnie pomogła mu Hilary Pinlock, emerytowana dyrektorka szkoły. I teraz Brittenowi pozostaje wysilić swój logiczny umysł księgowego, by wytropić swoich porywaczy. Nie wie jednak, co oni mają w zanadrzu.

Ryzyko — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ryzyko», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wnętrze było urządzone bez fantazji, ale funkcjonalnie, i panował porządek. Solidne fotele ze stonowanymi narzutami, ciężkie zasłony z dobrego aksamitu, ale wypłowiałe, w kolorze pomiędzy brązem a zielenią, oliwkowo-beżowy wzorzysty dywan. Dom osoby obdarzonej żywym umysłem, ale nie przepadającej za światłem dziennym. Zacząłem się zastanawiać, jak często będzie nosić nieprzystającą do jej temperamentu szkarłatną pelerynę.

Promienie wieczornego słońca ciągle wpadały na oszklony taras, gdzie siedzieliśmy w wiklinowych fotelach, popijając sherry, otoczeni palmami i fikusami.

– Nie mam nic przeciwko podlewaniu – oznajmiła Hilary. – Ale nienawidzę grzebania w ogrodzie. Ci z góry mają zajmować się ogrodem, ale tego nie robią… – Machnęła zdegustowana w stronę zdziczałych krzewów i róż, porośniętych chwastami ścieżek i brudnobrązowych, wyschniętych badyli zeszłorocznej, niekoszonej trawy.

– Lepsze to niż cement – odparłem.

– Będę cię stawiać moim dzieciakom za wzór – powiedziała, uśmiechając się.

– Niby dlaczego?

– Kiedy sprawy źle się mają, wytrzymujesz to, co musisz, i dziękujesz Bogu, że nie jest jeszcze gorzej.

Zatkało mnie, aż zaniemówiłem z wrażenia.

– Hm – wydusiłem w końcu bezradnie. – A cóż innego można robić?

– Iść z awanturą do służb porządkowych…

– Żeby załatwili ogrodnika?

– Nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi.

– Z wytrzymywaniem jest jak z podatkami – odparłem. – Głupotą jest płacenie więcej, niż trzeba, ale nie zawsze można ich unikać.

– Poza tym można jęczeć albo znosić cierpienia z honorem – dodała, kiwając głową.

Powoli dopiła sherry i zachęciła mnie, bym wyjawił jej, po co tak naprawdę przyjechałem.

– Poprosić, byś przechowała pewną kopertę – wyjaśniłem.

– Ależ oczywiście.

– I żebyś wysłuchała dość długiej historii, tak aby… – Zamilkłem na chwilę. – Chodzi mi o to, żeby ktoś wiedział… – Znowu urwałem.

– Na wypadek gdybyś znowu zniknął? – spytała rzeczowo. Byłem wdzięczny za jej opanowanie.

– Tak – odparłem. Powiedziałem jej o tym, że spotkałem Viviana Iversona na wyścigach i o naszej wymianie zdań na temat środków ostrożności, trampolin i głazów. – Więc widzisz – zakończyłem. – Ty będziesz tym głazem, jeśli się zgodzisz.

– Możesz się po mnie spodziewać zachowania podobnego do głazu – rzekła twardo.

– Cóż – ciągnąłem – przywiozłem ze sobą kopertę zawierającą skserowane dokumenty. Jest w samochodzie…

– Przynieś ją – powiedziała.

Wróciłem do auta i wziąłem grubą kopertę z bagażnika. Nawyk kazał mi spojrzeć na tylne siedzenie i rozejrzeć się po spokojnej ulicy. Nie widziałem nikogo chowającego się ani obserwującego. Byłem pewien, że nikt za mną nie jechał z toru wyścigowego.

Oglądać się za siebie do końca życia…

Zaniosłem kopertę do domu i dałem ją Hilary. Wręczyłem jej też negatywy zdjęć, tłumacząc, że zrobiłem już sobie odbitki. Położyła wszystko na stole obok siebie. Czekała bym usiadł i zaczął mówić.

– Najpierw opowiem ci trochę o mojej pracy. Wtedy lepiej zrozumiesz.

Byłem zmęczony, więc wyciągnąłem się wygodnie na wiklinowym fotelu. Dostrzegłem wyraz zainteresowania malujący się na jej silnej, opanowanej twarzy. Szkoda, że ma te okulary, pomyślałem.

– Księgowy długo pracujący w jakiejś okolicy, szczególnie w małym mieście na prowincji, z czasem dowiaduje się wielu rzeczy o lokalnym życiu…

– Rozumiem – powiedziała. – Mów dalej.

– Transakcje jednego klienta często figurują w rozliczeniach innych. Na przykład trener koni wyścigowych kupuje dla nich paszę od kupców. Sprawdzam fakturę w zeznaniu trenera, a potem, skoro kupiec również jest moim klientem, w jego rachunkach. Widzę, że kupiec sprzedający paszę zapłacił budowlańcowi za przybudówkę do domu, a później, w rozliczeniu budowlańca widzę, ile on zapłacił za cegły i cement. Widzę, że dżokej wydał x funtów na powietrzną taksówkę, a później, jako że podniebna firma taksówkowa jest również moim klientem, widzę kwit na x funtów od dżokeja. Widzę, jak pieniądze krążą po okolicy… zazębianie się interesów… strukturę handlu. Uczę się nazwisk dostawców, wielkości firm i z jakich usług ludzie korzystają. Moja wiedza staje się coraz pełniejsza, aż w końcu mam w głowie swego rodzaju mentalną mapę, gdzie wszystkie nazwiska są mi znane i przyporządkowane odpowiednim miejscom.

– Fascynujące – wtrąciła się Hilary.

– Cóż – kontynuowałem – jeśli pojawia się zupełnie obcy człowiek, którego w żaden sposób nie można nigdzie przyporządkować, zaczynasz zadawać pytania. Najpierw sobie, a potem innym. Dyskretnie. To właśnie tak wpadłem w tarapaty w postaci dwóch przebiegłych przestępców, niejakiego Glitberga i Ownslowa.

– Ich nazwiska brzmią jak z musicalu.

– Są zabawni jak dżuma. – Napiłem się trochę sherry. – Pracowali dla rady miejskiej, a ich zeznania i rozliczenia były robione przez dużą firmę z Londynu, która oczywiście nie była zorientowana w lokalnych stosunkach. Ownslow i Glitberg wymyślili firmę budowlaną o nazwie National Construction (Wessex) Limited. I przez nią oskubali podatników na ponad milion funtów każdy. A ja miałem klienta, handlarza materiałami budowlanymi, który otrzymał kilka czeków od National Construction (Wessex). Nigdy wcześniej przy żadnej okazji nie słyszałem o National Construction (Wessex), więc zadałem mojemu klientowi kilka dociekliwych pytań, które wywołały u niego po prostu panikę. Glitberg i Ownslow poszli w efekcie do więzienia i poprzysięgli zemstę.

– Na tobie?

– Na mnie.

– Przykre.

– Kilka tygodni później – ciągnąłem – zdarzyło się coś bardzo podobnego. Wykryłem jakieś dziwne płatności dokonane przez dyrektora firmy elektronicznej przez firmowy komputer. Nazywał się Connaught Powys. Oskubał swoją firmę na ponad dwieście pięćdziesiąt tysięcy i on również idąc do więzienia poprzysiągł wyrównanie rachunków. Niedawno wyszedł, a Glitberg i Ownslow też już nie siedzą. Od tamtego czasu walnie przyczyniłem się do wsadzenia jeszcze dwóch dużych malwersantów, którzy także poprzysięgli mi wyprucie flaków i poderżnięcie gardła. – Westchnąłem. – Na szczęście obaj są cały czas za kratkami.

– A ja myślałam, że księgowi prowadzą nudne życie!

– Może niektórzy tak. – Pociągnąłem łyk sherry. – Jest jeszcze coś, co oprócz mnie łączy tych pięciu oszustów, mianowicie nie odzyskano ani pensa z tego, co ukradli.

– Naprawdę? – Wyglądało na to, że nie przywiązuje do tego zbyt wielkiej wagi. – Podejrzewam, że pieniądze leżą sobie spokojnie na lokatach bankowych pod innymi nazwiskami.

Potrząsnąłem głową.

– Tylko jeśli są to dosłownie tysiące lokat z naprawdę małymi sumami, co wydaje się mało prawdopodobne.

– Dlaczego tysiące?

– Teraz banki muszą przekazywać urzędom skarbowym informacje o istnieniu wszystkich lokat, z których odsetki wynoszą piętnaście funtów rocznie lub więcej. Znaczy to, że pracownicy urzędów skarbowych wiedzą o wszystkich lokatach powyżej trzystu czy czterystu funtów.

– Nie miałam o tym pojęcia – rzekła matowym głosem.

– W każdym razie – ciągnąłem – chciałem się dowiedzieć, czy Powys, Glitberg albo Ownslow mogli mnie porwać w ramach zemsty, więc ich spytałem.

– Wielkie nieba.

– Tak. To nie był dobry pomysł. Nie chcieli udzielić jasnej odpowiedzi. – Wróciłem myślami do wieczora spędzonego w Vivat Club. – Powiedzieli mi jednak coś innego… – dodałem i powtórzyłem Hilary, co.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ryzyko»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ryzyko» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Dick Francis - Straight
Dick Francis
Felix Francis - Dick Francis's Gamble
Felix Francis
Dick Francis - Versteck
Dick Francis
Dick Francis - Todsicher
Dick Francis
Dick Francis - Sporen
Dick Francis
Dick Francis - Rat Race
Dick Francis
Dick Francis - Knochenbruch
Dick Francis
Dick Francis - Gefilmt
Dick Francis
Dick Francis - Festgenagelt
Dick Francis
Dick Francis - Hot Money
Dick Francis
Dick Francis - For Kicks
Dick Francis
Отзывы о книге «Ryzyko»

Обсуждение, отзывы о книге «Ryzyko» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x