Dick Francis - Ryzyko

Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Ryzyko» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ryzyko: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ryzyko»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pierwszy z serii „końskich kryminałów” Dicka Francisa.
Roland Britten był utalentowanym dżokejem-amatorem. Był również nieustępliwym księgowym. Zdawał sobie sprawę, że kilku oszustów ostrzy sobie na niego zęby. Nie przypuszczał jednak, że ktoś mógłby porwać go, tym bardziej z toru, tuż po zwycięstwie w Cheltenham Gold Cup! Gdy to się stało, długo nikt nie miał pojęcia, kto i dlaczego uprowadził Brittena. Porwanemu jednak udało się wyrwać ze szponów prześladowców, w czym wydatnie pomogła mu Hilary Pinlock, emerytowana dyrektorka szkoły. I teraz Brittenowi pozostaje wysilić swój logiczny umysł księgowego, by wytropić swoich porywaczy. Nie wie jednak, co oni mają w zanadrzu.

Ryzyko — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ryzyko», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Było do nich jakieś pięćset jardów.

Przepłynięcie pięciuset jardów zajmie mi całe wieki.

Zmusiłem swoje bezużyteczne mięśnie to szaleńczego wysiłku. Gdyby tylko udało mi się znaleźć przy innych kąpiących się, byłbym po prostu jedną z głów.

Łódź nie płynęła zbyt szybko pod żaglami. Z włączonym silnikiem droga powrotna zajmie im mniej czasu. Bałem się spojrzeć do tyłu; zobaczyć ich blisko. Wyobrażałem sobie, jak krzyczy i wskazuje mnie palcem, bierze właściwy kurs, żeby mnie zatrzymać – czułem, jak chwytają mnie bosakami i wciągają na pokład. Kiedy w końcu odważyłem się spojrzeć, łódź była już blisko, ale ciągle zbyt daleko, żeby kogoś wyraźnie zobaczyć.

Gdy spojrzałem następnym razem, było już fatalnie. Zbliżali się w zastraszającym tempie. Do lądu w najkrótszej linii było jeszcze jakieś trzysta jardów i w dodatku były tam poszarpane skały, a nie łagodnie schodząca ku morzu plaża. Piasek leżał w środku zatoki; zamykające ją wypustki lądu były gdzieniegdzie znaczone niewysokimi klifami. Pomyślałem, że nie uda mi się dopłynąć do piasku.

Ale… żaglówki mają głębokie kile! Nie będą mogli podpłynąć na włączonym silniku do samej plaży. Być może jednak uda mi się tam dostać.

Nigdy nie czułem się taki zmęczony, tak ociężały. Najcięższe wyścigi z przeszkodami nigdy nie wyczerpały mnie tak kompletnie, nawet te, w których przegrałem, bo szwankowała mi kondycja. Płynąłem coraz wolniej, a przecież liczyła się przede wszystkim prędkość. W końcu poświęcałem całą swoją energię, żeby utrzymać się na powierzchni.

Był i prąd, którego wcześniej nie zauważyłem, znoszący mnie na lewo z obranego kursu na plażę. Niezbyt mocny, ale wyczerpujący. Nie miałem dość siły w mięśniach, żeby mu się przeciwstawić.

Kolejne spojrzenie za siebie.

Dosłownie przerażające. Zobaczyłem go na pokładzie, stojącego na dziobie, ręką osłaniał oczy od słońca. Po zawróceniu obrał kurs bliższy brzegowi niż ten, którym płynęła łódź, kiedy wyskoczyłem. Wyglądało na to, że najuważniej obserwował morze tuż przy brzegu.

Płynąłem dalej, ale moje ruchy były słabe i jałowe. Widziałem, że nie uda mi się dopłynąć do piaszczystej plaży. Prąd znosił mnie nieubłaganie ku wyższemu, lewemu ramieniu zamykającemu zatokę, gdzie w promieniu dziesięciu stóp od linii wody rosły drzewa, a pod nimi skały.

Kiedy byłem już tak zrezygnowany, że zacząłem myśleć, iż lepiej utonąć, niż dać się ponownie schwytać, i pytałem siebie, czy człowiek może utonąć z premedytacją, nagle zorientowałem się, że już nie widzę długich mil linii brzegowej. W końcu znalazłem się w opiekuńczych objęciach zatoki. A spoglądając za siebie, nie widziałem łodzi.

Jednak już niedługo ponownie pojawiła się w polu widzenia. Posuwała się wolno po linii prostej, aż dopłynęła na środek zatoki; tu spuścili kotwicę. Rzucałem przez ramię niepewne spojrzenia w jej stronę. Zobaczyłem, że odwiązują czarnego, gumowego bąka i spuszczają go na wodę. Miałem wrażenie, że spuszczają też silnik i wiosła i że dwóch z nich schodzi do łódki.

Usłyszałem charkot zapuszczonego silnika. Zostało mi jeszcze jakieś trzydzieści stóp do lądu. Wydawało mi się, jakby to było trzydzieści mil.

Przed sobą, w skałach widziałem wylany przez ludzi pasek cementu. Spojrzałem wzdłuż wybrzeża w stronę plaży i zobaczyłem, że jest więcej takich pasków. Miały ułatwiać życie amatorom kąpieli. Były istnym błogosławieństwem dla pływaka w ślimaczym tempie zbliżającego się do brzegu, mającego w dodatku na karku wysłanników piekła.

Bąk oderwał się od zakotwiczonej łodzi i skierował w stronę brzegu.

Dotarłem do paska cementu. Był z niego wylany płaski stopień, znajdujący się zaledwie kilka cali nad wodą.

Nie było żadnych uchwytów, żeby ułatwić wyciągnięcie się z wody. Tylko stopień. Położyłem na nim płasko rękę, uniosłem nogę ku górze i używając rozdygotanych mięśni, wciągnąłem się na brzuch.

Nie wystarczy. Na pewno. Łódka przypłynie, kiedy będę tu leżał.

Serce waliło mi jak młotem. Było to w równej mierze wywołane strachem, co wyczerpaniem. Skrajna desperacja kazała mi wspiąć się na czworaki i pełznąć w górę skał w poszukiwaniu kryjówki.

Normalnie byłoby to łatwe. Był to łagodnie opadający brzeg, niewymagający. Dziecko z łatwością wskoczyłoby tam, gdzie ja powoli się gramoliłem. Wspiąłem się jakieś sześć stóp po gładkich skałach i znalazłem płytki kanał, na wpół wypełniony wodą. Wturlałem się w dziurę i leżałem tam beznadziejnie wyczerpany, dysząc i słuchając, jak charkot silnika staje się coraz głośniejszy.

Na pewno mnie widzieli, pomyślałem z rozpaczą. Widzieli, jak wychodzę z morza. Jednak gdybym został na samym brzegu, też przecież by mnie bez problemu odkryli.

Leżałem bezradnie i zupełnie pozbawiony nadziei i zastanawiałem się, jak uda mi się przetrzymać to, co mnie oczekiwało.

Łódka się zbliżyła. Nie podnosiłem głowy. Będą musieli mnie znaleźć i potem nieść, a jeśli udałoby mi się zebrać w sobie dosyć energii, to mógłbym wrzeszczeć, aż jacyś ludzie będący na plaży zwróciliby na mnie uwagę – gdyby nie byli zbyt daleko i nie potraktowali takiego incydentu jako zabawy.

Silnik zgasł i usłyszałem jego podniesiony głos, ale jeszcze nie krzyk.

– Przepraszam, nie widziała pani przypadkiem, jak nasz przyjaciel przypłynął tutaj z morza? – spytał. – Podejrzewamy, że wypadł za burtę…

Odpowiedział mu kobiecy głos, będący tak blisko, iż myślałem, że zemdleję.

– Nie, nikogo nie widziałam.

– Bierze leki – powiedział. – Mógł się dziwnie zachowywać.

– To chyba dobrze mu służą – odparła świętoszkowato. – Czytałam, nie widziałam go. Przypłynęliście z łodzi?

– Tak. Podejrzewamy, że gdzieś w pobliżu wypadł za burtę. Słyszeliśmy plusk, ale myśleliśmy, że to ryba. Do czasu.

– Przykro mi – powiedziała. – Może powinniście popytać ludzi wzdłuż całej plaży…

– Po prostu zaczęliśmy z tej strony – odparł. – Rozejrzymy się wszędzie.

Usłyszałem odgłosy mocowania wioseł w dulkach, po czym oddalające się pluskanie i trzeszczenie. Cały czas leżałem bez ruchu, mając nadzieję, że nie dostanie ataku histerii, kiedy mnie zobaczy, i że ich wtedy nie przywoła.

Usłyszałem głos tamtego, dalej przy brzegu, donośnie zadający komuś to samo pytanie.

A potem jej głos: – Nie bój się. Wiem, że tu jesteś.

Nie odpowiedziałem jej. Nie miałem siły jej odpowiedzieć.

Po chwili milczenia spytała:

– Bierzesz leki?

– Nie – odparłem. Właściwie był to szept.

– Co powiedziałeś?

– Nie.

– Hm. Cóż, lepiej się nie ruszaj. Pracują metodycznie. Będzie lepiej, jak zacznę znowu czytać.

Sceptycznie, ale dostosowałem się do jej rady, leżąc do połowy w wodzie, czując jak serce i płuca zaczynają pracować w łatwiejszym do zniesienia rytmie.

– Wylądowali na plaży – powiedziała.

Serce ponownie zaczęło mi szybciej bić. – Szukają? – spytałem z niepokojem.

– Nie. Tak na oko, zadają pytania. – Zamilkła na chwilę. – Czy oni są przestępcami?

– Nie wiem.

– Ale… czy zabraliby ciebie stąd siłą? Jak ludzie by na to patrzyli?

– Tak. Słyszałaś ich. Gdybym wzywał pomocy, powiedzieliby, że odbija mi po prochach. Nikt by ich nie powstrzymał.

– Chodzą po drugiej stronie zatoki – rzekła. – Pytają ludzi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ryzyko»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ryzyko» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Dick Francis - Straight
Dick Francis
Felix Francis - Dick Francis's Gamble
Felix Francis
Dick Francis - Versteck
Dick Francis
Dick Francis - Todsicher
Dick Francis
Dick Francis - Sporen
Dick Francis
Dick Francis - Rat Race
Dick Francis
Dick Francis - Knochenbruch
Dick Francis
Dick Francis - Gefilmt
Dick Francis
Dick Francis - Festgenagelt
Dick Francis
Dick Francis - Hot Money
Dick Francis
Dick Francis - For Kicks
Dick Francis
Отзывы о книге «Ryzyko»

Обсуждение, отзывы о книге «Ryzyko» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x