Dick Francis - Ryzyko

Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Ryzyko» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ryzyko: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ryzyko»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pierwszy z serii „końskich kryminałów” Dicka Francisa.
Roland Britten był utalentowanym dżokejem-amatorem. Był również nieustępliwym księgowym. Zdawał sobie sprawę, że kilku oszustów ostrzy sobie na niego zęby. Nie przypuszczał jednak, że ktoś mógłby porwać go, tym bardziej z toru, tuż po zwycięstwie w Cheltenham Gold Cup! Gdy to się stało, długo nikt nie miał pojęcia, kto i dlaczego uprowadził Brittena. Porwanemu jednak udało się wyrwać ze szponów prześladowców, w czym wydatnie pomogła mu Hilary Pinlock, emerytowana dyrektorka szkoły. I teraz Brittenowi pozostaje wysilić swój logiczny umysł księgowego, by wytropić swoich porywaczy. Nie wie jednak, co oni mają w zanadrzu.

Ryzyko — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ryzyko», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Silnik zgasł. Znikąd nie dochodziły żadne dźwięki. Skrzypienie i szum ustały. Nie czuć już było ruchu. Spodziewałem się, że kiedy hałas ustanie, odczuję ulgę, ale z biegiem czasu okazało się, że było wręcz odwrotnie. Wyglądało na to, że nawet przykre bodźce były lepsze niż ich zupełny brak. Co jakiś czas zapadałem w krótki sen, a potem całymi godzinami leżałem w straszliwej pustce, zastanawiając się, czy człowiek naprawdę może oszaleć od nadmiaru pustki.

Kiedy po raz kolejny otworzył pokrywę, świat zewnętrzny był zalany ostrym dziennym światłem. Piątek, przedpołudnie.

Spuścił reklamówkę, poczekał na pustą, wciągnął linę i zaczął zamykać pokrywę.

Odruchowo wykonałem rękoma jakiś bliżej nieokreślony, błagalny gest. Zastygł i spojrzał w dół.

– Nie mogę pozwolić, żebyś zobaczył, gdzie jesteśmy – powiedział. Brzmiało to prawie jak przeprosiny i wyglądało, jakby przyznawał, że mógłby mnie lepiej traktować, gdyby nie miał określonych poleceń.

– Zaczekaj! – wrzasnąłem, kiedy zaczął zamykać pokrywę. Ponownie zastygł – przynajmniej był gotowy mnie wysłuchać.

– Nie możesz postawić czegoś wokół luku, jeśli nie chcesz, żebym zobaczył ląd? – spytałem.

– Zostaw otwartą pokrywę…

Zaczął się zastanawiać.

– Pomyślę – odparł. – Później.

Czekanie na to później trwało całe wieki, ale wrócił i rzeczywiście otworzył pokrywę. Kiedyją mocował, spytałem:

– Kiedy masz zamiar mnie wypuścić?

– Nie zadawaj pytań.

Muszę – wybuchnąłem. – Muszę wiedzieć.

– Chcesz, żebym zamknął pokrywę?

– Nie.

– To nie zadawaj pytań.

Może zachowałem się jak tchórz, ale o nic więcej nie spytałem. Przez osiem dni nie udzielił mi żadnej przydatnej odpowiedzi, a jedynym rezultatem mojej natarczywości byłoby pozbawienie światła, kolacji i zakończenie ery przynajmniej częściowo ludzkiego traktowania.

Kiedy odszedł, wspiąłem się, żeby wyjrzeć, i zobaczyłem, że ułożył wokół pokrywy zwinięte, nabrzmiałe żagle. Moje pole widzenia zostało zredukowane do jakichś osiemnastu cali.

Dla odmiany położyłem się na górnej koi i zastanawiałem się, co takiego było w tym porcie, tak beznadziejnie bliskim, że mógłbym to rozpoznać. Niebo było błękitne, słońce prześwitywało zza zawieszonej wysoko, rzadkiej chmury. Było ciepło, jak w pogodny, wiosenny dzień. Były nawet mewy.

Wywołało to we mnie taką silną reakcję, że uwierzyłem, iż gdybym mógł spojrzeć za zwinięte żagle, zobaczyłbym port i plaże, na których bawiłem się jako dziecko. Może cały ten szaleńczy rejs ograniczał się do żeglowania w tę i z powrotem po Kanale La Manche i teraz wróciliśmy szczęśliwie do kraju, i byliśmy w Ryde na Isle of Wight.

Otrząsnąłem się z tego przyjemnego marzenia. Jedynym pewnikiem było to, że nie byliśmy za kołem polarnym.

Czasami z zewnątrz dobiegały dźwięki, ale wszystkie odległe i nic pożytecznego. Ponownie zacząłem czytać amerykański thriller i sporo myślałem o ucieczce.

Kiedy zaczęło się ściemniać, przyszedł z kolacją, ale tym razem po wymianie reklamówek nie zamknął pokrywy. Tego wieczora obserwowałem, jak zmierzcha i zapada noc, i wdychałem słodkie powietrze. Myślałem, że drobiazgi czasami są nieocenione.

Sobota, 26 marca. W porannej reklamówce był świeży chleb, świeży ser i świeże pomidory – ktoś zrobił zakupy na lądzie. Była w niej także dodatkowa butelka wody i mocno zużyty kawałek mydła. Patrząc na mydło zastanawiałem się, czy dostałem je z uprzejmości, czy dlatego, że śmierdziałem; potem ze wzbierającą we mnie dziką nadzieją pomyślałem, że dostałem je, żebym był przynajmniej czysty, kiedy mnie wypuszczą.

Rozebrałem się i umyłem od stóp do głowy, używając skarpety jako gąbki. Po tygodniu nieudanych prób mycia się w słonej wodzie z toalety, czułem się wspaniale z pianą na ciele. Myjąc twarz, uszy i szyję zastanawiałem się, jak wyglądam z brodą.

Kiedy skończyłem, ubrany w koszulę i majtki, które już zbyt długo czekały na pranie, zjadłem poranny posiłek.

Potem posprzątałem w kabinie, czyli starannie zwinąłem koc i złożyłem resztę swoich ubrań.

Potem przez dłuższy czas nie mogłem stawić czoła myśli, że moje nadzieje nie miały żadnych podstaw. Nikt nie przyszedł, żeby mnie wypuścić.

Dziwne, jak szybko bardzo wytęskniony luksus spowszedniał i zupełnie nie wystarczał. W ciemnościach tęskniłem za światłem. Teraz, kiedy miałem światło, traktowałem je jak coś zupełnie normalnego i chciałem mieć więcej miejsca, żeby móc się swobodnie ruszać.

Kajuta była trójkątna, każda ze ścian była długa na jakieś sześć stóp. Koje znajdujące się po stronie lewej burty, sedes i skrzynia na żagle po stronie prawej zajmowały większość kajuty. Przy drzwiach do niej był szeroki na jakieś dwie stopy pas wolnej podłogi, ale zwężał się na przestrzeni czterech stóp aż do miejsca, gdzie stykały się koje ze skrzynią na żagle. Było dosyć miejsca, żeby zrobić dwa małe kroki albo jeden duży. Każda próba przykucnięcia i wyrzucenia ramion na boki kończyła się niezaplanowanym napotkaniem z którymś z wykonanych z drewna sprzętów. Było mniej więcej dosyć miejsca, żeby stanąć na głowie przy drzwiach kabiny. Zrobiłem to dwa razy. Świadczy to o tym, jak człowiek może bzikować. Za drugim razem, spuszczając nogi, uderzyłem kostką o brzeg skrzyni i postanowiłem zaprzestać uprawiania jogi. Gdybym spróbował usiąść w pozycji lotosu, zaklinowałbym się na resztę życia.

Nieprzerwanie czułem chęć krzyczenia. Wiedziałem, że nikt mnie nie usłyszy, ale te impulsy nie miały nic wspólnego z racjonalnym myśleniem. Wynikało to z frustracji, wściekłości i poczucia klaustrofobii. Wiedziałem, że jeślibym sobie pozwolił na rozładowanie tych emocji i bym krzyczał i krzyczał, to prawdopodobnie skończyłoby się to płaczem. Myśl, że być może ktoś właśnie dokładnie na to czeka, bardzo mnie podtrzymywała. Nie mogłem przestać krzyczeć i wrzeszczeć w duchu, ale przynajmniej nie uzewnętrzniałem tego.

Kiedy w końcu pogodziłem się z myślą, że to nie jest dzień exodusu, spędziłem sporo czasu kontemplując sedes. Nie metafizycznie, lecz pod względem konstrukcyjnym.

Wszystko w kajucie było albo wbudowane, albo miękkie. Od samego początku nie miałem potencjalnej broni, żadnych potencjalnych narzędzi. Jedzenie dawało się spożywać gołymi rękoma i było zawsze opakowane tylko w papier albo folię, jeśli w ogóle. Żadnych talerzy. Nic z metalu, porcelany ani szkła.

Nie tylko wykręcono żarówkę z gwintu, ale usunięto także szklaną osłonkę, która, jak sądziłem, powinna tam być.

Opróżniono kieszenie mojego garnituru. Nie było też pilnika do paznokci, który miałem zwyczaj nosić w kieszeni na piersiach, ani wpiętych w wewnętrzną kieszeń długopisów, z kieszeni spodni zniknął także mój scyzoryk.

Usiadłem na podłodze, uniosłem klapę i z bliska przyjrzałem się konstrukcji sedesu.

Muszla, dźwignia do spłukiwania, pompa. Sporo rur. Kurek umożliwiający i odcinający dopływ wody morskiej. Wszystkie elementy wykonane solidnie i z wytrzymałością niezbędną do stawiania oporu dzikiej sile morza, które potrafiło pogruchotać kruche a wymyślne wynalazki.

Dźwignia była umocowana z tyłu, zawiasami połączona z wbudowaną w ścianę skrzynką urządzenia. Z przodu kończyła się drewnianym uchwytem. Mniej więcej w jednej trzeciej szerokości znajdował się drążek prowadzący w dół bezpośrednio do pompy, aby unosić i obniżać tłok. Cała dźwignia od uchwytu po zawiasy miała około osiemnaście cali.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ryzyko»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ryzyko» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Dick Francis - Straight
Dick Francis
Felix Francis - Dick Francis's Gamble
Felix Francis
Dick Francis - Versteck
Dick Francis
Dick Francis - Todsicher
Dick Francis
Dick Francis - Sporen
Dick Francis
Dick Francis - Rat Race
Dick Francis
Dick Francis - Knochenbruch
Dick Francis
Dick Francis - Gefilmt
Dick Francis
Dick Francis - Festgenagelt
Dick Francis
Dick Francis - Hot Money
Dick Francis
Dick Francis - For Kicks
Dick Francis
Отзывы о книге «Ryzyko»

Обсуждение, отзывы о книге «Ryzyko» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x