1 ...6 7 8 10 11 12 ...18 – Po co tu się dzieciaki plączą, co to za porządek – zrzędził jakiś widocznie doktór 33 33 doktór – dziś popr.: doktor. [przypis edytorski]
, odpychając ich na stronę. Jakbym zgadł: ochotnik. W domu ci było siedzieć, cycek ssać, smarkaczu – mruczał, przecinając nogawkę spodni wyjętymi z plecaka nożyczkami.
– Tomek, zmiatajmy – zawołał nagle Felek, zauważywszy z daleka dwóch policjantów polowych, jak szli obok noszy, na które mieli zapewne położyć sanitariusze niefortunnego ochotnika.
– Zostawiem 34 34 zostawiem (daw. gw.) – dziś popr.: zostawimy. [przypis edytorski]
go? – spytał Maciuś nieśmiało.
– I cóż? Pójdzie do szpitala. Do wojny niezdatny.
Ukryli się w cieniu namiotu. Po chwili miejsce opustoszało zupełnie, został tylko but, płaszcz, który sanitariusze zrzucili, kładąc na nosze rannego, i krew w błocie.
– Płaszcz się przyda – powiedział Felek – oddam, jak wyzdrowieje – dodał na usprawiedliwienie. Chodź, idziemy na dworzec. Straciliśmy z dziesięć minut.
Oddział akurat sprawdzano, gdy przecisnęli się nie bez trudu na peron.
– Nie rozchodzić się – rozkazał młody porucznik. – Zaraz tu wrócę.
Felek opowiedział przygodę ochotnika i nie bez trwogi przedstawił Maciusia.
– Co też on powie? – ciekaw był Maciuś.
– Porucznik go wyrzuci z wagonu na pierwszej stacji. O tobie już mówiliśmy: i to się krzywił.
– Ej, wojak, ile masz lat.
– Dziesięć.
– Nic z tego nie będzie: chce, niech się do wagonu wkieruje. Ale go porucznik wyrzuci – i nam pewnie naurąga.
– Jak mnie porucznik z wagonu wyrzuci, to sam pieszo pójdę – krzyknął buntowniczo Maciuś.
Łzy go dusiły. Jak to, on król, który na białym koniu na czele zastępów, ze wszystkich okien obsypywany kwiatami winien był opuszczać stolicę – ukradkiem wymyka się, jak złodziej, by spełnić swój święty obowiązek obrony kraju i poddanych – i oto jedna za drugą spadają na niego obelgi.
Koniak i łosoś szybko rozchmurzyły oblicza żołnierzy.
– Królewski koniak, królewski łosoś – chwalili.
Nie bez radości przyglądał się Maciuś, jak koniak guwernera zapijali żołnierze.
– No, mały kamracie, golnij i ty krzynę; zobaczymy, czy umiesz wojować.
Nareszcie Maciuś pije to, co pijali królowie.
– Precz z tranem! – zawołał.
– He, he – to jakiś rewolucjonista – odezwał się młody kapral – a kogoż to ty nazywasz tyranem. Przecież nie króla Maciusia? Bądź no ostrożny, synek. Za takie jedno preczmożna dostać kulką tam, gdzie nie potrza.
– Król Maciuś nie jest tyranem – żywo zaprzeczył Maciuś.
– Mały jeszcze: nie wiadomo, co z niego wyrośnie.
Maciuś chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Felek zręcznie na inny temat skierował rozmowę.
– Powiadam wam, my we trzech idziem, a tu jak nie huknie: myślałem, że bomba z aeroplanu 35 35 aeroplan (daw.) – samolot. [przypis edytorski]
. A to tylko skrzynia z rakietami. Potem gwiazdy takie spadły z nieba.
– A po diabła im rakiety do wojny.
– Żeby oświetlać drogę, jak nie ma reflektorów.
– A tam obok stoi ciężka artyleria. Konie się spłoszyły i – na nas. My oboje 36 36 oboje – tu popr. forma M. l.mos.: obaj (jako że mowa o dwóch chłopcach). [przypis edytorski]
w bok, a on już nie zdążył.
– I bardzo go poraniło?
– Krwi było dużo. Zaraz go zabrali.
– Ot, wojna – westchnął któryś. – Macie tam jeszcze co z tego koniaku. Cóż tego pociągu nie widać?
W tej chwili właśnie nadjechał, sycząc, pociąg. Gwar – zamieszanie – bieganina.
– Nie wsiadać jeszcze – zawołał, biegnąc z dala, porucznik.
Ale głos jego stłumiła wrzawa.
Maciusia i Felka wrzucili żołnierze do wagonu, jak dwa pakunki. Znów jakieś gdzieś dwa konie opierały się, nie chcąc wejść do wagonu. Jakieś wagony mieli odczepiać czy doczepiać, pociąg ruszył – coś stuknęło – znów wrócił.
Ktoś wszedł do wagonu z latarką, wywoływał nazwiska. Potem żołnierze wybiegli z kociołkami po zupę.
Maciuś niby widział i słyszał – ale oczy mu się kleiły. Kiedy pociąg naprawdę ruszył wreszcie, nie wiedział. Kiedy się obudził, miarowy stuk kół o szyny wskazywał, że pociąg jest w pełnym biegu.
– Jadę – pomyślał król Maciuś. I zasnął ponownie.
Pociąg składał się z trzydziestu wagonów towarowych, którymi jechali żołnierze, z kilku odkrytych platform z wozami i karabinami maszynowymi, i jednego osobowego wagonu dla oficerów.
Obudził się Maciuś z lekkim bólem głowy. Prócz tego bolała go rozbita noga, plecy i oczy. Ręce miał brudne i lepkie, a przy tym dokuczało mu nieznośne swędzenie.
– Wstawajcie, raki, bo zupa wam wystygnie.
Nieprzyzwyczajony do żołnierskiej strawy Maciuś zaledwie parę łyżek przełknął.
– Jedz, bracie, bo nic innego nie dostaniesz – zachęcał go Felek, ale bezskutecznie.
– Głowa mnie boli.
– Słuchaj, Tomek, nie myśl tylko chorować – szepnął zafrasowany towarzysz. – Na wojnie wolno być rannym, ale nie chorym.
I Felek zaczął się nagle drapać.
– Stary miał rację – powiedział – już juchy oblazły. A ciebie nie gryzie?
– Kto? – zapytał Maciuś.
– Kto? – Pchły. – A może co gorszego. Stary mi mówił, że na wojnie mniej dokuczają kule, niż te zwierzątka.
Maciuś znał historię nieszczęsnego królewskiego lokaja – i pomyślał:
– Jak też wygląda owad, który tak rozgniewał wtedy króla.
Ale nie było czasu długo myśleć, bo nagle kapral zawołał:
– Chowajcie się, porucznik idzie.
Wepchnięto ich w kąt wagonu i przykryto.
Sprawdzano odzież – i tak się jakoś stało, że zbywało coś temu i tamtemu, a że w wagonie był jeden żołnierz-krawiec, a zamiłowany w swym zawodzie, więc z nudów wziął się chętnie do uszycia dla ochotników żołnierskiego uniformu.
Gorzej było z butami.
– Słuchajcie, chłopcy, czy wy naprawdę myślicie wojować?
– Na to jedziemy.
– Tak to tak – ale marsze są ciężkie. Buty dla żołnierza – to pierwsza rzecz po karabinie. Dopóki nogi masz zdrowe, toś żołnierz, a natrzesz je sobie, toś dziad. Zdechł pies. Na nic.
Tak sobie gwarząc, jechali powoli. Przystanki były długie. To ich zatrzymywano na stacjach godzinę i dłużej, to stawiano na boczne szyny, aby przepuścić ważniejsze pociągi, to cofano na stacje, które już przejechali, to zatrzymywano o parę wiorst przed dworcem, bo linie były zajęte.
Żołnierze śpiewali, ktoś grał na harmonii w sąsiednim wagonie. Nawet tańczyli na licznych postojach. A Maciusiowi i Felkowi czas tym bardziej się dłużył, że ich nie wypuszczano z wagonów.
– Nie wychylajcie się, bo porucznik zobaczy.
Maciuś czuł się tak zmęczony, jakby nie jeden, ale pięć wielkich bojów przeżył. Chciał zasnąć, nie mógł, bo mu dokuczało swędzenie; chciał wyjść – nie można; a duszno było w wagonie.
– Wiecie dlaczego tak długo stoimy – przyszedł z nowiną jeden z żołnierzy, wesoły, żywy, coraz się gdzie wśrubował i z inną powracał wiadomością.
– No co? Pewnie nieprzyjaciel most wysadził w powietrze albo tor uszkodził.
– Nie, nasi dobrze mostów pilnują.
– Więc węgla zabrakło, bo kolej nie przewidziała, że ma być zapas dla tylu pociągów.
– Może szpieg jaki uszkodził parowóz.
– I to nie. Wszystkie transporty wstrzymano, bo będzie przejeżdżał pociąg królewski.
Читать дальше