Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Do­tarł do ostat­nie­go bu­dyn­ku. Od­bił się i sko­czył trzy­dzie­ści stóp w dół.

Gład­ko wy­lą­do­wał na bru­ku. Przed sobą miał frag­ment umoc­nio­ne­go brze­gu i dłu­gie, wą­skie molo, przy któ­rym po­win­no cu­mo­wać co naj­mniej kil­ka­na­ście ło­dzi.

Molo było pu­ste.

Byli tuż za nim. Dwóch z pra­wej, dwóch z le­wej, trzech z tyłu. Zwol­ni­li po­ścig, jak­by wie­dząc, że nie może im już uciec. Ben­do­ret Ter­le­ach my­ślał jak woj­sko­wy, a do­bry ge­ne­rał dba o to, żeby wróg nie mógł się wy­mknąć. A je­śli po­my­ślał o rze­ce, to za­pew­ne usta­wił na niej kil­ka wła­snych ło­dzi, ma­ją­cych wy­ła­py­wać tych, któ­rzy spró­bu­ją uciec wpław.

Alt­sin prze­ło­żył miecz z ręki do ręki. Molo było sze­ro­kie na le­d­wo kil­ka stóp. Wal­ka je­den na sied­miu nie wcho­dzi­ła na nim w grę, a El­ha­ran... Spoj­rzał na męt­ne wody. Już go dzi­siaj oce­ni­ła.

Po­ścig po­ja­wił się na brze­gu, gdy zło­dziej był w po­ło­wie molo. Na­past­ni­cy ze­ska­ki­wa­li z da­chów, wy­ła­nia­li się z uli­czek. Nie obej­rzał się, pro­mie­niu­ją­ca od Pra­wych Moc była wy­czu­wal­na na set­ki jar­dów. Mógł­by wska­zy­wać ich pal­cem na­wet z za­mknię­ty­mi ocza­mi. Wszy­scy choć tro­chę uzdol­nie­ni ma­gicz­nie w oko­li­cy mu­sie­li te­raz od­cho­dzić od zmy­słów.

Swę­dze­nie mię­dzy ło­pat­ka­mi, o któ­rym w cza­sie wal­ki i uciecz­ki nie­mal za­po­mniał, wró­ci­ło.

Do­szedł do koń­ca molo i spoj­rzał na nurt. Wciąż wi­dział wszyst­ko nie­mal tak do­brze, jak w świe­tle dnia. Rze­ka nio­sła ze sobą mnó­stwo śmie­ci, pie­ni­ła się, szu­mia­ła. Przy­naj­mniej bę­dzie miał świad­ka tego star­cia.

Gdzieś za ple­ca­mi Pra­wych dziel­ni­ca oży­ła kil­ko­ma bły­ska­mi i zło­wróżb­nym grzmo­tem. Tam też wal­ka trwa­ła, zło­dzie­je i ban­dy­ci prze­ciw stra­ży. Por­to­wi cza­row­ni­cy prze­ciw­ko ma­gom hra­bie­go. Ale te­raz, bez gro­zy Pra­wych nad gło­wą, Ce­tron miał wresz­cie re­al­ną szan­sę. Szyb­ko po­wi­nien od­zy­skać kon­tro­lę na da­cha­mi i wy­strze­lać lu­dzi Ter­le­acha z kusz.

Alt­sin uśmiech­nął się, od­wra­ca­jąc do na­brze­ża. Być może ta noc nie skoń­czy się rze­zią Ligi. Może na­wet sam hra­bia da gło­wę. Do­brze by­ło­by wie­dzieć, że czło­wiek nie pęta się po próż­ni­cy, gdzie go nie pro­szą.

Nad­cho­dzi­li. Sied­miu męż­czyzn ubra­nych w ciem­ne zie­le­nie i gra­nat. Ko­lo­ry lep­sze do kry­cia się w cie­niach niż brąz i czerń. Alt­sin oparł sztych mie­cza o de­ski, splótł dło­nie na rę­ko­je­ści, sta­nął w lek­kim roz­kro­ku.

Byli tak bar­dzo po­dob­ni do sie­bie, w ru­chach, ge­stach, spo­so­bie cho­dze­nia, że przez chwi­lę miał wra­że­nie, jak­by wi­dział jed­ną oso­bę, od­bi­tą sześć razy w lu­strze. Za­pew­ne dla­te­go hra­bia pil­no­wał, by ni­g­dy nie po­ka­zy­wa­li się wszy­scy na­raz. Gdy­by kto­kol­wiek z ma­gów lub ka­pła­nów zo­ba­czył ich wszyst­kich w jed­nym miej­scu, jak idą do wal­ki odzia­ni w swój za­bój­czy aspekt, pod­niósł­by ra­ban na całe mia­sto. Nie miał wąt­pli­wo­ści, że ktoś wy­ko­rzy­stał za­ka­za­ną sztu­kę. Je­den w wie­lu cia­łach. Ma­rio­net­ki umy­słu od­da­lo­ne­go o wie­le mil, ze zła­ma­nym du­chem i na­rzu­co­ną wolą. Na­wet w Pon­kee-Laa, gdzie ni­g­dy nie pło­nę­ły sto­sy, za coś ta­kie­go nikt nie unik­nął­by ognia.

Za­trzy­ma­li się przy wej­ściu na molo i przez chwi­lę wy­da­wa­ło się, że nie za­ata­ku­ją. Że we­zwą kusz­ni­ków albo cza­ro­dziei i za­bi­ją go z dy­stan­su. Tak zro­bił­by do­bry ge­ne­rał. Ale nie ob­ra­żo­na Po­tę­ga.

Je­śli nie chcie­li so­bie prze­szka­dzać, mu­sie­li go pod­cho­dzić po­je­dyn­czo. Pierw­szy wszedł naj­młod­szy. Wy­glą­dał jesz­cze nie­po­zor­niej niż ten, któ­re­go Alt­sin za­bił w ma­ga­zy­nach. Dzie­ciak.

Chło­pak ru­szył w jego stro­nę, na­bie­ra­jąc szyb­ko­ści i trzy­ma­jąc miecz z boku, jak­by nie wie­dział, co zro­bić z bro­nią. Alt­sin nie cze­kał, z miej­sca, jak stał, ru­nął na nie­go bie­giem. Spo­tka­li się w po­ło­wie molo, wy­mie­ni­li dwa szyb­kie cio­sy, któ­re za­brzmia­ły jak je­den, i od­sko­czy­li od sie­bie o kil­ka stóp. Mło­dzik ujął rę­ko­jeść obu­rącz, za­pla­ta­jąc na niej pal­ce, po­chy­lił gło­wę, bły­snął zę­ba­mi.

Ude­rzył z góry. Cof­nął się. Z le­wej. Cof­nął się. Z pra­wej i znów po­wró­cił na po­zy­cję. Jak­by wal­czył prze­ciw ma­ne­ki­no­wi na pla­cu ćwi­czeń, ude­rze­nie z wy­pa­dem i po­wrót. Ude­rze­nie i po­wrót. Za każ­dym ra­zem przyj­mo­wał tę samą po­zy­cję, za każ­dym ra­zem od­sła­niał zęby w po­dob­nym gry­ma­sie.

Bał się, zro­zu­miał zło­dziej. Wię­cej, był prze­ra­żo­ny, naj­chęt­niej by uciekł, ale miał tu zo­stać i... umrzeć. Wy­zna­czo­no go, by zba­dał, jak da­le­ko się­ga­ją umie­jęt­no­ści ich prze­ciw­ni­ka, a po­tem – zło­dziej rzu­cił okiem za jego ple­cy, gdzie na molo wcho­dzi­ło ko­lej­nych dwóch Pra­wych – miał zwią­zać jego miecz w ja­kim­kol­wiek młyn­ku albo rzu­cić się na nie­go, na­dzie­wa­jąc na sztych, byle tyl­ko dać resz­cie szan­sę na za­da­nie śmier­tel­ne­go cio­su.

Alt­sin ma­chi­nal­nie pa­ro­wał ko­lej­ne cio­sy, na­wet nie pró­bu­jąc kon­tro­wać. Chło­pak bał się i w ja­kiś spo­sób sta­wiał opór Mocy, któ­ra do tej pory bez wy­sił­ku kon­tro­lo­wa­ła po­czy­na­nia Pra­wych. Za nim na­stęp­na para rzeź­ni­ków we­szła na molo. Ostat­nia dwój­ka sta­nę­ła tuż przy brze­gu, jak­by chcie­li się upew­nić, że nikt nie zej­dzie na na­brze­że bez ich po­zwo­le­nia.

Śmierć ude­rzy­ła na nich z tyłu, bez ostrze­że­nia.

Wy­ło­ni­ła się z za­uł­ka, przy­cią­ga­jąc na mo­ment uwa­gę zło­dzie­ja tak, że ko­lej­ny cios pół­to­ra­ka omal nie po­zba­wił go ręki. A za­nim padł na­stęp­ny, dwóch Pra­wych pil­nu­ją­cych wej­ścia na molo już nie żyło.

Męż­czy­zna, mło­dy, choć w wie­ku trud­nym do okre­śle­nia. Wkro­czył mię­dzy nich bez­sze­lest­nie i ude­rzył dwo­ma bliź­nia­czo za­krzy­wio­ny­mi ostrza­mi. Szty­chy były tak szyb­kie, jak­by ciem­ne klin­gi prze­szy­ły po­wie­trze, a nie żywe cia­ła. Pra­wi pa­dli, mar­twi, za­nim jesz­cze do­tknę­li zie­mi.

Alt­sin miał wra­że­nie, jak­by nie szedł sam, jak­by coś go po­prze­dza­ło. Drgnie­nie po­wie­trza, ga­szą­ce wszel­ką Moc i roz­pra­sza­ją­ce aspek­ty. Zło­dziej wi­dział, jak to coś się­ga ku Pra­wym i jak wspie­ra­ją­ca ich Po­tę­ga ga­śnie. Na­gle prze­sta­li być ma­rio­net­ka­mi, lecz sta­li się na po­wrót zwy­kły­mi ludź­mi.

Sły­sząc od­głos pa­da­ją­cych ciał, po­zo­sta­li Pra­wi od­wró­ci­li się jak na ko­men­dę.

Za­bój­ca za­trzy­mał się przy wej­ściu na molo. Pa­trzył na Alt­si­na i tyl­ko na nie­go, jak­by pię­ciu uzbro­jo­nych męż­czyzn mię­dzy nimi nic nie zna­czy­ło. Luź­na sza­ta w pia­sko­wym ko­lo­rze nie po­zwa­la­ła stwier­dzić, czy jest szczu­pły, ma­syw­ny, zwin­ny czy gru­bo­ko­ści­sty, lecz tak na­praw­dę nie mia­ło to zna­cze­nia. Zło­dziej był go­tów po­sta­wić wła­sne dło­nie, że to on za­bił tę dwój­kę, na któ­rą na­tknął się na da­chu. Jego mie­cze pa­so­wa­ły do ran, były nie­co krót­sze niż nor­mal­ne ostrza, lek­ko za­krzy­wio­ne, o klin­gach błysz­czą­cych czer­nią wul­ka­nicz­ne­go szkła.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x