Robert Wegner - Wschód - Zachód
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wschód - Zachód
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187165
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Dotarł do ostatniego budynku. Odbił się i skoczył trzydzieści stóp w dół.
Gładko wylądował na bruku. Przed sobą miał fragment umocnionego brzegu i długie, wąskie molo, przy którym powinno cumować co najmniej kilkanaście łodzi.
Molo było puste.
Byli tuż za nim. Dwóch z prawej, dwóch z lewej, trzech z tyłu. Zwolnili pościg, jakby wiedząc, że nie może im już uciec. Bendoret Terleach myślał jak wojskowy, a dobry generał dba o to, żeby wróg nie mógł się wymknąć. A jeśli pomyślał o rzece, to zapewne ustawił na niej kilka własnych łodzi, mających wyłapywać tych, którzy spróbują uciec wpław.
Altsin przełożył miecz z ręki do ręki. Molo było szerokie na ledwo kilka stóp. Walka jeden na siedmiu nie wchodziła na nim w grę, a Elharan... Spojrzał na mętne wody. Już go dzisiaj oceniła.
Pościg pojawił się na brzegu, gdy złodziej był w połowie molo. Napastnicy zeskakiwali z dachów, wyłaniali się z uliczek. Nie obejrzał się, promieniująca od Prawych Moc była wyczuwalna na setki jardów. Mógłby wskazywać ich palcem nawet z zamkniętymi oczami. Wszyscy choć trochę uzdolnieni magicznie w okolicy musieli teraz odchodzić od zmysłów.
Swędzenie między łopatkami, o którym w czasie walki i ucieczki niemal zapomniał, wróciło.
Doszedł do końca molo i spojrzał na nurt. Wciąż widział wszystko niemal tak dobrze, jak w świetle dnia. Rzeka niosła ze sobą mnóstwo śmieci, pieniła się, szumiała. Przynajmniej będzie miał świadka tego starcia.
Gdzieś za plecami Prawych dzielnica ożyła kilkoma błyskami i złowróżbnym grzmotem. Tam też walka trwała, złodzieje i bandyci przeciw straży. Portowi czarownicy przeciwko magom hrabiego. Ale teraz, bez grozy Prawych nad głową, Cetron miał wreszcie realną szansę. Szybko powinien odzyskać kontrolę na dachami i wystrzelać ludzi Terleacha z kusz.
Altsin uśmiechnął się, odwracając do nabrzeża. Być może ta noc nie skończy się rzezią Ligi. Może nawet sam hrabia da głowę. Dobrze byłoby wiedzieć, że człowiek nie pęta się po próżnicy, gdzie go nie proszą.
Nadchodzili. Siedmiu mężczyzn ubranych w ciemne zielenie i granat. Kolory lepsze do krycia się w cieniach niż brąz i czerń. Altsin oparł sztych miecza o deski, splótł dłonie na rękojeści, stanął w lekkim rozkroku.
Byli tak bardzo podobni do siebie, w ruchach, gestach, sposobie chodzenia, że przez chwilę miał wrażenie, jakby widział jedną osobę, odbitą sześć razy w lustrze. Zapewne dlatego hrabia pilnował, by nigdy nie pokazywali się wszyscy naraz. Gdyby ktokolwiek z magów lub kapłanów zobaczył ich wszystkich w jednym miejscu, jak idą do walki odziani w swój zabójczy aspekt, podniósłby raban na całe miasto. Nie miał wątpliwości, że ktoś wykorzystał zakazaną sztukę. Jeden w wielu ciałach. Marionetki umysłu oddalonego o wiele mil, ze złamanym duchem i narzuconą wolą. Nawet w Ponkee-Laa, gdzie nigdy nie płonęły stosy, za coś takiego nikt nie uniknąłby ognia.
Zatrzymali się przy wejściu na molo i przez chwilę wydawało się, że nie zaatakują. Że wezwą kuszników albo czarodziei i zabiją go z dystansu. Tak zrobiłby dobry generał. Ale nie obrażona Potęga.
Jeśli nie chcieli sobie przeszkadzać, musieli go podchodzić pojedynczo. Pierwszy wszedł najmłodszy. Wyglądał jeszcze niepozorniej niż ten, którego Altsin zabił w magazynach. Dzieciak.
Chłopak ruszył w jego stronę, nabierając szybkości i trzymając miecz z boku, jakby nie wiedział, co zrobić z bronią. Altsin nie czekał, z miejsca, jak stał, runął na niego biegiem. Spotkali się w połowie molo, wymienili dwa szybkie ciosy, które zabrzmiały jak jeden, i odskoczyli od siebie o kilka stóp. Młodzik ujął rękojeść oburącz, zaplatając na niej palce, pochylił głowę, błysnął zębami.
Uderzył z góry. Cofnął się. Z lewej. Cofnął się. Z prawej i znów powrócił na pozycję. Jakby walczył przeciw manekinowi na placu ćwiczeń, uderzenie z wypadem i powrót. Uderzenie i powrót. Za każdym razem przyjmował tę samą pozycję, za każdym razem odsłaniał zęby w podobnym grymasie.
Bał się, zrozumiał złodziej. Więcej, był przerażony, najchętniej by uciekł, ale miał tu zostać i... umrzeć. Wyznaczono go, by zbadał, jak daleko sięgają umiejętności ich przeciwnika, a potem – złodziej rzucił okiem za jego plecy, gdzie na molo wchodziło kolejnych dwóch Prawych – miał związać jego miecz w jakimkolwiek młynku albo rzucić się na niego, nadziewając na sztych, byle tylko dać reszcie szansę na zadanie śmiertelnego ciosu.
Altsin machinalnie parował kolejne ciosy, nawet nie próbując kontrować. Chłopak bał się i w jakiś sposób stawiał opór Mocy, która do tej pory bez wysiłku kontrolowała poczynania Prawych. Za nim następna para rzeźników weszła na molo. Ostatnia dwójka stanęła tuż przy brzegu, jakby chcieli się upewnić, że nikt nie zejdzie na nabrzeże bez ich pozwolenia.
Śmierć uderzyła na nich z tyłu, bez ostrzeżenia.
Wyłoniła się z zaułka, przyciągając na moment uwagę złodzieja tak, że kolejny cios półtoraka omal nie pozbawił go ręki. A zanim padł następny, dwóch Prawych pilnujących wejścia na molo już nie żyło.
Mężczyzna, młody, choć w wieku trudnym do określenia. Wkroczył między nich bezszelestnie i uderzył dwoma bliźniaczo zakrzywionymi ostrzami. Sztychy były tak szybkie, jakby ciemne klingi przeszyły powietrze, a nie żywe ciała. Prawi padli, martwi, zanim jeszcze dotknęli ziemi.
Altsin miał wrażenie, jakby nie szedł sam, jakby coś go poprzedzało. Drgnienie powietrza, gaszące wszelką Moc i rozpraszające aspekty. Złodziej widział, jak to coś sięga ku Prawym i jak wspierająca ich Potęga gaśnie. Nagle przestali być marionetkami, lecz stali się na powrót zwykłymi ludźmi.
Słysząc odgłos padających ciał, pozostali Prawi odwrócili się jak na komendę.
Zabójca zatrzymał się przy wejściu na molo. Patrzył na Altsina i tylko na niego, jakby pięciu uzbrojonych mężczyzn między nimi nic nie znaczyło. Luźna szata w piaskowym kolorze nie pozwalała stwierdzić, czy jest szczupły, masywny, zwinny czy grubokościsty, lecz tak naprawdę nie miało to znaczenia. Złodziej był gotów postawić własne dłonie, że to on zabił tę dwójkę, na którą natknął się na dachu. Jego miecze pasowały do ran, były nieco krótsze niż normalne ostrza, lekko zakrzywione, o klingach błyszczących czernią wulkanicznego szkła.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wschód - Zachód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.