Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

A Alt­sin, choć uszy wy­peł­niał mu ło­skot wła­sne­go ser­ca, zro­zu­miał je, jak­by sta­li o krok od nie­go. Nie umiem pły­wać – po­wie­dział tam­ten i był to znak, że je­śli ja­kiś bóg ob­ser­wo­wał te wy­da­rze­nia, z pew­no­ścią był to su­kin­syn ob­da­rzo­ny po­krę­co­nym po­czu­ciem hu­mo­ru.

A po­tem dziew­czy­na spoj­rza­ła wprost na zło­dzie­ja.

Mimo ciem­no­ści wi­dział ją tak wy­raź­nie, jak­by sta­ła w słoń­cu. Wiel­kie oczy, mały nos, peł­ne usta. I uśmiech jak nóż w otwar­tej ra­nie. Okru­cień­stwo.

Byt w jego gło­wie za­wył. Zło­dziej ni­g­dy nie są­dził, że moż­na czuć coś ta­kie­go. Nie­na­wiść? Raz czy dwa w ży­ciu wy­da­wa­ło mu się, że ko­goś nie­na­wi­dzi i ży­czy mu śmier­ci. To był cień tego, co czuł te­raz. Na­gle prze­stał czuć chłód, woda zro­bi­ła się nie­mal go­rą­ca, ser­ce, wa­lą­ce jak młot, nie­mal sta­nę­ło, by za mo­ment za­cząć jesz­cze szyb­szy ga­lop. Za­nim się zo­rien­to­wał, wy­ko­nał kil­ka ru­chów i już był w po­ło­wie dro­gi do molo.

Nie! Nie! Nie!

Za­trzy­mał się, woda za­fa­lo­wa­ła. Za­parł się w so­bie, całą siłą woli sprze­ci­wił temu, co go opę­ta­ło. Zro­bił głę­bo­ki wy­dech i znów za­nur­ko­wał. Do­tarł do dna, wbił dło­nie w muł i za­ci­snął na pierw­szej rze­czy, któ­rą po­czuł pod pal­ca­mi. Sta­ra lina. Owi­nął ją bły­ska­wicz­nie wo­kół nad­garst­ka, szarp­nął, utwo­rzyw­szy pę­tlę.

Byt we­wnątrz jego gło­wy osza­lał. Alt­sin usły­szał wy­cie, ryk pę­ka­ją­ce­go nie­ba i...

* * *

Kay’ll pro­wa­dzi swo­ich lu­dzi na pół­noc, gdzie po­noć po­ja­wi­li się nowi wro­go­wie, a on pa­trzy i mil­czy. Tak jak ona.

Na­zy­wa­ją ją Nie­mą.

Ma tyl­ko dwa ty­sią­ce lu­dzi, ale to naj­lep­si z naj­lep­szych. Za­ka­zał jej wda­wać się w bi­twę, ma tyl­ko spraw­dzić, kim są ci przy­by­sze i ja­kie są ich za­mia­ry.

Bę­dzie szła przez spu­sto­szo­ne, bez­lud­ne zie­mie, osiem­set mil bez jed­nej osa­dy.

Kie­dyś...

Kie­dyś mi­ja­ła­by mia­sta i wio­ski, w któ­rych miesz­ka­ło­by łącz­nie z pół mi­lio­na lu­dzi.

Dziś ich ko­ści bie­le­ją na po­lach ty­sią­ca bi­tew.

A koń­ca woj­ny nie wi­dać.

On zaś, w imię tych, któ­rzy po­le­gli, musi zła­mać tych, co nie chcą wię­cej wal­czyć...

* * *

Są pięk­ni.

Słoń­ce cho­wa się za li­nią wzgórz, pod­świe­tla­jąc szkar­ła­tem sta­re­go wina ni­sko wi­szą­ce ob­ło­ki. Nie ma wia­tru, któ­ry chło­dził­by skó­rę, lecz pod wie­czór tem­pe­ra­tu­ra wresz­cie spa­da. Upa­ły ostat­nich dni dają się wszyst­kim we zna­ki.

Je­śli nie ze­lżą, trze­ba bę­dzie prze­ko­pać nowe ka­na­ły na­wad­nia­ją­ce i po­pro­wa­dzić kil­ka stru­mie­ni w kie­run­ku pól na po­łu­dnio­wych sto­kach. Ina­czej wi­no­rośl uschnie.

Są pięk­ni, mó­wię – głos obok jest spo­koj­ny, lecz moż­na w nim wy­czuć iry­ta­cję. – Do­stoj­ni, mą­drzy, peł­ni god­no­ści. Szla­chet­ni. Po­kło­ni­li się Panu jako praw­dzi­we­mu bogu.

– I dla­te­go są mą­drzy?

Zwie­rzę­ta, my­śli, trze­ba za­brać zwie­rzę­ta z łąk pod la­sem. Owce i kozy jesz­cze so­bie ra­dzą, ale dla krów wody jest tam za mało. Sa­dzaw­ka zmniej­szy­ła śred­ni­cę o po­nad po­ło­wę i za­czy­na po­dej­rza­nie cuch­nąć. Jesz­cze tro­chę, a zwie­rzę­ta za­czną cho­ro­wać.

I stud­nię na­le­ży po­głę­bić. Już dwa razy w tym roku dno po­ka­za­ło muł.

Nie. Ale ich umie­jęt­no­ści... są nie­zwy­kłe. Nie ko­rzy­sta­ją ze zwy­kłej Mocy, bo wo­kół nich nie ma jej śla­du. A jed­nak po­tra­fią rze­czy, któ­re za­dzi­wia­ją.

Głos cią­gle jest ci­chy. Czu­je w nim... na­pię­cie.

Ju­tro trze­ba bę­dzie za­brać lu­dzi i obej­rzeć tamę na Abe­inie. Rzecz­kę ujarz­mi­li kil­ka lat temu, two­rząc je­zior­ko, któ­re za­peł­nia ich sto­ły świe­ży­mi ry­ba­mi, lecz ni­ski po­ziom wody od­sło­nił kil­ka pęk­nięć w gór­nej czę­ści tamy. Gdy przyj­dą je­sien­ne bu­rze, le­piej, żeby ca­łość się nie roz­pa­dła.

I dzie­ci... ktoś znów wi­dział, jak ta ban­da urwi­sów ta­pla­ła się w za­le­wie. Trze­ba im na­trzeć uszu. Brze­gi zro­bi­ły się ba­gni­ste i nie­bez­piecz­ne. Któ­reś może uto­nąć. A wy­da­wa­ło się, że jego trój­ka jest w mia­rę roz­sąd­na.

To spra­wa Pana i jego sług – od­po­wia­da wresz­cie. – Po­kła­dam w Nim peł­ną uf­ność.

Do li­cha, bar­dziej obo­jęt­nym to­nem nie dało się tego po­wie­dzieć. Niby każ­de sło­wo jest na miej­scu, ko­lej­ność wła­ści­wa, lecz tak na­praw­dę otarł się wła­śnie o gra­ni­ce bluź­nier­stwa.

I On o tym wie. Dla­te­go, by nie za­wieść two­je­go za­ufa­nia, po­sta­no­wił znów zstą­pić mię­dzy swój lud.

Świat pęka i roz­pa­da się z dźwię­kiem mi­lio­na szkla­nych okru­chów spa­da­ją­cych na ka­mien­ną po­sadz­kę. Na­dej­ście. Obłęd Ob­ję­cia. Wola, któ­ra na­gi­na, ła­mie i miaż­dży, za­mie­nia­jąc każ­de­go męż­czy­znę, ko­bie­tę i dziec­ko w na­rzę­dzie.

Od­wra­ca się i pa­trzy na sie­dzą­ce­go obok męż­czy­znę. Po­kry­wa­ją­ce jego cia­ło ry­sun­ki mia­ły być tyl­ko ozdo­ba­mi. Mia­ły je­dy­nie przy­po­mi­nać. Two­rzyć je­dy­nie moż­li­wość. Na­czy­nia po­win­ny po­zo­sta­wać pu­ste, a bo­go­wie po­win­ni wę­dro­wać po swo­ich kró­le­stwach, za­do­wa­la­jąc się mo­dli­twa­mi i ofia­ra­mi śmier­tel­ni­ków. Te­raz su­sza, win­ni­ce, zwie­rzę­ta i tama nie mają już zna­cze­nia. Gdy bóg każe, wszy­scy po­rzu­cą do­li­nę i pój­dą tam, gdzie po­pę­dzi ich jego ka­prys. Wol­ność jest złu­dze­niem.

Kie­dy? – pyta wresz­cie.

– Och. – Uśmiech star­sze­go bra­ta jest jak ka­mien­ny grot wbi­ty w źre­ni­cę. – Już tu jest.

I w głę­bi jego oczu wi­dzi Nie­śmier­tel­ne­go.

* * *

Boli. Pie­cze. Rwie. Pa­rzy. Zna już wszyst­kie od­cie­nie cier­pie­nia, ja­kie moż­na za­dać cia­łu. Nie­któ­re barw­ni­ki są tru­ją­ce, mają za­bić ner­wy, po­zba­wić czu­cia skó­rę, uczy­nić z niej mar­twy pan­cerz od­por­ny na ból. Nie­któ­rzy z pod­da­nych Na­zna­cze­niu nie prze­ży­wa­ją ta­tu­owa­nia, inni po­pa­da­ją w obłęd, jesz­cze inni tra­cą koń­czy­ny, gdy wda­je się za­ka­że­nie.

On zno­si ozda­bia­nie cia­ła rów­nie do­brze jak brat. Na­wet nie krzy­czy zbyt czę­sto.

Z bólu nie mógł­by za­snąć bez wy­wa­rów z ziół, któ­re otę­pia­ją zmy­sły i ga­szą umysł.

Po­trze­bu­je ich.

Gdy ostat­nio wi­dział Onu­we’ę, szła w pierw­szym sze­re­gu łucz­ni­ków. Ścię­ła wło­sy, bli­zny po po­pa­rze­niach, pod któ­ry­mi zni­kły jej pie­gi, nie wy­glą­da­ły już tak strasz­nie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x