Robert Wegner - Wschód - Zachód
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wschód - Zachód
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187165
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Głos Jawyndera zmienił się. Teraz dochodził zewsząd. Jakby szeptała cała rzeka.
Złodziej podniósł się, nie patrząc na jasnowidza, wychylił za burtę i przemył twarz. Potem przepłukał usta, choć wydawało się, że przynajmniej na dziś powinien mieć dość tej wody.
Dwoje przybyszów nadal stało na molo. Na tym, co z niego zostało. Pale poprzekrzywiały się, większość desek znikła. Oboje ociekali wodą, a zabójca znów trzymał miecze w dłoniach. Było coś żałośnie bezsilnego w tym geście.
– Więc jak? – Rzeka szeptała wokół, a Altsin postawiłby własne dłonie, że jasnowidz nawet nie trudzi się z otwieraniem ust. – Naprawdę chcesz o niego walczyć?
– Jeśli tak – odpowiedziała – umrze wielu ludzi.
– Owszem. Dlatego pytam. Naprawdę chcesz?
Cisza.
– Rozumiem.
Złodziej dotknął Jawyndera, a gdy ten odwrócił się do niego, jego oczy miały barwę rzeki po wiosennych roztopach.
– Nie. – Altsin pokręcił głową. – Nie w ten sposób. Nie utopisz go jak kociaka.
– Dlaczego?
– Nie zasłużył na to.
– Gdyby miał szansę, zabiłby cię jak wściekłego psa.
– Może. Ale w walce. Twarzą w twarz. – Złodziej kichnął. – Jest paru ludzi w tym mieście, których sam bym chętnie utopił. Rano dam ci listę. Ale jemu dzisiaj odpuść.
Cisza. A potem szum. Strumyk pędzący górskim wąwozem, rzeczka wijąca się rozświetloną polaną, mały wodospad prześwietlony tęczą. Radość. Rzeka się śmiała.
– Tylko ty – odezwał się po chwili jasnowidz. – Nikt inny tylko ty potrafisz mnie tak rozbawić. On nie wie jeszcze, jakie ma szczęście, że trafił na ciebie. Może czegoś się nauczy.
Starzec odwrócił się ku molo.
– Macie opuścić miasto do świtu. Jeśli nie, przyjdę po was. Rozumiesz, moja droga?
– Rozumiem. I zapamiętam, Jawerdosome.
– Dobrze. No, chłopcze, łap za wiosła. Płyniemy do domu.
* * *
Do świtu siedzieli w chacie jasnowidza i pili. Na rozgrzanie kości, jak wyjaśnił Jawynder. Wyciągnął skądś małą, glinianą flaszkę pełną ciemnego, pachnącego jałowcem i dymem z ogniska trunku, rozpalił ogień na środku izby i gdy została już tylko warstwa gorącego popiołu, wygrzebał w niej dołek i wsadził naczynie do środka. Po kwadransie nalał do dwóch kubków.
– Jednym haustem – zarządził.
Altsin zamknął oczy i wypił ciepły płyn. Smakowało tak paskudnie, jak się spodziewał, ale jakimś cudem jego żołądek nie zareagował odruchem wymiotnym.
– Co to?
– Nalewka z kilku ziół. Dziś już mało kto potrafi ją zrobić i nikt chyba nie wie, jak ją pić.
– Poza tobą.
– Poza mną. Co zaszło w dzielnicy?
– Rzeź.
– Cetron żyje. Zbiera ludzi. Wysłałem już do niego posłańca, żeby dał spokój. Hrabia się wycofał, z jego Prawych nie przeżył ani jeden. Liga odniosła zwycięstwo. Na razie.
– Posłucha?
– Tak. Jeśli chce zostać w tym mieście.
Siedzieli wprost na ziemi, rozdzieleni tylko popiołami i tkwiącą w nich flaszką. Albo nimi połączeni, jak kto woli, pomyślał złodziej. Nie ma sensu tego przeciągać.
– Kim jesteś?
– Rzeką.
– Elharan? Nie powinieneś być większy, bardziej mokry i śmierdzieć mułem? I czy ona nie nazwała cię inaczej?
Uśmiech jasnowidza skrył się w cieniach.
– Kiedyś, zanim inni przybyli do nas, rzeka płynęła setki mil stąd. Jej ujście było hen, na południe od tego miejsca. Dawała życie wielkiej równinie, rokrocznie wylewała, nawadniając tysiące mil, przynosząc żyzny muł, obdarowując ludzi plonami i nadzieją na lepsze jutro. Dziwisz się, że doczekała się czcicieli? Że składano jej ofiary? W dobrych latach z wdzięczności, w złych, by przebłagać gniew. W mieście u jej ujścia, gdzie krzyżowały się szlaki handlowe całego świata, wybudowano sto świątyń, które nigdy nie stały puste.
– Twoich?
– Nie. Tego, kim wtedy byłem. Mówili wtedy o mnie Jawer d’osome – Dobra Rzeka. A potem nadeszli oni. Niechciani. Przynieśli własną Moc, własne prawa i własną wizję świata. Gdy wybuchła wojna, nie przyłączyłem się jednak do niej. Nie chciałem składać życia własnego ludu na ołtarzu cudzej próżności. I zraniono mnie. Podstępnie, w miejscu, gdzie nie mogłem się obronić. Dzika bogini wypiętrzyła góry, żeby osłonić odwrót swojej armii, a mnie odcięto od źródła. Dosłownie. Konałem, rzucając się po całej równinie, rozlewając w błotniste bajora i schnąc w promieniach bezlitosnego słońca. W ciągu jednego dnia pojąłem, że moja potęga okazała się ułudą. Było mnie sześciu, gdy z umierającego miasta, wypełnionego przerażonymi ludźmi, wyruszyłem na północ, szukać rzeki. Dotarłem tu sam. Reszta nie dała rady.
– Awenderi. Jesteś awenderi boga, który nie ma już nawet imienia. Ani czcicieli.
– Nie ma czcicieli? Wychowałeś się w pobliżu rzeki, chłopcze. Czyż dwa razy do roku młodzi nadal nie puszczają na wodę łódek z kory, które mają zanieść ich prośby do morza? Czy panny na wydaniu nie wiją wianków, które powierzają rzece, żeby w plusku usłyszeć imię swojego przyszłego męża? Pierwszego dnia lata kobiety nie przynoszą dzieci narodzonych w ostatnim roku, żeby obmyć je z nieszczęść? A pierwszego dnia dożynek dobrzy gospodarze nie wrzucają do niej garści ziarna, by podziękować za plony? – Jasnowidz się uśmiechał. – Ja to wszystko dostaję, Altsin. Wszystko. Prośby o szczęście, modlitwy o nowo narodzonych, dziękczynienia za zboże wyrosłe na polach. Zwyczaje, których początków nikt już nie pamięta. Dlatego ta rzeka i to miasto są moje. Wyrosłe z wymieszania krwi, języków, tradycji. Gości, przyjaciół, najeźdźców i grabieżców. Ale tradycje zostają: wzbogacone, zmodyfikowane, lecz ich rdzeń jest niezmienny. Ci, których los związał z rzeką, czują do niej respekt i darzą czcią. Zawsze i wszędzie.
Nalał. Wypili. Altsin poczekał, aż minie mu wrażenie, że właśnie ktoś napoił go dziegciem do uszczelnienia poszycia statków. A miał nadzieję, że za drugim razem będzie smakowało lepiej. Cóż, ponoć człowiek uczy się przez całe życie.
– Ale ja – kaszlnął i odzyskał głos – pokonałem cię przecież.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wschód - Zachód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.