Robert Wegner - Wschód - Zachód
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wschód - Zachód
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187165
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Dlaczego to robisz?
To była jedna z tych myśli, które tłumił od chwili, gdy Jawynder powiedział mu, co wieczorem wydarzy się w mieście. Czemu nie uciec z miasta i nie ukryć się na prowincji? Pieniądze, które ma zdeponowane w bankach, wystarczą mu w zupełności do końca życia.
Do końca życia...
Ścigany, zaszczuty, tropiony jak zwierzę.
Czasem cofanie się przed falą tylko przyspiesza twój upadek.
Za plecami, w głębi uliczki, usłyszał powolne kroki i stukot o bruk okutej żelazem laski. Tę okolicę zapalacze lamp odwiedzali wciąż regularnie. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Kwadrans później stał w tym samym miejscu ubrany w skórzaną pelerynę z kapturem, skórzane spodnie i skórzaną maskę na twarz. Zdarzało się czasem, że przegrzana lampa eksplodowała w chwili dolewania paliwa, siejąc wokół płonącą cieczą, więc taki strój był rozsądnym rozwiązaniem. Bańka z olejem, którą zabrał, była już niemal opróżniona, ale to akurat był najmniejszy problem. Podniósł jeszcze z ziemi lampkę i długi na dziesięć stóp drąg, zwieńczony knotem i małym hakiem. Wszedł w ciemność.
Było inaczej, niż się spodziewał. Żadnych złowrogich cieni i mrocznych postaci, przemykających wokół jak duchy. Krąg światła rzucany przez lampkę wyraźnie się tylko skurczył, jednak nie na tyle, żeby nie oświetlał mu drogi, a swędzenie między łopatkami nieznacznie się nasiliło. I tyle. Czar najwidoczniej nie miał okryć wszystkiego całkowitym mrokiem, lecz jedynie sprawić, że ciekawskie oczy nie dostrzegą tego, co miało pozostać zakryte. I oczywiście ostrzec właścicieli tych oczu, że lepiej poleżeć w łóżku, upić się albo pobaraszkować z żoną, niekoniecznie nawet własną, niż sterczeć przy oknie i gapić się w noc.
Pierwsza lampa wyłoniła się z ciemności ledwo kilka stóp przed nim. Żelazny słup z przeszkloną klatką na szczycie. Zatrzymał się, powoli postawił bańkę z olejem na bruku, po niej lampkę, przeciągnął się. No dalej, bękarty, ponaglił w myślach, bo jeszcze chwila, a zorientujecie się, że nie mam zielonego pojęcia, jak to robić.
Odpalił knot na szczycie drąga. Posypały się iskry, płomień okazał się zaskakująco jasny i żywy. Sięgnął po naczynie z olejem.
Kroki.
– Mistrz cechu nie powiedział ci, że dziś macie nie wchodzić do tej dzielnicy?
Odwrócił się gwałtownie, jak gdyby go zaskoczono. Było ich dwóch, niski chudzielec i wysoki, potężny jak stugalonowa beczka drab. Chudzielec gubił cień, pasma ciemności spływały z niego na bruk, wijąc się we wszystkie strony. Czarodziej i jego strażnik. Tego większego mógł w tej chwili zignorować, olbrzym stał lekko pochylony w przód, z dłońmi luźno opuszczonymi i szeroko rozstawionymi nogami. Ta pozycja miała zastraszyć, ale była kiepska i do ataku, i do obrony. A czarodziej...
– Pytałem. – Mag syknął chrapliwie, przez zaciśnięte zęby.
Czarodziej był zmęczony, utrzymywanie tak potężnego czaru to wyczerpujące zajęcie. Na pewno nie działał sam, gdyby potrafił w pojedynkę pogrążyć całą dzielnicę w mroku, byłby znacznie sławniejszy i byłoby go stać na kilku strażników.
– Dostałem polecenie od starszego zapalacza, dobry panie. – Złodziej pochylił głowę. – Mamy wejść do dzielnicy i zaświecić wszystkie lampy, jak co wieczór, tak powiedział. Ja nic nie wiem, panie.
Czarodziej wykonał zniecierpliwiony gest. Altsin wiedział, w jakim jest stanie. Długie, intensywne koncentrowanie się na zaklęciu, wykorzystywanie i przekształcanie Mocy, wyczerpywało siły szybciej niż wielogodzinna praca na galerze.
– Wergh – czarodziej rzucił wreszcie zmęczonym głosem. – Idź po Amendeya.
Strażnik chrząknął i odwrócił się bez słowa.
Gdy robił pierwszy krok, ciężka, metalowa bańka trafiła go w potylicę z taką siłą, że jej ścianka się wygięła. Czarodziej otworzył usta, spływające z niego cienie cofnęły się gwałtownie, jakby przestraszone, a w tej samej chwili okuty żelazem koniec drąga uderzył go w splot słoneczny. Okrzyk zamienił się w charkot. Altsin nie czekał, zawinął drągiem oburącz i grzmotnął maga w głowę, odwinął i dla pewności poprawił z drugiej strony. Płomyk na końcu kija zafurkotał i zgasł.
Upadli obaj, czarodziej jak stos szmat, strażnik jak wór pełen mokrej mąki.
Złodziej kopnął lampkę w bok i zamarł w ciemności, oczekując okrzyków alarmu, świstu nadlatujących pocisków i tupotu stóp. Nic. Cisza. Kimkolwiek był ten Amendey, musiał znajdować się poza zasięgiem słuchu. Na dodatek linia magów była ustawiona bardzo luźno. Albo hrabia nie miał dość ludzi, albo wykazywał cholerną arogancję.
Altsin sprawdził szybko swoje ofiary. Obaj żyli, mag oddychał szybko i płytko, krew sącząca się z rozcięcia na głowie tworzyła na bruku czarną kałużę. Cienie się rozproszyły, światło z pobliskiej lampy śmielej wdarło się w uliczkę.
No to zaczynamy zabawę.
Złodziej znał tę dzielnicę lepiej niż większość jej mieszkańców. Muhreya była od lat siedzibą gildii Cetrona i Altsin, gdy tylko trafił pod jego opiekę, wychowywał się na jej ulicach. Oraz na dachach, w kanałach i piwnicach. Podejrzewał, że nie było tu miejsca, którego by nie odwiedził.
A teraz Cetron, jak stary niedźwiedź, został w końcu zepchnięty do swojego matecznika.
Hrabia chyba nigdy nie polował na grubego zwierza na jego własnym terenie.
* * *
Mrok. Ciemność lepka i brudna. Zdawało się, że cienie są w ruchu, a przesuwając się, zostawiają za sobą szare smugi, które nie znikną nawet w świetle dnia.
Altsin zatrzymał się w zaułku i ściągnął strój zapalacza lamp. Skórzana peleryna nie osłoniłaby go ani przed bełtem z kuszy, ani przed ciosem miecza, za to skutecznie krępowała ruchy, a na dodatek lekko poskrzypywała w ciemnościach.
Sprawdził broń. Zaledwie dwa sztylety, kastet, garota, kilka buteleczek z truciznami i kwasem – przeciw strażnikom, czarownikom i Prawym, ich mieczom, kuszom, pałkom i magii. No i oczywiście to cholernie niepokojące uczucie, że siedzący w jego głowie byt, czymkolwiek był, czeka niecierpliwie i coraz bardziej cieszy się na nadchodzące starcie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wschód - Zachód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.