Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ich obec­ność pod ka­mie­nicz­ką nie wró­ży­ła zbyt do­brze. Lecz, jak stwier­dził po chwi­li, było ich tyl­ko pię­ciu, więc może cho­dzi­ło o zwy­kłe in­te­re­sy? Zło­dziej na­peł­nił ku­bek po brze­gi. Nie pierw­szy raz...

Ucie­ka­ją! Po­szli w roz­syp­kę! Na­resz­cie!

Jego jaz­da ru­sza do ostat­nie­go po­ści­gu, pie­cho­ta ła­mie szyk i rzu­ca się za nie­przy­ja­cie­lem. Po­wstrzy­mu­je ją jed­nym roz­ka­zem, wróg i tak nie ma gdzie ucie­kać, je­dy­na dro­ga pro­wa­dzi w głąb cy­pla, na po­ra­sta­ją­cy jego ko­niec za­gaj­nik pe­łen mar­twych i wy­schnię­tych drzew. Tam usta­wia­ją ostat­nią li­nię obro­ny, drze­wa po­win­ny ochro­nić ich przed ka­wa­le­rią, a wal­ka w le­sie to za­wsze bar­dziej bi­ja­ty­ka niż bi­twa, prze­wa­ga li­czeb­na prze­ciw­ni­ków po­win­na mieć tam za­tem mniej­sze zna­cze­nie.

Wstrzy­mu­je po­ścig na kil­ka­set kro­ków przed ścia­ną za­gaj­ni­ka. Su­che trzci­ny trzesz­czą pod ko­py­ta­mi wierz­chow­ca, kie­dyś był tu pod­mo­kły te­ren, te­raz to pra­wie pu­sty­nia.

Wy­rów­nu­je szyk, czu­je na so­bie spoj­rze­nia po­bli­skich wo­jow­ni­ków. Ich nie­cier­pli­wość. Uderz­my. Uderz­my te­raz!

Pstry­ka pal­ca­mi i na zie­mię spły­wa iskra. Ła­god­nie opa­da na su­che ro­śli­ny i za­raz w nie­bo wę­dru­je smuż­ka dymu. Po chwi­li bu­cha pło­mień, a ła­god­ny wiatr pcha go w stro­nę za­gaj­ni­ka. Pło­mień ro­śnie, na­bie­ra mocy, z każ­dą po­żar­tą ło­dy­gą się­ga co­raz da­lej i po chwi­li przed drze­wa­mi wy­ra­sta ścia­na ognia. Utrzy­mu­je ją w miej­scu wy­star­cza­ją­co dłu­go, by nikt nie miał wąt­pli­wo­ści, kogo słu­cha­ją pło­mie­nie, po czym uwal­nia wię­cej wia­tru.

Krzy­ki w le­sie trwa­ją dłu­żej, niż się spo­dzie­wał.

A kie­dy od­wra­ca się do swo­ich lu­dzi, wi­dzi prze­ra­że­nie.

I lęk. Lęk przed nim.

Do­brze. Bar­dzo do­brze.

Uro­dzi­li się po to, by słu­żyć , wal­czyć i umie­rać.

I niech o tym nie za­po­mi­na­ją.

Ni­g­dy.

Otwo­rzył oczy, za­mknął, wziął głę­bo­ki wdech i roz­luź­nił palce za­ci­śnię­te na kub­ku. Cy­no­we na­czyn­ko było lek­ko od­kształ­co­ne, a wino wy­la­ło się i le­pi­ło mu te­raz pal­ce.

Pierw­szy raz! Pierw­szy raz kosz­mar do­padł go nie w cza­sie snu, lecz w środ­ku dnia, na ja­wie. Przy­szedł pod­stęp­nie w po­ło­wie my­śli, wrzu­ca­jąc go w świat ma­ja­ków, nie da­jąc szans na obro­nę. Jak to się sta­ło? Ostat­nio było co­raz go­rzej, lecz ni­g­dy de­mon nie wcią­gnął go do swo­je­go kosz­ma­ru w taki spo­sób. Gdy­by zda­rzy­ło się to w in­nym miej­scu...

Alt­sin za­sta­no­wił się, jak dłu­go to trwa­ło. Lu­dzie Rwys­sa zni­kli sprzed skle­pi­ku, lecz to za mało, by oce­nił upływ cza­su. Ostroż­nie uniósł ku­bek do ust. Wino na­dal było chłod­ne, jak w chwi­li, gdy na­le­wał je z ka­mion­ko­wej flasz­ki. Więc krót­ko, kil­ka mi­nut naj­wy­żej, może na­wet kró­cej, ina­czej za­grza­ło­by się od cie­pła dło­ni. I słoń­ce wy­da­wa­ło się tkwić w tym sa­mym miej­scu, i nikt nie zwró­cił na nie­go uwa­gi, więc naj­pew­niej nie ję­czał i nie krzy­czał. Z dru­giej stro­ny, nie było po­wo­dów, tej wi­zji nie wy­peł­nia­ły krew i cier­pie­nie, po pro­stu de­mon przy­go­to­wy­wał swe woj­sko do ata­ku. Pew­nie dla­te­go, gdy się ock­nął, nie ota­czał go tłu­mek ga­piów.

To były spo­koj­ne, ko­ją­ce my­śli, chłod­na ana­li­za fak­tów, któ­rą pró­bo­wał przy­kryć na­ra­sta­ją­ce prze­ra­że­nie. Nie wie­dział, jak­by mógł się obro­nić przed czymś ta­kim. Może aku­rat prze­cho­dzić przez uli­cę, z kimś roz­ma­wiać, jeść, a wi­zja na­dej­dzie i zo­sta­wi go bez­bron­ne­go mię­dzy ludź­mi. Ile cza­su mi­nie, nim po ko­lej­nym ata­ku ock­nie się w lo­chu pod ja­kąś świą­ty­nią? Ka­pła­ni bar­dzo po­waż­nie pod­cho­dzi­li do opę­ta­nych przez de­mo­ny.

Po­trze­bo­wał po­mo­cy.

Uniósł ku­bek do ust i wy­pił nie­mal dusz­kiem. Ce­tron był jed­ną z tych osób, któ­re je­śli na­wet mu nie po­mo­gą, to znaj­dą ko­goś, kto spró­bu­je. Ist­nia­ły spo­so­by, by wy­rwać de­mo­na z czło­wie­ka, i nie wszyst­kie wią­za­ły się z chru­stem pło­ną­cym pod sto­pa­mi nie­szczę­śni­ka.

Wstał i w tej chwi­li Ce­tron uka­zał się w wej­ściu. Za­trzy­mał się, po­pa­trzył do­oko­ła i ru­szył w dół ulicz­ki, w stro­nę por­tu. Na to Alt­sin cze­kał. Od­li­czył do dzie­się­ciu i po­dą­żył za by­łym pa­tro­nem. Nie są­dził, by Gru­by, na­wet je­śli­by się obej­rzał, mógł go roz­po­znać. Mi­nę­ło pięć lat, zło­dziej no­sił bro­dę, po­ru­szał się ina­czej. No i oczy­wi­ście nie po­win­no go tu w ogó­le być.

Szedł za nim kil­ka mi­nut, do chwi­li, gdy Ce­tron za­trzy­mał się przy po­cząt­ku głów­nej uli­cy Śred­nie­go Va­lee. Uli­ca pro­wa­dzi­ła tu­taj lek­ko w dół, więc wi­dok był przed­ni. Dzie­siąt­ki skle­pi­ków, stra­ga­nów i ma­łych, ro­dzin­nych wi­niar­ni ob­sia­dły ją z obu stron, a gwar i szum han­dlu­ją­cych ra­do­wał uszy. Mimo wszyst­ko mia­sto nie za­tra­ci­ło swo­je­go du­cha.

Alt­sin pod­szedł szyb­kim kro­kiem i mruk­nął:

– Pięk­ny wi­dok, praw­da?

Su­kin­syn nie dał mu naj­mniej­szej sa­tys­fak­cji. Spoj­rzał, roz­po­znał, ski­nął gło­wą, jak­by – szlag by go tra­fił – jak­by mie­li wła­śnie tu i te­raz umó­wio­ne spo­tka­nie, i za­krę­cił w po­wie­trzu pal­ca­mi. Coś do­tknę­ło krzy­ży zło­dzie­ja, nie obej­rzał się, bo sko­ro na­wet nie usły­szał tego, któ­ry go pod­szedł, to wy­ko­ny­wa­nie te­raz gwał­tow­nych ru­chów by­ło­by bar­dzo nie­roz­sąd­ne.

Zło­dziej po­zwo­lił się ob­szu­kać, ode­brać szty­let i ka­stet. Po chwi­li kłu­ją­cy na­cisk na krzy­że znikł.

– Wę­drow­ni skry­bo­wie cho­dzą w dzi­siej­szych cza­sach do­brze uzbro­je­ni. – Ce­tron ob­ra­cał w ręku jego broń. Alt­sin uśmiech­nął się ką­ci­kiem ust.

– Wszy­scy na pro­win­cji pra­gną skar­bów wie­dzy – od­pa­lił. – Mu­si­my ich więc strzec sami.

Gru­by nie od­po­wie­dział uśmie­chem. Pa­trzył. Chłod­no, spo­koj­nie, uważ­nie. Iry­tu­ją­co po­dejrz­li­wie.

– To ja – mruk­nął wresz­cie zło­dziej, żeby tyl­ko prze­rwać mil­cze­nie, choć Ce­tron oczy­wi­ście już to wie­dział. – Pa­mię­tasz? Alt­sin. Parę lat temu pra­co­wa­łem dla cie­bie.

– Je­śli do­brze pa­mię­tam, nie zło­ży­łeś mi przy­się­gi, tyl­ko opła­ca­łeś się gil­dii w za­mian za pra­wo do ro­bo­ty.

– Aha. I nie raz, nie dwa okrwa­wi­łem szty­let, dba­jąc o two­je in­te­re­sy.

– Jak wie­lu in­nych.

Za­pa­dła ci­sza. Alt­sin nie bar­dzo wie­dział, co po­wie­dzieć. Spo­dzie­wał się róż­nych wa­rian­tów tego spo­tka­nia, od ba­nal­ne­go zlek­ce­wa­że­nia do po­wy­bi­ja­nia mu zę­bów i po­ła­ma­nia ko­ści, w za­leż­no­ści od tego, jak dużo kło­po­tów na­ro­bi­ło Gru­be­mu zaj­ście z ba­ro­nem. Choć oczy­wi­ście po ci­chu li­czył, że emo­cje już opa­dły, a szef gil­dii na­wet się ucie­szy na jego wi­dok. Ale coś ta­kie­go? Spo­kój, dy­stans i... te­raz zro­zu­miał, peł­na chłod­nej ana­li­zy po­dejrz­li­wość. Ce­tron jed­nak był za­sko­czo­ny, lecz nie oka­zy­wał tego, pa­trzył tyl­ko na Alt­si­na, trzy­mał w ręku jego broń i my­ślał. Cze­kał na wy­ja­śnie­nia.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x