Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przez chwi­lę le­żał nie­ru­cho­mo, czu­jąc że­la­zi­sty po­smak na ję­zy­ku i po­wo­li od­naj­du­jąc się we wła­snym cie­le. Ten sen był ła­god­ny, ury­wał się w od­po­wied­nim mo­men­cie, oszczę­dza­jąc mu scen rze­zi. Były już ta­kie, po któ­rych przez kil­ka nocy bał się za­snąć, wy­peł­nio­ne okru­cień­stwem, przy któ­rym ro­bo­ta mi­strza ka­tow­skie­go wy­da­je się de­li­kat­ną piesz­czo­tą. Nie cho­dzi­ło o bi­twy, gdy tęt­nią­ca mu w ży­łach Moc wią­za­ła i rzu­ca­ła do wal­ki dzie­siąt­ki ty­się­cy wo­jow­ni­ków, lecz o rze­zie ta­kie jak ta, któ­rej oglą­da­nia dziś mu oszczę­dzo­no. Sny o brnię­ciu w zie­mi czer­wo­nej od krwi bez­bron­nych, o mar­twych męż­czy­znach i ko­bie­tach, le­żą­cych wszę­dzie wo­kół. I o dzie­ciach, nie wie­dzieć cze­mu, spoj­rze­nie de­mo­na naj­czę­ściej przy­cią­ga­ły dzie­ci. To nie­praw­da, że dzie­ci umie­ra­ją ład­niej niż do­ro­śli i spra­wia­ją po­tem wra­że­nie, jak­by spa­ły, jak­by sama Pani zło­ży­ła na ich czo­łach po­ca­łu­nek. Te za­krwa­wio­ne strzę­py rzad­ko wy­glą­da­ły jak po­grą­żo­ne we śnie. Zwłasz­cza je­śli wcze­śniej padł roz­kaz, żeby za­bi­ja­no je tak, by czu­ły, że umie­ra­ją.

De­mon miał po­tęż­ną wła­dzę nad opę­ta­ny­mi przez nie­go ludź­mi. Wy­ko­ny­wa­li każ­dy roz­kaz, do­kład­nie i co do joty. Cza­sem tyl­ko, gdzieś na dnie ich oczu, po­ja­wia­ła się po­nu­ra roz­pacz. A do wal­ki sta­wa­li za­wsze z de­spe­ra­cją sza­leń­ców, któ­rzy szu­ka­ją spo­ko­ju, jaki nie­sie śmierć.

Miał wra­że­nie, że te kosz­ma­ry pró­bu­ją go wcią­gnąć do środ­ka. Do świa­ta rze­zi, desz­czu, bra­ku na­dziei i wo­jen­ne­go sza­łu, zo­sta­wia­ją­ce­go pod po­wie­ka­mi krwa­we po­wi­do­ki. Do świa­ta, w któ­rym woj­na prze­sta­ła być dro­gą do celu, lecz sta­ła się ce­lem sa­mym w so­bie.

To nie były zwy­kłe sny. W zwy­kłym śnie, choć­byś był ka­pła­nem, kup­cem, kró­lem lub ce­sa­rzem, za­wsze je­steś sobą. Pa­mię­tasz sie­bie jako oso­bę, na­wet je­śli we śnie od­gry­wasz cu­dzą rolę. Two­je praw­dzi­we ja cze­ka tuż za cien­ką li­nią, od­dzie­la­ją­cą prze­bu­dze­nie od jawy, i bez pro­ble­mu wska­ku­jesz w nie po otwar­ciu po­wiek, jak­byś wzu­wał do­brze roz­cho­dzo­ne buty. Cza­sem za­po­mi­nasz noc­ne ma­rze­nia, za­nim ran­kiem zdą­żysz się wy­si­kać.

Tych snów nie za­po­mi­nał. Ni­g­dy.

Za każ­dym ra­zem po­trze­bo­wał dłu­giej chwi­li, by przy­po­mnieć so­bie, kim jest, co robi i skąd się wziął w tym miej­scu. Alt­sin Awen­deh, zło­dziej, oszust, ma­ry­narz, wiej­ski pa­ro­bek, po­moc­nik ko­wa­la, sztuk­mistrz, dzwon­nik świą­tyn­ny, skry­ba... Przez ostat­nie pięć lat był wie­lo­ma oso­ba­mi. Zmie­niał miej­sca i za­wo­dy, cza­sem co kil­ka mie­się­cy, cza­sem czę­ściej. Sny pę­dzi­ły za nim, a on ucie­kał. Za każ­dym ra­zem, gdy prze­by­wał gdzieś dłu­żej, po­ja­wia­ły się już po kil­ku­na­stu dniach, naj­pierw krót­kie i spo­ra­dycz­ne, a po­tem co­raz dłuż­sze i częst­sze, aż wresz­cie na­wie­dza­ły go co noc. Wte­dy bez sło­wa zwi­jał ma­nat­ki i ucie­kał, byle da­lej, a sny gu­bi­ły jego trop i da­wa­ły mu chwi­lę spo­ko­ju.

Naj­dłu­żej, bo po­nad osiem mie­się­cy, zo­stał na stat­ku kur­su­ją­cym mię­dzy Pe­ron­wylk a Ar-Mit­tar. Zu­peł­nie jak­by sny nie mo­gły od­na­leźć go na mo­rzu. Ale gdy już zna­la­zły... Po­dob­no nie po­tra­fi­li go do­bu­dzić przez trzy dni, trzy dni śnił, pła­kał i krzy­czał na zmia­nę, po­grą­żo­ny w kosz­ma­rze nie­koń­czą­cej się bi­twy, w któ­rej cza­sem był męż­czy­zną, cza­sem ko­bie­tą, raz mło­dzień­cem, raz star­cem, wal­czył z ludź­mi i prze­ciw lu­dziom, bro­dził po ko­la­na we krwi, bro­cząc nią z se­tek ran. Naj­czę­ściej śnił, że jest sa­mym de­mo­nem.

Ock­nął się wte­dy w ma­łej świą­ty­ni Wiel­kiej Mat­ki pod We­nh­lo­ren. Ka­pi­tan wy­sa­dził go na ląd, nie za­pła­ciw­szy za ostat­ni mie­siąc służ­by, i znikł na mo­rzu. Ro­zu­miał go. Ma­ry­na­rze to prze­sąd­ni lu­dzie, ska­za­ni na ła­skę i nie­ła­skę Bliź­niąt Mórz. Nie­po­trzeb­ny im na po­kła­dzie sza­le­niec, wrzesz­czą­cy przez sen w ni­ko­mu nie­zna­nych ję­zy­kach.

Że mówi w nie­zna­nych dia­lek­tach – choć na szy­der­czy uśmiech Kleh, we śnie ro­zu­miał każ­de sło­wo – do­wie­dział się zresz­tą po raz pierw­szy wła­śnie w tej świą­ty­ni. Ka­pła­ni byli ludź­mi uczo­ny­mi, zna­li wie­le na­rze­czy i gwar, jako mi­sjo­na­rze na­wra­ca­li ludy pół­noc­no-za­chod­nie­go krań­ca kon­ty­nen­tu na wia­rę w Ba­el­ta’Ma­th­ran i po­rzą­dek im­pe­rial­ne­go pan­te­onu. Me­ekhan ni­g­dy nie pod­bił zbroj­nie tej czę­ści świa­ta, choć han­dlo­wo, kul­tu­ro­wo i re­li­gij­nie ra­dził so­bie cał­kiem nie­źle. A mi­sjo­na­rze naj­waż­niej­szej bo­gi­ni Im­pe­rium byli na­praw­dę do­brze wy­kształ­ce­ni.

Lecz na­wet oni nie po­tra­fi­li roz­po­znać, w ja­kich ję­zy­kach krzy­czał. Nie umie­li tak­że po­wie­dzieć, do ja­kich dia­lek­tów te ję­zy­ki są po­dob­ne.

Ale po­zwo­li­li mu zo­stać, a gdy wy­do­brzał, bo sny trzy­ma­ły się z dala od świą­ty­ni, nie wy­rzu­ci­li go za drzwi. Przez czte­ry mie­sią­ce kil­ka razy dzien­nie bił w dzwon na wie­ży, za­mia­tał po­sadz­ki, no­sił wodę ze stud­ni, po­ma­gał w kuch­ni. Dali mu świą­tyn­ny strój, luź­ną sza­tę z kap­tu­rem, po­zwo­li­li za­pu­ścić bro­dę. Nikt na świe­cie nie roz­po­znał­by w nim tego gów­nia­rza, któ­ry pięć lat wcze­śniej opusz­czał nocą Pon­kee-Laa. Wy­da­wa­ło się, że wresz­cie zna­lazł spo­kój.

Tyl­ko że świą­ty­nia była tak na­praw­dę wię­zie­niem. Wę­dro­wał wte­dy po wy­brze­żu do­pie­ro dru­gi rok i wy­da­wa­ło mu się, że nie ma ni­cze­go gor­sze­go niż spę­dze­nie resz­ty ży­cia za mu­ra­mi. Du­sił się, co­dzien­na ru­ty­na za­miast nieść uko­je­nie, do­pro­wa­dza­ła go do sza­łu. Wy­mknął się wresz­cie nocą, nie bu­dząc ni­ko­go, i po­wę­dro­wał na pół­noc.

Pra­co­wał, gdzie się dało, gdy trze­ba kradł i oszu­ki­wał, lecz sta­rał się to ro­bić tyl­ko wte­dy, kie­dy nie miał in­ne­go spo­so­bu na na­peł­nie­nie brzu­cha. Pod­czas kra­dzie­ży za­wsze ist­nia­ło ry­zy­ko schwy­ta­nia go i umiesz­cze­nia na co naj­mniej kil­ka mie­się­cy w lo­chu. Ra­zem z kosz­ma­ra­mi, któ­re mo­gły­by go do­paść. Wo­lał już wy­naj­mo­wać się jako pa­ro­bek za garść stę­chłej ka­szy.

Póź­niej od­krył, że umie­jęt­no­ści czy­ta­nia, pi­sa­nia i pod­sta­wo­wych ra­chun­ków, do któ­rych na­uki zmu­szał go Ce­tron, mają na pro­win­cji znacz­nie więk­szą war­tość niż w mie­ście. Skry­bów i wiej­skich pi­sa­rzy było tam jak na le­kar­stwo. Pręd­ko od­krył, że od­po­wied­ni strój i wy­gląd, czar­ny ka­ftan z czer­wo­ny­mi man­kie­ta­mi i koł­nie­rzem oraz pal­ce po­pla­mio­ne atra­men­tem, za­pew­nią mu ro­bo­tę szyb­ciej niż prze­py­ty­wa­nie go­spo­da­rzy i proś­by o moż­li­wość na­rą­ba­nia drew w za­mian za krom­kę chle­ba. Od­cho­dzą­ce Im­pe­rium za­bra­ło ze sobą więk­szość urzęd­ni­ków, a wie­lu spraw nie da­wa­ło się za­ła­twić na gębę. Wę­dru­jąc po wio­skach i mia­stecz­kach, spi­sy­wał umo­wy kup­na, in­ter­cy­zy mał­żeń­skie, spo­rzą­dzał po­da­nia do są­dów, uzu­peł­niał księ­gi uro­dzin i zgo­nów, je­śli ja­kieś zo­sta­ły w oko­li­cy. Trzy­krot­nie zo­stał na­wet na dłu­żej i pró­bo­wał sił, ucząc wiej­skie dzie­ci.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x