Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Krzyk.

Tym ra­zem cien­ki, ko­bie­cy, świ­dru­ją­cy uszy. I zło­dziej nie klę­czy już, lecz stoi na lek­ko ugię­tych no­gach, a miecz w jego ręku na­gle opa­da w dół, ostrze lepi się od krwi. I męż­czy­zna przed nim chwie­je się, twarz ma jak po ude­rze­niu ko­wal­skim mło­tem, nie jest już tym iro­nicz­nym la­lu­siem, po­wo­li opusz­cza broń i ła­pie się za brzuch. I to nic nie da, rana za­czy­na się tuż nad pra­wym bio­drem, a koń­czy na wy­so­ko­ści le­we­go ra­mie­nia, i ani kol­czu­ga, ani skó­rza­ny ka­ftan nie po­wstrzy­ma­ły ostrza. I Alt­sin skądś wie, że to do­bre cię­cie, śmier­tel­ne. I pa­trzy w oczy ba­ro­na i wi­dzi ten mo­ment, gdy jego du­sza od­cho­dzi, gdy ga­śnie w nich świa­do­mość. I szlach­cic jest mar­twy, za­nim pada na tra­wę.

– Ewen­net! Eeeeewen­net! – W polu wi­dze­nia po­ja­wia się ró­żo­wa, roz­ma­za­na pla­ma i ba­ro­no­wa do­pa­da cia­ła. Jest płacz, krzyk, ko­bie­ta na klęcz­kach pró­bu­je za­trzy­mać krew, de­spe­rac­ko tuli się do zma­sa­kro­wa­nej twa­rzy.

Alt­sin po­pa­trzył na nią, na ra­zie nie­zdol­ny do zro­zu­mie­nia. A po­tem na­gle po­czuł się jak czło­wiek, któ­ry w sa­mym środ­ku sztor­mu wy­pa­da za bur­tę. I wszyst­kie ele­men­ty za­czę­ły do sie­bie pa­so­wać.

Dar­we­nia Le­wen­der, Bie­dron­ka. Ko­chan­ka San­we­sa – i ko­chan­ka Ewen­ne­ta-sek-Gre­sa. Tyl­ko ona wie­dzia­ła, że San­wes jest za­rów­no ba­wi­dam­kiem, jak i zło­dzie­jem, więc po­zna­ła ich ze sobą, by ba­ron zna­lazł od­po­wied­nie na­rzę­dzie do swo­ich pla­nów. I wspo­mnia­ła o mie­czu w brzu­chu San­we­sa, choć we­dług ofi­cjal­nej wer­sji, ba­ron rzu­cił się na za­bój­cę bez żad­nej bro­ni. Zdra­dzi­ła się wte­dy przy­pad­kiem. Och, za­brzę­cza­ło mu w gło­wie, dla­cze­go mia­ła­by się przy to­bie pil­no­wać? W koń­cu je­steś tyl­ko jesz­cze jed­nym zło­dzie­jem z Ni­skie­go Mia­sta. Ni­kim. Tak na­praw­dę przez cały czas oba­wia­ła się tyl­ko hra­bie­go, któ­ry – gdy­by znał jej rolę w tej ca­łej afe­rze – zmió­tł­by ją z po­wierzch­ni zie­mi. To dla­te­go wpu­ści­ła Alt­si­na do domu, bio­rąc go za po­słań­ca od Ter­le­acha. A po­tem na­wet nie mu­sia­ła go na­ma­wiać, by zja­wił się tu­taj z sa­kiew­ką, któ­ra jest je­dy­nym śla­dem łą­czą­cym ją i sek-Gre­sa z fik­cyj­nym za­ma­chem. Na­wet ubra­ła go w czerń, by po­je­dy­nek wy­glą­dał bar­dziej ma­low­ni­czo.

Wy­szcze­rzył się w tru­pim, po­zba­wio­nym cie­nia we­so­ło­ści gry­ma­sie. Oto ja, po­my­ślał. Mały por­to­wy szczur, któ­ry wy­obra­żał so­bie, że może prze­żyć w klat­ce peł­nej wście­kłych ko­tów.

W krę­gu wi­dzów po­ru­szy­ło się kil­ku męż­czyzn. Alt­sin za­re­je­stro­wał to ką­tem oka ra­zem z bły­skiem na sta­lo­wych ostrzach, ale było mu wszyst­ko jed­no. Lu­dzie Wy­sse­ry­nów. Gdy­by nie pa­łasz, prze­wró­cił­by się już na zie­mię.

– Stać!!! Wszy­scy stać!!!

Ten głos nie wrzesz­czał, tyl­ko grzmiał. Jak­by prze­ma­wia­ły nie­bio­sa. Wszy­scy za­mar­li.

– Arol­hu Wy­sse­ry­nie, ten czło­wiek wy­grał po­je­dy­nek uczci­wie, bez po­mo­cy nie­god­ne­go pod­stę­pu, cza­rów lub osób trze­cich. Tak w imie­niu Pana Bi­tew oświad­czam ja, hra­bia Ben­do­ret z domu Ter­le­ach. Czy ktoś się nie zgo­dzi?

Zło­dziej ob­ró­cił gło­wę. Hra­bia stał w cie­niu, przed nim za­ję­ło po­zy­cję dwóch mło­dych szla­chet­ków. Ką­tem oka wy­ło­wił dwóch in­nych, sto­ją­cych nie­co z boku. I ko­lej­nych dwóch w krę­gu ga­piów. Wszy­scy mie­li broń, rę­ko­je­ści pół­to­ra­ków wy­sta­wa­ły im zza ple­ców, wi­dok na przy­ję­ciu ty­leż nie­rze­czy­wi­sty, co ab­sur­dal­ny. To nie były szla­chec­kie kor­dy czy inne ozdob­ne za­baw­ki, tyl­ko broń wo­jow­ni­ków. Ta­kich mie­czy uży­wa­ła cięż­ka na­jem­na pie­cho­ta.

– Za­brać ran­ne­go do mo­ich kom­nat – roz­ka­zy hra­bie­go pa­da­ły już ci­szej, ale nie było wąt­pli­wo­ści, że zo­sta­ną wy­ko­na­ne co do joty. – Ba­ro­na sek-Gre­sa po­ło­żyć w Sali Mie­czo­wej, służ­ba zaj­mie się cia­łem. Ju­tro bę­dzie­my opła­ki­wać ko­goś, kto żył jak wo­jow­nik i po­legł śmier­cią wo­jow­ni­ka. Chwa­ła pa­mię­ci o jego czy­nach.

To da­lej przed­sta­wie­nie, my­ślał zło­dziej, gdy za­bie­ra­no mu broń, uj­mo­wa­no pod ręce i de­li­kat­nie pro­wa­dzo­no w stro­nę re­zy­den­cji. To na­dal sztu­ka te­atral­na, bo on nie wy­mie­nił imie­nia ba­ro­na, a po­wi­nien... w koń­cu chło­pak był tu ho­no­ro­wym go­ściem... a hra­bia ani razu nie wy­mie­nił jego imie­nia... Po­dob­no sta­ra szlach­ta ni­g­dy nie kala so­bie ust imie­niem swo­je­go wro­ga.

Alt­sin za­chwiał się i po­czuł, że pada.

* * *

Gdy otwo­rzył oczy, pół­le­żał na mięk­kiej so­fie, a pra­wy bark miał spuch­nię­ty do roz­mia­rów koń­skiej gło­wy. De­li­kat­nie do­tknął ręką ban­da­ży, war­stwy płót­na wy­da­wa­ły się mieć kil­ka cali gru­bo­ści. Zro­bi­li mu opa­tru­nek, psia­krew, a gdy tra­cił przy­tom­ność, był prze­ko­na­ny, że po­zwo­lą mu się wy­krwa­wić. Tak by­ło­by naj­le­piej dla wszyst­kich.

W kom­na­cie pa­no­wa­ły pół­mrok i ci­sza. A prze­cież przy­ję­cie po­win­no trwać. Za­mru­gał, pół­mrok w po­miesz­cze­niu brał się wprost z ró­żo­wie­ją­ce­go nie­ba, za­glą­da­ją­ce­go w sze­ro­kie okno. Świ­ta­ło.

Ktoś po­ru­szył się w ciem­nym ką­cie.

– Oprzy­tom­nia­łeś. – Usły­szał nie py­ta­nie, lecz stwier­dze­nie fak­tu. – Do­brze. Mój me­dyk twier­dzi, że cios jed­nak omi­nął nerw, choć za­le­d­wie o dzie­sią­tą część cala – w gło­sie nie da­ło­by się ukryć po­nu­re­go roz­ba­wie­nia, na­wet gdy­by jego wła­ści­ciel pró­bo­wał to zro­bić. Nie pró­bo­wał. – Czy­li nie bę­dziesz spa­ra­li­żo­wa­ny. Ale stra­ci­łeś spo­ro krwi.

Alt­sin sku­pił wresz­cie wzrok na mó­wią­cym. Hra­bia uśmiech­nął się dziw­nie i ski­nął gło­wą.

– Do­bra wal­ka, chłop­cze. Masz du­szę wo­jow­ni­ka, mimo że nie wy­szy­wasz mo­no­gra­mów na koł­nie­rzu. Choć two­ją rolą mia­ło być tyl­ko przyj­ście tu i śmierć. Nasz dro­gi ba­ron – wzrok szlach­ci­ca stward­niał – ra­zem ze swo­ją ko­chan­ką wszyst­ko so­bie do­kład­nie za­pla­no­wa­li. Od­zy­sku­ją sa­kiew­kę, a jed­no­cze­śnie ba­ron zy­sku­je sła­wę obroń­cy ho­no­ru mia­sta i Pana Bi­tew. To mia­ło za­pew­ne jesz­cze bar­dziej zbli­żyć go do mnie. Byli prze­ko­na­ni, że nie masz szans w po­je­dyn­ku. I pra­wie im się uda­ło.

Zło­dziej od­dy­chał z tru­dem.

– Wszyst­ko wiesz... – pró­bo­wał to po­wie­dzieć gło­śno, ale z gar­dła wy­do­był mu się tyl­ko szept.

– Tak. Od daw­na. – Go­spo­darz za­śmiał się ci­cho. – Bra­łem udział w in­try­gach to­czo­nych prze­ciw im­pe­rial­nym Szczu­rom, w cza­sach, gdy Me­ekhan wy­co­fy­wał się na wschód i nie wia­do­mo było, czy nie ze­chce jed­nak za wszel­ką cenę utrzy­mać uj­ścia El­ha­ran. Gra­łem w pod­cho­dy prze­ciw ro­dzi­nie ksią­żę­cej, żeby nasz mi­ło­ści­wie pa­nu­ją­cy nie zruj­no­wał mia­sta, kil­ko­ma li­sta­mi zdją­łem blo­ka­dę nes­bordz­ką i roz­bi­łem so­jusz Mit­tar­czy­ków z tymi pół­noc­ny­mi pi­ra­ta­mi. A Wy­sse­ry­ni są­dzi­li, że na­bio­rę się na za­bój­cę, przed któ­rym rze­ko­mo oca­lił mnie ich wy­słan­nik. Przy­znam, że daw­no nie mia­łem ta­kiej ra­do­ści, gdy ob­ser­wo­wa­łem, jak wszy­scy od­gry­wa­ją swo­je role, prze­ko­na­ni, że za­tra­ci­łem się w ich przed­sta­wie­niu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x