Robert Wegner - Wschód - Zachód

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– I jak się panu po­do­ba na­sze mia­sto, ka­pi­ta­nie? – py­ta­nie pa­dło nie­spo­dzie­wa­nie, jak­by Ewen­net-sek-Gres w jed­nej chwi­li za­po­mniał o swo­im prze­ciw­ni­ku. Trud­no było le­piej wy­ra­zić lek­ce­wa­że­nie roz­mów­cy. Alt­sin doj­rzał na twa­rzy star­sze­go szlach­ci­ca nie­do­wie­rza­nie zmie­sza­ne z wście­kło­ścią.

– Nie od­wra­caj się do mnie ple­ca­mi, sek-Gres... – wy­sy­czał.

– Wy­star­czy. – Blon­dyn uśmiech­nął się lek­ko. – Jak mó­wią, sta­ra szlach­ta ni­g­dy nie wy­mie­ni imie­nia oso­by nie­lu­bia­nej czy swo­je­go wro­ga, ale tak osten­ta­cyj­ne pod­kre­śla­nie swo­je­go szla­chec­twa może spro­wo­ko­wać py­ta­nie, co wła­ści­wie chcesz ukryć, gur-Do­res. W tej chwi­li mam ocho­tę po­roz­ma­wiać z ka­pi­ta­nem Klan­nem, gur-Do­res. Je­śli jed­nak po­czu­łeś się ura­żo­ny moim za­cho­wa­niem, jest spo­sób, by­śmy roz­wią­za­li to jak lu­dzie ho­no­ru. Oczy­wi­ście będę wię­cej niż usa­tys­fak­cjo­no­wa­ny, je­śli przy­ślesz w za­stęp­stwie naj­star­sze­go syna. Jego wier­sze są tak kiep­skie, że z przy­jem­no­ścią wy­świad­czę świa­tu przy­słu­gę, ucząc go na­le­ży­te­go sza­cun­ku do po­ezji.

Więk­szość obec­nych par­sk­nę­ła śmie­chem, a wo­kół Fer­le­sa-gur-Do­re­sa zna­la­zło się na­gle kil­ku mło­dych męż­czyzn w stro­jach po­zba­wio­nych mo­no­gra­mów. Star­szy szlach­cic zo­stał spraw­nie, lecz grzecz­nie od­pro­wa­dzo­ny w kąt, do resz­ty ro­dzi­ny.

– Za­ufa­ni hra­bie­go, zwró­cił pan już na nich uwa­gę, ka­pi­ta­nie? Krę­cą się po sali. Od dwóch mie­się­cy za­wsze to­wa­rzy­szą go­spo­da­rzo­wi, lecz z ni­kim nie roz­ma­wia­ją i nie na­wią­zu­ją żad­nych zna­jo­mo­ści. Taka nie­ofi­cjal­na straż oso­bi­sta. Co pan są­dzi o tym zwy­cza­ju?

– Po­dob­no na po­łu­dniu Me­ekha­nu każ­dy szlach­cic, a na­wet bo­ga­ty ku­piec, cho­dzi z wła­snym straż­ni­kiem, któ­ry w ra­zie po­trze­by sta­je za nie­go do po­je­dyn­ku.

Blon­dyn uśmiech­nął się sze­ro­ko.

– Ja też o tym sły­sza­łem. I dla­te­go wła­śnie Im­pe­rium musi upaść. Kraj, w któ­rym szlach­ta, kwiat i ko­ro­na spo­łecz­no­ści, boi się o wła­sną skó­rę, jest ska­za­ny na klę­skę. Zwłasz­cza je­śli bo­go­wie ob­da­rza­ją­cy wo­jen­nym szczę­ściem nie znaj­du­ją w nim na­le­ży­te­go sza­cun­ku. Pani Woj­ny, Pan Bi­tew, Wład­ca To­po­ra. Wszy­scy mają w Me­ekha­nie swo­je świą­ty­nie, lecz są one małe i skrom­ne. Zbyt małe i skrom­ne, moim zda­niem. A jak to wy­glą­da w Ar-Mit­tar? Re­agwyr za­jął już tam na­leż­ne mu miej­sce? Alt­sin uśmiech­nął się i uniósł brwi. Gdzieś w polu wi­dze­nia prze­pły­nę­ła pla­ma różu, lecz ba­ro­no­wa naj­wy­raź­niej nie mo­gła mu po­móc.

– W ja­kim sen­sie?

– No jak to? Py­tam, czy po­dob­nie jak w Pon­kee-Laa Świą­ty­nia Pana Bi­tew zy­sku­je co roku tak licz­ne za­stę­py no­wych wy­znaw­ców.

– Je­stem ma­ry­na­rzem, ba­ro­nie. – Zło­dziej zro­bił unik. – Bar­dziej niż na Re­agwy­rze po­le­gam na opie­ce Ganr i Aelur­di.

– Bliź­nię­ta Mórz. Jak­że mógł­bym o nich za­po­mnieć. Ich ka­pła­ni na­dal co mie­siąc, bez wzglę­du na po­go­dę, prze­pły­wa­ją trzy mile w oce­anie?

– Tak. Jak każe zwy­czaj.

– Ha. W ta­kim ra­zie ka­pła­ni Re­agwy­ra po­win­ni cały czas ćwi­czyć cia­ło i du­sze do wal­ki, hę? Po­win­ni być mi­strza­mi szer­mier­ki oraz zna­ko­mi­ty­mi stra­te­ga­mi, nie są­dzisz?

– Być może – zgo­dził się ostroż­nie.

– Po­dob­no świą­ty­nie mają być na­czy­nia­mi, cze­ka­ją­cy­mi, aż bóg ze­chce ob­ja­wić się świa­tu jako awen­de­ri. Cia­ła ka­pła­nów po­win­ny za­tem po­zo­sta­wać w naj­wyż­szej for­mie. Jak są­dzisz, Re­agwyr był­by dziś za­do­wo­lo­ny ze swo­ich sług? Czy gdy­by ze­chciał wy­peł­nić ludz­kie cia­ło, zjed­no­czyć się z czy­jąś du­szą, miał­by duży wy­bór?

Alt­sin przy­po­mniał so­bie więk­szość hie­rar­chów z więk­szo­ści świą­tyń.

– My­ślę, że gdy­by Re­agwyr miał wy­bie­rać, nie zna­la­zł­by wśród swo­ich ka­pła­nów zbyt wie­lu god­nych, by do­stą­pić tego za­szczy­tu.

– Bo są zbyt gru­bi, głu­pi i tchórz­li­wi, by bie­gać z bro­nią po po­lach bi­tew?

– Wła­śnie.

– Więc twier­dzisz, Mit­tar­czy­ku – ba­ron na­gle pod­niósł głos, aż cała sala przy­ci­chła – że ka­pła­ni Re­agwy­ra w na­szym mie­ście to ban­da spa­sio­nych i bo­jaź­li­wych tę­pa­ków? – Wy­raź­nie ak­cen­to­wał każ­de sło­wo. – A może całe Pon­kee-Laa to we­dług cie­bie mia­sto głup­ców i śmier­dzie­li o za­ję­czych du­szach?

Alt­sin otwo­rzył usta i przez chwi­lę nie mógł wy­du­sić z sie­bie sło­wa. Gdzie się po­dział ten przy­ja­ciel­ski i uprzej­my szlach­cic, któ­ry pod­szedł do nie­go przed kil­ko­ma chwi­la­mi? Te­raz Ewen­net-sek-Gres trząsł się z obu­rze­nia, praw­dzi­we­go czy po­zo­ro­wa­ne­go, na prze­mian bladł i czer­wie­niał i wi­dać było, że tyl­ko sza­cu­nek dla go­spo­da­rza po­wstrzy­mu­je go od rzu­ce­nia się na zło­dzie­ja.

– Może więc... znaj­dziesz w so­bie dość od­wa­gi, by za­dość­uczy­nić tej obe­ldze tak, jak przy­sta­ło męż­czyź­nie...? Hę, Mit­tar­czy­ku?

Wo­kół nich zro­bi­ło się pu­sto. Jak­by nie­wi­dzial­ny wir ode­ssał go­ści na boki.

– O co cho­dzi? – Za­nim zło­dziej zdą­żył od­po­wie­dzieć, po­ja­wił się przed nimi hra­bia Ter­le­ach.

– Ten obcy ob­ra­ził wła­śnie mia­sto i Świą­ty­nię Re­agwy­ra, pa­nie hra­bio.

Alt­sin nie za­uwa­żył, kto się usłuż­nie ode­zwał, ale nie mia­ło to zna­cze­nia. Gdy­by sek-Gres na­gle stwier­dził, że ten Mit­tar­czyk ogło­sił się wła­śnie ce­sa­rzem, wszy­scy jak je­den mąż też by to po­twier­dzi­li.

– Ka­pi­ta­nie? – Ary­sto­kra­tycz­na twarz go­spo­da­rza zwró­ci­ła się ku nie­mu.

Zło­dziej spoj­rzał mu pro­sto w oczy.

– Być może zo­sta­łem źle zro­zu­mia­ny... – za­czął nie­pew­nie.

– Nie. – Ba­ron wszedł mu w sło­wo. – Sły­sza­łem wy­raź­nie. A ta­kie obe­lgi nie mogą ujść pła­zem. Sko­ro ob­ra­ził Pana Bi­tew, niech on go oce­ni. Żą­dam sądu Re­agwy­ra.

Alt­sin przyj­rzał mu się uważ­nie. Lek­kie zgar­bie­nie ra­mion, dło­nie za­ci­śnię­te w pię­ści, usta jak wą­ska kre­ska. Szcze­re obu­rze­nie aż pa­ro­wa­ło z mło­de­go szlach­ci­ca. I wte­dy, gdy przez chwi­lę za­po­mniał, z kim ma do czy­nie­nia i nie­mal dał się na­brać, scze­pi­li się spoj­rze­nia­mi. Na mniej niż ude­rze­nie prze­stra­szo­ne­go ser­ca, lecz to wy­star­czy­ło. Na dnie źre­nic ba­ro­na nie było nie­na­wi­ści, nie­chę­ci czy pra­gnie­nia re­wan­żu, tyl­ko naj­czyst­sze roz­ba­wie­nie. Mam cię – mó­wi­ło to spoj­rze­nie. Wiem, kim je­steś. Wy­gra­łem.

Chło­pak ode­rwał wzrok i w ota­cza­ją­cym ich tłu­mie od­szu­kał ba­ro­no­wą. Cze­kał, kie­dy za­in­ter­we­niu­je. Mia­ła do­kład­nie taką minę, jaką po­win­na mieć oso­ba za­pra­sza­ją­ca nie­zbyt do­brze zna­ne­go jej ka­pi­ta­na mit­tar­skiej ga­le­ry, któ­ry przez głu­po­tę ob­ra­ził naj­lep­sze­go szer­mie­rza w mie­ście. Za­kło­po­ta­nie i nie­pew­ność oraz lek­ko płacz­li­we skrzy­wie­nie warg osób­ki, któ­ra już wie, że bę­dzie mu­sia­ła prze­pra­szać go­spo­da­rza za nie­od­po­wied­nie za­cho­wa­nie swo­je­go go­ścia. Wy­da­wa­ła się za­sko­czo­na, nie­pew­na i lek­ko prze­stra­szo­na.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wschód - Zachód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wschód - Zachód»

Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x