Robert Wegner - Wschód - Zachód
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Wegner - Wschód - Zachód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2010, ISBN: 2010, Издательство: Powergraph, Жанр: Старинная литература, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wschód - Zachód
- Автор:
- Издательство:Powergraph
- Жанр:
- Год:2010
- ISBN:9788361187165
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wschód - Zachód: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wschód - Zachód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wschód - Zachód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wschód - Zachód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Łup, łup, łup.
Pamiętał, jak zeszli do głównego pomieszczenia i stanęli przy drzwiach. Nie chciały się otworzyć, co już było dziwne, ale nie zwrócili na to uwagi. Ani na dziwny kolor płomieni oliwnych lamp i nagłą, obezwładniającą słabość. Pamiętał, jak inkwizytor syknął coś ostrzegawczo, a wtedy drzwi otworzyły się nagle same i fala Mocy, która zza nich popłynęła, rzuciła nimi w tył. Tylko tyle...
Otworzył prawą dłoń i wyszeptał kilka słów. Pomiędzy palcami zapłonęło niewielkie światełko. Natychmiast rozpoznał loch. Odwrócił głowę i spojrzał na Miecz. Czarny cień tkwił za jego plecami nieporuszony od tysięcy lat. Odsunął się, najdalej jak mógł. Bezpośredni kontakt z klingą wysysał siły szybciej niż otwarta rana. Ta Seehijka o tym wiedziała, ale z jakąś ponurą determinacją trzymała się życia, a jej upór budził w nim najgorsze instynkty. Z prawdziwą przyjemnością przychodził tu nocami i uczył ją pokory.
Łup, łup, łup.
Poczuł ból. Z prawego nadgarstka spływała mu struga krwi, z lewego także. To było zrozumiałe, jeśli chcieli go tu przykuć, musieli tak naznaczyć ostrze. Rana, okowy zaciśnięte na niej, przyklejające się do skóry. Po śmierci wiedźmy łańcuchy łaknęły nowej ofiary.
Kątem oka dostrzegł plamę czerwieni pod ścianą. Świątynny płaszcz, obuta w sandał noga. Magiczne światło nie było zbyt silne, zwłaszcza teraz, gdy Miecz wysysał z niego siły. Zmrużył oczy. To był Klessen. Szkarłat jego szaty mieszał się z innym, głębokim, niemal czarnym, biorącym swój początek z szerokiej rany na gardle, plamiącym przód ubrania i wybiegającym wąskim strumieniem w stronę ostrza. Miecz łaknął krwi i nie dopuszczał, aby choć kropla się zmarnowała.
Rozejrzał się szybko i naprzeciw zwłok inkwizytora zobaczył to, czego się spodziewał. Wyglądało na to, że świątynna straż będzie sobie musiała znaleźć nową Bitewną Pięść.
Ale to nic, uspokoił się, nic. On żył. Kimkolwiek byli ci bluźniercy, najwyraźniej myśleli, że przecięcie nadgarstków wystarczy, aby się wykrwawił. To błąd, to duży błąd, bo on przeżyje i znajdzie ich. Znajdzie i...
Łup, łup, łup, brzęk.
Zupełnie jakby ktoś upuścił miedzianą tacę. W ten dźwięk wdarło się nagle skrobanie pazurów i szelest ocierających się o siebie łusek. A potem, zanim zdołał zinterpretować te odgłosy, do lochu wpadła śmierć. Długie na ponad siedem łokci, pokryte kostnym pancerzem cielsko zdawało się poruszać wbrew prawom natury, zginać i załamywać pod niewyobrażalnymi kątami. Jakby kości i mięśnie rozmieszczono pod skórą według jakiegoś niespotykanego, alogicznego schematu.
Po chwili stwór znieruchomiał, wydając się rozumieć, że człowiek nie może się ani bronić, ani uciekać. Stanął kilka kroków przed nim i wlepił bursztynowe ślepia w twarz ofiary. Długi, biały jęzor wywiesił spomiędzy trójkątnych zębów, odsłoniętych niczym w pastiszu uśmiechu.
A Tyg-ger-Frenn, Wielki Klucznik Świątyni i drugi w kolejce do godności arcykapłana, wrzasnął i po prostu zeszczał się w spodnie. W ostatniej chwili pomyślał jeszcze, że dwadzieścia lat temu, zanim zaczęli karmić Miecz życiem innych ludzi, jego klinga rozbłysłaby blaskiem serca gwiazdy. Ale nie teraz.
A śmierć uśmiechnęła się jeszcze szerzej i skoczyła mu na spotkanie. Jej na pewno nikt nie zarzuci partactwa.
Magiczne światełko zgasło o wiele szybciej niż skowyt kapłana.
Sakiewka pełna węży
Dzień kończył się przepięknym zachodem słońca.
Był to jeden z tych zachodów, kiedy słońce, tonąc w morzu, zdaje się podświetlać od spodu jego powierzchnię, aż cały widnokrąg płonie różnymi odcieniami szkarłatu. Nie było wiatru, ale powietrze miało przedziwny aromat, sprawiający, że ludzie oddychali pełną piersią i uśmiechali się mimowolnie. Każdy uczciwie pracujący człowiek powie, że w taki wieczór niewiele jest rzeczy lepszych niż kufel chłodnego piwa w towarzystwie przyjaciół i słuchanie plotek do późnej nocy.
Altsin opierał się o mur oddzielający Klawelę od reszty miasta i patrzył w stronę morza.
Położona poniżej Stara Przystań, dzielnica marynarzy, rybaków i szkutników, odziała się w purpurę ostatnich promieni słońca i wyglądała naprawdę ładnie. Białe ściany domów, tawern i magazynów przybrały kolor starego wina, a cienie między nimi wyglądały jak pociągnięcia pędzlem szalonego malarza. Całość z pewnością warta była obrazu. Albo przynajmniej szkicu.
Złodziej nie miał w tej chwili nic więcej do roboty poza podziwianiem widoków. Od kilkunastu lat Wysokie Miasto odgradzało się od reszty Ponkee-Laa murem, dobudowując jego kolejne fragmenty w miarę, jak Rada zbierała na nie pieniądze. Hrabiowie i baronowie, zarówno ci ze starych rodów, jak i nowobogaccy, którzy kupili tytuły już po odejściu Imperium, najwyraźniej nie życzyli sobie, żeby marynarze, drobni kupcy, rybacy i inna hołota wchodziła bez przeszkód na ich piękne ulice. A że Klawela była dzielnicą Wysokiego Miasta położoną najbliżej portu, jej mur był najwyższy i najlepiej strzeżony.
Altsinowi nie pozostawało więc nic poza podziwianiem gry światła i cienia w położonych niżej rejonach miasta. Zresztą, jeśli w mieście istniało coś bardziej regularnego niż wschody i zachody słońca, to był nim właśnie rozkład dnia baronowej Lewender. A to oznaczało, że lada moment Sanwes przejdzie przez furtkę w murze.
W chwili, gdy to pomyślał, skrzypnęły zawiasy, rozległo się uniżone „Miłego wieczoru, paniczu” i minęła go wysoka, szczupła postać. Złodziej przez chwilę mierzył ją wzrokiem, patrząc z mieszaniną rozbawienia i niesmaku na obcisłe, skórzane spodnie, jedwabną koszulę, atłasową pelerynkę fantazyjnie przerzuconą przez ramię i jasne loki, w modnym nieładzie spadające na plecy. Bawidamek, psiakrew.
Altsin gwizdnął na palcach i odkleił się od muru. Sanwes stanął, obejrzał się przez ramię i wyszczerzył dość głupio.
– Mam polecenie od Grubego. – Altsin nie bawił się w powitania.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wschód - Zachód»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wschód - Zachód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wschód - Zachód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.